"Ten skandal nie może się powtórzyć"

"Ten skandal nie może się powtórzyć"
(fot. flickr.com)
PAP / wm

Skandaliczny błąd prokuratora i nie do przyjęcia tłumaczenie innych prokuratorów będzie domagało się na pewno wyjaśnienia - powiedział w piątek premier Donald Tusk, odnosząc się do przekazania przez polską prokuraturę białoruskim śledczym informacji o opozycjonistach z tego kraju.

Premier oświadczył, że nie będzie ingerował w pracę prokuratury, choć - jak zaznaczył - liczy na szybkie wyciągnięcie wniosków w tej sprawie.

"Nie mam takich uprawnień i nie mam takich zamiarów, aby poza prawem ingerować w pracę prokuratury, ale na pewno prokurator generalny sam został postawiony przez swoich podwładnych w bardzo trudnej sytuacji i liczę tutaj na szybkie i karne wnioski, ponieważ szkody, jakie ponieśliśmy mają wieloraki wymiar" - powiedział szef rządu.

DEON.PL POLECA

Podkreślił, że dopiero w przyszłości zobaczymy, jak "kosztowna była pomyłka prokuratora".

Ten skandal nie może się powtórzyć - oświadczył w piątek szef sejmowej komisji spraw zagranicznych Andrzej Halicki (PO), komentując informacje o przekazywaniu przez polską prokuraturę białoruskim śledczym danych dotyczących białoruskich opozycjonistów.

W przyszłym tygodniu w związku z tą sprawą mają się zebrać sejmowe Komisje Spraw Zagranicznych i Łączności z Polakami Zagranicą. Halicki chce, żeby w posiedzeniu komisji wziął udział prokurator generalny.

- Nie może być tak, że instytucje polskie dają możliwość prowadzenia represji reżimowi białoruskiemu. Dotyczy to wszystkich instytucji. W szczególności - jeżeli pytania kierowane są do polskiej prokuratury - podwójna ostrożność i uwaga w tym zakresie jest niezbędna. Ten skandal nie może się powtórzyć. Wyjaśnienia od Prokuratora Generalnego mam nadzieję otrzymamy w najbliższym tygodniu - powiedział Halicki dziennikarzom w Pruszkowie, gdzie mazowiecka PO zainaugurowała w piątek kampanię wyborczą.

Pytany, co Polska może teraz powiedzieć białoruskim opozycjonistom, Halicki odparł: - Możemy tylko przeprosić, natomiast ta sytuacja nie może mieć więcej miejsca. Opozycja białoruska od władz polskich, od polskiego społeczeństwa i - mam nadzieję - od wszystkich polskich instytucji będzie miała wsparcie. Tak, jak powinno to mieć miejsce. Będziemy w dwójnasób czynić starania, aby jej pomóc.

Jak dodał Halicki, ten "skandal ma swoje bardzo poważne konsekwencje".  - Dziś władze białoruskie mogą fałszywie oskarżać działaczy opozycyjnych czy działaczy broniących podstawowych praw obywatelskich, ale czynią to na podstawie umowy, która dotyczy przestępstw gospodarczych i kryminalnych  - tłumaczył.

- Ja nie jestem za tym, żeby zrywać wszystkie umowy, bo (...) przecież sprawy gospodarcze i kryminalne należy ścigać również przy współpracy międzynarodowej - zaznaczył Halicki. Ale - jak dodał - nie może być tak, że "pod płaszczykiem tej umowy" władze białoruskie uzyskały w sposób podstępny dane, które służą represjom.

Pytany, czy "polecą głowy" w prokuraturze, Halicki odparł, że jest to decyzja prokuratora generalnego. - Ja oczekuję, że konsekwencje będą - oświadczył.

Halicki nie zgodził się z oceną posłów PiS, że cała sprawa to efekt błędnej decyzji o rozdzieleniu funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości. - Nie ma to żadnego związku z jakąkolwiek polityczną decyzją. Nie wyobrażam sobie, co by się stało, jakby w każdej sprawie miał miejsce nadzór polityczny. Prokuratura musi działać niezależnie, ale profesjonalnie. Tego powinniśmy się domagać, a nie próbować wprowadzić znowu w Polsce nadzór polityczny nad śledztwami, które służą potem wewnętrznym rozgrywkom - ocenił.

Po przekazaniu przez polską prokuraturę władzom w Mińsku informacji dotyczących opozycjonisty Alesia Bialackiego białoruscy obrońcy praw człowieka chcą wiedzieć, czy był to jedyny przypadek - powiedział w piątek PAP Uładzimir Łabkowicz z organizacji "Wiasna".

- Mamy wielką nadzieję, że jak najszybciej padnie jednoznaczna odpowiedź w sprawie innych obywateli Białorusi: czy dane o nich zostały przekazane, czy też nie. (...). Apelujemy do strony polskiej, by możliwie najszybciej udzieliła jednoznacznej i dokładnej odpowiedzi. Dla białoruskiego społeczeństwa obywatelskiego jest to kwestia kluczowa - powiedział Łabkowicz.

Dodał, że obrońcy praw człowieka "oczywiście przyjmują przeprosiny" szefa MSZ Polski Radosława Sikorskiego za przekazanie przez polską prokuraturę informacji białoruskim śledczym. Podkreślił jednocześnie, że dla opozycjonistów jest to "absolutnie niedopuszczalna katastrofa". Zaznaczył, że nie będą oni komentować dochodzenia w polskich resortach w tej sprawie, ani "uczestniczyć w przerzucaniu się odpowiedzialnością" między nimi.

Informacja o ewentualnych innych przypadkach "jest niezbędna, byśmy zrozumieli skalę tej katastrofy i zakres represji, które będą zastosowane przez białoruskie służby specjalne" - podkreślił Łabkowicz. Przyznał, że działacze sami nie mają informacji o innych przypadkach.

Białoruskie media niezależne podały w czwartek, że Polska przekazała dane o 15 innych osobach, oprócz Bialackiego.

Maciej Kujawski z polskiej Prokuratury Generalnej powiedział w piątek dziennikarzom, że "wszystko wskazuje na to", iż nie było innych spraw, w których Polska udzieliła pomocy białoruskim władzom w sprawie opozycjonistów. Według niego poza sprawą Bialackiego dotąd ujawniono jeszcze jeden wniosek dotyczący pomocy prawnej w sprawie osoby, o której białoruska prokuratura stwierdziła, że była uczestnikiem opozycyjnej demonstracji i w tej sprawie polska prokuratura odmówiła udzielenia pomocy. Kujawski zapewnił też, że w przyszłości wnioski władz Białorusi, co których będą wątpliwości, czy dotyczą opozycjonistów, będą konsultowane z MSZ.

Opozycyjny polityk białoruski Wincuk Wiaczorka ocenił w rozmowie z PAP, że "tylko niezbyt mądry człowiek" mógł spodziewać się, że władze Białorusi nie wykorzystają mechanizmu pomocy prawnej przeciwko opozycjonistom w swoim kraju. W jego ocenie, ostatnie wydarzenia to skutek prób ocieplenia stosunków z oficjalnym Mińskiem, podejmowanych wcześniej przez Unię Europejską.

- Tylko niezbyt mądry człowiek mógłby myśleć inaczej - albo człowiek zależny w pewnym stopniu od oficjalnego Mińska, czy wykonujący pewien scenariusz polityczny. Reżim (prezydenta Białorusi Alaksandra) Łukaszenki nie ma nic wspólnego z demokracją i normalnymi zachowaniami właściwymi krajom demokratycznym. Niestety, gdy w ostatnich kilku latach zaczął się ten dziwny zwrot w polityce europejskiej - mam na myśli rozmowy, spotkania, dialogi, oczekiwania, że reżim się reedukuje - to doprowadziło do myślenia, że niby można z nim i jego instytucjami postępować jak z normalnymi instytucjami demokratycznymi. To było błędem, a teraz doprowadziło do wsadzenia niewinnego bohatera, Bialackiego, do więzienia - powiedział Wiaczorka.

W jego ocenie, postępowanie wyjaśniające w polskiej Prokuraturze Generalnej czy ewentualne dymisje nie są obecnie najważniejsze; Polska powinna teraz twardo bronić Bialackiego, który w wyniku przekazania danych został aresztowany.

- Dymisje, wyjaśnienia, itd. - to jest chyba potrzebne do pewnego wznowienia klimatu wartości demokratycznych tak w Polsce, jak i na Litwie (także przekazała władzom Białorusi dane o Bialackim -PAP). Ale nas teraz bardziej nurtuje i niepokoi los Bialackiego. Nie można dopuścić, by był on kolejnym towarem na sprzedaż przez Łukaszenkę. Tylko twarde, konsekwentne stanowisko Polski i Unii Europejskiej, z wykorzystaniem wszelkich możliwych instrumentów, może doprowadzić do zwolnienia Bialackiego i innych więźniów politycznych - powiedział Wiaczorka.

W ubiegłym tygodniu białoruskie służby zatrzymały Bialackiego, szefa "Wiasny", zarzucając mu ukrywanie dochodów. Zatrzymanie było możliwe m.in. dzięki danym o jego koncie bankowym na Litwie przekazanym przez litewskie Ministerstwo Sprawiedliwości w ramach mechanizmu pomocy prawnej. Litwa przekazała również dane o kontach innych obywateli Białorusi, być może również związanych z opozycją. Następnie okazało się, że pomocy prawnej w sprawie Bialackiego udzieliła władzom w Mińsku także Polska. Szef MSZ Radosław Sikorski przeprosił w piątek w imieniu Polski za przekazanie tych informacji.

O wydaniu przez Polskę danych dotyczących szefa "Wiasny" nie informują dotąd białoruskie media państwowe; wcześniej ogłosiły one, informując o zatrzymaniu Bialackiego, że białoruskie służby otrzymały informacje z Litwy.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Ten skandal nie może się powtórzyć"
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.