Papież: gdy wierzący uważają się za lepszych, stają się cynicznymi kpiarzami
Papież Franciszek ostrzegł w niedzielę, że gdy wierzący uważają się za lepszych i są "sługami religii własnego ja", stają się "cynicznymi kpiarzami". Podczas mszy na zakończenia synodu na temat Amazonii mówił, że także w Kościele głosy ubogich nie są słuchane.
Zakończone w sobotę trzytygodniowe obrady synodu odbywały się pod hasłem "Amazonia: nowe drogi dla Kościoła i ekologii integralnej".
W homilii podczas mszy w bazylice Świętego Piotra papież przestrzegał wierzących przed postawą pychy, którą symbolizuje faryzeusz "przepełniony pewnością siebie, zdolnością do przestrzegania przykazań, swoimi zasługami i cnotami, skoncentrowany tylko na sobie, nie ma miłości".
"Zamiast modlić się, przechwala się. O nic Boga nie prosi, bo nie odczuwa potrzeby, ani nie czuje się dłużnikiem - to inni są jemu winni. Przebywa w świątyni Boga, ale praktykuje religię swego ja" - zaznaczył Franciszek. Następnie zauważył, że "wielu chrześcijan idzie taką drogą".
Tacy ludzie zapominają nie tylko o Bogu, ale także o swoich bliźnich, którymi gardzą i nazywają ich "resztkami" - wskazał papież. "Ileż razy widzimy tę dynamikę w życiu i w historii. Ile razy ten, kto staje z przodu, wznosi mury, by powiększać dystanse, czyniąc innych jeszcze bardziej odrzuconymi" - podkreślił.
Franciszek skrytykował postawę pogardy dla tradycji innych ludzi, których uważa się za "zacofanych i niewiele wartych". To prowadzi do tego, że przekreśla się ich historię, zajmuje się ich terytoria i uzurpuje się ich dobra, dopuszczając się ucisku i wyzysku - zauważył.
"Nie wystarczały błędy przeszłości, by przestać rabować innych i zadawać rany naszym braciom oraz naszej siostrze ziemi: widzieliśmy to w pokrytym bliznami obliczu Amazonii" - powiedział papież. Jak ocenił, "trwa obłudna religia własnego +ja+, z jej obrzędami i modlitwami, z zapominaniem o prawdziwej czci Boga, która zawsze obejmuje miłość bliźniego".
Franciszek przyznał, że nawet chrześcijanie, którzy modlą się i chodzą na mszę w niedzielę, "są sługami tej religii własnego ja". "Módlmy się, prosząc o łaskę nieuważania się za lepszych, niesądzenia, że jesteśmy w porządku, byśmy nie stali się cynicznymi kpiarzami" - wzywał. Papież powiedział, że ten, kto jest świetny, ale zarozumiały, przegrywa; natomiast ten, kto popełnia błędy, ale jest pokorny, zostaje "wywyższony przez Boga".
Odnosząc się do obrad synodu na temat Amazonii, Franciszek podkreślił, że w jego trakcie wysłuchano głosów ubogich i zastanawiano się "nad niepewnością ich życia, zagrożonego modelami drapieżnego rozwoju". "Ileż razy, nawet w Kościele, głosy ubogich nie są wysłuchane, a być może wyśmiewane lub uciszane, bo są niewygodne" - przyznał.
Papież zachęcił do modlitwy o umiejętność wysłuchania wołania ubogich, bo - jak zaznaczył - jest to "wołanie nadziei Kościoła".
Franciszek potępił postawę, którą określił jako "skrucha pełna usprawiedliwień". "Wydaje się, że bardziej niż skrucha jest to własna kanonizacja" - dodał.
***
Oto polski tekst kazania papieskiego:
Słowo Boże pomaga nam dzisiaj modlić się za pośrednictwem trzech postaci: w przypowieści Pana Jezusa modlą się faryzeusz i celnik, natomiast w pierwszym czytaniu mowa jest o modlitwie ubogiego.
1. Modlitwa faryzeusza rozpoczyna się w następujący sposób: „Boże, dziękuję Ci”. Stanowi to doskonały początek, gdyż modlitwa wdzięczności i uwielbienia jest najlepsza. Ale natychmiast widzimy powód tego dziękczynienia: bo "nie jestem jak inni ludzie” (Łk 18,11). I wyjaśnia również ten powód: pości dwa razy w tygodniu, podczas gdy w owym czasie był do niego zobowiązany raz w roku; płaci dziesięcinę ze wszystkiego, co posiada, podczas gdy było to nakazane tylko za najważniejsze nabywane produkty (por. Pwt 14,22 i nn). Krótko mówiąc, szczyci się tym, że najlepiej spełnia specyficzne przykazania. Ale zapomina o największym: o miłowaniu Boga i bliźniego (por. Mt 22, 36-40). Przepełniony pewnością siebie, swoją zdolnością do przestrzegania przykazań, swoimi zasługami i cnotami, skupiony jest tylko na sobie. Jego dramatem jest to, że nie ma w nim miłości. Ale nawet najlepsze rzeczy, bez miłości, na nic się nie zdadzą, jak mówi św. Paweł (por. 1 Kor 13). A bez miłości jaki jest skutek? Że w końcu zamiast się modlić, chwali sam siebie. O nic bowiem Boga nie prosi, bo nie odczuwa potrzeby ani nie czuje się dłużnikiem - to inni są jemu winni. Przebywa w świątyni Boga, ale praktykuje inną religię – religię swego „ja”. I wiele grup oświeconych, katolików idą tą drogą.
Ponadto zapomina nie tylko o Bogu, ale także o swoim bliźnim, co więcej – gardzi nim, to znaczy nie ceni go, nie ma on dla niego wartości. Faryzeusz uważa się za lepszego od innych, których nazywa dosłownie „pozostałymi, resztą” („loipoi”, Łk 18,11). Są więc oni dlań „resztkami”, odrzuconymi, do których należy zachować dystans. Ileż to razy widzimy tę dynamikę w życiu i w historii! Jakże często ten, kto staje na czele, jak faryzeusz wobec celnika, wznosi mury, by powiększać odległości, czyniąc innych jeszcze bardziej odrzuconymi. Lub, uważając ich za gorszych i niewiele wartych, gardzi ich tradycjami, przekreśla ich historie, zajmuje ich terytoria i przywłaszcza sobie ich dobra. Ileż jest rzekomych wyższości, które również dzisiaj zmieniają się w ucisk i wyzysk!
Również dzisiaj widzieliśmy to na Synodzie, gdy mówiliśmy o wyzysku stworzenia, ludzi, mieszkańców Amazonii, o handlu osobami! Nie wystarczały błędy przeszłości, by przestać rabować innych i zadawać rany naszym braciom oraz naszej siostrze ziemi: widzieliśmy to w pokrytym bliznami obliczu Amazonii.
Nadal trwa obłudna religia własnego „ja”, z jej obrzędami i „modlitwami”, ale też wielu tych, którzy uważają się za katolików, zapomniało, że są chrześcijanami, że są ludźmi. Zapominają, że prawdziwa cześć Boga obejmuje miłość bliźniego. Także ci chrześcijanie, którzy modlą się i chodzą na Mszę św. w niedzielę, są sługami tej religii własnego ja. Możemy spojrzeć w swoje wnętrze i zobaczyć, czy również my nie uważamy kogoś za gorszego, za zasługującego na odrzucenie, choćby tylko słowami.
kpiarzami. Prośmy Jezusa, aby uzdrowił nas od mówienia źle i narzekania na innych, od pogardzania kimkolwiek: te rzeczy nie podobają się Bogu. Zrządzeniem Opatrzności dziś towarzyszą nam w tej Mszy nie tylko tubylcy z Amazonii, ale też najubożsi ze swpołeczeństwa rozwiniętego, bracia i siostry chorzy ze Wspólnoty "L'Arche". Są oni z nami na pierwszym miejscu.
2. Przechodzimy do drugiej modlitwy. Modlitwa celnika pomaga nam natomiast zrozumieć, co jest miłe Bogu. Nie zaczyna on od swoich zasług, ale mówi o swoich niedostatkach: nie od swojego bogactwa, ale od swojego ubóstwa: chodzi nie o ubóstwo ekonomiczne – poborcy podatkowi byli bogaci, a nawet zarabiali niesprawiedliwie, często kosztem swoich rodaków – ale o ubóstwo życia, ponieważ w grzechu nigdy nie żyje się dobrze.
Ten człowiek, który wykorzystuje innych, uznaje siebie za ubogiego przed Bogiem, a Pan wysłuchuje jego modlitwy złożonej zaledwie z siedmiu słów, ale też z prawdziwych postaw. Albowiem podczas gdy faryzeusz stał z przodu (por. w. 11), celnik trzyma się z dala i „nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu”, ponieważ wierzy, że Niebo istnieje i jest wspaniałe, on zaś czuje się maluczki, I „bił się w piersi” (por. w. 13), bo w klatce piersiowej znajduje się serce. Jego modlitwa rodzi się właśnie w sercu, jest przejrzysta: stawia przed Bogiem swoje serce, a nie pozory. Modlić się to pozwolić, by Bóg zajrzał do naszego wnętrza, to Bóg spogląda na mnie, gdy się modlę, modlić się to pozwolić, by Bóg zaglądał w moje wnętrze, bez udawania, bez wymówek, bez usprawiedliwień. Często chce mi się śmiać z powodu skruchy pełnej usprawiedliwień. Taka skrucha wydaje się bardziej "własnym powodem do kanonizacji". Tymczasem to od diabła pochodzą niejasność i kłamstwo – to są te usprawiedliwienia. Od Boga zaś pochodzą światło i prawda, przejrzystość mego serca. Dobrze było, i jestem wam za to wdzięczny, drodzy ojcowie i bracia synodalni, prowadzić w tych tygodniach serdeczny dialog, ze szczerością i otwartością, stawiając przed Bogiem i braćmi trudy i nadzieje.
Dzisiaj, patrząc na celnika, ponownie odkrywamy, skąd mamy wyruszyć na nowo; od uwierzenia, że wszyscy potrzebujemy zbawienia. Jest to pierwszy krok religii Boga, który jest miłosierdziem wobec tych, którzy uznają się za nędzników. Natomiast źródłem każdego błędu duchowego, jak nauczali starożytni mnisi, jest uważanie siebie za sprawiedliwych. Uznawać siebie za sprawiedliwych to porzucić jedynego sprawiedliwego Boga, zostawiając Go poza domem.
Ta postawa wyjściowa jest tak ważna, że Jezus ukazuje to nam, paradoksalnie zestawiając w przypowieści najbardziej pobożną i oddaną osobę tamtych czasów – faryzeusza i publicznego grzesznika w pełnym tego słowa znaczeniu – celnika. I wyrok jest całkowitą odwrotnością: ten kto jest dobry, ale zarozumiały, przegrywa; tego zaś, kto jest upadły, lecz pokorny, Bóg wywyższa. Jeśli spoglądamy na siebie szczerze, widzimy w sobie ich obu: zarówno celnika, jak i faryzeusza. Jako grzesznicy jesteśmy trochę celnikami, ale też po trosze faryzeuszami, ponieważ jesteśmy zarozumiali, zdolni do samousprawiedliwiania się, wręcz mistrzami w usprawiedliwieniu się! Wobec innych często to działa, ale nie wobec Boga. Z Bogiem te triki nie przejdą.
Módlmy się, prosząc o łaskę poczucia, że potrzebujemy miłosierdzia jako ubodzy w swym wnętrzu. Także dlatego dobrze jest, jeśli odwiedzamy często ubogich, aby sobie przypominać, że sami jesteśmy ubodzy, aby pamiętać, że zbawienie Boże działa jedynie w atmosferze wewnętrznego ubóstwa.
3. W ten sposób doszliśmy do modlitwy ubogiego z pierwszego czytania, która – jak mówi Syracydes – „przenika obłoki" (35, 21). Podczas gdy modlitwa tego, kto uważa się za sprawiedliwego, pozostaje na ziemi, przygnieciona siłą ciążenia egoizmu, to modlitwa ubogiego wznosi się prosto do Boga. Zmysł wiary ludu Bożego widział on w ubogich „odźwiernych nieba”. Jest to ów "sensus fidei" (poczucie wiary), które zabrakło w deklaracji końcowej:
To oni [ubodzy] otworzą nam, albo i nie, bramy życia wiecznego, ci, którzy nie uważali się za panów w tym życiu, którzy nie postawili siebie przed innymi, którzy swoje bogactwo pokładali tylko w Bogu. Są oni żywymi ikonami proroctwa chrześcijańskiego.
Na tym Synodzie mieliśmy okazję wysłuchać głosów ludzi ubogich i zastanawiać się nad niepewnością ich życia, zagrożonego wzorcami drapieżnego rozwoju. A jednak właśnie w tej sytuacji wielu zaświadczyło, że można spojrzeć na rzeczywistość w inny sposób, przyjmując ją z otwartymi rękami jako dar, żyjąc w świecie stworzonym nie jako środek, który trzeba wykorzystać, ale jako dom, którego należy strzec, ufając Bogu. To On jako Ojciec – mówi ponownie Syracydes – „wysłuchuje jęków uciskanego” (w. 16).
Ileż to razy także w Kościele głosy ubogich nie są wysłuchane, a być może nawet wyśmiewane lub uciszane, bo są niewygodne. Módlmy się, prosząc o łaskę umiejętności wysłuchania krzyku ubogich: jest to krzyk nadziei Kościoła. Krzyk biednych jest krzykiem nadziei Kościoła. Utożsamiając się z ich wołaniem, także nasza modlitwa – jesteśmy tego pewni – przeniknie obłoki.
Skomentuj artykuł