Podziękowali fanom i pożegnali się z turniejem
W niedzielę w stołecznej Strefie Kibica pod Pałacem Kultury i Nauki około 20 tys. kibiców pożegnało piłkarzy oklaskami i okrzykami: "Dziękujemy", "Polska, biało-czerwoni". Na spotkanie nie przyjechał trener Franciszek Smuda.
Do kibiców zwrócił się kapitan drużyny Jakub Błaszczykowski. - Powiem szczerze, zdaję sobie sprawę, że mogliśmy osiągnąć więcej. Lepiej gdybyśmy przyjechali tu z awansem do ćwierćfinału. Dzięki za wielkie wsparcie, tak dużo pozytywnej energii. Wielkie, wielkie słowa podziękowania, że wierzycie w nas, niezależnie czy nam idzie, czy nie - powiedział.
Wzruszony, kibicom dziękował także napastnik Robert Lewandowski: - Za chwilę zaczynają się eliminacje do mistrzostw świata. Bądźcie z nami - powiedział.
Atmosfera w reprezentacji nie była jednak tak dobra, jak to przedstawiano w poprzednich dniach. Po przegranej z Czechami Błaszczykowski w rozmowie z dziennikarzami narzekał na niedociągnięcia organizacyjne, m.in. na fakt, że przed każdym meczem piłkarze musieli prosić prezesa PZPN Grzegorza Latę o bilety dla rodzin, a także na nieustaloną do końca sprawę premii.
- Pan prezes mówi, że ma dobry kontakt z drużyną. Ja tego nie zauważyłem. Jak coś ustalaliśmy, to potem te ustalenia nie trzymały się "kupy". To nie ma kompletnie znaczenia w kontekście tego, że dziś nie awansowaliśmy. To są rzeczy, które ja mam prawo i muszę powiedzieć. I powiedziałem panu prezesowi dobitnie po meczu w szatni - podkreślił Błaszczykowski.
Były bramkarz reprezentacji, obecnie poseł PiS Jan Tomaszewski dziwił się, dlaczego podczas niedzielnego spotkania piłkarzy z kibicami w Warszawie zabrakło trenera Smudy i prezesa PZPN Grzegorza Laty.
- To skandal. Ci dwaj ludzie powinni przeprosić kibiców za zapłacenie podatku od złudzeń. A nasi fani zasłużyli na znacznie więcej. Pokazali, że to oni są najlepszą drużyną świata. Drodzy kibice, utrzymajcie taki poziom do finału w Kijowie - zaapelował Tomaszewski.
Zupełnie inaczej witano w Moskwie Rosjan, którzy po sensacyjnej porażce z Grecją (0:1) w Warszawie podzielili los biało-czerwonych. Na lotnisku Wnukowo kibiców nie było w ogóle. Na drużynę czekała tylko grupa dziennikarzy.
Rosyjscy piłkarze nie chcieli rozmawiać z przedstawicielami mediów - szybko opuszczali terminal i bez słowa przechodzili do czekających na nich samochodów.
Jako jedyny przed reporterami na chwilę zatrzymał się Alan Dzagojew, zdobywca trzech bramek na Euro 2012. "Nie mam słów, żeby opisać, co czuję. Przepraszam wszystkich kibiców, którzy tak nas wspierali. Rzeczywiście graliśmy źle" - powiedział pomocnik CSKA Moskwa, który w niedzielę obchodził 22. urodziny.
Wśród powracających piłkarzy nie było ich holenderskiego selekcjonera Dicka Advocaata, który po turnieju kończy pracę z zespołem Rosji. Już w nocy poleciał do Amsterdamu.
Rozegrane w sobotę mecze we Wrocławiu i Warszawie minęły bardzo spokojnie. Doszło jedynie do pojedynczych incydentów.
- Biorąc pod uwagę liczbę osób, które oglądały oba mecze zarówno w strefach jak i stadionach, było bardzo, bardzo spokojnie. Do najpoważniejszego incydentu doszło we Wrocławiu przed Strefą Kibica, gdzie pobiła się grupa pseudokibiców. Policjanci musieli użyć gazu. Zatrzymano pięć osób - powiedział Mariusz Sokołowski, rzecznik komendanta głównego policji.
Jak dotąd do najpoważniejszych incydentów w czasie Euro doszło we wtorek przed, w trakcie i po meczu Polska-Rosja. Grupy polskich i rosyjskich pseudokibiców próbowały doprowadzić w Warszawie do ustawki. Policja zatrzymała w sumie ok. 200 osób. Ok. 14 kibiców, w tym kilku cudzoziemców (Rosjan i Hiszpanów), zostało skazanych na kilkumiesięczne kary więzienia.
Skomentuj artykuł