Żył po porodzie tylko 20 minut. Poznaj historię chłopca, który okazał się błogosławieństwem
"Dzięki Maćkowi spotkałam Pana Jezusa" - mówi Kasia, która zdecydowała się urodzić syna, wbrew sugestiom aborcji. Nigdy nie żałowała podjętej decyzji.
Jak informuje Gość Niedzielny, Kasia o komplikacjach ciążowych Maćka dowiedziała się w trzecim miesiącu. Kiedy znalazła się w szpitalu, lekarz nie zostawił złudzeń: "coś jest z dzieckiem nie tak, prawdopodobnie ma zespół Downa". Chociaż szczegółowe badania potwierdziły diagnozę, nie był to jedyny problem. U Maćka podejrzewano zespół Edwardsa; później okazało się, że cierpi również na przepuklinę przeponową. Oznaczało to, że żołądek i jelita przesunęły się w górę, nie pozwalając na prawidłowe wykształcenie płuc. Dla Maćka był to wyrok - miał umrzeć zaraz po urodzeniu.
Pojawiły się wtedy sugestie przeprowadzenia aborcji. Lekarze radzili, by Kasia cieszyła się jednym zdrowym dzieckiem i zdecydowała się na usunięcie chorego, bo inaczej - jak twierdzili - będzie musiała radzić sobie z olbrzymią traumą.
Kasia nie chciała jednak nawet słyszeć o usunięciu dziecka. Jak wspomina, w tym czasie pojawiło się w jej życiu wiele życzliwych i wspierających osób. Bardzo gorąco modliła się razem ze swoją zdrową córką, która była w tym czasie pod opieką psychologa z hospicjum.
"Kobiety, które przechodzą trudy naprawdę mogą liczyć na wsparcie innych. Wystarczy odrobina dobrej woli, otwartość. Rozumiem też, że z takimi wyzwaniami muszą mierzyć się także osoby niewierzące. Ja postanowiłam, że dziecka nie uśmiercę z powodu choroby. Czym by się to różniło od sytuacji, w której moja zdrowa córka uległaby wypadkowi i została osobą niepełnosprawną i ja z tego powodu miałabym odebrać jej życie? Miałabym się jej tak po prostu pozbyć? Ona może potrafiłaby się bronić, a Maciej i inne dzieci nie mają głosu" - wspomina Kasia w rozmowie z Gościem Niedzielnym.
17 listopada 2014 roku Kasia trafiła do szpitala i urodziła syna. Chłopiec "próbował łapać powietrze, popłakiwał, a potem zamknął oczy i jakby zasnął. Leżeliśmy wspólnie w szpitalu te paręnaście minut. To był bezcenny czas, który zapamiętam do końca życia" - mówi Kasia.
Matka Maćka dodaje, że syn, który pojawił się w jej życiu dosłownie na chwilę, bardzo umocnił jej więź z Bogiem. Przez cały czas czuła, że jest On blisko i nie zostawia jej z tym samej.
"Dzięki Maćkowi spotkałam Pana Jezusa. Bóg wie, że ja miałam to dziecko i mam je w sercu nadal. Odwiedzam regularnie jego grób. Zawsze będę jego matką. Dzisiaj czuję się wolnym człowiekiem, dziękuję Bogu za te doświadczenia i proszę swojego syna o wsparcie z nieba. Traktujemy go jak naszego człowieka w niebie i zachęcamy wszystkich bliskich, którzy potrzebują pomocy z góry, do modlitwy przez wstawiennictwo naszego Maćka. Jest pełnoprawnym członkiem rodziny, jak każdy z nas" - dodaje Kasia, cytowana przez Gościa Niedzielnego.
Skomentuj artykuł