Z tą Kiełbasą to tak na poważnie?
O co takie halo z tą Kiełbasą pomyślałem, widząc zaspamowaną tablicę na Facebooku. Jednak wyniki małego researchu skłonił mnie do refleksji nad jej (nie)zwyczajnością.
Już sam pseudonim artystyczny Thomasa Neuwirtha vel Conchity Wurst jest dziwnym i zastanawiającym zestawieniem. Hiszpańskojęzyczne imię żeńskie Conchita (poczęcie, koncepcja) stosowane także jako wariant łacińskiego concepcion, używanego głównie w krajach Ameryki Łacińskiej na cześć Niepokalanego Poczęcia oraz Dziewicy Maryi oraz zwyczajna… tj. zwyczajnie - Kiełbasa. Z jednej strony śmieszn, z drugiej osłabiające. Pewnie znajdą się tacy, którzy dorobią antykatolicką teorię do tego pseudonimu. Mnie raczej ciekawi, na ile Conchita jest wygłupem Thomasa Neuwirtha, a na ile wchodzi on poważnie w swoją rolę.
Tym, czego nie można odmówić Tomasowi vel Conchicie, jest wrażliwość. Oczywiście, niejeden z telewidzów mógł odczuwać niesmak, widząc nader wzruszoną "kobietę z brodą", poruszoną niemal do łez, z lekkim niedowierzaniem wysłuchującą jak kolejny kraj przyznaje za jej występ maksymalną liczbę punktów. Thomas dobrze odegrał swoją rolę. Można to było obserwować w wywiadach i jego występach.
Każdy pomysł, który zapełnia niszę, ma szanse na sukces. Europa potrzebuje dziwactw, chełpi się dziwnie pojętą tolerancją i wolnością, stąd pomysł Neuwirtha jest bardziej niż trafiony. Nie rozumiem zatem zdziwienia jego wygraną w konkursie Eurowizji. Konkursie, który od kilku lat nie jest już polem zmagań dla wokalistów czy muzyków, lecz przypomina bardziej igrzyska niezwykłości, a czasem dziwaczności. Pewnego rodzaju polityka, sympatie między poszczególnymi narodami i licytacją na zaskakiwanie już od dawna nie dziwią.
Jest jeszcze jedna rzecz, o której trzeba wspomnieć. Thomas w swojej karierze wokalnej nie odniósł większych sukcesów. Stworzył swoje alter ego i został doceniony. Tylko czy kiedy opadnie już konfetti, kiedy ucichną brawa, to czy dotrze do niego, że został doceniony jako dziwadełko z powodów niekoniecznie artystycznych i czy to przyniesie mu artystyczne spełnienie? No chyba, że chodziło mu o to by sobie po prostu zadrwić… no właśnie, z kogo?
Skomentuj artykuł