Walka na okładki i na noże

Walka na okładki i na noże
Dariusz Piórkowski SJ

Najnowsza okładka tygodnika "W Sieci" przekroczyła granice dobrego smaku, stając się orężem dziennikarskiego makiawelizmu. Bo oto okazuje się, że cel jednak uświęca środki.

Jaki cel? Zdaniem redaktorów "W Sieci" chodzi o powstrzymanie "histerycznej kampanii nienawiści" przeciwko Kościołowi. Jakie środki? Najgorsze skojarzenia dla Polaka zebrane w jednym miejscu: esesman, wiara, różaniec, krew na rękach. A wytyczając niewątpliwie słuszny cel, okazuje się, że można jednak odpłacać pięknym za nadobne.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że czyni się tak w imię obrony wartości chrześcijańskich, księży i Kościoła. To moim zdaniem jest już szczyt hipokryzji. I nie piszę tak dlatego, żebym bronił Tomasza Lisa, który, moim zdaniem, od paru lat stosuje chwyty poniżej pasa i nie panuje nad swoim przerośniętym ego. Również należę do tych, którzy wcześniejsze niewybredne okładki "Newsweeka" uważają za obrzydliwe i cyniczne.

DEON.PL POLECA

Ale nie przekonują mnie jako człowieka wierzącego argumenty ludzi broniących Kościół w stylu: "Jeśli Lis miesza Kościół z błotem, to wszystko gra, a jeśli prawicowe media poważą się go skrytykować, to zaraz biegnie do sądu. Więc skoro Lisowi wolno, to dlaczego nie nam? Przecież musimy się bronić, nie możemy pozwolić, by tak nami pomiatano".

Konstatacja może i słuszna. Rzeczywiście, bycie obrażanym boli. Każdego zdrowego człowieka. Bezsilność to jedno z najtrudniejszych ludzkich doświadczeń. Owszem, Lisowi być może wolno, (najwyraźniej czuje się bezkarny i nie ma hamulców moralnych), ale z pewnością jego arogancja nie upoważnia ludzi wierzących do podobnych zachowań. Dlaczego?

Odpowiedź jest prosta: nam chrześcijanom tego typu obrona swoich racji nie przystoi. Ci, którzy w słusznej sprawie powołują się na Ewangelię (a tak postrzegam ekipę tygodnika "W Sieci"), prawdopodobnie jej nie zrozumieli. Z takich zagrań nie będzie pożytku, tylko większa szkoda. Dokładnie czegoś przeciwnego uczy nas Jezus: zło i agresję powstrzymuje się przez jej znoszenie, a nie przez odwet, który zwykle prowadzi do eskalacji zła.

Nie rozumiem również, dlaczego zachowania tych, którzy nie sprzyjają Kościołowi mają być wzorcem, a zarazem usprawiedliwieniem posunięć mediów prawicowych, w dodatku powołujących się na nauczanie Kościoła. Coś tu jest postawione na głowie.

Zarówno obrażające wierzących okładki "Newsweeka", jak i niczym nie ustępująca tym poprzednim okładka "W Sieci" jest przejawem mentalnej biedy i schorzenia, które coraz bardziej poraża polskie media. Po prostu, nie potrafimy rozmawiać ze sobą jak ludzie. Niektórzy w brutalny sposób walczą o rynek. Jedni przez budzenie sensacji, drudzy przez terapię wstrząsową, a trzeci za pomocą demagogii. To ciekawe, że okładki te przypominają zarówno hitlerowską jak i stalinowsko-komunistyczną propagandę. Bo tam gdzie nie ma uszanowania wolności i myślenia, pojawia się tylko pogarda i przemoc fizyczna, bądź bardziej subtelna - psychiczna. Niestety, mam wrażenie, że często jedynym paliwem napędzającym twórczość dziennikarską staje się w Polsce mechanizm, które zawsze ustawia jedno medium przeciw drugiemu. To zresztą w pewnym sensie normalne, tyle że powoli schodzimy na poziom, który świadczy o intelektualnej pustce i bezsilności. Są media, które nie mogłyby istnieć bez przeciwnika.

Michał Karnowski twierdzi w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" (tłumacząc się z takiej a nie innej okładki), że ma za sobą zastęp wiernych czytelników, "którzy cenią pismo właśnie za to, że zawsze stoi po stronie prawdy". Tak jak obawiam się cyników, którym wszystko jedno, podobnie obawiam się tych, którzy uważają, że prawda zawsze stoi po ich stronie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Walka na okładki i na noże
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.