"Śmigus" i "dyngus" to nie to samo. Zaskakujące zwyczaje wielkanocne
Wieszanie śledzia i Judasza, Siuda Baba, żandary i jedzenie wierzbowego kotka. Znacie te wielkanocne tradycje? Część z nich to pogańskie zwyczaje.
Jako podlotek zawsze cieszyłam się spędzeniem Świąt Wielkanocnych na wielkopolskiej wsi, gdzie jeszcze kultywowano związane z nimi ludowe zwyczaje. Tajemniczy Zajączek jakimś cudem przedostawał się nocą przez zamknięte drzwi lub okno do wnętrza domu, by pozostawić dla mnie w Wielki Czwartek słodycze w udekorowanym koszyczku stojącym na stole lub częściej na parapecie okna. W Wielki Piątek nie można było w spokoju pospać, gdyż budziły mnie lekkie smagnięcia witką po nogach, z okrzykiem: "Boże rany! Boże rany!", przypominające o biczowaniu Jezusa Chrystusa. Wielkie ryzyko solidnego oblania wodą istniało w Lany Poniedziałek, ale częściej to dorośli, na moich zdumionych oczach, gonili się z wiadrami. Mnie jedynie delikatnie kropiono wodą perfumowaną, przed którą i tak chowałam się pod poduszkę. A w międzyczasie, dzięki naturalnym barwnikom, nabierały kolorów pisanki…
Jedzenie wierzbowego kotka
Klimat świąteczny inicjowała już Niedziela Palmowa, zwana także Wierzbną lub Kwietną. Zanoszono wtedy do poświęcenia w kościele palemki, dawniej sporządzane z wierzbowych gałązek, bukszpanu, porzeczek, malin, suszonych ziół, piórek i kwiatów. Pamiętam z wielkopolskiej wsi "zwykłe" palemki, "kopciuszki" w porównaniu z palmami z Lipnicy Murowanej, czyli bazie ozdobione bukszpanem. Po poświęceniu palemek kazano mi spożyć wierzbowego kotka, co miało zapobiec w przyszłości bólowi gardła. Nie wyglądał apetycznie, dlatego długo nie mogłam się do niego przekonać.
W rodzimym folklorze wierzono też, że poświęcona palemka zapewnia szczęście, dlatego na przykład wykonany z niej krzyżyk umieszczano w pierwszej, zaoranej skibie, licząc na ochronę przed gradobiciem. Gałązki palemki, włożone pod próg, strzegły domowników przed chorobami, a zatknięte pod strzechą chroniły dom przed piorunami. Z Niedzielą Palmową związane były również i są nadal, Pucheroki. Pod tym sięgającym korzeniami żakowskiej tradycji zwyczajem kryją się barwnie ubrani chłopcy w wieku szkolnym, mianowicie w kożuchy i w wysokie, stożkowe czapki wykonane z bibuły. Z ubrudzonymi smołą twarzami krążą oni po małopolskich wsiach, a śpiewając i wygłaszając bazujące na dawnych pieśniach i wierszykach oracje, zbierają w zamian drobne podarki do koszyka.
Łyk gorzkiej tatarczówki
W Wielki Czwartek, od połowy odprawianej w tym dniu Mszy świętej aż do południa Wielkiej Soboty, chodzono z klekotkami zwanymi także klepaczkami i grzechotkami, czyli z drewnianymi kołatkami. W Wielki Piątek wartę przy grobie Jezusa Chrystusa (do rezurekcji w Wielką Niedzielę) trzymały Turki, upamiętniające wiedeński triumf Jana III Sobieskiego. Ponadto, jeszcze przed nastaniem tego dnia, zażywano obrzędowej ablucji w zimnej wodzie: rzece, strumieniu, stawie lub jeziorze, wierząc, że taka kąpiel, odbywająca się w dniu Chrystusowej męki, ochroni przed chorobami przez kolejne dwanaście miesięcy. W zwyczaju tym przetrwała starosłowiańska wiara w oczyszczającą i uzdrawiającą moc "wody żywej", ale teraz odnoszono ją do Odkupiciela, żywiąc przekonanie, że woda w Wielki Piątek ma faktycznie taką moc na pamiątkę Chrystusowej Ofiary. Obmywano sobie nią twarz, ręce i nogi, a chcąc uniknąć po takiej kąpieli zaziębienia, wypijano na Śląsku kieliszek mocnej, gorzkiej nalewki na tataraku, zwanej tatarczówką, upamiętniając również to, iż "Żydzi żółcią i octem Chrystusa traktowali".
W Wielki Piątek zdobiono także wielkanocne jajka, a w wodzie, w której je gotowano, dziewczęta myły włosy, wierząc, że dzięki temu staną się one piękne, lśniące i gęste. Tworzono nie tylko pisanki, ale również kraszanki, zwane malowankami i byczkami (północna Polska), nalepianki (popularne na Ziemi Krakowskiej i Łowickiej) tudzież oklejanki (Mazowsze). Pisankami były jajka zdobione jedno− lub wielobarwnym deseniem naniesionym na jednolite tło z udziałem wosku, oklejankami wydmuszki oklejone rdzeniem sitowia i kolorową włóczką, kraszanki gotowano w barwnym wywarze, wydrapując następnie na nich wzory, a nalepianki dekorowano kolorowymi wycinkami z papieru. Symboliczną wymowę miały kolory wielkanocnych jajek. Barwy − fioletowa i niebieska − oznaczały Wielki Post, czerwona - krew przelaną przez Odkupiciela na krzyżu, a zielona, brązowa i żółta - radość wywołaną Chrystusowym zmartwychwstaniem. Barwienie jajek na czerwono uzasadniano tym, że po zmartwychwstaniu Mesjasza święta Maria Magdalena spostrzegła, iż zakupione przez nią jajka stały się czerwone. Z innych zwyczajów wymienię jeszcze stukanie się jajkami, a jeśli chodzi o ludowe przesądy, dopowiem, że na przykład umieszczone pod drzewem owocowym skorupki pisanek chroniły je przed szkodnikami. W starosłowiańskiej tradycji jajko symbolizowało siły witalne i początek nowego życia.
Co wkładano do koszyczka?
W Wielką Sobotę święcono pożywienie. Na wsi, gdzie spędzałam święta, wędrowało się ze święconką pod jedyny tutaj sklep. Z oddalonego o dwa kilometry kościoła przyjeżdżał ksiądz, by dokonać poświęcenia. Wielkosobotnie święcenie pożywienia tak w 1739 roku opisywał o. Protazy Newerani, franciszkanin: "Święcą baranka, przypominając prawdziwego Baranka Chrystusa i Jego triumf, dlatego też zwyczajnie chorągiewki na pieczonym baranku stawiają. Święcą mięsiwa, którego się Żydom pożywać nie godziło, na dowód, żeśmy przez Chrystusa Pana z jarzma starego Zakonu uwolnieni i praw starozakonnych, zakazujących pożywania takiego mięsiwa, chować nie powinniśmy. Święcą chrzan na znak tego, że gorzkość Męki Jezusowej tego dnia w słodycz się nam i radość zamieniła i dlatego też przy tym masło święcą, które znaczy tę słodycz. Święcą na ostatek i jaja, na dowód tego, że jako kokosz dwojako niby kurczęta rodzi, raz niosąc owoc, drugi raz go wysiadując, tak przez Chrystusa dwa razy odrodzeni jesteśmy […]". A Mikołaj Rej w swojej Postylli następująco wypowiadał się o jeszcze innych wielkosobotnich zwyczajach: "W Wielką Sobotę ognia i wody naświęcić, bydło tym kropić i wszystkie kąty w domu to też rzecz miła". Poświęconą w kościele w Wielką Sobotę wodą polewano zabudowania gospodarcze, zwierzęta hodowlane i drzewa owocowe, z zamiarem zapewnienia zdrowia, pomyślności i dobrych zbiorów.
Dawniej święcono wszystkie pokarmy. Dzisiaj, mimo iż zawartość wiklinowych (najczęściej) koszyków jest różnorodna, nie może w nich zabraknąć: jajek, chleba, kiełbasy lub wędlin, soli, chrzanu, kawałka domowego ciasta i baranka uformowanego z masła lub cukru. Po zaniesieniu do kościoła albo pod kapliczkę, pożywienie rozkładano na białych płachtach lub obrusach. Wierzono, że po poświęceniu pokarmów taka płachta (bądź obrus) chroni przed piorunami, dlatego rozpościerano ją przed domem, gdy nadchodziła burza. Jeszcze inny zwyczaj wiązał się z Wielką Sobotą. Na Śląsku i w Małopolsce sporządzano z opalonych w ogniu patyków krzyżyki, które umieszczano w narożach pól uprawnych, zapewniając tym samym, w co zresztą wierzono, dobry urodzaj.
Śniadanie na trawie
W Niedzielę Wielkanocną chodzono przed rezurekcją z bębnem, budząc na nią śpiących. Wielkanocne śniadanie niekoniecznie spożywano w domach. Chcąc zapewnić obfity urodzaj, konsumowano je też niegdyś na polach i miedzach. W Niedzielę Wielkanocną ścigano się również wozami zaprzężonymi w konie, wierząc, że kto pierwszy dojedzie do wsi, ten pierwszy zakończy żniwa. Objeżdżano także konno pola i organizowano, co zresztą czyni się i dzisiaj, wielkanocne procesje konne.
Poniedziałek Wielkanocny upływał pod hasłem wielkiego oblewania wodą. Również ten zwyczaj sięgał korzeniami pogańskiego rytuału, symbolizując oczyszczenie z zimowego brudu i budzenie się przyrody na wiosnę. Towarzyszyło temu przekonanie, że im mocniej oblana jest panna, tym większą ma szansę na rychłe zamążpójście. Poniedziałkowe oblewanie wodą znane jest dzisiaj jako śmigus−dyngus, ale dawniej pod tymi terminami kryły się dwa odrębne zwyczaje: pod śmigusem − smaganie witkami wierzbowymi po nogach i związane z wiosennym oczyszczeniem oblewanie zimną wodą, a pod dyngusem - wykupienie się od oblania przykładowo przez podarowanie pisanki lub innego rarytasu ze świątecznego stołu.
Z Poniedziałkiem Wielkanocnym łączył się także śląski Śmiergust. Śmierguśnicy, czyli młodzieńcy w pstrokatych strojach, kapeluszach ozdobionych kolorową bibułą i w uniemożliwiających rozpoznanie maskach, polewali wodą panny na wydaniu lub wrzucali je do wanien, zapewniając tym samym szczęście i pomyślność. Z drugim świętem wiązał się też kurek dyngusowy. Wpierw jego rolę odgrywał przystrojony, żywy kogut, a później sztuczny, z gliny lub z ciasta, obklejony pierzem. Wożąc takiego koguta po wsi, chłopcy odwiedzali domy, śpiewali, zbierali datki i polewali panny wodą. W tym samym dniu, rankiem, poznańską Ławicę przemierzał od domu do domu korowód przebierańców, czyli żandary. Tworzyli go: ksiądz, kominiarz, policjant na koniu, niedźwiedź, grajek, chłop i baba. Przebierańcy oblewali dziewczęta wodą i smarowali buzie dzieci sadzą, a po złożeniu życzeń mieszkańcom, otrzymywali drobne upominki lub zapraszani byli przez nich na chwilowy odpoczynek.
Siuda Baba, Judasz i ryba
Wspomnę jeszcze o innych zwyczajach związanych z Wielkanocą. Takim zwyczajem, także o pogańskiej proweniencji, jest Siuda Baba, nawiązująca do wypędzenia zimy. Kapłanka ta strzegła pod Kopcową Górą ognia, czarna od niego na twarzy. Wraz z nadejściem wiosny opuszczała raz w roku swoją świątynię, by znaleźć następczynię. Kiedy udawała się na poszukiwanie swojej sukcesorki, chowały się przed nią wszystkie panny. Dzisiaj za niechlujną i usmoloną Siudą Babę przebiera się jeden z mężczyzn, zbierając datki w towarzystwie Cygana i kilku krakowiaków.
Z Wielkanocą wiąże się też podkarpackie wieszanie Judasza, nawiązujące do pogańskiego topienia Marzanny, zwyczaju ewokującego wiosnę i jednocześnie żegnającego zimę. Chcąc wymierzyć sprawiedliwość znanemu z Ewangelii zdrajcy, zawieszano jego kukłę wpierw na wieży kościoła, potem na drzewie lub słupie, po czym strącano ją, włóczono po wsi, okładano kijami, podpalano, a na koniec wrzucano do stawu lub rzeki. Jednakże nie tylko Judasza wieszano…
Kiedy kończył się Wielki Post, organizowano, na przykład na Kujawach, wieszanie śledzia, a także pogrzeb żuru, czyli, innymi słowy, postnych potraw, do których najczęściej ograniczał się poprzedzający Wielkanoc jadłospis, choć nie zawsze, bo przykładowo w Wielkopolsce ulubioną potrawą postną były również "regionalne" pyry z gzikiem, czyli ziemniaki z białym serem rozdrobnionym mlekiem. Z domu wynoszono i zawieszano na drzewie śledzia wyciętego z drewna lub tektury, a wypełniony żurem gar zakopywano w ziemi lub zawartość gara wylewano. Zasypywano także garnek z popiołem, symbolizujący zarówno koniec smutku, jak i początek rezurekcyjnej radości. Większość z opisanych przeze mnie zwyczajów również dzisiaj jest kultywowanych.
Czego nie wolno, bo licho nie śpi…
Wielkanocy towarzyszyły też liczne przesądy. Począwszy od pierwszego tygodnia przed Niedzielą Palmową, aż do Wielkiego Tygodnia nie zajmowano się pieczeniem chleba, gdyż mogłoby to sprowadzić na wieś suszę. Jeśli któraś z gospodyń upiekła w owym czasie chleb, niesforną wrzucano wraz z jej garnkami do pobliskiej wody. W Wielkim Tygodniu rezygnowano z prania bielizny, w przeciwnym razie domownicy mogliby zachorować. W Wielki Czwartek zakazywano hałaśliwych prac, takich jak chociażby: tłuczenie kaszy, rąbanie drzewa, mielenie w żarnach czy używanie dzwonków, ponieważ wystraszyłyby się przebywające w ciszy dusze; zamierzano również godnie je przyjąć. W Wielki Piątek nie można było prząść, tkać i kręcić powrozów, by "Panu Jezusowi nie narzucać paździerzy do ran". W tym samym dniu zabraniano też pieczenia chleba w piecach, jako że były one siedliskami dusz.
Ze skarbca ludowych przysłów
Na koniec zaczerpnęłam z rodzimego dziedzictwa ludowego garść porzekadeł związanych z Wielkanocą. Oto niektóre z nich: "W Wielką Niedzielę pogoda, duża w polu uroda"; "Zielone Boże Narodzenie, a Wielkanoc biała, w polu uciecha mała"; "Gdy na dzwony wielkanocne pada, suchość nam przez całe lato włada"; "Dwór to wór: bab w nim pełno jak na Wielkanoc"; "Ma szczęście jak śledziowa główka w Wielką Niedzielę"; "Obdarzył ksiądz ubogą - na Wielkanoc kurzą nogą"; "I święcone nieraz upadnie"; "Kichnął tak potężnie, jak moździerz na rezurekcję bijący"; "Niewinny jak Baranek wielkanocny".
Justyna Sprutta - doktor w zakresie teologii dogmatycznej o specjalizacji teologia ikony (KUL) i w zakresie historii o specjalizacji historia sztuki (UKSW), magister filologii polskiej o specjalizacji dziennikarstwo i kreowanie wizerunku (UAM), animator kultury o specjalizacji teatr (PSAK), regionalistka. Wykładowca akademicki na Wydziale Teologicznym UAM w Poznaniu. Współpracuje z portalem www.misyjne.pl i z dwutygodnikiem Diecezji Kaliskiej "Opiekun". Prowadzi na Facebooku stronę: Ignacjańskie Linijki. Należy do Wspólnoty Życia Chrześcijańskiego. Pochodzi z Ziemi Gostyńskiej. Mieszka w Ostrowie Wielkopolskim.
Skomentuj artykuł