Wielka reforma Jorge Bergoglio
«A więc, Eminencjo, czy to już zostało zrobione?». Kardynał Tarcisio Bertone, który za niedługo definitywnie pożegna się z funkcją Sekretarza Stanu, wie dobrze, że gdy papież osobiście dzwoni sprawdzając, czy zostało wykonane polecenie, nie można w najmniejszy sposób bajerować.
Papież przyjmuje kardynała na audiencji, według stałego grafika, w każdy poniedziałek. I już następnego dnia, lub co najwyżej w środę, papież osobiście dzwoni do Bertone - o czym sam purpurat nadmienił swoim współpracownikom - aby upewnić się czy to, co zostało postanowione zostało już wykonane. Poważnie myli się ten, kto uważa że papież, który jest bliski niczym dobry sąsiad i który wszem i wobec ukazuje swoją pokorę i bliskość, pochylając się i obejmując każdego w czasie audiencji, choć na chwile zapomina o swojej roli i spoczywających na nim obowiązkach.
Papież z Argentyny wprowadził na Zatybrze całkowicie nowy styl zarządzania, co łatwo zaobserwować poprzez mniejsze i większe zdarzenia. «W ciągu prawie ośmiu lat pontyfikatu Benedykta XVI - mówi nam jeden z watykańskich prałatów - wielokrotnie miało miejsce to, że watykańscy urzędnicy działali na dwóch szybkościach wprowadzając w życie papieskie rozporządzenia. Papież był przekonany, że pewna decyzja została już zrealizowana, w rzeczywistości jednak sprawa dopiero przedzierała się przez kolejne stopnie biurokracji. Piętrzyły się trudności. Wielokrotnie, sam Ratzinger po pewnym czasie odkrywał, że sprawa została przeniesiona do "poczekalni" i zawieszona w próżni... ». Doszło nawet do tego, że niektóre nominacje zostały już opublikowana w Acta Apostolicae Sedis - gdzie ukazują się wszystkie oficjalne decyzje papieskie - jednakże nie zostały one jeszcze przekazane samemu zainteresowanemu, ponieważ odpowiedzialny kardynał z właściwej zarządzeniu dykasterii, nie zgadzał się z papieską decyzją lub też zainterweniował Sekretariat Stanu blokując lub odwlekając zarządzenie. I to pomimo tego, że zostało ono już opatrzone papieską pieczęcią.
«Wszyscy tutaj na Watykanie zgadzamy się z jednym - kontynuuje nasz rozmówca -; wszyscy dostrzegamy wielkość Benedykta XVI; głębokość jego spojrzenia i analizę problemów z którymi boryka się Kościół; widzieliśmy jego wielką pokorę, którą najpełniej ukazał poprzez akt rezygnacji. Jednocześnie jednak nie znajdzie się tutaj nikt, kto by powiedział, że Kuria w tych ostatnich latach funkcjonowała tak, jak powinna ona funkcjonować. Zmagania się z nią były prawdziwą drogą krzyżową poprzedniego pontyfikatu. Niejednokrotnie sam Ratzinger był zmuszony osobiście interweniować, aby kryć niedociągnięcia swoich współpracowników, jak to miało miejsce między innymi z faktem zniesienia ekskomuniki z biskupa Williamsona negującego istnienie komór gazowych».
Poważne skargi dotyczyły dostępności do papieża. Kardynał, Prefekt Kongregacji, zmuszony był czekać osiem miesięcy, aby mógł zostać przyjętym przez papieża; inni mogli jedynie pomarzyć o osobistym spotkaniu z papieżem. Nawet fakt ogłoszenia Świętego Proboszcza z Ars patronem wszystkich kapłanów, który miał dokonać się na zakończenie roku kapłańskiego 2010; decyzja podjęta już przez Benedykta XVI i ogłoszona na piśmie przez ówczesnego Prefekta Kongregacji ds. Kleru, Claudio Hummesa, została odwołana in extremis na skutek bałaganu panującego w sekretariacie, co zmusiło do uczynienia kroku wstecz i licznych wyjaśnień ze strony Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej.
Oczywiście, że wraz z Franciszkiem problemy nie znikły. Jednakże zmienił się klimat panujący na Watykanie. Purpuraci i kurialni biskupi nie mają najmniejszych problemów, aby spotkać się osobiście z papieżem i przedstawić mu trudności związane ze swoją pracą. Sekretariat Stanu powoli, lecz systematycznie, traci swoją centralną pozycję. Dokonuje się to jeszcze przed formalną reorganizacją Kurii Rzymskiej, która zawęzi jego działania do roli «prywatnego sekretariatu» w służbie biskupa Rzymu. Sekretariat Stanu przestanie więc już być centralnym organem w zarządzaniu Kurią, a w konsekwencji całym Kościołem.
Bergoglio przyzwyczajony jest do bardzo wytężonego rytmu pracy i, podobnie jak jego poprzednicy, nie oszczędza się. Uwielbia bezpośredni kontakt z osobami i co najważniejsze bardzo wysoko ceni szczerość i własne zdanie swoich rozmówców. «Nie chce widzieć wokół siebie dworzan - wyjaśnia dziennikowi La Stampa Antonio Pelayo, kapłan i watykanista - a tym bardziej nie chce pochlebców. Pragnie mieć wokół siebie ludzi szczerych, ceni odmienność opinii i krytyczne zdanie. Wysłuchuje każdej opinii, dopytuje,... a później w sumieniu podejmuje decyzję». Tak jak to miało miejsce kilka dni po wyborze, kiedy zapragnął w Wielki Czwartek celebrować Mszę św. Wieczerzy Pańskiej w więzieniu dla nieletnich Casal del Marmo, umywając nogi - bez obecności dziennikarzy - 12 młodym ludziom, chłopcom i dziewczynom, wychowankom instytutu. Niektórzy współpracownicy zdecydowanie odradzali: wielkoczwartkową liturgię papież sprawuje na Lateranie lub w Bazylice św. Piotra. Nie na «geograficznych i egzystencjalnych peryferiach» tak drogich dla Bergoglio, przyzwyczajonego, aby wspominać Ostatnią Wieczerzę wśród członków wspólnot dla uzależnionych i byłych narkomanów, w szpitalach lub w domach samotnych matek. Aby zrozumieć to, co się wtedy dokonało, wystarczy spojrzeć na twarz Aliny, fikcyjne imię, które zostało nadane młodej serbskiej muzułmance, należącej do grupy etnicznej khorakhane, stałej już pensjonariuszce więzienia Casal del Marmo, której to papież Franciszek umył i ucałował stopu, a następnie spojrzał w oczy i uśmiechnął się.
«Kiedy ktoś osiągnie wiek 76 lat, to z wielkim trudem zmienia swoje przyzwyczajenia - wyjaśnia Antonio Pelayo - i jest czymś wspaniałym, że papież ten zachował w pełni styl, który charakteryzował jego dwadzieścia lat biskupiego posługiwania w Buenos Aires». Także styl zarządzania.
Najnowszymi i wymownymi znakami nowego stylu to zdecydowana interwencja w sprawie Ior (Instytutu Dzieł Religijnych powszechnie znanego jako Bank Watykański), tak aby ostatecznie wykorzenić opinię na temat Watykanu jako raju offshore; decyzja o kanonizacji Jana XXIII, Papieża Soboru, podjęta bez drugiego cudu; podróż na Lampedusę bez orszaku papieskiego złożonego z eklezjalnych dostojników i polityków, lub też biały tron, który pozostał pusty w czasie koncertu w Auli Pawła VI: "z przyczyn ważnych obowiązków, które nie mogły być przełożone". Zdarzenia, które ukazują trafność stwierdzenia don Giuseppe De Luca, światłego doradcy Papieża Roncalli, który zresztą nie na darmo studiował u jezuitów: «Nie ma lepszego sposobu mówić o rzeczach, jak po prostu je czynić».
«Kiedy podejmuje decyzję, chce mieć pewność, że jest ona dobra. Lecz kiedy ją już podejmie nie cofa się - stwierdza Eduardo Horacio García, biskup pomocniczy Buenos Aires, który przybył z Argentyny do Rzymu pięć dni po zakończeniu konklawe przywożąc papieżowi w walizce parę czarnych i dobrze już rozchodzonych butów. Jest to człowiek dialogu i rozeznania; pragnie rozmawiać, słucha, konsultuje, informuje się». Współpracownicy z argentyńskiej kurii nie dziwili się, gdy przychodzili poinformować kardynała o jakimś zdarzenia, a on już o nim wiedział, gdyż informacja doszła do niego innymi kanałami.
Papież ten chce reformować przede wszystkim przykładem własnego życia. To nie «terminator»; z miotaczem płomieni, o którym być może niektórzy marzą, aby rozwiązał wszelkie kurialne nadużycia. Bergoglio nie podejmuje pochopnych decyzji. I właśnie dlatego na Zatybrzu z każdym dniem wzrasta niepewność wśród tych, którzy już zrozumieli, że nie uda się im «manipulować» Franciszkiem według swych wcześniejszych przyzwyczajeń.
Skomentuj artykuł