Stanąłem przy oknie. Otworzyłem okiennice. Powiedziałem: "Boże, przegrałem życie, straciłem nad nim kontrolę. Teraz albo Ty, albo ja" - opowiada Kamil Pawelski, znany jako Ekskluzywny Menel.
W filmie Kamil Pawelski mówi o rozmowie z Kasią Olubińską. Niżej znajdziecie fragment tego wywiadu.
Z Kamilem Pawelskim, czyli popularnym blogerem znanym jako Ekskluzywny Menel, na wywiad umówiłam się w ciepły, pogodny dzień na leżakach w ogródku klubu Na Lato. To dla niego miejsce symboliczne, bo w weekendy tętni tu życie nocne i schodzi się tu tłumnie cała "warszawka". Jego życie też wyglądało niemal jak jedna wielka, niekończąca się impreza, jednak ani nieustający melanż, ani błyskotliwa kariera w korporacji nie dawały mu szczęścia. Wszystko zmieniło się, kiedy jego życie weszło w niebezpieczny zakręt…
(fot. Remigiusz Wojtczak)
KASIA: Mam wrażenie, że twoja historia jest historią wielu ludzi, którzy przyjeżdżają do wielkiego miasta z marzeniami o karierze i nie zauważają, kiedy praca staje się dla nich wszystkim. Co byłeś gotów zrobić, żeby odnieść sukces?
KAMIL: Od zawsze próbowałem sobie coś udowadniać, sobie i innym ludziom, a przyjazd do Warszawy dziesięć lat temu i kariera w korporacjach umocniły we mnie jeszcze to poczucie, że trzeba mieć, walczyć. Kariera - to był czynnik, który mnie napędzał. Jedyny i najważniejszy. Przez wiele lat byłem przekonany, że moje życie jest całkiem fajne: dobra praca, imprezy, czego chcieć więcej? Ale nagle coś zaczęło we mnie pękać. Może dlatego, że moja mama się za mnie modliła? Nagle dotarło do mnie, że mimo starań, żeby mieć całkowitą kontrolę nad życiem, nie mam jej, że życie wymyka mi się z rąk.
Skąd to poczucie? Czy coś dramatycznego się wydarzyło?
Jeden z moich przyjaciół miał wylew w wieku trzydziestu dwóch lat. Jedna z moich znajomych poroniła. Zacząłem myśleć, że coś jest nie tak, że tak nie może wyglądać życie. Dotarło do mnie, że wszyscy żyjemy tylko pracą. Od poniedziałku do piątku biegasz wiecznie przyczepiony do smyczy, a w weekend impreza i otępianie się używkami. Ściema. Powierzchowne przyjaźnie. Iluzoryczne związki, które dziś się rozpoczynały, a jutro kończyły z głupich, błahych powodów. Pustka. Brak sensu życia. Gdzieś podskórnie czułem, że jeśli to życie jest coś warte, to nie może być to tylko kasa i prestiż.
Jak sobie radziłeś z tym poczuciem bezsensu?
Używki, imprezy, środki nasenne. Szukałem pomocy u psychologa, ale bez skutku. Kulminacją było załamanie nerwowe, które przeżyłem rok temu. Zaczęły mnie dopadać myśli samobójcze…
Nikt nie próbował ci pomóc?
Byłem mistrzem zakładania masek. Na zewnątrz wydawało się, że jestem megaszczęśliwym kolesiem. Przecież wszystko na pozór mi się udawało. Zakończyłem moją karierę zawodową w korporacjach, a pojawił się blog, który odniósł sukces i stał się moją nową pracą. Wszyscy myśleli, że jestem superszczęśliwy, a ja wcale nie byłem szczęśliwy. Nakładałem sobie maski na twarz, uśmiech od ucha do ucha, a w głębi czułem pustkę. Prochy, których brałem sporo, i inne używki przestały pomagać. Rok temu, pod koniec wakacji, doszedłem do momentu, w którym ostatecznie stwierdziłem, że życie nie ma sensu.
Co dokładnie wtedy czułeś?
Miałem głębokie poczucie niezrozumienia przez innych. Nie rozumiałem też sam siebie, swojego rozdrażnienia. Czułem się samotny. Postanowiłem zamknąć blog, bo pomyślałem, że nie będę robił z siebie czuba i wrzucał zdjęć uśmiechniętego kolesia, kiedy wszystko się we mnie gotowało. Pomyślałem: "Trzeba zejść z tego świata. Lecimy w jedną stronę, w dół". Postanowiłem skończyć ze sobą, skacząc z okna.
Jak wyglądał dzień, w którym postanowiłeś odebrać sobie życie?
Stanąłem przy swoim oknie. Otworzyłem okiennice. Powiedziałem jeszcze: "Boże, ja już przegrałem swoje życie, straciłem nad nim kontrolę. Teraz albo Ty, albo ja". Nagle przed oczami niczym film zobaczyłem całe swoje życie. Zobaczyłem momenty, w których raniłem innych i byłem raniony, a na koniec Jezusa Chrystusa, który umarł na krzyżu za wszystkie moje winy i uwolnił mnie. Napłynęły mi łzy do oczu. W jednej chwili doznałem jakby olśnienia. Mój światopogląd zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Przyszedł nagły spokój. Zasnąłem i obudziłem się już zupełnie inny.
Co dokładnie się zmieniło? Jaki byłeś po przebudzeniu?
Wszystko się uspokoiło. Odeszły złe myśli. Przyszła radość, chęć do życia. Poczułem miłość i troskę Boga o mnie. Minęły bezsenne noce, choć wcześniej cierpiałem na bezsenność - żyłem już tylko na tabletkach nasennych, które mnie otumaniały. Nagle zacząłem normalnie sypiać. Odstawiłem wszystkie używki, których pochłaniałem naprawdę dużo. Z dnia na dzień zacząłem sobie układać życie. Cieszyć się każdą chwilą, prozą życia, prostymi rzeczami. Na pierwszym miejscu nagle postawiłem rodzinę i przyjaciół, a później dopiero kwestie zawodowe. Przestałem też oceniać ludzi. To znak naszych czasów, że oceniamy innych po pozorach, nawet ich nie znając. Akceptacja i miłość - zrozumiałem, że bez tego ani rusz. Możesz mieć karierę, piękny samochód, ale to nie da ci szczęścia. Ja nagle poczułem się po prostu szczęśliwy.
Bóg w wielkim mieście słyszy Twój krzyk >>
Jak to sobie tłumaczysz - to, co się wydarzyło?
Ja to nazywam cudem. Bóg zaingerował w moje życie i mnie ocalił. Ewidentnie to był cud.
Aż mnie ciarki przechodzą na myśl, że naprawdę chciałeś skoczyć z tego okna… I że On tak szybko odpowiedział na twoje wołanie. Jak ten cud bycia ocalonym przez Boga zmienił twoje życie?
Przede wszystkim zrozumiałem, że bez Boga nie dam rady. Podziwiam ludzi, którzy potrafią dziś żyć bez Boga. Przestałem kontrolować obsesyjnie własne życie i oddałem kontrolę Jemu. Wszystko zaczęło się układać. Marzenia, które miałem w dzieciństwie i o których zapomniałem, wróciły do mnie i zacząłem je realizować - na przykład te o śpiewaniu i muzyce. Widzę, jak Bóg spełnia moje marzenia. W pełni. Stałem się w pełni szczęśliwym facetem.
To fragment rozmowy, która ukazała się w książce "Bóg w wielkim mieście"
Skomentuj artykuł