Pornografia zniszczyła moje życie [ŚWIADECTWO]
(fot. shutterstock.com)
Adam
Na początku były to tylko zdjęcia z młodymi panienkami, potem pojawiły się takie filmy, przy których "50 twarzy Greya" to historyjka niczym z taniego romansu.Poczułem się bezsilny, zrezygnowany. Poddałem się. Przestałem wierzyć, że mogę z tego wyjść.
Nie chcę wyjść na fanatyka albo osobę niestabilną psychicznie. Zaczynam swoje świadectwo w ten - dość nieoczywisty - sposób, ponieważ łatwo szufladkuje się takich ludzi jak ja. Ludzi, którzy mają problem ze swoją seksualnością, a często także innymi aspektami swojego życia.
Tekst jest długi, ale uwierzcie, przedstawiam Wam bardzo skomplikowane kwestie. Wielowymiarowy problem. Gorąco zachęcam do zapoznania się z całością.
O błędach rodziców
Zacznę od początku, czyli czasów zerówki - do niedawna tak nazywano dziwny etap edukacji pomiędzy przedszkolem a pierwszą klasy szkoły podstawowej. To właśnie wtedy miałem pierwsze kontakty z filmami pornograficznymi. Ostre sceny penetracji, wulgarny język i cała ta pornograficzna otoczka, konsumowana oczami 6-letniego dziecka.
Zapewne wielu z Was zastanawia się teraz: "gdzie u licha byli rodzice tego dziecka?" Odpowiedź jest prosta. Bardzo blisko, w domu obok. Kompletnie nieświadomi co ich synek robi u sąsiadów, swoich nieco starszych kolegów.
Oczywiście rzecz działa się jeszcze w latach 90'. Do tego na polskiej wsi. Nie było mowy o łatwym dostępie do pornografii, bo nie było internetu. Natomiast niemalże pod każdym telewizorem stał magnetowid. Moi starsi koledzy posiadali to urządzenie, podłączone do telewizora oraz kasety VHS - niektóre w całości wypełnione niemieckimi pornolami, inne tylko częściowo.
Od czasu do czasu urządzali sobie wspólne seanse. Oczywiście nie zapominali o swoim nieco młodszym koledze. Oglądałem razem z nimi. Do dziś pamiętam kilka scen, a od tych wydarzeń minęło 20 lat. Nie mogę ich wymazać z pamięci - podobnie jak tysięcy im podobnych z filmów pornograficznych.
W tym miejscu urywa mi się "taśma" z pornograficznymi wspomnieniami. Kolejne pojawiają się dopiero kilka lat później, gdy kończę szkołę podstawową. Nie wiem czy te pierwsze, wyżej opisane, kontakty z tego rodzaju treściami wpłynęły na mój rozwój. Natomiast jestem pewien, że znalezione gdzieś w domowym kącie "świerszczyki" zdecydowanie tak.
Było to mniej więcej w piątej lub szóstej klasie szkoły podstawowej. Gazeta zapewne należała do mojego ojca lub dziadka - któryś z nich był nieostrożny i nie pozbył się jej w sposób dostatecznie skuteczny. Moja - wciąż dziecięca - ciekawość była zawsze dość mocno rozwinięta. Tak więc grzebiąc w domowych rupieciach natrafiłem na czasopismo pornograficzne. Zacząłem przeglądać te gazety, czytać je... a w końcu masturbować się. Niestety, robię to do dziś.
Kolejny ważny moment w moim życiu to podłączenie domowego peceta do sieci Internet. Rzecz miała miejsce niedługo po wydarzeniach opisanych we wcześniejszym akapicie. Pamiętam słowa przyjaciela moich rodziców, który przestrzegał "uważajcie z tym Internetem, tam można znaleźć wiele dobrych, ale też złych treści."
Niestety moi rodzice popełnili kolejny błąd wychowawczy. Nie tylko zapewnili mi nielimitowany dostęp do internetu, ale też umieścili komputer w moim pokoju. Nie muszę chyba tłumaczyć czym to się skończło? Nie dłużej niż w kilka tygodni, może miesięcy, zapoznałem się z bogactwem internetowego porno. Na początku były to tylko zdjęcia z młodymi panienkami, potem pojawiły się filmy z parami, lesbijkami, grupowe... czy wreszcie takie, przy których "50 twarzy Greya" to historyjka niczym z taniego romansu. Przypominam, że miałem wtedy około 14 lat.
Po tym wszystkim ktoś mógłby stwierdzić, że moi rodzice są do bani. Cóż, może nie stanowią przykładu żywcem wyciągniętego z poradnika "dobrego rodzica", ale zawsze starali się jak najlepiej wychowywać mnie i dwójkę mojego rodzeństwa. Problem w tym, że zwyczajnie nie byli wystarczająco przenikliwi - oczywiście ja ze wszystkim się ukrywałem. Byłem na tyle zapobiegliwy, że usuwałem historię przeglądarki po kolejnych sesjach z porno. Po co? Do tej pory nie wiem, przecież moi rodzice prawie w ogóle nie korzystali z komputera, a nawet jeśli, to nie potrafiliby sprawdzić historii przeglądanych witryn. Jednak jak pisałem, dość mocno ukrywałem swoje "drugie życie".
O momencie opamiętania
Materiały pornograficzne towarzyszą mi przez zdecydowanie większą część życia, a masturbacja pojawiła się w jego połowie. Z reką na sercu: ze wszystkich aktywności jakie kiedykolwiek podejmowałem w swoim życiu, zmarnowałem na to najwięcej czasu. Był moment, głównie w gimnazjum, że masturbowałem się kilka razy dziennie. Co więcej, nie jestem w stanie zliczyć nocy, które spędziłem wlepiony w ekran, na którym prężyły się nagie ciała. To czas całkowicie stracony.
Przyszedł jednak moment pierwszego opamiętania. Przy okazji przygotowań do bierzmowania. Starałem się w miarę rzetelnie podejść do tego sakramentu. Chodziłem na pierwszopiątkowe spowiedzi. Regularnie brałem udział w katechezie. Generalnie był to pierwszy moment w moim życiu, kiedy nieco pogłębiłem swój "byle-jaki" katolicyzm. W zasadzie to dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że trwam w grzechu. Zdałem sobie sprawę, że pornografia i masturbacja nie jest mile widziana w Kościele Katolickim. Oczywiście wcześniej dochodziły do mnie tego rodzaju sygnały, ale nie brałem ich na poważnie. Etap bierzmowania miał to zmienić, w końcu wchodziłem w okres chrześcijańskiej dojrzałości.
Jeżeli ktoś myśli, że kilka miesięcy przygotowań do bierzmowania cokolwiek zmieniło, to niestety muszę go rozczarować. Może doraźnie, przez kilka tygodni, tego porno i masturbacji było mniej. Jednak dość szybko wróciłem do wieloletniej już wtedy praktyki. Tym razem poza okazyjnym bólem penisa (w wyniku wielogodzinnej masturbacji), oczu i głowy (od nieprzespanych nocy), cierpiałem duchowo. Bowiem miałem już świadomość, że to co robię to grzech, że trzeba się z tego spowiadać, a jeśli nie zmienię swojego postępowania, to trafię do piekła na wieczne męki.
Nic się nie zmieniło. Zaczął się czas "szarpania" z samym sobą. Pasmo malutkich sukcesów (bywałem wtedy na forum internetowym, które skupiało osoby uzależnione od onanizmu i pornografii; liczyłem w kalendarzu dni "czyste") oraz wielkich porażek (coraz częściej pojawiałem się na seks czatach). W szkole średniej zacząłem też wchodzić w swoje pierwsze, poważne związki. O dziwo nigdy nie miałem problemów z kobietami. Poza jednym: w ogromnym stopniu skupiałem się na ich walorach fizycznych i aktywności erotycznej. Mój pierwszy związek polegał głównie na zaspokajaniu moich potrzeb seksualnych. Oczywiście mocno osadzonych w pornograficznej wizji seksu. Pierwsza dziewczyna przestała mi dość szybko odpowiadać. Co prawda żywiła do mnie pewne uczucia i starała się sprostać moim oczekiwaniom seksualnym, ale nie mogła dorównać moim wyobrażeniom na temat kobiecego piękna. Rozstanie było bolesne, przede wszystkim dla tej młodej kobiety. Ja dość szybko zacząłem szukać kolejnego obiektu zainteresowań. Oczywiście podstawowym kryterium był wygląd.
Przejdźmy nieco dalej. Zbliża się matura. Kończę szkołę średnią. W zasadzie częstość z jaką sięgam po materiały pornograficzne nie zmienia się. Oglądam porno i masturbuję się średnio kilka razy na tydzień, z rzadka mniej. W szkole zorganizowano wyjazd do Częstochowy, na Jasną Górę. Spędziliśmy cały dzień w murach tego miejsca. Większość moich rówieśników potraktowała ten wyjazd w kategoriach towarzysko-zabawowych. Dla mnie miało to być przede wszystkim przeżycie duchowe. Podobnie jak poważnie podszedłem kilka lat wcześniej do tematu bierzmowania, tak wtedy poważnie potraktowałem wyjazd do Częstochowy. Cały dzień modliłem się, rozmyślałem, zwiedzałem Klasztor. W kilku momentach popłynęły mi nawet łzy. Efekt? Rekord "czystości". Po powrocie przez miesiąc nie sięgnąłem po materiał pornograficzny i nie onanizowałem się. Myślałem, wierzyłem, że nadeszło wyzwolenie, że zostałem wysłuchany. Nic z tych rzeczy. Po miesiącu z hukiem upadłem.
Moje życie religijne załamało się. Nie tyle czułem złość w stosunku do Boga, co do siebie. Poczułem się bezsilny, zrezygnowany. Poddałem się. Przestałem wierzyć, że mogę z tego wyjść. Skoro po wizycie na Jasnej Górze i miesiącu abstynencji spotkało mnie takie coś. W międzyczasie wszedłem w nowy związek, który trwa do dziś. Już kilka lat jestem z jedną kobietą, ale nasze życie nie jest łatwe. Tak, dobrze myślicie. To ja stanowię problem. Problemem jest też pornografia i jej fałszywy obraz w mediach "głównego nurtu".
O prawdziwej naturze pornografii
Mam dla Was małe zadanie. Wpiszcie w wyszukiwarkę internetową hasło "masturbacja". Zobaczcie jak wiele stron internetowych promuje onanizm jako coś całkowicie naturalnego, a niekiedy wręcz pożądanego. Rzeczywiście, dla niektórych może to być "zastępcza" forma w momencie wyjazdu i rozłąki z ukochaną osobą (często przytaczany przykład "użyteczności" masturbacji). Wszak powszechne - i dość fałszywe - założenie mówi, że lepiej samemu się zaspokoić, niż zdradzić.
Problem w tym, że masturbacji towarzyszy zazwyczaj pornografia. Co więcej, samozaspokajanie się prowadzi do wyrobienia nawyku, który może zdominować życie seksualne człowieka. Masturbacja jest "instant", zawsze dostępna, można sobie na nią pozwolić niemal wszędzie i zawsze, nie wymaga poświęceń czy współpracy z drugim człowiekiem, a przede wszystkim zazwyczaj towarzyszy jej porno. W pewnym momencie twoje organy płciowe lepiej "współpracują" z dłonią, niż z ciałem partnerki lub partnera. Natomiast katastrofą jest sytuacja, w której druga strona nie spełnia wybujałych potrzeb i fantazji pornomaniaka.
Dlaczego nie spełnia? Z prostego powodu: pornografia nie jest autentyczna! To filmowa sztuczka. Efekt odpowiedniego montażu filmów i długich przygotowań aktorów, którzy dodatkowo są selekcjonowani. Rozmiar penisa przeciętnego aktora porno przewyższa średnią o kilka centymetrów, a ciało typowej aktorki jest bliższe dominującym ideałom piękna niż ciału zwykłej kobiety - czyli takiej, z jaką najczęściej wchodzimy w relacje. Do tego dorzućmy zachowanie aktorów: ciągła gotowość, nieustające zadowolenie (często udawane), przekraczanie granic, wymyślne pozycje i miejsca stosunków. Czy to ma coś wspólnego z seksem przeciętnej pary?
Porno zniszczyło moje rozumienie seksualności człowieka. Od najmłodszych lat chłonąłem wyżej opisany model relacji seksualnych. Kobieta powinna być chętna jak najczęściej, a do tego uległa, nienaganna fizycznie i nie mniej wyłuzdana od aktorek porno. Inaczej stosunek staje się nudny i lepiej zaspokoić się samemu i "po swojemu", oglądając ulubiony rodzaj filmów porno.
W internecie można znaleźć teksty - mniej i bardziej naukowe - w których analizuje się wpływ nałogowego oglądania pornografii na ludzki mózg, relacje społeczne, życie towarzystkie i uczuciowe. Zainteresowanym polecam zapoznanie się z internetowymi społecznościami "NoFap" (proszę wpisać to hasło w wyszukiwarce Google).
O poszukiwaniu pomocy wśród "specjalistów"
Nie wspominałem o tym jeszcze, ale w okresie studiów udałem się do trzech psychologów. Sam, z własnej woli. Stwierdziłem, że może u takich osób znajdę pomoc, skoro kolejne spowiedzi i modlitwy nie przynosiły skutku.
Pierwsza pani psycholog, kobieta w wieku około 50 lat, od razu skierowała mnie do innego specjalisty. Ona zwyczajnie nie zajmowała się uzależnieniem, jak to powiedziała, "od seksu". Ta psycholog pełniła dyżur przy jednym z kościołów. Kolejny przedstawiciel psychologii, mężczyzna w średnim wieku, był jednocześnie psychiatrą. Już po pierwszej lub w trakcie drugiej rozmowy, przepisał mi tabletki. Chciał farmakologicznie leczyć mnie z nadmiernego popędu seksualnego.
Zjadłem kilka tabletek i więcej się u niego nie pojawiłem. Ostatnia próba. Trafiłem do młodej psycholożki. Była ode mnie niewiele starsza i rozmowa z nią była dla mnie okropnym przeżyciem. Dlaczego? Przede wszystkim z powodu jej stosunku do mojej historii i problemu. Generalnie jej diagnozę można podsumować w ten sposób: "jesteś młody, masz swoje potrzeby seksualne, to co robisz nie jest niczym złym czy nienormalnym, przestań się zadręczać i zacznij czerpać radość z życia".
Problem w tym, że wieloletnia masturbacja i oglądanie pornografii, a przede wszystkim brak umiejętności powiedzenia sobie "nie", odbierają mi tą radość życia. Młoda psycholożka nie była w stanie tego dostrzec. Po wizycie u trzeciego specjalisty, dałem sobie z nimi spokój.
O stanie obecnym i perspektywach
Kilka miesięcy temu postanowiłem "zresetować" swoje życie. Jak przystoi na (kiepskiego) katolika, zacząłem od uregulowania kwestii duchowych. Po kolejnych (próbowałem tego wielokrotnie) poszukiwaniach stałego spowiednika, udało mi się znaleźć takowego. Przez trzy lub cztery miesiące uszczęszczałem na regulane spowiedzi (dwa, trzy razy w miesiącu). Dodatkowo ksiądz spotykał się ze mną poza konwesjonałem, na zwykłej rozmowie. To młody kapłan, który zawsze kierował do mnie kilkuminutową mowę, w ramach której przedstawiał mi nie tylko suchą teorię, ale i praktyczne wskazówki. Dobrze nam się rozmawiało.
Niestety, od jakiegoś miesiąca przeżywam duchową zapaść. Przestałem chodzić do spowiedzi. Zacząłem opuszczać nawet niedzielne msze - czego zawsze starałem się unikać. Oczywiście codzienna modlitwa także poszła w odstawkę. Dlaczego? Chyba z powodu tej ciągle obecnej porażki, rozumianej jako powtarzające się "upadki". Powroty do masturbacji i pornografii po kolejnej spowiedzi - kolejnej obietnicy poprawy. Przez wiele lat chodziłem do kościoła, tylko po to, by tego samego dnia - lub następnego - wrócić do grzesznych zwyczajów. Jak długo można żyć w taki sposób?
Czy straciłem wiarę w Boga? Nie. Natomiast straciłem wiarę w to, że On chce mnie wyzwolić z moich słabości. Tak to sobie tłumaczę, bo chyba nie chodzi tutaj o to, że Bóg NIE MOŻE - przecież On jest wszechmogący.
Tak bardzo pragnę posiąść zdolność mówienia sobie "nie". Za każdym razem, gdy przychodzi to FIZYCZNE uczucie, które pcha mnie do masturbacji (której w 80% towarzyszy pornografia), ja zwyczajnie kapituluję. Przed sobą, Bogiem, moją partnerką. Mam już tego dość, ale w ostatnich tygodniach straciłem siłę i motywację, by kolejny raz podnosić się z kolan.
Podsumowując
Na koniec chcę wyraźnie zaznaczyć, że rozkład mojego życia duchowego to nie jedyna "ofiara" wieloletniego uzależnienia od masturbacji i pornografii. Straciłem tysiące, a może już dziesiątki tysięcy, godzin - to wszystko mógłbym wykorzystać w inny, lepszy sposób. Poświęcić ten czas na samorozwój lub pomoc innym ludziom. Tego już nie odzyskam.
Mogłem przez te wszystkie lata osiągać lepsze wyniki w nauce czy w pracy. Zadbać o swoich najbliższych - a często musieli oni ustąpić miejsca moim żądzą, nad którymi nie panuję. Nawet nie wiecie, ile łez wylała moja partnerka, która od kilku lat wie o moim "drugim życiu". Mogłem ten czas wykorzystać na tworzenie nowych rzeczy, podróżowanie czy zwykłe, małe przyjemności. Zamiast tego wszystkiego trwałem i trwam w nieustającym błędnym kole.
Chcę Was przestrzec. Rodzice, pamiętajcie, że Wasze dzieci są mądrzejsze niż często się Wam wydaje, a przy okazji są wyjątkowo ciekawe świata. Także tego wszystkiego, co nie jest dla nich dobre. Zadbajcie o swoją wiedzę na temat zasad bezpiecznego korzystania z internetu i urządzeń cyfrowych (komputerów, laptopów, tabletów czy smartfonów). Co więcej, bądźcie dla nich nie tylko opiekunami, ale przede wszystkim przyjaciółmi. Tylko częsta, otwarta i szczera rozmowa z dzieckiem da Wam jakąś szasnę na to, by autentycznie zaangażować się w świat przeżyć i emocji Waszych dzieci.
Nie wierzcie we wszystko, co Wam mówią różni "eksperci". Popularne powiedzenie mówi, że "papier wszystko przyjmie", strona internetowa też. Wielu ludzi, być może Waszych znajomych, będzie Was przekonywać o braku negatywnego wpływu masturbacji czy pornografii na ludzkie życie. Być może niektórzy zaczną z Was szydzić, gdy zdobędziecie się na odwagę, by przedstawić pornografię i masturbację w obiektywnym świetle (tzn. bez pominięcia zagrożeń). Niech ten tekst będzie dla Was argumentem, a jeżeli świadectwo jednej osoby jest niewystarczające, to sięgnijcie po tysiące świadectw na forach i stronach związanych z ruchem "NoFap".
Pozdrawiam!
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł