Kościół i koronawirus. Prawa szabatu muszą ustąpić prawu miłości
Zbawienie nie zależy jedynie, ani przede wszystkim, od chodzenia, czy niechodzenia do kościoła, ale od wiary. Nie w życie wieczne, ale w Jezusa, którego twarzą zawsze byli i są ci, którzy „źle się mają”.
„Jeśli jednak Kościół, a szerzej religia mają mieć sens, jeśli mają zachować swoje znacznie - napisał Tomasz Terlikowski - to muszą one zachować własną logikę działania, która oparta jest na odmiennych założeniach dotyczących rzeczywistości. Ta jest zaś taka, że poza tym życiem, poza życiem doczesnym istnieje jeszcze życie wieczne. I to ono jest najważniejsze. «Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa. Bo cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie?»” (Łk 9,24-25) - mówi Jezus do swoich uczniów.
To jest logika Ewangelii. I kierując się nią, nie ma nic ważniejszego, niż życie wieczne. Jeśli troska o życie doczesne ma zaszkodzić życiu wiecznemu, jeśli w imię zachowania tego życia odbieramy sobie życie wieczne, to... szkodzimy temu, co najważniejsze. (…) Msza Święta, [jest] powtórzeniem i uobecnieniem Ofiary Jezusa Chrystusa na Golgocie. Nic ważniejszego w świecie niż sprawowanie Eucharystii się nie dokonuje. Tak wiem, że brzmi to w uszach osób niewierzących jak szaleństwo, ale tak właśnie wierzą katolicy. Ci, którzy wierzą, jak katolicy”. Czyżby?
Znamy przecież ludzi, którzy w swoim odczuciu bardzo kochali mszę i w ogóle wszystkie inne nabożeństwa, ale nie kochali ludzi, a więc i Boga. „Bracia moi! Jaki z tego pożytek - mówi Jakub Apostoł - jeśli ktoś mówi, że wierzy, a nie potwierdza tego czynami? Czy taka wiara może go zbawić? (…) Tak więc wiara, która nie jest potwierdzona czynami martwa jest sama w sobie. (…) człowiek zostaje uznany za sprawiedliwego dzięki uczynkom, a nie dzięki samej tylko wierze. (…) Jak więc ciało bez ducha jest martwe, tak i wiara bez uczynków jest martwa” (por. Jk 2,14-26). Jezus żyje przecież nie tylko utajony w Najświętszym Sakramencie, ale żyje w nas, w Kościele. To my, Kościół, jesteśmy Jego ciałem, krwią i słowem.
Msza to jeszcze nie wszystko
W Konstytucji o liturgii świętej czytamy: „Liturgia (…) jest szczytem, do którego zmierza działalność Kościoła, i jednocześnie jest źródłem, z którego wypływa cała jego moc” (KL 10). „Lecz życie duchowe nie ogranicza się do udziału w samej tylko liturgii. (…) Apostoł [Paweł] poucza nas, że mamy zawsze nosić na ciele swoim umartwienie Jezusowe, aby i życie Jezusowe przejawiło się w naszym ciele śmiertelnym. Dlatego w ofierze Mszy świętej błagamy Pana, aby «przyjąwszy duchową ofiarę, nas samych uczynił wieczystym darem” dla siebie»” (KL 12). Podarować siebie Bogu, znaczy oddać się do Jego dyspozycji. Często wbrew sobie, wbrew własnym marzeniom i wyobrażeniom o szczęśliwym życiu również religijnym i kościelnym mówić: „usłyszałem głos mojego Pana: «Kogo mam posłać i kto Nam pójdzie?". Odpowiedziałem: Oto jestem! Poślij mnie!»” (Iz 6,8). Nie można więc zamykać Jezusa w kościele, w obrzędzie, w liturgii, gdyż jest On we wszystkim i ponad wszystkim, jak mówi Ignacy z Loyoli. Nie możemy też siebie zamykać w obrębie świątyni, jak też doktryny, gdyż wtedy wiara, religia, stają sie ideologią, czymś użytecznym do np. uzasadnienia wszystkiego, czego człowiek zapragnie z największymi zbrodniami włącznie.
Co więc wiemy o Eucharystii? Tylko tyle: „Ja bowiem otrzymałem od Pana to - mówi Paweł Apostoł - co wam przekazałem: Pan Jezus, tej nocy, której został wydany, wziął chleb, odmówił modlitwę dziękczynną, połamał i powiedział: To jest moje Ciało za was. Czyńcie to na moją pamiątkę. Podobnie po wieczerzy wziął kielich, mówiąc: Ten kielich jest nowym przymierzem w mojej Krwi. Ilekroć z niego pić będziecie, czyńcie to na moją pamiątkę. Ile razy bowiem będziecie jeść ten Chleb i pić z tego kielicha, będziecie ogłaszać śmierć Pana, aż przyjdzie” (1 Kor 11, 23-28).
Ustanawiając Eucharystię, Jezus korzysta z rytu wieczerzy paschalnej. Jeśli więc chciałoby się wrócić do jakiegoś pierwotnego sprawowania Eucharystii, trzeba by wrócić do rytu Ostatniej Wieczerzy, a wtedy zamiast stać i siedzieć przy ołtarzu, musielibyśmy leżeć na wygodnych tapczanikach. Zamiast, jak jest dzisiaj, podawać Chleb i Wino wprost do ust, bralibyśmy je do rąk i nawzajem sobie podawali. Reszta, czyli to wszystko, co dzisiaj nazywamy mszą, jest dziełem Kościoła, tworzonym oczywiście pod natchnieniem Ducha Świętego, ale też ducha czasu, ducha tego świata, jak mówi Karl Rahner SJ. Stąd msza „zmienna jest” do tego stopnia, że nawet o formule konsekracyjnej, jaką znamy z naszej mszy, nie możemy powiedzieć, że jest najważniejszą częścią obrzędu. Przecież Asyryjski Kościół Wschodu do dziś używa anafory Addaja i Mariego z III a może nawet II w. „Jednak ta Anafora, przejmowana z zachowanych najstarszych kodeksów i używana w nieprzerwanej tradycji liturgicznej Asyryjskiego Kościoła Wschodu, nie zawiera spójnego opisu ustanowienia”, kiedy tymczasem „Kościół Katolicki uważa słowa ustanowienia jako istotną część Anafory lub Modlitwy eucharystycznej”. Co więcej, „Kościół Katolicki uznaje Asyryjski Kościół Wschodu jako prawdziwy Kościół partykularny, zbudowany na ortodoksyjnej wierze i sukcesji apostolskiej.
Asyryjski Kościół Wschodu zachował także w pełni Eucharystyczną wiarę w obecność naszego Pana pod postaciami chleba i wina oraz w ofiarniczy charakter Eucharystii” (Papieska Rada do spraw Popierania Jedności Chrześcijan, Wskazania dotyczące dopuszczania do Eucharystii między Kościołem Chaldejskim i Asyryjskim Kościołem Wschodu, przekład Marek Blaza SJ). W rezultacie wyznawcy Asyryjskiego Kościoła Wschodu i Chaldejskiego Kościoła Katolickiego, choć nadal rozdzielonych, w razie konieczności mogą przyjmować sakramenty pokuty, Eucharystii i namaszczenia chorych nawzajem od swoich szafarzy. Nie absolutyzujmy więc naszego sposobu sprawowania Eucharystii i nie odrzucajmy przez to samo naszych sióstr i braci w wierze. Wyrażanej w inny sposób, ale z tego nie wynika, że ta wiara jest zaraz heretycka, schizmatycka, czy po prostu nieprawdziwa. Podobnie ma się rzecz z przykazaniami kościelnymi.
Ostrożnie z przykazaniami
Karl Rahner SJ w „Podstawowym wykładzie wiary” twierdzi, że „W odniesieniu do przykazań kościelnych, nie mających bezpośrednio statusu przykazań Bożych, istnieje znaczny margines interpretacji ze strony jednostki, która niewątpliwie może uznać, że w pewnych okolicznościach nie jest w swoim sumieniu zobowiązana do przestrzegania określonego przykazania kościelnego, określonego kościelnego rozporządzenia. W takich przypadkach na przykład miłość, a nie tylko sytuacja przymusowa może nas zwolnić od przykazania kościelnego, całkiem niezależnie od tego, że istnieje oczywiście możliwość wyraźnej kościelnej dyspensy udzielanej przez władzę kościelną”. Mając to wszystko na uwadze, trzeba powiedzieć, że ma rację Krzysztof Mądel SJ, kiedy mówi: „Niezależnie od tego, czy biskupi to [znaczy się dyspensę] ogłoszą czy nie, jeśli katolik rezygnuje z niedzielnej mszy w imię troski o zdrowie własne i innych, to nie tylko nie popełnia grzechu, ale wykazuje się cnotą, zwłaszcza, gdy zachęcają go do tego państwowe służby sanitarne”. Ma też rację Piotr Żyłka deklarując: „W niedzielę nie pójdę na Mszę. I zachęcam Was, żebyście zrobili tak samo. Zdaję sobie sprawę, że pewnie ta deklaracja i zachęta wywoła wiele skrajnych reakcji, ale długo o tym myślałem i brałem tę sprawę na modlitwę. W rezultacie podjąłem taką decyzję i jestem głęboko przekonany, że tak trzeba. Dlatego się dzielę”. Uzasadnienie biblijne dla takiego stanowiska łatwo znaleźć właśnie w logice Kościoła.
Logika Kościoła
Logiką Kościoła jest logika Chrystusa. A jaka jest ta Jezusowa logika, żeby się tego dowiedzieć, wystarczy zastanowić się, co samo w sobie już będzie modlitwą, nad jednym, choć jest wiele więcej, fragmentem Ewangelii według Mateusza:
„Pewnego razu Jezus przechodził w szabat wśród pól obsianych zbożem. Jego uczniowie byli głodni, zaczęli więc zrywać kłosy i jeść. Gdy zobaczyli to faryzeusze, powiedzieli: «Twoi uczniowie robią to, czego nie wolno robić w szabat». On im odpowiedział: «Czy nie czytaliście, co zrobił Dawid i jego towarzysze, kiedy byli głodni? Jak wszedł do domu Bożego on sam i ci, którzy z nim byli, i jedli poświęcone chleby, które wolno było spożywać jedynie kapłanom? Albo czy nie czytaliście w Prawie, że w szabat kapłani naruszają w świątyni szabat, a są bez winy? Oświadczam wam: Tu jest coś większego niż świątynia. Gdybyście zrozumieli, co znaczą słowa: Miłosierdzia chcę, a nie ofiary, nie potępialibyście niewinnych. Bo Syn Człowieczy jest Panem szabatu». Potem oddalił się stamtąd i wszedł do synagogi. Był tam człowiek, który miał bezwładną rękę. Ponieważ chcieli oskarżyć Jezusa, zapytali Go: «Czy wolno w szabat uzdrawiać?». On odpowiedział: «Jeżeli komuś z was w szabat wpadnie do dołu owca, czy nie chwyci jej i nie wyciągnie? A przecież człowiek jest znacznie ważniejszy niż owca. Tak więc wolno czynić dobrze także w szabat». Potem powiedział do tego człowieka: «Wyciągnij rękę!». Ten wyciągnął ją i stała się znów sprawna, jak druga. A faryzeusze wyszli i naradzali się, w jaki sposób zabić Jezusa” (Mt 12,1-14). No i masz ci los, okazuje się, że nawet cud nie przekona tych, którzy nie zrozumieli, co znaczą słowa: „Miłosierdzia chcę, a nie ofiary”.
Każdego dnia na naszych oczach coraz więcej naszych sióstr i braci w człowieczeństwie i wierze - niby owa ewangeliczna owca - wpada w chorobę, która za nic ma wszelkie zaklęcia łącznie z tymi, które podpierają się Bożym imieniem. Wirusa, też przecież Boże stworzenie, nie odstrasza święcona woda ani biurokratyczne zarządzenia w rodzaju odprawiajmy więcej mszy, to wtedy zadośćuczynimy wymogom służb epidemiologicznym i tym samym odsuniemy od siebie groźbę zarażenia. Ciężko też jest przyjąć za prawdę stwierdzenie, że „jest niewyobrażalne, abyśmy nie modlili się w naszych kościołach”. Takiej możliwości nie trzeba sobie wyobrażać, ona już się zmaterializowała - Plac Świętego Piotra i bazylika pod jego wezwaniem świeci pustkami. Poza tym pamiętamy, a i dzisiaj tak się dzieje, że przez dziesiątki lat, a bywało że i przez parę setek, chrześcijanie nie modlili się w kościołach i nie odprawiali mszy, a jednak wiarę zachowali.
A zbawienie? Nie zależy jedynie, ani przede wszystkim, od chodzenia, czy nie chodzenia do kościoła, ale od wiary. Nie w życie wieczne, ale w Jezusa, którego twarzą zawsze byli i są ci, którzy „źle się mają”. „Zapewniam was: Wszystko, co zrobiliście dla jednego z tych najmniejszych moich braci, zrobiliście dla Mnie”.
Autor cytatu rozpoczynającego tę wypowiedź przywołał słowa Chrystusa: „Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa. Bo cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie?”. Zapomniał jednak zauważyć, że dzisiaj ci, którzy tracą życie, tracą je nie dlatego, że giną ze względu na Jezusa, nie zabijają ich nieprzyjaciele Boga, ale Jego wyznawcy, którzy zapomnieli, czego Bóg od nich oczekuje: „Miłosierdzia chcę, a nie ofiary”. Żadna to pobożność i żadne to poświęcenie narażać siebie, a co gorsza innych, na infekcję.
***
Zanim więc człowiek zmarnuje szansę na życie wieczne, wieczną rzeczywistość, najpierw marnuje życie doczesne, doczesną rzeczywistość. Nie mamy więc wyjścia, prawa szabatu muszą ustąpić prawu miłości. Chrześcijański szabat nie może być wrogiem dobra.
Skomentuj artykuł