Pokój jest cenniejszy od tego, co zostawiliśmy
W rodzinnej Syrii zostawili większość rodziny i niemal wszystko, czego dorobili się w życiu. Ale to, że zachowali życie, jest dla nich największą wartością. Pokój i bezpieczeństwo są cenniejsze od wszystkiego, co tam zostawiliśmy - mówi PAP syryjska rodzina, która bezpieczną przystań znalazła na Opolszczyźnie.
Do Polski dotarli w nocy z piątku na sobotę - do Warszawy - w grupie 158 syryjskich chrześcijan, którzy zostali sprowadzeni z inicjatywy Fundacji Estera. Do niewielkiego, liczącego nieco ponad 5,5 tys. mieszkańców Głogówka na Opolszczyznę przyjechali w nocy z soboty na niedzielę - tuż po tym, jak dopełnili formalności umożliwiających im uzyskanie statusu uchodźcy.
- Czujemy się już bezpieczni i pięknie przyjmowani. Wszyscy pytają, w czym mogą pomóc i czego potrzebujemy. Żyją tu bardzo dobrzy ludzie - powiedzieli PAP w poniedziałek Syryjczycy sprowadzeni do Polski.
Na Opolszczyznę trafiła 5-osobowa rodzina: małżeństwo w wieku 43 i 40 lat oraz trójka ich dzieci - 16 letnia córka i 12 oraz 14-letni synowie. Zatrzymali się póki co w bursie w Głogówku. Zostaną w niej do czasu, aż pomagający im wolontariuszom uda się skończyć remont domu pod Głogówkiem, w którym mają docelowo zamieszkać.
Nie chcą zdradzać nawet swoich imion - bo jak tłumaczą - jeśli tekst o nich przeczyta ktoś nieodpowiedni, może to być niebezpieczne dla bliskich, którzy w Syrii pozostali. - Oni wciąż są zagrożeni. W naszym kraju jest tak niebezpiecznie, że nie można być pewnym tego, co będzie się tam działo za godzinę, czy dwie - mówi 43-letni ojciec, głowa rodziny.
W Syrii zostali rodzice i rodzeństwo jego żony - trzech braci i siostra, a także jego rodzice i dwóch braci. - Do Polski przyleciała też moja siostra z mężem i synem. Nie pamiętam miejscowości, do której trafili w waszym kraju. Wiemy tylko, że to ok. 180 kilometrów od miejsca, w którym my się znaleźliśmy - powiedział PAP Syryjczyk.
On w swoim rodzinnym kraju był fryzjerem. Ona opiekowała się dziećmi przewożonymi w autobusach do szkół. Zarabiała też robiąc na drutach czapki, szaliki i kolorowe apaszki. Dużo swoich robótek ręcznych i wszystkie niezbędne do ich wykonywania przybory zabrała ze sobą w nadziei, że i w Polsce znajdą się na nie kupcy. On zabrał to, co może mu się przydać do wykonywania fryzjerskiego fachu. - Chciałbym też w Polsce wyrobić dokumenty uprawniające do jazdy samochodem, które zabrałem z Syrii. Będą potrzebne do życia tutaj, a mógłbym również być taksówkarzem - mówił PAP mężczyzna.
Gdy wspominają swoje rodzinne miasto - Damaszek - trudno im powstrzymać łzy. - Tam jest bardzo niebezpiecznie, dla wszystkich. Nie ma dnia bez bombardowań, egzekucji, zabijania ludzi - podkreślają.
Wspominają bomby spadające na miasto, doniesienia o kolejnych mordach, samobójczych zamachach i towarzyszącą codzienności obawę o siebie i bliskich. Mówią o ludziach "o czarnych sercach", którzy zabijają i mordują. - Tak jest codziennie i wszędzie, w wielu syryjskich miastach. Nie przez jeden dzień czy dwa, nie przez kilkanaście czy kilkadziesiąt. Tak jest cały czas - zaznaczają.
Czy chcieliby wrócić kiedyś w rodzinne strony? - Bezpieczna Syria, taka jaką pamiętamy sprzed lat, chyba już nie wróci - uważają. Podkreślają, że gdyby stała się choć jednym z trzydziestu najbezpieczniejszych państw świata - chcieliby tam pojechać. - Teraz jest jednym z trzech najniebezpieczniejszych. Teraz nie da się tam normalnie żyć - ucinają.
By przyjechać do Polski zostawili wszystko, co mieli. Mieszkali w trzypokojowym, czynszowym mieszkaniu w Damaszku. To, co mogli sprzedać - sprzedali przed wyjazdem: meble, wyposażenie domu. Znacznie, jak dodał w rozmowie z PAP 43-latek - poniżej wartości, tym bardziej, że na pozbycie się dobytku mieli ok. 10 dni. Pieniądze przeznaczyli na wyjazd, załatwienie dokumentów. Resztę rozdali, albo pozostawili.
- Moja żona wiele razy płakała, gdy wyzbywaliśmy się tego, co mieliśmy. Ale dla mnie to wszystko teraz nie jest nic warte. Najważniejszy jest spokój i poczucie bezpieczeństwa, które uzyskaliśmy - dodał 43-latek.
Synowie - jak powiedział - w miarę dobrze znieśli przyjazd do dalekiej Polski. Bardziej przeżywa rozłąkę z krajem 16-letnia córka, która w Damaszku zostawiła trzy najbliższe koleżanki. - Mam nadzieję, że z czasem znajdzie bliskie sobie osoby także tutaj, w Polsce - podkreślił mężczyzna. I dodał: - Jak będziemy już mieli dokumenty, chcielibyśmy by dzieci poszły tu do szkoły.
Oboje wraz z żoną chcieliby znaleźć w Polsce pracę, tak by móc zarabiać na siebie i dzieci. Chcą nauczyć się języka polskiego - choć jak mówią śmiejąc się, póki co nie potrafią nawet powtórzyć imion wszystkich Polaków, którzy im pomagają. - Jesteście bardzo przyjaznymi ludźmi, bardzo pomocnymi i za to jesteśmy wdzięczni - podkreślają.
Widzieli już dom, w którym mają mieszkać. - Jest bardzo ładny - zapewniają. Obawiają się tylko zimy i tego, czy będzie im w nim ciepło. Cieszą się natomiast, że znajduje się on w niewielkiej miejscowości. - Lubimy spokojne miejsca - zapewnili.
Godzina po godzinie uczą się i oswajają z polską rzeczywistości. Ale też pokazują Polakom, z którymi się stykają, swoje zwyczaje, uczą smaków. W poniedziałek rano pracownikom bursy, w której mieszkają, Syryjczycy zaparzyli kawę przywiezioną do Polski - mocną i aromatyczną, bo z domieszką drobno zmielonych ziaren kardamonu.
- To bardzo sympatyczni ludzie, młodsi niż myśleliśmy - powiedziała PAP pracownica bursy Renata Kobiałka. Zapewniła, że pomoc Syryjczykom chce zaoferować wielu mieszkańców Głogówka i okolic. Ludzie proponują obiady, pomoc z zgromadzeniu ubrań czy domowego sprzętu. - Odzew może być duży, tym bardziej że o taką pomoc apelował też w niedzielę w kościele ksiądz - dodała Kobiałka.
O sprowadzenie do Polski prześladowanych chrześcijańskich rodzin z Syrii zabiega pochodząca z polsko-syryjskiej rodziny Miriam Shaded, prowadząca Fundację Estera. O pomoc w przyjęciu 300 rodzin i 150 osieroconych dzieci zwrócili się do Shaded pod koniec 2014 r. duchowni Kościołów w Damaszku. Fundacja deklarowała, że razem z innymi organizacjami jest w stanie zagwarantować utrzymanie i opiekę w Polsce dla 1500 osób.
Po przyjęciu pierwszej grupy niespełna 160 uchodźców z Syrii w nocy z piątku na sobotę przedstawiciele fundacji wskazali, że mają nadzieję na ewakuację kolejnych grup chrześcijan z Syrii.
Z przekazanych w czwartek przez biuro Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR) danych wynika, że liczba syryjskich uchodźców od wybuchu wojny domowej w Syrii w 2011 r. przekroczyła 4 mln, przy czym w ciągu ostatnich dziesięciu miesięcy liczba ta wzrosła o milion. Ponadto w samej Syrii odnotowano 7,6 mln uchodźców wewnętrznych.
W toczącą się od 2011 r. wojnę w Syrii włączyły się coraz silniejsze ugrupowania dżihadystyczne, walczące zarówno z umiarkowanymi rebeliantami, jak też z siłami rządowymi. W wojnie zginęło już ponad 220 tys. ludzi.
Skomentuj artykuł