"Bogu dzięki, nikt nie kazał nam wyjechać z Syrii" [ROZMOWA]
Przybyły do Syrii z Europy i Afryki. Nie opuściły sąsiadów w najtrudniejszych chwilach. Poznajcie siostry trapistki, bohaterki, które swym codziennym życiem dają niesamowite świadectwo.
Karol Wilczyński, DEON.pl: Jak duża jest wasza wspólnota?
Marta Luisa Fagnani OCSO: Wspólnota jest niewielka. Zaczęłyśmy w 2005 roku we cztery. Mieszkałyśmy w Aleppo w zwykłym mieszkaniu, aż do czasu, gdy kupiłyśmy małą działkę w regionie Tal Kalakh nieopodal Homs. To rolniczy region, prowincja.
Co działo się dalej?
Zaczęłyśmy stawiać niewielki budynek. Miał to być dom dla gości wybudowany z lokalnego kamienia. Mieszkamy w nim od 2010 roku, usiłując ukończyć właściwy budynek klasztoru.
Budynek klasztoru
Jak wiele sióstr mieszka obecnie w Syrii?
Trzy lata temu dołączyła do nas siostra z Włoch, potem siostra z Angoli, a w 2016 nowicjat rozpoczęła młoda Syryjka z Homs.
Nie chciałyście wyjechać na czas wojny?
Bogu dzięki, nikt ze zgromadzenia we Włoszech nie kazał nam wyjechać na czas wojny, a wszystkie siostry postanowiły zostać, dzieląc się codziennością z Syryjczykami, którzy tu żyją.
Jak wygląda to życie?
Cóż... Próbujemy żyć "normalnym" życiem monastycznym: modlimy się i pracujemy, dając również zajęcie naszym sąsiadom. Żyjemy nadzieją w Chrystusie na to, co czeka nas dziś i jutro.
Siostry z sąsiadami i przyjaciółmi
Kto żyje obok was? Kto jest waszym sąsiadem?
Region Tal Kalakh jest zróżnicowany. W okolicy są dwie chrześcijańskie wioski. Chrześcijanie stanowią mniejszość, jak w całej Syrii. Dookoła mieszkają muzułmanie reprezentujący zarówno "gałąź" sunnicką, jak i szyicką.
Co jest najtrudniejsze w tym codziennym życiu?
W tej części Syrii najgorszy był okres przed trzema laty, wielu młodych chłopców zginęło wówczas będąc w armii. Wielu cały czas jest na froncie, dlatego tak wiele rodzin żyje bez obecności mężczyzn.
To ogromny problem życiowy, dla pracy i dla bezpieczeństwa. Wielkim problemem są też sankcje międzynarodowe. Nie ma leków. Dużym wyzwaniem jest próba przywrócenia normalnego życia, choćby uzyskanie materiałów budowlanych, by móc pracować. Wszystko jest takie drogie... A pieniędzy właściwie nie ma.
Spotkanie z rodzinami z okolicy
Jak wyglądają wasze relacje z muzułmanami?
Wszyscy żyjemy razem, w pokoju, tak jak przed wojną. Syria jest pod tym względem wyjątkowa, ponieważ tutaj chrześcijanie i muzułmanie mieli własny, "specjalny sposób życia", co różniło ten kraj od innych, w których żyła większość muzułmańska. Cały czas żyjemy razem, dotyczy to szczególnie rejonów kontrolowanych przez rząd [prezydenta Asada - przyp. KW].
Czy dialog międzyreligijny jest możliwy? Czy duch i przesłanie bł. Karola de Foucauld są dziś możliwe do wprowadzenia?
Dialog tak... jednak w Syrii dialog międzyreligijny nie ma charakteru "intelektualnego". Po prostu żyjemy razem, ale szanujemy się w tym, co nas różni, i widzimy w sobie wzajemnie osoby, które dzielą wiarę w Boga. To jest wyjątkowe dla Syrii: ludzie wierzą w Boga, choć każdy na swój sposób, i żyją razem, szanując się i darząc sympatią.
Wojna nie zerwała tego dialogu?
Cóż, w czasie wojny ujawniło się wiele zewnętrznych interesów i nacisków, które nie miały dużo wspólnego z samą religią.
Wokół religii prowadzono mnóstwo złych gierek, które miały na celu przeciwstawienie jednych przeciw drugim. Tym bardziej teraz jest tak wiele pracy, szczególnie z młodym pokoleniem, dziećmi, które w swoim życiu widziały tylko wojnę i przemoc. W tym świetle promocja przesłania Karola de Foucauld o pojednaniu i szacunku jest ważna na tej drodze.
Praca w ogrodzie i gospodarstwie przyklasztornym
Co uważa siostra na temat tzw. kryzysu migracyjnego? Co powinni zrobić Europejczycy oraz katolicy żyjący w Europie?
Stawiając czoło wyzwaniu, jakim jest imigracja, sądzę, że musimy patrzeć z otwartym sercem na konkretne osoby, które spotykamy. Musimy też jasno mówić o przyczynie imigracji, tj. o niektórych ludziach (bardzo nielicznych, ale wpływowych), którzy mają interes w destabilizacji niektórych państw. Bez takiej poważnej refleksji chrześcijanie staną się "instytucją Czerwonego Krzyża", ale przestaną być zaczynem, który kwasi mąkę (por. Łk 13, 18-21). Utracą możliwość pomocy w procesie uświadamiania innych.
Czy wasza wspólnota pomaga uchodźcom wewnętrznym?
Naszą misją jest życie monastyczne, dlatego też próbujemy pomagać ludziom tak, jak możemy. Nasza pomoc jest odpowiedzią na rozmaite sytuacje, z którymi się stykamy. Przede wszystkim próbujemy dawać pracę przy klasztorze (na roli i przy budowie). Pomagamy w pracy sanitarnej i opiece medycznej, udzielamy korepetycji, wspieramy odbudowę choć części zniszczonych mieszkań i domów, kupujemy żywność i paliwo. Wspieramy robotników, kupując im narzędzia, płacimy studentom za dojazd na uczelnie i potrzebne im do nauki materiały. Myślimy o zorganizowaniu magazynu z darmową żywnością oraz specjalistycznej pomocy kobietom będącym w potrzebie.
Mimo to czujemy, że najpilniejsza jest pomoc dla uchodźców wewnętrznych [czyli osób, które musiały uciec ze swoich domów, ale pozostały wewnątrz Syrii. Wiele osób z miast na wschodzie i północy Syrii przeniosło się na zachód kraju, gdzie działania wojenne nie były tak dotkliwe - przyp. KW]. Większość międzynarodowych organizacji, szczególnie na początku wojny, skupiła się na pomocy tym, którzy opuścili Syrię, ale przecież są miliony osób, które zostały w kraju, a straciły wszystko: pracę, dom, rodzinę...
Siostry z gałązkami oliwnymi przygotowanymi na Niedzielę Palmową
Czy macie nadzieję na koniec wojny w Syrii?
Wojna... Zawsze mówimy, że najważniejszą rzeczą, by pomóc w tej sytuacji, jest zacząć od przekazywania prawdziwych informacji. To pomoże coś zrobić i przeciwdziałać przyczynom konfliktów i problemów. Oczywiście, pomoc materialna jest niezbędna, szczególnie gdy wojna już wybuchła. Ale dziś możemy zrozumieć, że za tą wojną i międzynarodowymi konfliktami stoją potęgi i interesy tych, którzy nimi sterują. Sądzę też, że konieczną rzeczą jest utworzenie ruchu na rzecz zdjęcia międzynarodowych sankcji, które stały się narzędziem wojny, a przez które cierpią niewinni ludzie.
Więc tak - pokój jest możliwy. To, co wiemy obecnie, to fakt, że trochę to potrwa, pewnie bardzo długo, szczególnie jeśli chodzi o pokój w sercach, czyli o przebaczenie i pojednanie. Ale nadzieja nigdy nie umarła, Bogu dzięki! I Syryjczycy chcą żyć, mają siłę do życia!
* * *
Marta Luisa Fagnani OCSO - siostra w zakonie trapistek (cysterki surowej reguły). Urodzona w 1961 roku w Como. Studiowała medycynę; po śmierci rodziców zaangażowała się w życie Kościoła. Rozpoczęła studia graficzne, ale powołanie do życia monastycznego w jej sercu było silniejsze. Wstąpiła do klasztoru trapistek w Valserena we Włoszech. W 2004 roku wspólnota sióstr podjęła decyzję o ufundowaniu klasztoru w Syrii, dokąd wyjechała w 2005 roku. Od tego czasu jest przełożoną wspólnoty sióstr trapistek w Syrii.
Karol Wilczyński - dziennikarz DEON.pl. Współtwórca bloga islamistablog.pl. Odwiedził Damaszek i Aleppo w lutym 2017 roku. Autor wielu wywiadów i reportaży na temat sytuacji i wojny w Syrii oraz sytuacji uchodźców syryjskich w Libanie, Turcji i Europie.
* * *
Chcesz pomóc siostrze Marcie, jej wspólnocie oraz sąsiadom?
Wysłała nam dokładną instrukcję, jak możemy to zrobić, bezpośrednio wpłacając pieniądze na konto we Włoszech:
Monastero Cistercense Valserena
adres: Via Provinciale del Poggetto 48 / 56040 Guardistallo (PI)
Banca Prossima : IBAN IT 54 O 03359 01600 1000 0000 2045
SWIFT BCITITMXXXX
W tytule przelewu należy wpisać: AZER MONASTERY [uwaga! nie wolno wpisywać SYRIA]
Przelew najlepiej wykonać z rachunku w euro lub w banku, który ma dobry przelicznik walutowy.
W razie problemów z przelaniem pieniędzy, prosimy o kontakt mailowy: kw@deon.pl
Skomentuj artykuł