Adam Szustak OP: powiedz sobie dziś "nie jestem tym kimś”
Trzecia niedziela Adwentu jest czasem, w którym koniecznie trzeba zabrać się do takiej roboty w sobie. Tym razem nie do walki z konkretnymi grzechami czy słabościami, nie do radykalnego nawracania się, ale do głębszego spojrzenia na siebie.
W trzecią niedzielę Adwentu po raz kolejny dostajemy za przewodnika Jana Chrzciciela. Tradycja podaje, że Jan w wieku dwunastu lat zamieszkał na pustyni, gdzie dorastał, wsłuchując się w serce Pana Boga i poznając Jego wskazania. Właśnie tam odkrył, że nadchodzi czas, w którym przyjdzie Mesjasz. Zaczął więc głosić Jego przyjście i wzywać do nawrócenia. Jego radykalne życie i słowo ściągały do niego tłumy, co oczywiście wzbudziło zainteresowanie władz religijnych w Jerozolimie. Dlatego w dzisiejszej Ewangelii słyszymy o tym, jak przybywają do niego kapłani i lewici, którzy chcą się dowiedzieć, czy jego działalność to jakiś nowy, ciekawy nurt religijny, czy zwykłe wichrzycielstwo.
Co ciekawe, na początku w arcykapłanach, faryzeuszach i uczonych w Piśmie była szczera chęć zrozumienia tego, co dzieje się nad Jordanem. Niestety, mimo że najpierw słuchali słów Jana, z czasem ich serca się zamknęły i ostatecznie nie potrafili przyjąć tego, co przyniósł Jezus, zapowiedziany przez niego Mesjasz. W pierwszej rozmowie Jan słyszy od ekipy badawczej z Jerozolimy pytanie: „Skąd ty jesteś? Wytłumacz się nam, co z ciebie za jeden”. I choć ma ono w sobie odrobinę wrogości czy podejrzliwości, to jednak jest bardzo ważnym pytaniem. Żydowscy wysłannicy mówią: „Powiedz, kim jesteś, skoro nie jesteś ani Eliaszem, ani nawet prorokiem. Pisma podpowiadają nam, że właśnie Eliasz powinien poprzedzać przyjście Mesjasza. Jak to jest, że ty przygotowujesz na Jego przyjście, a nie robisz tego oficjalnymi drogami?”.
Odpowiedź, którą wywołały te wątpliwości kapłanów i lewitów, to według mnie bardzo ważna myśl na trzecią niedzielę Adwentu. Jan Chrzciciel formułuje ją w dziwny sposób, ponieważ choć mógł prosto i konkretnie powiedzieć: „Nie jestem Mesjaszem”, to on wyznał, a nie zaprzeczył, oświadczając: „Ja nie jestem Mesjaszem”. Co to znaczy wyznał, a nie zaprzeczył, choć potem rzeczywiście zaprzeczył? Otóż chodzi o to, że zaprzeczenie, które wypowiedział Jan, nie było zaprzeczeniem, tylko wyznaniem, kim jest. Jan, wypowiadając negację o sobie, tak naprawdę orzeka, kim jest. Autor czwartej ewangelii pokazuje zatem, że negacja nie była negacją, a dla Jana Chrzciciela rzeczą o wiele ważniejszą niż ustalenie, kim on jest, było rozgraniczenie, kim nie jest. Mówiąc: „Nie jestem Mesjaszem, ani Eliaszem, ani też żadnym prorokiem, tylko głosem wołającym na pustyni”, ukazuje, że jest kimś, kto ma zupełnie nowe zadania w świecie, kto idzie nową, przez nikogo jeszcze nieprzetartą ścieżką, że takiego jak on jeszcze nie było na świecie, więc nie ma sensu porównywać jego działalności z innymi historiami, a tym bardziej różnymi oczekiwaniami ludzi.
Myślę, że to podejście Jana Chrzciciela do własnej tożsamości jest nam dziś wszystkim bardzo potrzebne. Dlaczego? Wielu z nas jest ciągle nieszczęśliwych, ponieważ nieustannie próbujemy spełniać różne oczekiwania dotyczące tego, kim mamy być, lub przyjmować nie swoje role w życiu. Jedną z najważniejszych rzeczy, które w końcu musimy zrobić, by znaleźć szczęście, jest śmiałe powiedzenie sobie: „Nie, nie jestem tym kimś”. Prawdopodobnie bowiem dzieje się tak, że mamy w naszych głowach różne obrazy siebie i opinie na swój temat zasłyszane u innych ludzi, do których ciągle próbujemy doskoczyć. Staramy się spełnić czyjeś oczekiwania względem nas, ale co chwila orientujemy się, że to nie daje nam szczęścia, bo nie pomaga to nam być prawdziwie sobą. Trzecia niedziela Adwentu jest więc czasem, w którym koniecznie trzeba zabrać się do takiej roboty w sobie. Tym razem nie do walki z konkretnymi grzechami czy słabościami, nie do radykalnego nawracania się – choć to wszystko oczywiście też bardzo ważne – ale do głębszego spojrzenia na siebie i szczerego powiedzenia sobie, kim się nie jest.
Jak to konkretnie zrobić? Podam kilka przykładów. Może ktoś od dłuższego czasu próbuje coś osiągnąć zawodowo i cały czas mu się to nie udaje. Stara się, męczy, poświęca na to pieniądze, czas, wykorzystuje wszystkie środki, by to zdobyć, a do tego zaniedbuje relacje rodzinne i nic nie osiąga. I choć czasem rzeczywiście, aby zdobyć coś niezwykłego, trzeba wiele poświęcić, to jednak niestety wielu z nas goni za tym, czego tak naprawdę nie chce osiągnąć. Poszukuje tego, co inni postrzegają jako ważne, co świat przedstawił nam jako wartość, za którą trzeba gonić, a nie tego, co dla niego samego jest istotne i cenne. Czy nie jest tak, że opinie innych ludzi dyktują nam, jacy mamy być i co robić, a gdy według nich kształtujemy nasze życie, pozornie czujemy się lepsi? Właśnie w takich momentach potrzebujemy głosu Jana Chrzciciela, który podpowiada, by zobaczyć, kim nie jesteśmy.
Sam w moim życiu wiele razy złapałem się na tym, że robię różne rzeczy tylko po to, by mieć poczucie, że jestem kimś ważnym. Nieraz przyłapałem się na tym, że robiłem coś, czego ludzie ode mnie oczekiwali lub co sam sobie narzucałem, bo dzięki temu czułem, że staję na wysokości zadania. Niestety szybko orientowałem się, że takie działanie jeszcze bardziej mnie unieszczęśliwiało. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że próbując zrealizować zbyt wygórowane oczekiwania, nie udawało mi się ich osiągnąć, mimo że się bardzo starałem i wkładałem w to wszystkie siły. A po drugie dlatego, że nawet jeśli to osiągnąłem, to jednak i tak nie czułem się całkowicie spełniony i zadowolony, bo to nie było w pełni moje, więc nie mogło mi dać szczęścia.
Życie Jana Chrzciciela podpowiada, że w szukaniu tożsamości można mieć chwile, gdy się przechodzi różne kryzysy, gdy ma się mnóstwo pytań i wątpliwości. Ważne jest, by naprawdę poszukiwać tego, kim jesteśmy.
Szczególnie warto prześledzić pod tym kątem relacje, które budujemy z innymi ludźmi. Znam mnóstwo ludzi, którzy trwają w związku – nie mówię tu o małżeństwie, tylko o relacjach przed ślubem – z niewłaściwymi dla siebie osobami. Na przykład jakaś dziewczyna znajduje sobie chłopaka, który nie jest ideałem z jej marzeń ani nawet takim mężczyzną, jakiego by oczekiwała, bo według jej standardów jest dość marny, ale mimo to jest z nim w związku, bo twierdzi: „Nie jest ideałem, ale przynajmniej jest”. Tym sposobem oczywiście próbuje się na siłę wtłoczyć w coś, co nie jest jej, a tego właśnie według dzisiejszej Ewangelii mamy nie robić. Pewnie, że nie chodzi o to, by ktoś żyjący w małżeństwie, które akurat przechodzi kryzys, stwierdził, że skoro naprawianie związku im nie wychodzi i jest coraz ciężej, bo na przykład żona ma jakieś oczekiwania, których mąż nie spełnia, to trzeba się rozejść i nie zmuszać do miłości. Nie! To zupełnie nie ten przypadek. Poświęcanie się dla kogoś, kompromis z miłości do kogoś czy też codzienne noszenie krzyża różnych wspólnych spraw to co innego. Tu chodzi o sytuacje, w których w sposób wolny sami decydujemy się nałożyć na siebie różne oczekiwania, których w głębi serca nie chcemy.
Jan Chrzciciel ma w sobie niezwykłą wolność względem opinii i oczekiwań, mówi wysłannikom z Jerozolimy: „Nie spełnię waszych oczekiwań, nie jestem Mesjaszem ani Eliaszem, ani żadnym prorokiem. Jestem Janem Chrzcicielem. A żeby do tego dojść, musiałem w sobie zanegować te wszystkie inne rzeczy”. Powinniśmy dziś zachować się jak Jan, czyli przypatrzeć się swojemu życiu, by sprawdzić, czy przypadkiem w różnych działaniach, w relacjach, pomysłach na siebie nie obraliśmy fałszywego tropu lub nie nałożyliśmy maski, która wcale nie jest naszą prawdziwą twarzą. Może bowiem dlatego ciągle czujemy się nie na miejscu w tym, co robimy i jak żyjemy. Co więcej, analizując swoje życie, zdobądźmy się też na pokorę, którą miał w sobie Jan. Gdy pytano go o tożsamość, powiedział, że nie jest godzien w ogóle porównywać się z Mesjaszem, nie jest godny rozwiązać Mu rzemyka u sandała. I nie mówił tak dlatego, że pozornie chciałby być Mesjaszem, ale dlatego, że odkrył, kim jest, i to dało mu pokój i szczęście.
Oczywiście i w życiu Jana przyszedł taki dzień, gdy doświadczył kryzysu. Jest taka scena w Ewangelii, gdy Jan Chrzciciel trafia do więzienia, a do Pana Jezusa posyła swoich uczniów z pytaniem: Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać? (Mt 11,3), czyli: „Czy Ty na pewno jesteś tym, który miał przyjść? Bo ja siedzę w więzieniu, a wydaje mi się, że miało być inaczej. Chyba miałem mieć inne miejsce, inna miała być moja rola”. Jan w pewnym momencie swojego życia nałożył na siebie oczekiwania dotyczące tego, kim według niego ma być. Odpowiedź Jezusa zdejmuje mu jednak te nakładki, ponieważ wynika z niej, że właśnie tak ma wyglądać jego droga, że ma być w więzieniu, bo teraz tu jest jego miejsce. Ewangelia pokazuje więc, że ten Jan, który doskonale wiedział, kim jest, również miał trudności w życiu zgodnym ze swoją tożsamością. W ciężkich momentach rodziły się w nim różne pytania i wątpliwości, bo nie podobało mu się to, którędy podąża ścieżka jego życia. Pytał Jezusa, a On odpowiadał: „Tak, to jest twoja droga. Nie wyjdziesz z tego więzienia, ponieważ tam jest właśnie twoja tożsamość. Jesteś kimś, kto Mnie zapowiedział i też odda za Mnie życie”.
Życie Jana Chrzciciela podpowiada, że w szukaniu tożsamości można mieć chwile, gdy się przechodzi różne kryzysy, gdy ma się mnóstwo pytań i wątpliwości. Ważne jest, by naprawdę poszukiwać tego, kim jesteśmy. Dlaczego? Bo tylko to ostatecznie przyniesie nam szczęście. Odnalezienie własnego serca (oczywiście nie w znaczeniu uczuć, ale najgłębszej tożsamości) jest zaś możliwe tylko w konsultacji z Panem Jezusem, jak to robił Jan Chrzciciel w więzieniu, wysyłając do Niego swoich uczniów. Jan nie pytał sam siebie: „Czy mi się tu podoba, czy nie? Jak się czuję w tym położeniu?”, ale on stawiał pytania Jezusowi, Jego włączał w szukanie tego, kim sam jest. Dzięki temu, że Jan cały czas uzgadniał swoją drogę z Jezusem, cały czas był Mu wierny i nie odpuścił w stawianiu Mu pytań, to Jezus sam tłumaczył Janowi jego tożsamość.
Podobnie Jezus chce zrobić z każdym z nas. Spróbujmy więc dziś przyjrzeć się sobie, by zobaczyć, czy nie tkwimy w jakimś oszustwie na swój temat, czy nie łudzimy się, że powinniśmy być kimś innym. Pozwólmy Jezusowi opowiedzieć o nas samych, z Nim konsultujmy nasze drogi, bo tylko w takim spojrzeniu na siebie jest nasze szczęście. Dajmy więc dziś sobie trochę czasu, by posiedzieć z Ewangelią o Janie. Niech ona w nas popracuje i wydobędzie nas z nas samych.
Rozważanie pochodzi z książki Adama Szustaka OP "Niedzielnik"
Skomentuj artykuł