Hiob i Wieczny: jesteśmy jak "psy Łazarza" [WYWIAD I TELEDYSK]
Dwóch reperów, Tomasz "Hiob" Karenko i Łukasz "Wieczny" Wieczorek przyjaźnią się od wielu lat. Niedawno postanowili stworzyć wspólny projekt pod nazwą "Non Grata".
Łukasz Sośniak SJ: Po co wam ten duet?
Wieczny: Ileż można razem występować i nie nagrać wspólnej płyty?! Jesteśmy przyjaciółmi, a mamy na koncie zaledwie cztery utwory. Teraz postanowiliśmy to zmienić i zarejestrować razem cały krążek. Najważniejszym powodem jest nasza przyjaźń, to że po prostu lubimy ze sobą pracować.
Liczycie, że razem osiągniecie większy sukces niż osobno?
W: Pewnie. Próbowaliśmy indywidualnie, z różnymi efektami (śmiech). Razem jest po prostu łatwiej. Wspieramy się, motywujemy, inspirujemy i… krytykujemy.
Pojawialiście się w mediach. Kiedy pracowałem w radiu, grałem was bardzo często.
W: Media interesowały się gównie moim świadectwem nawróconego alkoholika, uratowanym małżeństwem, a nie muzyką. Czułem się niedoceniony artystycznie. Podobnie było z Hiobem. Teraz chcemy żeby zwrócono uwagę przede wszystkim na to, co mamy do powiedzenia na gruncie artystycznym.
Powiedzieliście, że czujecie się niedocenieni, ale "Non Grata" brzmi ostrzej, to ktoś niechciany, intruz. Czujecie się intruzami? Kto was nie chce?
Hiob: Jako chrześcijanie nie jesteśmy akceptowani przez ten świat, który odrzuca naszą wiarę i sposób życia. Czujemy, że nasze chrześcijańskie przesłanie często blokuje nam drogę na różne sceny. Organizator, wybierając innych artystów, raczej nie kieruje się poziomem muzycznym, ale tym, że w naszych tekstach wyznajemy Jezusa. Nie ukrywam, że nas to wkurza.
To, że mówicie o Jezusie jednak wyróżnia was z tłumu raperów.
W: Hip-hop polega na szczerym nawijaniu o tym, co we mnie siedzi, a że siedzi we mnie Jezus, to o tym mówię. Nie różnię się przez to od innych reperów. Na poziomie intencji nie różnię się nawet od tych, którzy rapują o ćpaniu i imprezach. Po prostu dziele się tym, co jest dla mnie ważne. Jesteśmy pod szczerym wrażeniem tych artystów, którym mimo silnie wyznawanej wiary udało się dotrzeć do szerszego grona odbiorców, np. chłopaków z "Wyrwanych z niewoli", których serdecznie pozdrawiamy.
H: Nie zamierzamy rezygnować z chrześcijańskiego przesłania po to, by dostać się w więcej atrakcyjnych miejsc. To by była rezygnacja z siebie, a więc rezygnacja z rapu.
Czujecie się zaszufladkowani? Wrzucono was do przegródki z napisem "chrześcijański rap" i teraz cokolwiek nagracie będzie oceniane przez pryzmat waszej wiary?
H: O takie szufladki łatwo także wśród ludzi bliskich Kościołowi. Sporo lat temu byłem ministrantem i na pewnym etapie swojego życia zrobiłem sobie irokeza, chodziłem w glanach. Kiedyś przyszedłem tak na Eucharystię do swojej parafii. Ksiądz wyprosił mnie z zakrystii. Już nie mogłem służyć do mszy. Stałem na samym końcu kościoła i czułem się bardzo odtrącony. Wiem, jak smakuje takie potraktowanie i apeluje o to, żebyśmy jako wyznawcy jednego Pana nie robili tego jeden drugiemu. Trochę nauczyliśmy się, że w Kościele że nie wolno wystawać poza pewne ramki, jeśli tylko ktoś nie wpasowuje się idealnie, to raczej jest pomijany.
A wy wystajecie poza te ramki?
W: My wystajemy poza ramki i dlatego często nie jesteśmy akceptowani. Jednak nie chcemy z tym walczyć. Chcemy pozostać sobą. Może dzięki temu dotrzemy do wielu ludzi, do których nie udałoby się dotrzeć mówiąc okrągłe słowa i paradując w pięknych garniturach. Może kogoś dzięki temu obudzimy. To jeden z celów naszej wspólnej płyty.
Docieranie do tych ludzi, którym jest w ramkach ciasno, albo którzy się w nich nie mieszczą jest zadaniem jezuitów. Jednym z naszych celów jest praca na granicach. Pokazanie, że wielu z tych, którzy się "nie mieszczą", tak naprawdę się mieści, ale nie umiemy tego dostrzec spoza swojego egoizmu.
H: W pięknej pieśni Jana Kochanowskiego "Czego chcesz od nas, Panie, za twe hojne dary?" jest wers: "Kościół Cię nie ogarnie". To brzmi całkiem wywrotowo. Jak to "nie ogarnie"? Czyżby to oznaczało, że Kościół nie ma odpowiedzi na wszystkie pytania? No, nie ma! Odpowiedzi na wszystkie pytania ma tylko Bóg. Ta fraza odpowiada na pytanie dlaczego potrzebna jest praca na granicach. Zamiast głosić "ex caterda" objawione prawdy, warto pójść do ludzi i z pokorą porozmawiać, posłuchać ich historii, tego czym żyją. Dzięki temu na pewno szybciej odnajdą Jezusa.
Jak ro zrobić?
H: Trzeba wychodzić poza ciepełko własnych wspólnot, ewangelizować nie tych, którzy już są zewangelizowani, chociaż ich też, ale głównie te osoby, które nie odkryły jeszcze Jezusa. Aby to osiągnąć nie wystarczy powtarzanie definicji i słodko-pierdzących dykteryjek. Trzeba zaprezentować bezkompromisowy, oparty na Ewangelii przekaz. Tak jest np. w wersie Wiecznego na temat miłości: "W świecie opartym na pseudowartościach, małżeństwo dla nas: dziewczyna chłopak, człowiek jest od poczęcia do końca, szczytem miłości Golgota nie orgazm". Konkret. Jasno zaprezentowana Ewangelia. Tak znaczy tak, a nie znaczy nie.
To może się nie spodobać…
H: Nie chcemy tworzyć "pod publikę", zastanawiać się czy dany wers może się spodobać czy nie. Nie chcemy unikać tego, co jest niewygodne. Po prostu mówimy o tym, co w nas gra. Buntujemy się przeciwko gadaniu dla samego gadania, przeciwko pustej formie.
Od kiedy to bunt ma coś wspólnego z Ewangelią?
H: Odkąd istnieje Ewangelia. Można zbuntować się przeciwko ludziom i Bogu, i przez to siać zniszczenie. Można też zbuntować się przeciwko temu światu, przestać go słuchać. Można spróbować iść pod prąd. Z prądem płyną tylko śmieci i zdechłe ryby.
W: Nasza postawa jest sprzeciwem wobec tego, co nas atakuje: laicyzacji, hedonizmowi, który jest wszechobecny, zwłaszcza w muzyce hip-hopowej, propagandzie jakichkolwiek używek. To cywilizacja śmierci, o której mówił Jan Paweł II.
H: W jednym z tekstów pojawia się nawiązanie do Jana Pawła II. Rapujemy, że jesteśmy jak "psy Łazarza" dla tego świata. Papież podczas spotkania z twórcami powiedział, że artysta ma być jak pies Łazarza. Lizać rany, dawać ukojenie, pocieszenie i uzdrowienie. My chcemy to naszym projektem realizować.
To ja już nie wiem czy wy chcecie pocieszać ludzi czy ich wytrącać z błogiej równowagi?
W: Nie chodzi o takie pocieszenie, że ktoś poklepie cię po ramieniu i powie, że będzie dobrze. To może jedynie irytować. Chodzi o takie ukojenie, o jakim jest mowa, kiedy o Duchu Świętym mówimy, że jest pocieszycielem. Chcemy żeby każda osoba, która sięgnie po naszą twórczość została zapalona ogniem wiary, chcemy żeby nasi słuchacze zostali zainspirowani przez Jezusa do lepszego życia. Niektórych znów chcemy trafić w łeb żeby się opamiętali i nawrócili.
Nawet nie wiecie jacy jesteście ignacjańscy…
W: Nie znamy się na duchowości ignacjańskiej, ale opisujemy to, co jest dla nas ważne i na czym nam zależy. Chcemy żeby słuchacze się ocknęli, zobaczyli że są na wojnie. Że trwa walka o nasze dusze. Jeśli nie powstaniesz, nie sięgniesz po broń, to polegniesz.
Macie w sobie coś z "Synów Gromu", Boanerges, którzy pojawiają się w tekście. Oni też nie szukali ładnych słów. Zapytali po prostu Jezusa czy mogą na grzeszne miasto spuścić ogień i zniszczyć je. Co jak co, ale jeśli wierzyli, że to się może stać, to wiarę mieli wielką.
W: Buntujemy się przeciwko złu. Jesteśmy frondą. To słowo oznacza procę. Jest ona zbudowana z rymów i wersów. Wymierzamy ją w zło, w to, co Biblia nazywa światem. Chcemy walczyć z Goliatem. Jesteśmy przy nim mali, ale wiemy że jest z nami ktoś mocniejszy od najsilniejszego Goliata.
Ja od dłuższego czasu mam coraz bardziej dojmujące poczucie, że otacza nas świat zbudowany z udawania. Jest jakoś "sztucznie" wokół nas. Wystarczy pójść do galerii handlowej czy posłuchać języka, jakim ludzie mówią, np. mówi się już nie o ubraniu, ale o stylizacji. Sam język pokazuje, że stajemy się sztuczni, stylizujemy się, udajemy ludzi, jakimi nie jesteśmy.
H: Współczesna kultura kastruje nas.
W: Mnie to wszystko kojarzy się z filmami apokaliptycznymi, z jakimś wylewem zombie. Czuję się jak Rick Grimes w "The Walking Death", który zdumiony spogląda na to, co go otacza idąc ze swoją grupą. Ja idę tak z moimi ludźmi, z moją wspólnotą "Dobry Łotr", z Hiobem, z moimi bliskimi. Jako osoba wierząca, starająca się żyć autentycznie, czuje się jak człowiek wśród zombie.
Kim jest zombie?
W: Żywy trup. Zombie pragnie mięsa. Nic innego go nie interesuje. My też karmimy się substytutami. Czekamy aż rzucą nam ochłap. Zachowujemy się jak nomadzi, którzy żyją od oazy do oazy, interesuje nas tylko najbliższa przyszłość i doraźna przyjemność. Zadowalamy się erzacami szczęścia. Jak zombiaki mamy wyłączone rozumy, działamy na emocjach, kierujemy się popędami. Idziemy za swoimi głodami.
Jeśli nie nomada, to…
W: Pielgrzym! Ktoś, kto zna cel swojej wędrówki i przez to nie da się łatwo oszukać. Znając cel wie, że ochłap, który został mu rzucony do niego nie zaprowadzi, że zaszkodzi. Chcemy budzić ludzi. Przeprowadzać od nomadyzmu do bycia pielgrzymem.
Podobnie jak ty Wieczny, rozpocząłem ostatnio studia teologiczne. Zaczynają się one od studium filozofii. Niedawno na zajęciach usłyszałem, że we współczesnym świecie jest wyłączona metafizyka. Jesteśmy tak zajęci doraźnością, że zapominamy nawet o tym, że nasze życie się kończy, że ta wydmuszka się rozpadnie i nasze złudzenia runą.
W: Celem jest obudzenie duszy. Kiedy budzi się dusza, to wtedy w człowieku zaczyna się życie. Aby budzić dusze w kulturze śmierci najlepiej jest mówić o śmierci w sensie chrześcijańskim. Z moich ewangelizacyjnych doświadczeń wynika, że kiedy mówi się poważnie o śmierci, nie w sposób popkulturowy, bawiąc się konwencjami z filmów grozy, to wtedy widać na twarzach ludzi szok. Ludzie często doświadczają czegoś w rodzaju przebłysku. Myślą o tym, co będzie dalej: "jaki jest sens mojego życia, skoro teraz żyję żeby kupić sobie nowego smartfona".
H: Napisaliśmy o tym w kawałku "Tempo", w którym pokazujemy, że dzisiaj cały czas przyspieszamy, podkręcamy tempo życia, bodźców, doznań. Próbujemy zagłuszyć świadomość, że umrzemy. Wkładamy mnóstwo wysiłku w to, żeby nie myśleć.
Znów mogę tylko powiedzieć, że nawet nie wiecie, jacy jesteście ignacjańscy… Celem rekolekcji, które napisał Ignacy jest pozbycie się tego, co nas zniewala. Środkiem do osiągnięcia tego, jest spotkanie z Bogiem w ciszy, zatrzymanie się, wyłączenie bodźców, posłuchanie wewnętrznego głosu, w którym możemy rozpoznać delikatne Boże słowa...
W: Ludzie tęsknią za duchowością, nawet w muzyce. Jest wokół nas mnóstwo utworów, które pod względem technicznym są świetne, wszystko w nich idealnie "gra i buczy", ale nie ma ducha. To zaczyna się nudzić. Widzę, że często hitami stają się nawet takie utwory, gdzie wykonawca fałszuje, ale ma duszę i ludzie to dostrzegają.
Widzą prawdę?
W: Tak! Autentyzm. Życie. Zobacz jaki sukces osiągnął w Stanach młody wilk, NF. W swoich tekstach podkreśla chrześcijańskie wartości. Gość z znikąd, wcześniej nie znany, a nagle sprzedaje tyle płyt co Jay Z, Kendrick czy Drake. To dość podobna sytuacja jak pojawienie się Tau na polskiej scenie. Prawdy i autentyzmu potrzebujemy jak pustynia wody. My chcemy tak żyć i tym się dzielić. Tyle w temacie.
Skomentuj artykuł