Wojewoda śląski Jarosław Wieczorek opisywał podczas spotkania z dziennikarzami, że w miejscu wypadku jest wciąż bardzo wysokie zadymienie. "Ratownicy oraz strażacy muszą to odgruzowywać tak naprawdę ręcznie, uważając na to, żeby na wypadek znajdującej się jakiejś osoby nie doszło do uszkodzenia ciała czy też dodatkowej tragedii. Stąd też sprzęt ciężki jest wyłącznie pomocniczym sprzętem" – wskazał.
"Bardzo wierzymy w to, że albo tych pozostałych czterech osób tutaj nie było, albo szukamy cały czas cztery osoby żywe" – zaznaczył Wieczorek.
Według informacji wojewody, od początku akcji wzięło w niej udział już kilkaset osób – strażaków, a także policjantów, przedstawicieli służb kryzysowych i medycznych oraz prokuratury. Przez akcję przewinęło się około dwustu strażaków zawodowych i ochotników, którzy ze względu na trudne warunki co jakiś czas się wymieniają.
Komendant śląskiej straży pożarnej nadbryg. Jacek Kleszczewski zaznaczył, że akcja ratunkowa potrwa do momentu, kiedy strażacy upewnią się, że wewnątrz nie ma nikogo. Za wcześnie mówić o przyczynach tragedii - zaznaczył.
Jak opisywał, strażacy usuwają gruzowisko cegła po cegle. "Teraz skupiamy się na tym, by przebijać się przez stropy (...) usuwamy materiały, które były konstrukcją ścian" – opisywał. Budynek miał mocne zbrojenia, strażacy przecinają stalowe elementy i kują młotami ręcznymi ściany i stropy. Ratownicy używają kamer, na razie nie da się na gruzowisko wprowadzić psów ze względu na nagrzanie elementów budynku po pożarze" - tłumaczył.
Komendant wskazał, że na samym gruzowisku nie da się też użyć nagrzewnic. "To jest +kanapka+, złożony budynek, w którym trudno znaleźć miejsca, w których – mamy nadzieję, że są jakieś zakamarki, w których potencjalnie mogły się schronić osoby, których poszukujemy, natomiast tam jest bardzo sprasowany ten materiał" – powiedział Kleszczewski.
"Myślę, że już około połowy mamy za sobą, natomiast przypominam, że każdy element jest inaczej skonstruowany i nie wiadomo, co nas spotka jeszcze niżej" – przekazał komendant, pytany jaką część gruzowiska udało się już przeszukać.
W środę wieczorem, około godz. 18.30, doszło do wybuchu gazu w domu jednorodzinnym w Szczyrku. Z informacji wówczas udzielonych przez działającą na miejscu straż pożarną wynika, że w domu prawdopodobnie mieszkało dziewięć osób. Wiadomo, że jedna z nich była w czasie wybuchu w pracy.
Polska Spółka Gazownictwa (PSG) poinformowała PAP w nocy ze środy na czwartek, że "najbardziej prawdopodobną przyczyną katastrofy w Szczyrku w środę wieczorem było uszkodzenie gazociągu średniego ciśnienia podczas robót wykonywanych przez firmę AQUA System".
PGS przekazała, że "roboty budowlane nie dotyczyły systemu gazowniczego, ani nie były wykonywane na zlecenie spółki gazownictwa". "Nie były także nadzorowane przez specjalistów gazownictwa" - wskazano. Spółka przekazała, że powołano specjalną komisję, która zbada bezpośrednią przyczynę uszkodzenia gazociągu, wynik jej prac powinien być znany w ciągu doby od momentu rozpoczęcia prac ekspertów.
Skomentuj artykuł