Wierzę w ciebie, kolejo!
Wiara czyni cuda. Czemu zatem nie zaczniemy wierzyć, że polskie koleje zaczną działać jak należy?
Kiedy rano człowiek wyjdzie przed chałupę, kiedy oczy odpluszczy, poczuje chłodek i zobaczy śnieżek. Wie wtedy, że czekają go kłopoty. Podobnie, kiedy słońce grzeje mocniej, gdy popada deszcz, lub zawiewa wiatrem. To wszystko jest problemem, mordęgą prawie codzienną, dowodem na to, że Marks i inni klasycy tragicznie się pomylili, bo rozwój techniki wcale nie wyzwolił człowieka od kaprysów natury i jak nie dzika bestia, to cały dzień położy mu zbyt intensywny kapuśniak.
Lekturą Karola Marksa musieliby być zaskoczeni prezesi naszych spółek kolejowych, a pomysł wysłania każdemu z nich kompletu dzieł zebranych klasyka socjalizmu byłby niezłym sposobem na pokonanie kryzysu książki drukowanej. Bo i dzieł Marksa sporo, i spółek PKP wiele. Zyskaliby wtedy także producenci regałów na książki, lakiernicy i drwale. Cała gospodarka mogłaby oprzeć się na PKP i w ten sposób mielibyśmy naszą narodową specjalność, własną i niepowtarzalną gałąź. Finlandia miała Nokię, my mamy PKP. Nokia pada, PKP trzyma się nieźle.
Z pracownikami chyba gorzej. Jakoś nie solidaryzuję się z ich protestami przeciw obcięciu ulg na przejazdy, ale kiedy dowiaduję się, że część z nich nie dostaje wypłaty na czas, to ludziom szczerze współczuję i w tej części ich protest popieram. Za bilety zawsze płaciłem - może z jednym wyjątkiem, takim małym ekscesikiem, po którym przez rok ścigali mnie nasłani przez koleje windykatorzy i komornicy. Wiem, że pracownikowi trudno ścigać pracodawcę windykatorem i komornikiem, a przydałoby się Przewozom Regionalnym odpłacić w ten sposób pięknym za nadobne. Więc mówię braciom kolejarzom: tak trzymać. Nie dajcie się! Kanara nigdy nie zdzierżę, ale do kolejarza zawsze szacunek.
Kiedy stoję dwie godziny w spóźnionym pociągu - bo pogoda, bo zwrotnica, bo prąd - nie wrzeszczę na kierownika pociągu ani maszynistę, nie dostaję histerii w przedziale służbowym, nie grożę popełnieniem seppuku, które mogłoby wstrząsnąć ich sumieniem, bo wiem, że oni w tym wszystkim niewinni. Taką mają cholerną robotę i jeszcze cholerniejszą spółkę. Gdy zostaniecie uwięzieni w przedziale, nawet niedogrzanym, pamiętajcie: make love not war.
Kiedy jednak nastroimy się już pokojowo do kolejarza, gdy maszynistę poczęstujemy papierosem, a pięknej konduktorce puścimy oczko, nie popadajmy w drugą skrajność. Nie mówmy, że nic się nie może zmienić, że kolej to najlepiej zburzyć, zezłomować i zaorać. Nothing personal. Albo jeszcze gorzej: sprzedać Niemcom, a będą jeździć jak w zegarku lub jak przed wojną.
Pod tym względem nasze koleje są dobrym przykładem naszego stosunku do Polski, do państwa polskiego, ba, do polskości samej. Widząc, że coś jest nie tak, bardzo często wkurzymy się, ale za wkurzeniem nic nie pójdzie. Cały czas coś w tyle głowy będzie nam mówiło, że tak już ma być, że w tym kraju niczego lepiej się nie da zrobić, że dziadostwo dożywotnie i taki już nasz los. Otóż to nie jest nasz los, a wybawieniem z niego nie jest Niemiec, Rosjanin ani Arab.
W tym akurat wypadku, zupełnie inaczej niż w przypadku religii, zbawienie zależy wyłącznie od nas samych. Zacząć trzeba od aktu wiary: że może być lepiej, punktualnie i czysto. A zatem: naprzód kolejo! Z Bożą pomocą i Niemcowi na pohybel.
Skomentuj artykuł