„Mówili, że Polacy są chłodni. Polska nauczyła mnie bliskości, której się nie spodziewałem”. Chorwacki jezuita wspomina swój pobyt nad Wisłą

„Mówili, że Polacy są chłodni. Polska nauczyła mnie bliskości, której się nie spodziewałem”. Chorwacki jezuita wspomina swój pobyt nad Wisłą
Logo źródła: Jezuici Ivan Marinković SJ

Przyjechał do Polski jako 23-letni zakonnik „na formację”, a wyjechał z drugim domem w sercu. Chorwacki jezuita obala mit chłodnych Polaków i opowiada, jak cisza, realizm, drobne gesty i nieoczekiwana bliskość ludzi stały się dla niego szkołą dojrzewania, wiary i życia. To opowieść o tym, że czasem nie szuka się domu – a i tak się go znajduje.

Z czasem odkryłem, że Polacy nie są chłodni. Jest w was coś bardzo prostego i jednocześnie pięknego: zero udawania. Jedno serdeczne zdanie, jeden uśmiech, jedno „chodź, usiądź z nami” potrafią znaczyć więcej niż wielkie deklaracje. W Polsce zrozumiałem, jak wielką moc mają małe gesty. Szczególnie mocno doświadczyłem tego, gdy mój tato zachorował na raka. Wtedy współbracia i bliscy okazali mnie i mojej rodzinie ogromną troskę i wsparcie. Każdego dnia czułem ich bliskość. Miałem poczucie, że należę do rodziny.

DEON.PL POLECA





To, co wam, drodzy Polacy, wydaje się zwyczajne, dla mnie było nowością. Nawet sposób, w jaki ludzie ze sobą rozmawiają, jak pracują, jak się zachowują i jak świętują. Nowe było to, jak się modlicie i jak żyjecie swoją wiarą. Mimo trudności od pierwszych dni czułem, że to będzie dla mnie dobry czas.

Często słyszałem pytanie: dlaczego przyjechałeś do Polski? Odpowiedź nie jest skomplikowana – przyjechałem tutaj, ponieważ jestem jezuitą. Nasza formacja trwa około jedenastu lat, a mój pobyt w Polsce był jej częścią. Pierwsze dwa lata spędziłem w nowicjacie w Splicie, kolejne trzy na studiach licencjackich w Zagrzebiu. Dopiero po pięciu latach od wstąpienia do zakonu Pan Bóg poprowadził mnie dalej – do miejsca, którego wcześniej nie znałem.

Na samym początku trafiłem do jednego z najpiękniejszych polskich miast – do Krakowa. To tutaj odbywałem tzw. „magisterkę”, czyli etap formacji pomiędzy studiami filozoficznymi a teologią. Choć nazwa może sugerować coś akademickiego, w rzeczywistości chodzi o życie i pracę „w realu”. To czas, w którym jezuita uczy się codzienności: współpracy, odpowiedzialności, relacji i życia we wspólnocie. Przez dwa lata współpracowałem z ekipą Szkoły Kontaktu z Bogiem oraz z powołaniowcem krakowskiej prowincji.

Polska na początku potrafi wydawać się zamknięta i surowa

Pierwsze miesiące były spokojne, ale też bardzo samotne. Polska na początku potrafi wydawać się zamknięta i surowa. Dopiero z czasem odkryłem, że ta twardość nie jest chłodem, lecz pięknym realizmem – wiernością i uczciwością, w której nie ma udawania. Polacy zaczęli mnie budować swoją postawą. Rozmawiali ze mną powoli i cierpliwie. Czasem żartowali z moich błędów językowych, ale nigdy złośliwie – raczej tak, że wszyscy się śmialiśmy. Wielu zapraszało mnie na herbatę, obiad, spacer. Chcieli poznać mnie nie jako „obcego”, ale jako brata.

Ostrzegano mnie, że język polski będzie poważną barierą. Tymczasem nie okazał się aż tak trudny. Może dlatego, że uczyłem się go z miłością i szacunkiem, chcąc naprawdę wejść w świat ludzi, do których zostałem posłany. Kiedy człowiek zaczyna kochać, zaczyna się otwierać. Szybko złapałem melodię języka, dobrze radziłem sobie w szkole językowej, a potem… zacząłem uczyć się gwary śląskiej. Stała się ona moim drugim „językiem serca” i dopowiedziała mi wiele ważnych rzeczy o Polsce.

Kiedy dziś wracam myślami do tamtego czasu, widzę coś, o czym rzadko się mówi. Do Polski przyjechałem, mając zaledwie 23 lata. To wiek, w którym człowiek szuka stabilności, relacji, swojego miejsca w świecie. Ja zostałem wrzucony w zupełnie nową rzeczywistość – daleko od rodziny, przyjaciół i wszystkiego, co znałem. To był prawdziwy skok na głęboką wodę. Nie miałem doświadczenia, nie znałem odpowiedzi na wiele życiowych pytań. Uczyłem się wszystkiego od nowa: pracy, budowania relacji w obcym kraju, radzenia sobie z samotnością, odpowiedzialnością i własnymi słabościami. Były chwile, gdy czułem, że to wszystko mnie przerasta, że oczekiwania są większe niż moje możliwości, że potrzebuję czasu, którego nie mam. Dopiero z perspektywy widzę, jak bardzo ten okres mnie ukształtował. Wtedy naprawdę dojrzewałem. Uczyłem się cierpliwości wobec samego siebie, odwagi w stawaniu przed tym, czego się bałem, i pokory, która przychodzi, gdy trzeba zaczynać od zera. Często mówiłem we wspólnocie, że czuję się jak dziecko – współbracia dobrze znają te słowa.

DEON.PL POLECA


U nas, w Polsce

Wielkim odkryciem był dla mnie polski sposób przeżywania duchowości. Jest w nim miejsce na ciszę: ciszę adoracji, ciszę rekolekcji, ciszę liturgii. To nie była cisza pustki, ale cisza, w której Bóg mówi wyraźniej. W Polsce nauczyłem się modlić spokojniej, słuchać więcej niż mówić i oddawać Bogu to, czego nie rozumiem. Bywały momenty kompletnej bezradności, gdy jedynym miejscem, w którym potrafiłem sobie poradzić, była kaplica – i obecność dobrego Boga, który zawsze tam czekał.



Z czasem pojawili się przyjaciele – prawdziwi, bliscy. Spędziliśmy razem niezliczone godziny na rozmowach, żartach i wspólnej modlitwie. To oni nauczyli mnie polskiego humoru, sposobu myślenia i chyba przekazali mi kawałek polskiego serca. Dzięki nim przestałem myśleć o Polsce jak o „innym kraju”. Zniknęło poczucie samotności. Polska stała się miejscem, które mnie ukształtowało. Szczególnie ciepło wspominam gościnność rodzin moich współbraci, zwłaszcza na Śląsku, gdzie byłem przyjmowany jak własny syn.

Po pięciu latach mogę powiedzieć jedno: nie przyjechałem do Polski szukać domu – ale go znalazłem. Nie dlatego, że zmieniłem adres, lecz dlatego, że zmieniło się moje serce. Dziś nie mówię już „tam w Polsce”, ale „u nas w Polsce”. W moim pokoju w Chorwacji na ścianie wisi polska flaga. Noszę Polskę w sercu – i nawet na stroju kolarskim, bo jazda na rowerze to moja pasja.

Doświadczenie, które zostaje na zawsze

Dziś pracuję jako wikariusz w parafii w Zagrzebiu i często słyszę słowa, które bardzo mnie wzruszają. Pewna siostra zakonna, znana z powagi i surowości, powiedziała mi kiedyś, że zachowuję się jak ksiądz z wieloletnim doświadczeniem duszpasterskim. To dla mnie znak, że formacja w Polsce owocuje, że cierpliwość, wytrwałość i relacje naprawdę mają sens.

Największą wdzięczność budzi we mnie świadomość, że w Polsce mogłem towarzyszyć wielu młodym ludziom zmierzającym do kapłaństwa. Gotowałem dla nich chorwackie potrawy, dzieliłem codzienność, a potem uczestniczyłem w ich święceniach diakonatu i prezbiteratu oraz w prymicjach. Widzieć, jak moi towarzysze stają przy ołtarzu i ofiarują Bogu swoje życie – to doświadczenie, które zostaje na zawsze.

Dlatego na moje prymicje w rodzinnej miejscowości przyjechało dwunastu współbraci z Polski – więcej niż jezuitów z Chorwacji. Ten gest wciąż mnie porusza i prowadzi do pytania: czym na to zasłużyłem? Czy gdzie indziej mógłbym otrzymać takie doświadczenie? Wierzę, że Bóg prowadzi nas cierpliwie, a wspólnota, przyjaźń i posługa mają moc przemieniać życie. Polska była i pozostanie dla mnie miejscem łaski, dojrzewania i spotkań, których nigdy nie zapomnę.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
św. Ignacy Loyola

Jednakże w tym [następstwie myśli] była taka różnica: kiedy myślał o rzeczach światowych, doznawał w tym wielkiej przyjemności, a kiedy znużony porzucał te myśli, czuł się oschły i niezadowolony. Kiedy znów myślał o odbyciu boso...

Skomentuj artykuł

„Mówili, że Polacy są chłodni. Polska nauczyła mnie bliskości, której się nie spodziewałem”. Chorwacki jezuita wspomina swój pobyt nad Wisłą
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.