Nie współcierpisz, nie masz Bożego współczucia!
Popołudnie drugiego dnia pobytu w Boliwii Franciszek rozpoczął od spotkania z duchowieństwem, zakonnikami i seminarzystami. W wypełnionej po brzegi sali teatralno-sportowej salezjańskiej szkoły w Santa Cruz de la Sierra panowała niezwykle radosna atmosfera
Gorące przyjęcie podkreślały zwłaszcza żywiołowe śpiewy animowane przez sporą reprezentację sióstr zakonnych.
Całość papieskiego przemówienia
Witający Papieża odpowiedzialny za sprawy zakonne w boliwijskim episkopacie bp Roberto Bordi OFM podkreślił, że w kraju tym żyje wielu ubogich ludzi, którzy są bogaci wiarą. Jednak żyje także wielu bogatych, którzy ciepią z powodu ubóstwa duchowego. Wszystkim jednak służą posługujący w różnych miejscach kapłani, zakonnicy i siostry zakonne. W tym duchu złożono przed Ojcem Świętym trzy świadectwa: księdza diecezjalnego z diecezji Cochabamba, siostry zakonnej pracującej na polu edukacji oraz pochodzącego z górniczej rodziny seminarzysty, dla którego wiara i przykład rozmodlonych rodziców jest codziennym punktem odniesienia w realizacji osobistego powołania.
Dziękując za te świadectwa Franciszek oparł swoje rozważanie na odczytanym wcześniej fragmencie Ewangelii o uzdrowieniu pod Jerychem ślepca Bartymeusza. Zauważył, że znajdował się on na poboczu drogi, porzucony, gdy, uświadomiwszy sobie, że przechodzi Jezus, zaczął krzyczeć. Chciał, by go zauważono. A wokół Jezusa byli apostołowie, uczniowie, kobiety, które zwykle szły za nim i wielka rzesza ludzi. Papież zauważył, że można tę sytuację przełożyć na nasz język mówiąc, że wokół Jezusa byli biskupi, kapłani, zakonnice, seminarzyści i zaangażowani świeccy. W tym obrazie ujawniają się dwie kwestie.
- Dwie sprawy jawią się tutaj z mocą, narzucają się. Z jednej strony krzyk, krzyk żebraka, a z drugiej różne reakcje uczniów. Pomyślmy o różnych reakcjach biskupów, kapłanów, zakonnic, seminarzystów na krzyki, które słyszymy, albo których nie słyszymy. Wydaje się, że Ewangelista chciał nam pokazać, jakie echo napotyka krzyk Bartymeusza w życiu ludzi i w życiu tych, którzy poszli za Jezusem. Jak reagują na ból tego, który znajduje się na poboczu drogi, na którego nikt nie zwraca uwagi, nawet nie dają mu jałmużny, tego, który jest przepełniony bólem, który nie mieści się w kręgu tych, którzy idą za Panem - powiedział Papież.
Na to wołanie ślepca Franciszek proponuje trzy odpowiedzi korespondujące z trzema sformułowaniami zawartymi w ewangelicznym opisie: "przechodzić", "zamilcz" i "odwagi, powstań". Pierwsze z nich jest echem obojętności, przechodzenia obok codziennych problemów i przekonania, że one nas nie dotyczą.
- Jest to pokusa oswajania się z bólem, przyzwyczajania się do niesprawiedliwości, bo niestety, są tacy ludzie: jestem tutaj z Bogiem, w moim życiu konsekrowanym, wybrany przez Jezusa do posługiwania. I tak, to naturalne, że są chorzy, że są biedni, że są ludzie, którzy cierpią, a więc jest to tak naturalnym, że nie zwracam uwagi na krzyk, na wołanie o pomoc. Przyzwyczajamy się i mówimy sobie: to normalne, zawsze tak było. Ale mnie to nie rusza. To tak w nawiasie. Jest to echo rodzące się w sercu "opancerzonym", w sercu zamkniętym, które utraciło zdolność zdumienia się i tym samym możliwości zmiany. Iluż spośród nas, którzy idziemy za Jezusem, grozi to niebezpieczeństwo utraty naszej zdolności zdziwienia się, także Panem. Zdumienie pierwszym spotkaniem, które się pomniejsza, co może się przydarzyć każdemu, przydarzyło się najpierw Papieżowi: dokąd mamy iść Panie, jeśli Ty masz słowa życia wiecznego? I później go zdradził, zaparł się. Zdumienie się pomniejszyło! To jest cały proces przyzwyczajania się. Serce opancerzone. Chodzi o serce, które przyzwyczaiło się do przechodzenia obok, nie dając się poruszyć; życie, które przebiegając z jednego miejsca na drugie, nie potrafi się zakorzenić w życiu swego ludu, po prostu dlatego, że jest w tej elicie, która idzie za Jezusem - powiedział Papież.
Drugie ewangeliczne słowo wskazane przez Franciszka to: zamilcz. To drugi sposób reakcji w obliczu krzyku Bartymeusza. Zamilknij, nie przeszkadzaj, nie rozpraszaj. W odróżnieniu od poprzedniego działania, słucha ono, rozumie, nawiązuje kontakt z wołaniem innej osoby. Wie, że ona jest i reaguje bardzo prosto, karcąco. Jest to działanie tych, którzy stając przed ludem Bożym nieustannie go karcą, pokrzykują, każą mu milczeć. Jest to dramat odizolowanego sumienia ludzi, którzy sądzą, że życie Jezusa jest tylko dla tych, którzy uważają się za przygotowanych.
- Słuchają, ale nie słyszą, wygłoszą kazanie, patrzą, ale nie widzą. Konieczność wyróżniania się zablokowała ich serca. Konieczność powiedzenia sobie: ja nie jestem jak on, nie jestem jak inni, oddzieliła ich nie tylko od krzyku ich ludu i od jego płaczu, ale szczególnie od powodów do radości. Śmiać się ze śmiejącymi się, płakać z płaczącymi - oto część tajemnicy serca kapłańskiego i serca zakonnego. Czasami istnieją kasty, które my takim zachowaniem tworzymy i oddzielamy się. W Ekwadorze, pozwoliłem sobie to powiedzieć kapłanom, ale były tam też zakonnice, by codziennie prosili o łaskę pamięci, niezapominania! Niezapominania skąd cię wyciągnęli, że wyciągnęli cię ze stada. Obyś nie zapomniał tego nigdy, byś nie zanegował swych korzeni, nie negował tej kultury, której nauczyłeś się od twojego ludu, dlatego, że teraz masz kulturę bardziej wyrafinowaną, ważniejszą - przestrzegał Franciszek.
I wreszcie trzecie wyrażenie: odwagi, powstań. Nie rodzi się ono bezpośrednio z krzyku Bartymeusza, ale z reakcji ludzi, którzy widzą jak Jezus działa, słysząc wołanie niewidomego żebraka.
- W odróżnieniu od innych, którzy przechodzili, jak mówi Ewangelia, Jezus zatrzymał się i zapytał, co się dzieje, kto tu uderzył w bęben? Zatrzymuje się, słysząc wołanie jakiejś osoby. Wychodzi z anonimowości tłumu, aby ją zidentyfikować i tak oto nawiązuje z nią kontakt. Zakorzenia się w jego życiu. I daleki od wydawania polecenia, aby tamten zamilkł, pyta go: powiedz mi, co mogę dla ciebie zrobić? Nie potrzebuje wyróżniać się, nie musi oddzielać się, nie głosi mu kazania, nie klasyfikuje go i nie pyta czy jest on upoważniony, lub nie, do tego by mówić. Jedynie zadaje mu pytanie, identyfikuje, pragnąc uczestniczyć w życiu tego człowieka, chcąc podjąć ten sam los. W ten sposób przywraca powoli godność, którą on utracił, na skraju drogi i ślepoty. Włącza go. I będąc dalekim od spoglądania nań z zewnątrz decyduje się utożsamić się z jego problemami i tym samym okazać przemieniającą moc miłosierdzia. Nie istnieje współczucie. Nie ma współczucia ani żalu. Nie istnieje współczucie, które się nie zatrzymuje. Jeśli się nie zatrzymasz, nie współcierpisz, nie masz Bożego współczucia. Nie istnieje współczucie, które nie słucha. Nie istnieje współczucie, które się nie solidaryzuje się z drugim - powiedział Papież.
Ojciec Święty dodał, że taka właśnie jest logika bycia uczniem. Jeśli się nią żyje, będzie szczęście i radość. I na tej drodze nie jesteśmy sami. Pomagamy sobie nawzajem przykładem i modlitwą.
- Idźmy naprzód przy Bożej pomocy i we współpracy ze wszystkimi. Pan posługuje się nami, aby Jego światło dotarło do wszystkich zakątków ziemi - powiedział Papież.
Skomentuj artykuł