Wady i zalety Kościoła eventowego
Chciałem napisać coś o Kościele eventowym, o tym, że to wielkie zagrożenie dla naszej wiary, że to redukcjonizm i zaprzepaszczenie Ewangelii. Potem jednak zdałem sobie sprawę, że obok wielu jego wad istnieją też zalety, których nie można pominąć.
Czy eliminują one wszystkie wady? Chyba nie. Warto jednak do tematu podejść całościowo.
[Wada 1] Tłum na wyprzedaży
Kiedyś w naszym duszpasterstwie w Gdańsku odbyły się rekolekcje z pewnym bardzo znanym dominikaninem. Rzeka ludzi wlewała się drzwiami i oknami. Masa wypełniała wszystkie wolne szpary między kwiatami i ołtarzem, aby spijać każde słowo, które skapywało z ust o. Adama.
Liderzy zacierali ręce z nadzieją, że w konsekwencji zobaczymy radykalny wzrost liczby osób uczestniczących w spotkaniach wspólnot akademickich... Jakże wielkie było ich rozczarowanie.
Pierwszym niebezpieczeństwem jest pomylenie duszpasterstwa z supermarketem. Myślimy wtedy, że wspólnota żyje tylko dlatego, że wiele osób przyszło na spotkanie z jakimś konkretnym mówcą. Dajemy się ponieść panicznemu poszukiwaniu gości, mówców, zespołów mających wypełnić nasze sale i kościoły. Czy nie jest tak, że redukujemy wtedy Kościół do rangi jednego z przedsiębiorstw usługowych, do którego przychodzi się jedynie w razie nagłej potrzeby, kiedy skończyły nam się zakupione na poprzednich rekolekcjach pokłady Łaski. Ludzie mówią, że przychodzą do nas naładować baterie, przyznając w ten sposób, że od dawna nie mają codziennego kontaktu z Bogiem. Poszukają jedynie, kto im Go da za najmniejszą cenę i w najbardziej atrakcyjnym opakowaniu.
«Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Szukacie Mnie nie dlatego, żeście widzieli znaki, ale dlatego, żeście jedli chleb do sytości. [J 6,22] powiedział kiedyś Jezus, który sam wyczuł, że dla ludzi dużo ważniejsze staje się doświadczenie niż relacja z Nim.
[Wada 2] Mit potęgi Kościoła
Po kolejnych skandalach, po kolejnych statystykach, które pokazują, że mniej ludzi chodzi do kościoła, że jest mniej powołań do seminariów, że coraz więcej księży przeżywa kryzysy, lubimy spoglądać w inną stronę i powtarzać zdanie "Nie jest jeszcze tak źle". W sumie bardzo łatwo w to uwierzyć, kiedy widzi się pełny stadion podczas kolejnego forum charyzmatycznego albo tłumy na Światowych Dniach Młodzieży. Wystarczy jednak poczytać kartoteki parafialne i sprawdzić, ile chrzczonych dzieci rodzi się z sakramentalnych związków albo ilu bierzmowanych włącza się aktywnie w życie swojej parafii, aby wielki mit potęgi Kościoła upadł. Tylko że ludzie dużo bardziej lubią słuchać mitologii niż spotkać się z rzeczywistością.
To zastanawiające, ile sił jesteśmy w stanie włożyć, aby pompować naszą flaczejącą potęgę. Ciekawe, ile więcej byśmy ugrali, gdyby całą tę pracę włożyć w codzienną formację liderów, ewangelizatorów, ludzi dobrej woli, którzy by byli w stanie szeroko nieść Dobrą Nowinę do chorych, potrzebujących, bezdomnych i emigrantów. Tylko że taka praca nie przynosi natychmiastowych efektów, dlatego jest dużo mniej atrakcyjna.
[Wada 3] Kościół mas zamiast szpitala polowego
Przyznam się, że całkiem niedawno dokonała się we mnie epokowa zmiana. Przez parę lat duszpasterzowania wśród gdańskich studentów wiele sił traciłem na myślenie o tym, w jaki sposób ściągnąć ludzi do kościoła.
Miałem wiele pomysłów, medialnych, strukturalnych czy też eventowych. Dopiero podczas moich osobistych rekolekcji naszła mnie ważna myśl. Spojrzałem na nasz kościół już nie jako na stadion, który trzeba wypełnić ludźmi, żeby go utrzymać, ale jako na szpital polowy, gdzie przychodzą ludzie pobici przez życie, samotni, głodni przyjaźni. Czy nie lepiej jest odpowiedzieć na ich realne potrzeby?
To była dla mnie rewolucja kopernikańska. Jej skutkiem było m.in. rozpoczęcie współpracy z jednym z centrów psychologicznych, aby dać naszym studentom możliwość profesjonalnej opieki psychologicznej. Jeśli w duszpasterstwie jesteśmy zorientowani na organizację wielkich imprez, wówczas możemy bardzo łatwo minąć się z człowiekiem, z jego potrzebami, problemami, cierpieniem.
Chrystus, ściskany przez tłum z każdej strony, umiał dostrzec starą kobietę cierpiącą na krwotok. Zawołał tę, która przez 12 lat była wyrzucona poza nawias społeczeństwa, aby na nowo wrócić jej życie i radość.
[Zaleta 1] Potrzebujemy święta
Jedno z najtrudniejszych do przestrzegania przykazań to wezwanie Boga, abyśmy święcili dzień święty. Myślę, że jest ono dużo częściej łamane niż wszystkie inne przykazania, nawet te, które dotyczą naszej seksualności.
To bardzo ciekawe, że tak łatwo jest nam dyspensować się od odpoczynku niedzielnego, a z drugiej strony tak bardzo, gonieni przez deadliny kolejnej raty kredytu czy przeglądu samochodu, szukamy jakiejś odskoczni.
Event kościelny to takie święto, moment detoksu od bylejakości liturgii, od nędznych kazań i listów proszących o datki na uczelnie. Może być momentem odnowienia relacji, ponownego zwrócenia się ku Jezusowi i poszukiwania głębi wiary. Dla wielu ludzi uczestniczących w wielkich wydarzeniach jest to też okazja do spowiedzi, często po wielu latach. Rekolekcje, koncert, uwielbienie mogą być dla nas istotnym momentem restartu naszego życia w Kościele.
[Zaleta 2] Zmobilizowani
Kiedyś przyjechała do naszej parafii wspólnota ewangelizacyjna, aby głosić rekolekcje. Na kartce był to taki rekolekcyjny standard: niedzielne kazania, potem nauki wzbogacane świadectwami do środy. Było to jednak mocne uderzenie Ducha. Nauka gorącej modlitwy, wspaniałe kazania, najwyższej jakości wydarzenie ewangelizacyjne. Na koniec zapytałem, jakie są ich wrażenia z przeprowadzonej akcji. W ich głosie dało się wyczuć sporo goryczy. Okazało się, że nie dogadali się z naszym proboszczem. Liczyli bowiem na większe zaangażowanie lokalnych wspólnot, nie tylko w partycypację podczas nauk, ale przede wszystkim liczyli na aktywną współpracę. Była to dla mnie bardzo pouczająca uwaga.
Organizowanie akcji kościelnych może być szalenie mobilizujące dla społeczności lokalnej. Może być momentem ponownego rozpalenia wiary, poszukiwania osobistego miejsca we wspólnocie Kościoła. Sprawny duszpasterz wie bowiem, że sukces eventu nie leży w tym, ile osób weźmie udział, ale jak bardzo skorzystają z niego ludzie ze społeczności lokalnej, jak bardzo złapią bakcyla ewangelizacyjnego, jak bardzo na nowo będą chcieli spojrzeć twarzą w twarz Jezusowi, aby razem z Nim podjąć misję wiary.
[Zaleta 3] Kościół słabo wierzących
W tym roku postanowiłem trochę zmienić swoje podejście do poświątecznej wizyty duszpasterskiej, czyli do tzw. kolędy. Lubię pytać ludzi, jakie mają uwagi dotyczące parafii, co im się podoba, a może jest coś, co uważają, że powinno się zmienić. Reakcje były różne. Bardzo często jednak słyszałem: "Wie ksiądz... my to bardzo rzadko chodzimy do kościoła".
Czasem, kiedy ludzie przyzwyczaili się już do niechodzenia do kościoła, bardzo trudno jest im wykonać krok, aby przyjść na mszę albo do spowiedzi. Potrzebują czegoś pomiędzy. Dlatego na czas pokolędowy zorganizowaliśmy w parafii koncert uwielbienia, w niedzielę zaraz po wieczornej Eucharystii. Wydrukowaliśmy specjalne zaproszenia dla naszych parafian. Ilekroć więc słyszałem, jak ludzie się przyznawali, że nie chodzą, to od razu wyciągałem zaproszenie i mówiłem: "Więc mam dla was coś specjalnego, organizujemy koncert, na którym uczymy, jak modlić się pieśnią i muzyką. Bo wiecie, kościół to nie hala, żeby tam robić koncerty. Kościół jest od modlitwy. Dlatego uczymy, jak się modlić". Spochmurniałe twarze ulegały wtedy rozpromienieniu.
Mądrze zaproponowany event może być dla ludzi szansą na ponowny powrót do wiary, czyli do żywej relacji z Bogiem. Powinien być dopasowany do spodziewanej grupy odbiorców oraz mieć bardzo konkretny cel. Nasz koncert miał uczyć modlitwy pieśnią. Warto do tematu podejść metodycznie nie tylko od strony organizacyjnej, ale i merytorycznej. Event ma bowiem sens, o ile przyczynia się do konkretnego wzrostu duchowego.
Potrzeba harmonii - potrzeba misji
W myśleniu o eventach w Kościele powinniśmy trzymać się prostej zasady, żeby dobierać najlepsze możliwe środki, które pomogą nam osiągnąć spodziewany cel. Czy nie jest tak, że pewne zamieszanie w tej materii wynika z tego, że nie za bardzo jesteśmy świadomi celu naszego życia w Kościele? W Ewangelii wg św. Łukasza, słyszmy, jak na początku swojej działalności Jezus mówi wprost o swojej misji: "Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski od Pana" (Łk 4, 18-19).
Trudno nie mieć wrażenia, że całe swoje życie Jezus podporządkował właśnie temu wezwaniu. Jestem przekonany też, że stanowi ono również dla nas dobry weryfikator podejmowanych zaangażowań. Obyśmy zadali sobie trud, by go zastosować.
Paweł Kowalski SJ - duszpasterz wspólnoty akademickiej WINNICA z Gdańska. Pielgrzym i social media ninja.
Skomentuj artykuł