"Zawsze mamy gdzie spać, co jeść, czym oddychać". O wyprawach rowerowych, które zmieniają życie

"Zawsze mamy gdzie spać, co jeść, czym oddychać". O wyprawach rowerowych, które zmieniają życie
fot. NINIWA Team

Jest zakonnikiem i od szesnastu lat organizuje długodystansowe wyprawy rowerowe dla młodych - bez zaplanowanych noclegów, pojazdu technicznego i bagażowego. Chociaż przyznaje, że nie jeżdżą na nie święci ludzie, podkreśla, że droga i trud jak nic innego zbliżają ich do Boga i uczą tego, co jest ważne w życiu. - Uczestnicy wyprawy stają się dla nas lustrem, pokazują prawdę o nas i to, jakie mamy ograniczenia. Kondycja fizyczna to na wyprawie najmniejszy problem. Najważniejsza jest kondycja do wzajemnej miłości - mówi ojciec Tomasz Maniura OMI w rozmowie z DEON.pl.

Piotr Kosiarski: Wyprawa rowerowa na Nordkapp. Prawie cztery tysiące kilometrów w miesiąc - w zimnie, palącym słońcu, bez zaplanowanych noclegów. Wśród tego wszystkiego codzienna Eucharystia. To bardziej wyzwanie wytrzymałościowe czy rekolekcje?

Tomasz Maniura OMI: Szczerze to jedno i drugie. Wszystko zależy od uczestników - w drodze jesteśmy razem i pokonujemy te same kilometry, ale każdy ma w sercu coś innego. Na przykład ktoś może mieć dobry dzień, a ktoś inny w tym czasie - przeżywać ogromne trudności.

Ale właśnie ten trud fizyczny sprzyja temu, by wyprawę przeżywać jak rekolekcje. W rekolekcjach chodzi o to, by spotkać się z Bogiem. A wyprawa i związane z nią trudności właśnie do tego prowadzą.

DEON.PL POLECA

fot. NINIWA Teamfot. NINIWA Team

Jak trud wyprawy wpływa na relację z Bogiem?

- Aby spotkać się z Bogiem, trzeba najpierw stanąć w prawdzie przed samym sobą. Inaczej spotkanie z Bogiem będzie niemożliwe.

Na wyprawie przez cały czas jesteśmy ze sobą i przeżywamy wszystko bardzo intensywne. Często towarzyszą nam trudne warunki pogodowe i ekstremalne zmęczenie. W takich chwilach wszystko widać jak na dłoni, od razu okazuje się, kto kim jest - jedni są gotowi pomagać reszcie, u innych pojawia się egoizm. Do tego dochodzą kwestie relacji - sympatie i antypatie. W takiej grupie nie da się od nich uciec - do swojego pokoju lub przed monitor komputera. Nie pozostaje nic innego jak przeżywać to wszystko razem z innymi uczestnikami.

fot. NINIWA Teamfot. NINIWA Team

Na jedną z wypraw pojechało z nami dwóch chłopaków. Jeden z nich był ze Śląska, drugi z Warszawy. Bardzo działali sobie na nerwy, doszło nawet do tego, że się pobili. Powiedziałem im wtedy: "Tacy »gieroje« jesteście, przejeżdżacie rowerem przez Alpy, a nie potraficie ze sobą wytrzymać".

Uczestnicy wyprawy stają się dla nas lustrem, pokazują prawdę o nas i to, jakie mamy ograniczenia. Kondycja fizyczna to na wyprawie najmniejszy problem. Najważniejsza jest kondycja do wzajemnej miłości - aby być ze sobą i "nie pozabijać się". Właśnie to powala na kolana i prowadzi do spotkania z Bogiem. Uczestnicy wypraw, odkrywając swoje słabości, poznają Boga. Zaczyna do nich docierać, że bez Niego nie są w stanie nic osiągnąć.

Tegoroczna jazda na Nordkapp była już szesnastą wyprawą rowerową, w tym drugą na północ Europy. Czym ostatnia podróż różniła się od tej sprzed dziesięciu lat?

- To były dwie zupełnie różne wyprawy, choć na pierwszy rzut oka podobne - mijaliśmy miejsca położone w tym samym klimacie, podróżowaliśmy podobną trasą i o tej samej porze roku. Jednak pogoda była zupełnie inna. Dziesięć lat temu wiał w naszą stronę północy wiatr z Arktyki. Jechaliśmy więc pod wiatr, w dodatku bardzo zimny. Choć jest to naturalne zjawisko o tej porze roku, raz na dekadę zdarza się, że nad Skandynawię napływa ciepłe powietrze znad z Afryki. Tak właśnie było tym razem - temperatura była nawet o kilkanaście stopni wyższa, a wiatr wiał w plecy, co bardzo ułatwiało jazdę. Pogoda popsuła się dopiero, gdy jechaliśmy z Nordkapp do Tromsø, skąd mieliśmy lecieć do Polski.

Kondycja fizyczna to na wyprawie najmniejszy problem. Najważniejsza jest kondycja do wzajemnej miłości.

Kolejną kwestią była życzliwość ludzi, która była większa niż dziesięć lat temu, zwłaszcza na północy Norwegii. Bardzo pomogli nam również polscy księża, którzy zapraszali nas do siebie i gościli.

W czasie waszych wypraw nie planujecie noclegów.

- To prawda. Nie mamy zorganizowanych noclegów, nie zabieramy również pieniędzy na noclegi. Zakładamy, że każdego dnia przejedziemy 150 kilometrów, choć zdarza się, że udaje nam się wykręcić dystans nawet powyżej 200 kilometrów. Z tego powodu nigdy do końca nie wiemy, gdzie będziemy nocować. Szukamy noclegów w wioskach, u gospodarzy. I generalnie nigdy nie mieliśmy problemu z miejscem do spania. Zarówno w Polsce, jak również na Litwie, w Łotwie, Estonii, Finlandii, Szwecji i w końcu w Norwegii. Praktycznie zawsze mieliśmy się również gdzie umyć - najczęściej w bieżącej wodzie z węża ogrodowego.

Oprócz tego, że nie planujemy wcześniej miejsc noclegowych, nie korzystamy również z pojazdu technicznego i bagażowego. Wszystko pakujemy na rowery - namioty, śpiwory, narzędzia…

A co z jedzeniem?

- To kolejna różnica z wyprawą sprzed dziesięciu lat. Wcześniej na północy było niewiele sklepów. Obecnie sklepy są praktycznie wszędzie.

fot. NINIWA Teamfot. NINIWA Team

Zdarzały się jakieś niespodziewane sytuacje?

- Raz rozbiliśmy się w zatoce morskiej. Było sucho i przyjemnie, rozpaliliśmy nawet ognisko. O trzeciej nad ranem jeden z uczestników zaczął krzyczeć, że do jego namiotu wlewa się woda. Okazało się, że był przypływ i woda podeszła pod same namioty.

Komuś innemu pękła rama. To poważna usterka, która praktycznie uniemożliwia jazdę. Niemniej udało nam się tę ramę usztywnić. Delikwent przez tydzień z pękniętą ramą jechał za innymi, by unikać nierówności terenu i wstrząsów, które mogłyby całkowicie zniszczyć rower. I tak udało mu się dotrzeć do celu. To była jazda na wiarę.

fot. NINIWA Teamfot. NINIWA Team

Dlaczego ktoś wsiada na rower i jest gotów przejechać prawie cztery tysiące kilometrów w skrajnie trudnych warunkach?

Są różne motywacje. Jedni chcą zdobyć Nordkapp, inni - przeżyć przygodę, doświadczyć życia. Decydując się na wyjazd, na którym nie ma łóżka, szafy i prysznica, a całym naszym dobytkiem jest to, co zmieścimy na rowerze, stajemy się bliżsi ziemi i życiu.

Są również tacy, którzy chcą zbudować relacje, a nawet - mówiąc wprost - znaleźć drugą połówkę.

Na wyprawy nie jeżdżą święci ludzie. Mimo to wielu uczestników bierze w nich udział również ze względów religijnych. Wspólnym mianownikiem osób uczestniczących w wyprawach jest otwartość na głębsze przeżywanie i chęć poznania samego siebie, a to bardzo zbliża do Boga.

Jak wyprawy zmieniają ludzi?

Będąc w drodze, nabiera się dystansu do posiadania. W codzienności, walcząc o godziwe warunki życia, często tracimy to życie. W czasie wyprawy odkrywamy, że wcale nie trzeba mieć dużo, aby być szczęśliwym.

Decydując się na wyjazd, na którym nie ma łóżka, szafy i prysznica, a całym naszym dobytkiem jest to, co zmieścimy na rowerze, stajemy się bliżsi ziemi i życiu.

Wyprawy dają też ludziom relacje, których bardzo potrzebują. Po szesnastu latach organizowania wypraw rowerowych, mogę powiedzieć, że ich uczestnicy są szczególnie wdzięczni za zwykłą obecność. Okazuje się, że w domu rodzinnym - z mamą, tatą, rodzeństwem - nigdy nie rozmawiali tyle, co na wyprawie.

fot. NINIWA Teamfot. NINIWA Team

Trzecia i najważniejsza kwestia dotyczy relacji z Bogiem. Wyprawy uczą, że w życiu trzeba karmić się miłością Boga i komunią z Nim. Dlatego tak ważna jest codzienna Eucharystia. Już po kilkunastu dniach w drodze ludzie przestają mówić: "Jedziemy na Nordkapp, do Jerozolimy, czy wokół Wysp Brytyjskich…". Mówią raczej: "Jedziemy na mszę". Widać wtedy, jak bardzo są spragnieni Eucharystii, przychodzą na nią głodni miłości.

Bóg jest kimś bardzo dynamicznym i żywym. Jezus powiedział, że jest drogą i my - w drodze - takiego Boga odkrywamy. Zawsze mamy gdzie spać, co jeść, czym oddychać. Niektórzy nas pytają: "Gdzie będziecie nocować?". A my, choć jeszcze tego nie wiemy, jesteśmy pewni, że Pan Bóg już dawno się o to zatroszczył.

Ojciec Tomasz Maniura OMI - duszpasterz młodzieży polskiej prowincji Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej i założyciel duszpasterstwa NINIWA. W kraju i na świecie szerzej znany z organizacji wypraw rowerowych NINIWA Team oraz Festiwalu Życia. Na co dzień można go spotkać w Oblackim Centrum Młodzieży w Kokotku.

Po każdej wyprawie rowerowej wydawnictwo NINIWA wydaje książkę z codziennymi relacjami z drogi, statystykami i wspomnieniami uczestników. Najnowsza - "Operacja MIR. Powrót na Nordkapp" - opisuje dzień po dniu podróż na najdalej wysunięty na północ punkt kontynentalnej Europy.

Kiedyś pilot wycieczek, obecnie dziennikarz, podróżnik, bloger i obserwator świata. Od 10 lat redaktor DEON.pl. Uważa, że rzeczy materialne starzeją się i tracą na wartości, a radość z podróżowania jest ponadczasowa i bezcenna. Jego ulubionym kierunkiem jest północ, a dokładniej wszystko "w górę" od pięćdziesiątego równoleżnika. Od miast woli naturę, najlepiej oglądaną z okna pociągu. Interesuje się również historią, psychologią i duchowością. Lubi latać dronem, wędrować po górach i szukać wokół śladów obecności Boga. Prowadzi autorskiego bloga Mapa bezdroży i profil na Instagramie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Zawsze mamy gdzie spać, co jeść, czym oddychać". O wyprawach rowerowych, które zmieniają życie
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.