Bez pomocy Zachodu, Afganistan czeka wojna
Jeśli po wycofaniu wojsk z Afganistanu w 2014 r., Zachód zapomni o tym kraju, wybuchnie w nim wojna domowa, do której od jakiegoś czasu wszyscy afgańscy przywódcy się szykują, ostrzega dr Andrew Exum, amerykański politolog i znawca Afganistanu.
Na początku inwazji w 2001 r. Exum służył w Afganistanie jako oficer amerykańskiego wojska, a następnie doradzał amerykańskim dowódcom zachodnich wojsk generałom Stanleyowi McChrystalowi i Davidowi Petraeusowi. Dziś jest ekspertem w Centre for a New American Security.
- Od kilku lat wszyscy w Afganistanie i w regionie o niej mówią i się jej obawiają - mówi Exum Polskiej Agencji Prasowej. - A ponieważ się obawiają, to się przygotowują na jej wypadek. Przygotowania jednych, wywołują zaniepokojenie innych, którzy też zaczynają przygotowania. W ten sposób wybuch wojny domowej w Afganistanie może się okazać samosprawdzającą się przepowiednią.
Według niego wybuch wojny może powstrzymać jedynie pozostawienie w Afganistanie po 2014 r. kilkunastu tysięcy amerykańskich żołnierzy i pomoc, jaką Zachód powinien nadal okazywać afgańskiemu rządowi i jego wojsku. - Kiedy Rosjanie wycofali się z Afganistanu w 1989 r., jeszcze przez dwa lata, póki istniał Związek Radziecki, wspierali rząd prezydenta Nadżibullaha - przypomina Exum. - Kabulski rząd upadł, gdy rozpadł się Związek Radziecki i pomoc przestała napływać. Rządowe wojsko rozpadło się na prywatne armie poszczególnych generałów, którzy zawierali przymierza z partyzanckimi komendantami, aż wreszcie, w 1992 r. doszło do wojny domowej.
Zdaniem Exuma od inwazji na Irak w 2003 r. Zachód nie pozostawił Afgańczykom, ani ich sąsiadom, szczególnie Pakistanowi, wątpliwości, że jego obecność w Afganistanie jest jedynie tymczasowa. Uznali więc, że po nieuniknionym wycofaniu Zachodu z Afganistanu, sami będą musieli zadbać o swoje interesy.
- Już w 2002 r. Ameryka zaczęła przerzucać siły z Afganistanu, by przygotować się do inwazji na Irak, której wcale nie musieliśmy dokonywać. Widząc to, Pakistan już w 2004 r. uznał, że nie powinien zwracać uwagi na zobowiązania sojusznicze z Zachodem, lecz zadbać o własne interesy w Afganistanie - mówi Exum. - Pomogli więc odbudować się afgańskiej partyzantce, żeby mieć swoich ludzi, których po wycofaniu Amerykanów mogliby usadowić u władzy w Kabulu, a ci dbaliby, by Afganistan nie stał się sojusznikiem Indii. Gdybym był Pakistańczykiem, myślałbym tak samo. Pakistan boi się wojny domowej w Afganistanie, bo sam stał się już jej ofiarą. Jeszcze bardziej jednak Pakistan boi się, by w Afganistanie nie rozpanoszyły się Indie. Kiedy w 2008 r., skończywszy wojnę w Iraku, Ameryka znów zajęła się Afganistanem, wojna, którą już raz wygraliśmy, trwała tam w najlepsze.
Czy Afganistan stał się więc ceną, jaką zapłacono za iracką inwazję? - Tak i był to wielki błąd - mówi Andrew Exum.
Decyzja prezydenta Baracka Obamy o wysłaniu w 2010 r. do Afganistanu dodatkowych 30 tys. żołnierzy (łącznie jest ich tam teraz prawie 100 tys.) pomogła powstrzymać ekspansję partyzantów, ale nie przyniosła przełomu w wojnie, jak w Iraku. - Dodatkowe wojska rozbiły talibów w ich mateczniku, prowincjach Kandahar i Helmand, osłabiły ich, dały czas afgańskiemu rządowi i wojsku na umocnienie się, ale czy ta wojna była jeszcze do wygrania? - zastanawia się Exum. - W Iraku wysłanie dodatkowych wojsk zbiegło się w wybuchem wojny między szyitami i sunnitami w latach 2005-2006. Sunnici, którzy walczyli przeciwko nam, przegrywali wojnę z szyitami i uznali, że jedynym dla nich wyjściem, jest zerwać z Al-Kaidą i zacząć trzymać z nami. Owszem, przyczyniliśmy się do pokoju, ale pomogły nam też szczęśliwe zbiegi okoliczności. W Afganistanie nie możemy niestety na nie liczyć. W Afganistanie nie wygramy już wojny. Może ją jedynie wygrać afgański rząd, a my możemy mu tylko w tym pomagać.
W 2014 r., po wycofaniu zachodnich wojsk, wojnę ma przejąć na siebie tworzona w pośpiechu przez Zachód afgańska armia rządowa. - Afgańskie wojsko musi przejąć inicjatywę już w tym roku, póki jeszcze tam jesteśmy, możemy pomóc, naprawić błędy - mówi Exum. - Póki nie zacznie walczyć, nie przekonamy się, ile jest warte i czy da sobie radę z partyzantami. Największym błędem jaki jednak moglibyśmy popełnić w Afganistanie, to porzucenie tego kraju i wypowiedzenie mu pomocy, gdy wycofamy już stamtąd swoje wojska. W Kongresie USA wciąż słychać głosy, domagające się, by przestać w końcu marnować pieniądze na Afganistan. Porozumienie strategiczne, zawarte kilka dni temu przez USA i Afganistan jeszcze niczego nie przesądza. Afgańczycy domagają się, by amerykańscy żołnierze w Afganistanie podlegali afgańskim sądom. USA nigdy się na to nie zgodzą. W Iraku właśnie ta sprawa doprowadziła to tego, że wycofaliśmy stamtąd w końcu wszystkie nasze wojska.
Od dwóch lat Amerykanie zabiegają ze wszystkich sił, by przed wycofaniem zachodnich wojsk, osiągnąć polityczne porozumienie z afgańską partyzantką. - Moim zdaniem talibowie chcą rozmawiać. W ciągu ostatnich dwóch lat zostali bardzo osłabieni wojskowo. Nie są też wcale pewni, że gdyby wybuchła wojna domowa, akurat oni by ją wygrali. Ale czy do rozmów przyłączy się Hakkani, nie mający takiej legitymacji politycznej jak talibowie, ale znacznie od nich groźniejszy wojskowo i bardziej niż oni związany z Pakistanem? Talibowie, a także Gulbuddin Hekmatjar, najbardziej chętny do układów, gotowi byliby się dogadać nawet za plecami Pakistanu. Ale Hakkani na to nigdy nie pójdzie.
Czy wyobraża sobie sytuację, że przywódcy talibów i ich emir mułła Omar wracają do Kabulu i zajmują rządowe stanowiska. - Dlaczego nie? Życzyłbym tego sobie! - mówi Exum. - Nie obchodzą nas talibowie lecz Al-Kaida. Popełniliśmy błąd zrównując talibów z Al-Kaidą.
Skomentuj artykuł