Papież chciałby nierozpoznany iść do pizzerii
Pytany, jak teraz przeżywa swój pontyfikat, Franciszek odparł, że brakuje mu zasadniczo jedynie możliwości pójścia incognito na pizzę czy na spacer. "Ale i do tego można się przyzwyczaić" - zaznaczył Papież w wywiadzie jakiego udzielił dziennikarce Valentinie Alazraki z meksykańskiej sieci medialnej Televisa. W wywiadzie poruszane były tematy migracji, handlu narkotykami, reformy Kurii Rzymskiej i wyzwań, przed jakimi stoi Synod o rodzinie.
W pierwszym rzędzie padło oczywiście pytanie o Meksyk i o rezygnację z odwiedzin tego kraju w ramach planowanej podróży do USA. Papież wyjaśnił, że nie mógł poprzestać na wizycie w jakiejś przygranicznej miejscowości, nie nawiedzając sanktuarium Matki Bożej z Guadalupe. W tym kontekście Ojciec Święty podjął temat migracji, wskazując, że na szczeblu globalnym jest to problem bardzo bolesny i że cieszy go rewidowanie przez Europę dotychczasowej polityki migracyjnej, biorąc pod uwagę ludzkie cierpienie.
Wśród pytań nie zabrakło odniesienia do wydarzeń sprzed dwóch lat i niespodziewanego wyboru na Następcę Piotra kard. Jorge Bergoglio. Papież potwierdził, że i dla niego było to zaskoczenie, bo przyjechał do Rzymu tylko z małą walizką, zamierzając na Wielki Tydzień wrócić do Buenos Aires. Nawet przygotował homilię na Niedzielę Palmową. Wiedział zresztą, że nie był brany pod uwagę w rankingach tzw. papabili. Konklawe przebiegło jednak inaczej. Franciszek mimo nacisków dziennikarki zaprzeczył, jakoby już na konklawe z 2005 r. otrzymał wiele głosów. Przyznał natomiast, że tego rodzaju głosowania są same w sobie ciekawe, choćby z uwagi na znaczne rozproszenie początkowe głosów sporej części elektorów. Tak było też przed dwoma laty.
"Naprawdę, aż do tamtego południa nic nie było. A potem coś się stało, nie wiem - opowiadał Franciszek. - Na obiedzie dotarł do mnie jakiś dziwny sygnał: zaczęto mnie pytać o zdrowie itp. A kiedy wróciliśmy po południu, wszystko już było przyklepane. Całość skończyła się w dwóch głosowaniach. Dla mnie też to było zaskoczenie. Przy pierwszym głosowaniu popołudniowym, kiedy spostrzegłem, że może dojść do czegoś nieodwracalnego, miałem obok przyjaciela, kard. Hummesa. W połowie tego głosowania, kiedy zaczęło to być widoczne, powiedział mi do ucha: «Nic się nie przejmuj, tak działa Duch Święty». Nawet mnie to rozbawiło. A kiedy przy drugim głosowaniu, kiedy policzono dwie trzecie głosów i jak zwykle rozległy się oklaski, ucałował mnie i powiedział, żebym nie zapominał o ubogich. To zdanie utkwiło mi w głowie i doprowadziło do wyboru imienia. Podczas głosowania odmawiałem Różaniec. Zazwyczaj odmawiam codziennie trzy części, a wtedy czułem wielki pokój, niemal do nieprzytomności. To trwało aż do końca i ten pokój to dla mnie był znak, że Bóg tak chce. I od tamtego czasu nie straciłem go aż do tej pory. To coś wewnętrznego, jakby prezent. A potem już nie wiem, co się ze mną działo. Kazali mi wstać, zapytali się, czy przyjmuję. Powiedziałem, że tak. Zupełnie nie wiem, czy kazali mi złożyć przysięgę. Nie pamiętam, miałem w sobie pokój. Poszedłem przebrać sutannę. A kiedy wróciłem, najpierw uściskałem kard. Diaza, który siedział na wózku, potem innych kardynałów. Następnie poprosiłem wikariusza Rzymu oraz kard. Hummesa, żeby mi towarzyszyli. To nie było przewidziane w protokole. Poszliśmy na modlitwę do Kaplicy Paulińskiej, podczas gdy kard. Tauran ogłaszał imię. Potem wyszedłem i nie wiedziałem, co powiedzieć. A co było dalej, to sami byliście świadkami".
Jedno z pytań dotyczyło długości obecnego pontyfikatu. Ojciec Święty odpowiedział, że nie spodziewa się dłuższego niż 4-5 lat, ale jak zaznaczył, to tylko intuicja. Nie potwierdził przy tym ani nie zaprzeczył, czy skorzysta z możliwości, jaką otworzył swoją rezygnacją Benedykt XVI, choć Franciszek negatywnie odniósł się do pomysłu instytucjonalnego ograniczenia pontyfikatu np. do 80. roku życia Papieża.
Kolejne z pytań dotyczyło reformy Kurii Rzymskiej. Franciszek odpowiedział, że wszelka zmiana zaczyna się w sercu i polega na nawróceniu w sposobie życia.
"Uważam, że mamy tu do czynienia z ostatnim dworem w Europie - stwierdził Papież. - Inne się zdemokratyzowały, nawet te najbardziej klasyczne. Jest coś w papieskim dworze, co mocno podtrzymuje tę nieco atawistyczną tradycję. I nie mówię tego z lekceważeniem, bo to kwestia kultury. To trzeba zmienić. Można utrzymać charakter dworski, jednak będąc roboczą grupą w służbie Kościoła, biskupów. To w oczywisty sposób wymaga osobistego nawrócenia. Pani to wie lepiej ode mnie. Kiedy wyszły dokumenty Vatileaks i oddano pod sąd kamerdynera, to nie są drobne rzeczy, prawda? Tak samo, gdy mówimy o poważnych kwestiach moralnych, sprawach ekonomicznych, czy z drugiej strony o drobnych skandalikach. To wszystko wychodzi na jaw i to trzeba uzdrowić. Stąd potrzeba nawrócenia, poczynając od samego Papieża, bo to jego podstawowy obowiązek".
Inne pytanie dziennikarki dotyczyło przygotowywanej sesji zwyczajnej Synodu Biskupów oraz spodziewanych zmian w podejściu np. do osób rozwiedzionych żyjących w nowych związkach czy do relacji homoseksualnych. W odpowiedzi Franciszek zaznaczył, że tego rodzaju oczekiwania są przesadzone. Tymczasem w Kościele potrzeba nowego podejścia duszpasterskiego w obliczu dogłębnego kryzysu małżeństwa i rodziny. Dotyczy to także sytuacji nieregularnych, jednak ogólnie chodzi o to, by nadać odpowiednią wagę sakramentowi małżeństwa, tak by nie był on, jak to się często zdarza, wydarzeniem społecznym, ale aktem wiary.
Skomentuj artykuł