Wojciech Żmudziński SJ: Nie byłoby wojny w Ukrainie, gdybyśmy rozbroili nasze serce
Wszyscy jesteśmy winni. Nie byłoby wojny w Ukrainie, gdybyśmy rozbroili nasze serce i troszczyli się o godność każdego człowieka, bardziej promowali dialog, stawiali na pierwszym miejscu życzliwe relacje między ludźmi, nie tylko dyplomatyczne, zamiast okopywać się wokół własnych racji, prężyć muskuły i szczerzyć zęby.
W kwietniu tego roku mija 60 lat od ukazania się encykliki papieża Jana XXIII Pacem in terris (11 kwietnia 1963). To pierwszy taki dokument papieża zaadresowany nie tylko do wiernych Kościoła katolickiego, lecz do wszystkich ludzi dobrej woli. Encyklika powstała w czasie, gdy od dwóch lat budowano mur berliński, a kryzys na Kubie groził światu wojną atomową. Toczyła się wojna w Wietnamie i rosło napięcie na Bliskim Wschodzie. Można powiedzieć, że już wtedy trwała na świecie "wojna w kawałkach". Jan XXIII widział konieczność współdziałania ze wszystkimi, którzy troszczą się o dobro i szlachetne aspiracje człowieka. Dzisiaj encyklika Pacem in terris ma szczególne znaczenie. Świat musi zweryfikować swoje myślenie o pokoju, aby toczące się wojny nie cofnęły nas do mrocznych wydarzeń pierwszej połowy XX wieku.
Dla papieża Jana XXIII podstawowym kryterium pokoju było poszanowanie godności człowieka oraz wszystkich jego praw a zarazem traktowanie poważnie obowiązków, które zagwarantują te prawa wszystkim ludziom, bez wyjątku.
Na papieskiej liście niezbywalnych praw człowieka znalazły się między innymi godna praca, uczciwa płaca i odpoczynek, wolność religijna oraz wolność do przemieszczania się i emigracji. Te i inne prawa człowieka przedstawia Jan XXIII nie tyle, jako warunek pokoju, lecz jako jego istota.
"Pokój naruszają nie tylko konflikty zbrojne między państwami, lecz również wyzysk pracowników, dyskryminacja i przemoc wobec kobiet, odrzucanie migrantów, rasizm i handel ludźmi" - pisze Paolo Foglizzo w jezuickim miesięczniku społecznym "Aggiornamenti Sociali". Krytykuje przy tym polityków, dla których racja stanu i interes państwa jest ważniejszy od promowania światowego pokoju.
Co jednak ma robić Kościół, gdy wojna już trwa i giną ludzie po obu stronach barykady? Na pewno powinien być z tymi, którzy cierpią. Z pewnością szukać okazji do przekonania agresora, by wycofał się i zaczął rozmawiać o pojednaniu. Zanim do tego dojdzie wydają się bardzo pomocne wszelkie sankcje i izolowanie napastnika oraz wywieranie wpływu na społeczeństwo, by odmawiało udziału w zbrodniach. Brakuje nam jednak dzisiaj osób z autorytetem, które zaapelowałyby do sumień wszystkich ludzi dobrej woli. Wiele narodów ma dziś swoich bohaterów, ale w bohaterów międzynarodowych, o szerokim ogólnoświatowym autorytecie, zdecydowanie nasza epoka nie obfituje. Odkąd żyję nie widzę solidarności między państwami, lecz rywalizację i wzajemne przechwalanie się. Każdy naród uważa, że jego racje są ważniejsze od racji innych narodów.
"To samo prawo naturalne, które rządzi zasadami współżycia poszczególnych obywateli między sobą, powinno również kierować wzajemnymi stosunkami między państwami" - czytamy w Encyklice (80). Papież zauważa, "że między narodami jedne przewodzą innym w dziedzinie osiągnięć naukowych, rozwoju kultury i postępu gospodarczego. W żadnym jednak wypadku nie wolno im z racji ich przewagi panować niesłusznie nad innymi, lecz mają one wnosić większy wkład we wspólny rozwój narodów" (88).
"Zasady wymienione przez papieża Roncallego w Pacem in terris nie tylko wciąż stanowią wyzwanie dla sumień, ale są codziennie wprowadzane w życie przez tych, którzy nie poddają się bezwolnie nienawiści, przemocy, nie ulegają oszustwom i logice wojny. Świadczą o tym ci, którzy wprowadzają pokój podejmując dzisiaj swoją misję na Ukrainie i w wielu innych częściach świata, często z narażeniem życia" - pisze Andrea Tornielli w Osservatore Romano. Świadczą o tym wszyscy ci, którzy poważnie traktują słowa wypowiedziane niedawno przez papieża Franciszka w nuncjaturze apostolskiej w Kinszasie: "Aby naprawdę powiedzieć «nie» przemocy, nie wystarczy unikać aktów przemocy; trzeba wyrwać korzenie przemocy: myślę o chciwości, zazdrości, a przede wszystkim o wściekłości". Trzeba mieć "odwagę rozbroić serce".
Kiedyś mój znajomy realizował wśród młodzieży program profilaktyczno-wychowawczy o nazwie "Saper". Miał on na celu rozminowywanie agresji wśród uczniów. Autorzy programu podkreślali, że każdy człowiek jest z natury dobry i jego postawy wpływają na losy świata, a zło wyrządzone drugiemu, niszczy przede wszystkim tego, kto się tego zła dopuszcza. Przydałoby się dzisiaj takie nastawienie wśród wszystkich ludzi dobrej woli, bo wojna trwa nie tylko na Ukrainie. Bądźmy więc saperami w środowiskach, w których żyjemy. Nie tylko pragnijmy pokoju, ale równocześnie rozminowujmy wszelkie agresywne postawy, które mogłyby prowadzić do eskalacji nienawiści.
Skomentuj artykuł