Warto zmuszać dzieci do udziału w Triduum Paschalnym? Wielki Tydzień i wielki dylemat rodziców

Fot. Depositphotos

Kiedy zdałam sobie sprawę, że dziecko nie jest moją własnością, ale darem od Pana Boga, którym mam się zająć, sprawa okazała się niezwykle trudna. Łatwo jest kimś sterować, trudniej pokazać mu sens.

Wielki Tydzień, bardzo ważne dni dla katolików. Gdyby Jezus nie umarł i nie zmartwychwstał, nasza wiara nie miałaby sensu. Choć można zarzucić nam - katolikom - że nie zawsze wiemy w co i Kogo wierzymy, że czasem nasza pobożność nijak się ma do nauczania Kościoła, że w zasadzie to mało wiemy, albo skupiamy się na prawie, a nie na relacji z Bogiem etc… Zarzuty można mnożyć, często słusznie. Ostatnimi dniami widzę jednak inny problem, pojawiający się w rodzinach świadomie i głęboko wierzących i praktykujących.

Wielki Tydzień. Jeśli spojrzymy na to, jakie nabożeństwa proponuje nam się na najbliższe dni, jest tego sporo. Całe Triduum to jedno wielkie zaproszenie do towarzyszenia Jezusowi w Jego męce i zmartwychwstaniu. Czwartek, piątek, sobota, niedziela, poniedziałek. W wielu domach pojawia się pytanie: czy przez pięć dni pod rząd zabierać dziecko do kościoła?

Zapytałam ostatnio moje dzieci o to, jak one widzą nasze zaangażowanie przez najbliższe dni. Odpowiedź była taka, jakiej się spodziewałam. Młodszy syn chętnie weźmie udział w nabożeństwach codziennie, starszy chce iść do kościoła tylko w Niedzielę Zmartwychwstania. I ot, zdradziłam dylemat rodziców żyjących wokół mnie. Jak reagować, gdy dziecko nie chce brać udziału w nabożeństwach, które dla mnie samego są ważne? Jak z drugiej strony pokazać mu wartość chrześcijańskich świąt i ich sens? Zmuszać, nie zmuszać? Pokazać, ale jak?

Mam ogromne szczęście poznawać różne perspektywy wychowania w wierze. Należymy z mężem do wspólnoty małżeństw, w której jest spory przekrój wiekowy. Mamy małżeństwa, które są już pradziadkami i takie, którym jeszcze nie zdążyły urodzić się dzieci. Karmimy się nawzajem swoim doświadczeniem. Niejednokrotnie słyszę od ludzi, którzy mają dorosłe już dzieci: "zrobiłem błąd, że go zmuszałem, on teraz nie może patrzeć na kościół. Mówi, że swoje się już w życiu nachodził. Dziś zrobiłbym to inaczej”. To jest jedna strona medalu. Druga to młodzi rodzice, z kilkuletnimi dziećmi, którzy opowiadają, że bardzo chcieliby pokazać dziecku jak nawiązać relację z Bogiem. Są świadomi tego, że nie da się przekazać wiary omijając Kościół i tego, co nam proponuje. Trudno nie przyznać temu racji…

Jak znaleźć złoty środek? Nie wiem. Pytam moje dzieci o zdanie, rozmawiam z nimi, czytamy wspólnie książki opowiadające o sensie naszej wiary. Pokazuję jak umiem, że relacja z Bogiem, sakramenty i Msza to coś, co nadaje mojemu życiu sens i dodaje siły w codzienności. Czy to wystarczy? Być może nie. Mam nadzieję, że przynajmniej nie odstraszy, a będzie ziarenkiem, które kiedyś zakiełkuje.

Kiedy zdałam sobie sprawę, że dziecko nie jest moją własnością, ale darem od Pana Boga, którym mam się zająć, sprawa okazała się niezwykle trudna. Łatwo jest kimś sterować, trudniej pokazać mu sens. Nakazać coś siłą można zawsze, ale z niewolnika nie ma radosnego dawcy. Przychodzi taki moment, że dziecko może powiedzieć "nie” i do nas należy decyzja co z tym dalej zrobimy. Uszanujemy, czy zmusimy siłą do zmiany? Jakiś mały szantażyk, przymus, czy wolność i własny przykład? To jest trudne, wiem. Kiedy kogoś kochasz, chcesz jego dobra. Kiedy sam masz bliską relację z Bogiem, pragniesz by doświadczyło jej także twoje dziecko. I to zobowiązanie z chrztu, że wychowam po katolicku… No właśnie. Jak to zrobić by rzeczywiście dziecko samo chciało tym katolikiem być, nie tylko do dnia osiągnięcia pełnoletniości?

Mam dwóch synów. Wychowuję obu tak samo, a mimo to ich duchowa wrażliwość i otwartość na codzienne nabożeństwa jest diametralnie różna. Wbrew pozorom bardzo się z tego cieszę, bo jednym z moich największych pragnień jest wychowanie człowieka świadomego i myślącego. Takiego, które robi coś nie z lęku przed karą, albo przed krzykiem i fochem matki, ale dlatego, że wie, że coś jest ważne. Ważne też dla niego samego… Gdzie mnie to zaprowadzi? Nie wiem… Nie wątpię jednak, że zmartwychwstały Jezus zapyta mnie kiedyś o to, co zrobiłam z tymi, których dał mi pod opiekę. Obym nie musiała wtedy zapłakać ze wstydem i żalem…

Z wykształcenia pedagog i doradca rodzinny. Z wyboru żona, matka dwóch synów. Nie potrafi żyć bez kawy i dobrej książki. Autorka książki "Doskonała. Przewodnik dla nieperfekcyjnych kobiet". Prowadzi bloga oraz Instagram.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Warto zmuszać dzieci do udziału w Triduum Paschalnym? Wielki Tydzień i wielki dylemat rodziców
Komentarze (12)
MN
Mariusz Nowak
3 maja 2024, 18:45
A to znacie: "Z niewolnika nie ma pracownika"? Zmuszanie do pójścia do Kościoła? To jest religia?
AM
~Alicja M.M.
30 marca 2024, 15:13
Oczywiste, że dzieci pragnące zawsze postępować tak, jak sobie życzą rodzice (choćby idealni) to bajka (niezbyt dobra bajka). Zatem pytanie „zmuszać, nie zmuszać” dotyczy mnóstwa spraw, mniej i bardziej prozaicznych. Może to kontrowersyjne, ale stwierdziłam (kilka lat temu), że mogę zmusić dziecko do pójścia do dentysty, ale nie do pójścia na mszę świętą (i nie mam na myśli wyzwania, jakim jest Triduum, lecz zwykłą niedzielną mszę). Czy dlatego, że zdrowie ciała dziecka jest dla mnie ważniejsze niż zdrowie duszy? Nie. Dlatego, że w sferze ciała można zadziałać pozytywnie wbrew czyjeś woli. W sferze duchowej nie.
RH
~Robin Hud
4 kwietnia 2024, 01:09
Nie powinna absolutnie pani posyłać dzieci do szkoły, żeby nie czynić niczego wbrew ich sferze ducha i intelektu. Niech siedzą w domu.
AM
~Alicja M.M.
3 maja 2024, 14:50
~Robin Hud: Tak się składa, że owszem, wolałam zatrzymać dzieci w domu (tzn. na ED), ale zdecydowanie wolały tradycyjną szkołę. I z perspektywy lat widzę, że dobrze wybrały (dla siebie; to nie znaczy, że ED jest złym wyborem). A w uogólnieniu: liczenie się z racją drugiej osoby, również niepełnoletniej, nie musi prowadzić do katastrofy.
MD
Michal Dylowski
29 marca 2024, 07:24
Trudno mówić o zmuszaniu dziecka do udziału we Mszy Świętej , gdy jest przyzwyczajane i uczone od maleńkości.
PR
~Ppp Rrr
28 marca 2024, 14:15
Ma Pani lekką pracę, lub jest silna i zdrowa - dzięki temu ma jeszcze energię, by chodzić na msze przez cztery dni pod rząd? Super - zazdroszczę! Ale UCZEŃ ma CIĘŻKĄ pracę w szkole, a w tym momencie jest już zmęczony - pracuje przecież od Września, czyli od siedmiu miesięcy. Prawo do odpoczynku jest w takim przypadku rzeczą oczywistą, a jego uszanowanie - obowiązkiem rodziców. Pozdrawiam.
ŁR
~Łukasz Ruda
28 marca 2024, 17:38
Jeśli chodzi o energetykę - w trakcie mszy energia jest pobierana, nie wydatkowana. Ale dotyczy to tylko wierzących.
GA
~Gall Anonim
29 marca 2024, 00:34
Moja 84 letnia babcia , co przepracowala fizycznie całe życie, dalej chodzi na całe tridum . Uczeń ma ciężko pracę w szkole?? Współczyję Twojemu przyszłemu pracodawcy.
AT
~Ahh Ta dzisiejsza mlodziez
29 marca 2024, 00:38
Ja pracuje od 20 lat (nie 7 miesiecy) i jutro w Wielki Piątek idę na drugą zmianę, by po pracy od razu udać się na czuwanie
AA
~Anna Anna
30 marca 2024, 07:38
Dzieci szybko regenerują swoje siły, a modlitwa w kościele, Msza św., doda im tylko SIŁ i jeszcze będzie kształtować na porządnych dobrych ludzi, znających swoje obowiązki i odpowiedzialnych. Pozdrawiam.
LH
~Leon Hedwig
28 marca 2024, 10:45
Ach te dylematy. Co robić, gdy dziecko nie ma ochoty odwiedzić babcię na Święta? Czy zostawić je samo w domu i uszanować jego wolność. Co robić gdy córka powiada że nie pójdzie więcej na matematykę, bo matma jest głupia i nie widzi sensu chodzenia. Co robić gdy pajdokracja i twarde rządy dziesięciolatków są nie po naszej myśli.
E3
edoro 333
28 marca 2024, 21:31
Aż się boje, że masz jakiś pomysł, co robić.