"Bóg przygotowuje dom dla opuszczonych". Kapucyni, mężczyźni z doświadczeniem bezdomności i wspólnota oparta na Ewangelii

Wizerunek Chrystusa we wspólnocie Glichów 15. Fot. Archiwum brata Tadeusza Starca OFMCap.

W Glichowie, w domu podarowanym zakonowi, od września 2024 roku mieszkają razem bracia kapucyni i czterej mężczyźni z doświadczeniem bezdomności. Wspólnie modlą się, pracują i budują relacje oparte na Ewangelii. "Nasza nadzieja wypływa z Bożego Słowa. Przykładem jest Psalm 68 i werset: »Bóg przygotowuje dom dla opuszczonych«. Rozważając ten psalm, a szczególnie wspomniany fragment, postanowiliśmy na jego podstawie kształtować w sobie chrześcijańską nadzieję. To zdanie ma jednak dalszy ciąg" - mówi brat Tadeusz Starzec OFMCap.

Wywiad otwiera mój autorski cykl poświęcony nadziei. W Roku Jubileuszowym postanowiłem oddać głos "Pielgrzymom nadziei" - osobom, które nie tylko żyją nadzieją, ale również pokazują, skąd ją czerpią i jak pielęgnują. Kolejna rozmowa ukaże się we wtorek, 1 lipca. Zachęcam do lektury wstępu.

Piotr Kosiarski: 1 lipca 2024 roku trzej bracia kapucyni zamieszkali w domu podarowanym zakonowi, znajdującym się pod adresem Glichów 15. Po dwóch miesiącach dołączyło do nich czterech mężczyzn z doświadczeniem bezdomności, którzy odpowiedzieli na zaproszenie do życia we wspólnocie.

DEON.PL POLECA

 

 

Tadeusz Starzec OFMCap: Rzeczywiście, najpierw było zaproszenie. Tak naprawdę wystosowaliśmy je przed 2 września. Zaproszenie to zostało skierowane do osób bezdomnych i zarekomendowane przez Dzieło Pomocy św. Ojca Pio w Krakowie. Tam, na specjalnym spotkaniu, przedstawiliśmy naszą propozycję. Była to propozycja ograniczona, skierowana do mężczyzn i kilku z nich się zgłosiło. Zdecydowała kolejność zgłoszeń. Tym, którzy wyrazili chęć zamieszkania w Glichowie daliśmy jeszcze trzy dni do przemyślenia decyzji. Była to dla nich - podobnie jak dla nas - duża nowość.

Na wspomnianym spotkaniu widzieliście się po raz pierwszy.

- Tak i jako bracia kapucyni zapewniliśmy ich, że jeśli za trzy dni nadal będą zainteresowani, zabierzemy ich ze sobą do Glichowa.

Jak wyglądał ten moment?

DEON.PL POLECA


- Nasi przyszli domownicy byli w radosnym nastroju. Opuszczali Kraków - miasto, które było ich, ale w którym doświadczali bezdomności. W drodze mówili, że wciąż nie wierzą w to, co się dzieje. Niektórzy znali Glichów, ponieważ byli związani z Dziełem Pomocy św. Ojca Pio. Dla innych była to wielka niewiadoma i do Glichowa jechali z wewnętrznym pytaniem: "Co tam będzie?".

Na wspomnianym wcześniej spotkaniu wszystko zostało powiedziane i wyjaśnione - były pytania i odpowiedzi. Mężczyźni wiedzieli, że otrzymają własne pokoje. Ale dopiero kiedy do nich weszli i uświadomili sobie, że każdy z nich naprawdę będzie miał pokój na wyłączność, okazało się, jak bardzo wyjątkowa była to chwila. Mało który z nich doświadczył w życiu, że można mieć pokój do własnej dyspozycji, pokój z własnym łóżkiem.

W Glichowie każdy z mężczyzn ma swój pokój, a w nim - zestaw rzeczy, których potrzebuje: biurko, krzesło, szafkę, stoliki, lampkę i kilka innych drobnych rzeczy, które odkryli i dzięki którym mogli sobie uświadomić, że to ich miejsce, że jutro nie będą musieli go opuszczać.

Czterech mężczyzn, niosących doświadczenie bezdomności, czyli żyjących na ulicy, otrzymuje zaproszenie do zamieszkania w domu - z prysznicem, kuchnią i czystą pościelą. To dość ekstremalna zmiana. Jak wyglądało "przejście" ze starego do nowego życia?

- Mężczyźni przede wszystkim bardzo się ucieszyli. Mogli się wykąpać i przebrać… Najbardziej uradowali się tym, że nie muszą następnego dnia wyjeżdżać, że jutro i pojutrze będzie podobnie, że nie muszą zapisywać się na prysznic, czekać w kolejce i martwić się o to, czy będzie ciepła woda ani jak długo będą się myć. Ten brak ograniczeń naprawdę przyniósł im radość. My mamy to wszystko na co dzień.

Fundamentem Waszej wspólnoty jest Ewangelia i wzór, jaki został nam dany w Osobie Jezusa Chrystusa.

- W naszej wspólnocie nie tworzymy instytucji, ale relacje. W tym znaczeniu Jezus jest dla nas Osobą naprawdę wyjątkową. On, by zbliżyć się do człowieka, sam stał się człowiekiem. Ta myśl nieustannie nas inspiruje, umacnia i dodaje sił, zwłaszcza, że do tej pory - jak już zdążyliśmy się dowiedzieć - naszym domownikom nie udało się stworzyć w życiu relacji, która byłaby bezpieczna, budowała zaufanie i wyrażała bezinteresowną troskę. Właśnie dlatego nowością, którą świadomie postanowiliśmy wnieść w naszą wspólnotę, są relacje, które można tworzyć z drugim człowiekiem, wzorując się na Chrystusie.

Mógłby Brat to rozwinąć?

- Jezus przyszedł i dał nam konkretne, wybrane przez siebie dobra. Podobnie i my, bracia, daliśmy naszym domownikom pewne dobra, które wybraliśmy i oni - w sposób dobrowolny - je przyjęli. Takim dobrem, które staramy się im dać, oprócz codziennego posiłku czy pewnego klimatu, jest na przykład Eucharystia. Od samego początku mówiliśmy im, że jadą do wspólnoty ludzi wierzących w Chrystusa, czerpiących z pozostawionych przez Niego konkretnych dóbr i zapraszających do tego ich. Dlatego zmiana, która dokonała się w życiu naszych domowników jest - można powiedzieć - kosmiczna. Pamiętajmy, że mieszkający z nami mężczyźni uczestniczą w codziennej Eucharystii, angażują się w nią na przykład przez czytanie Słowa i służenie, chociaż na początku nie było to dla nich łatwe. Niektórzy z nich wiele lat nie byli na Mszy świętej. Dodajmy, że wszystko, co robią nasi domownicy, włączając w to ich pobyt w Glichowie, zbudowane jest na zasadzie dobrowolności. W każdej chwili mogą oni odjechać z naszego domu, nie muszą się tłumaczyć, po prostu zawieziemy ich z powrotem do Krakowa, jeśli będą sobie tego życzyć.

Czy w mężczyznach odzywają się echa starego życia?

- Tak. I każdy z nich po części wiedział, że tak będzie. Prowadzimy jednak rozmowy - wspólnotowe i indywidualne. Każdy z naszych domowników wie, że drzwi naszych pokoi są dla nich otwarte - mogą w każdej chwili przyjść i nam o wszystkim powiedzieć. Kiedy więc te wszystkie stare, "opuszczone" przez nich rzeczy mówią: "Daj spokój, zostaw Glichów", rozmawiamy. Żaden z nich nie musi się niczego obawiać.

Jedną z tych "opuszczonych" rzeczy jest alkohol.

- Tak, choć zauważyliśmy, że problemem są nie tyle ich uzależnienia, co obawy i lęki, które powoli się ujawniają. I właśnie przekraczanie tych lęków sprawia, że mogą na nowo zobaczyć w sobie ludzi czyniących dobro. Odnajdują w sobie dobre zdolności, a nasz dom, nasza wspólnota, daje im możliwość, by iść w tym kierunku i poznawać siebie, własne człowieczeństwo - w innych wymiarach niż do tej pory. To bardzo ważne, mimo wszystkich kryzysów, które się pojawiają.

Chciałbym również zaznaczyć, że każdy z naszych domowników może skorzystać z terapii. Dajemy im taką możliwość, ale jednocześnie tego nie proponujemy. Jak do tej pory żaden z nich nie skorzystał z tego narzędzia. Tak jak powiedziałem wcześniej, prowadzimy z nimi rozmowy, nawet jeśli są trudne. Wypowiadanie tego, co odzieje się w ich wnętrzu, pozwala na nowo dostrzegać, że jednak warto być w Glichowie i podejmować się nowego sposobu przeżywania codzienności.

Każdy dzień ma swoją rutynę. Możemy o niej opowiedzieć?

- Rytm naszego życia dostosowany jest do tego, kto i gdzie pracuje. Nasi domownicy na nowo odkryli wartość pracy, która oczywiście wiąże się z wynagrodzeniem. Każdy z mężczyzn chce uczestniczyć w utrzymaniu naszego domu, chociaż opiera się to na zasadzie dobrowolności. Nie wchodzimy w zakres tego, na co wydają pieniądze. Mamy do czynienia z dorosłymi ludźmi, którzy odkrywają, ku swojemu zdumieniu, że nie muszą wydawać zarobionych pieniędzy na alkohol. Mogą natomiast wydawać je na inne rzeczy - na przykład na dobrą czekoladę i lody (śmiech). Nasza codzienność przenika się więc z momentami, w których ktoś na przykład przynosi dobre lody, słodycze i zaprasza innych, by z tego korzystali. To, że ktoś zarobione pieniądze inwestuje w lody - nie tylko dla siebie ale i dla drugiego - jest dla mnie wielką radością.

Nasza codzienność wiąże się również z rytmem modlitwy. Dzień rozpoczynamy od jutrzni, w której uczestniczą nasi domownicy. Każdy z nich ma liturgię godzin - konkretny tom, który otrzymał na własność. Wcześniej oczywiście omawialiśmy jak z niego korzystać. Mężczyźni na liturgię godzin przychodzą dobrowolnie i prawdopodobnie jesteśmy jedyną z tych wspólnot, w której wszyscy spotykają się na jutrzni (śmiech). Później przeżywamy wspólnie Eucharystię, w czasie której nasi domownicy czytają i śpiewają. Następnie jemy posiłek.

Raz w tygodniu mamy spotkanie, na którym omawiamy sprawy bieżące i osobiste - budujemy więc zaufanie - poczucie, że można powiedzieć coś, co jest dla mnie ważne, umacniające, a czasem i trudne. Bierzemy również udział w spotkaniach tematycznych. Ostatnio czytaliśmy na przykład tekst Grzegorza z Nazjanzu o przyjaźni, który bardzo się nam podobał. Później, w oparciu o niego, rozmawialiśmy, jak tworzyć więzi, które są przyjaźnią.

W tygodniowym rytmie Waszej wspólnoty znajduje się także szczególny moment.

- To chwila, w której przekazujemy sobie wizerunek Matki naszego Pana. Jej ikona przechodzi z jednego pokoju do drugiego. Czynimy to zawsze, kiedy jesteśmy razem. Przychodzimy do pokoju, w którym znajduje się wizerunek Maryi, modlimy się, a następnie przekazujemy go mężczyźnie, który zabiera go do siebie. Ta chwila bardzo nas jednoczy i pozwala zobaczyć, że aby dalej tworzyć wspólne życie oparte o Słowo, potrzebujemy pomocy z góry. Wybraliśmy więc Maryję i co tydzień Ją o to prosimy.

Czasami opuszczacie Glichów.

- Zdarzają się również wspólne wyjazdy. Niedawno byliśmy w muzeum dźwięku i słowa, w którym zobaczyliśmy, że już mamy swój wiek, skoro ZK 120 (lampowy magnetofon szpulowy, produkowany przez Zakłady Radiowe im. Marcina Kasprzaka w Warszawie - przyp. red.) jest w muzeum (śmiech). Wspólne wyjazdy też nas scalają.

Niebawem udajecie się na pielgrzymkę.

- Zgadza się, wyruszamy do Rzymu. Przeczytaliśmy razem Spes non confundit, bullę papieża Franciszka, dzięki której postanowiliśmy pojechać do Wiecznego Miasta jako pielgrzymi nadziei. Nie tylko po to, żeby zobaczyć piękne miejsca - w Glichowie ich nie brakuje - ale by pielgrzymować i otrzymać wielki dar odpustu, który możemy podarować na przykład mamie, która zakończyła swoje ziemskie życie, innej bliskiej osobie albo zatrzymać dla siebie.

Na zdjęciu członkowie dwóch wspólnot: Wspólnoty Glichów 15 oraz Stowarzyszenia Wzajemnej Pomocy Agape z Częstochowy (fot. archiwum brata Tadeusza Starca OFMCap).

Wspólnota w Glichowie istnieje dopiero dziewięć miesięcy. To wciąż nowa droga - zarówno dla braci kapucynów jak i domowników. Jak z perspektywy tego czasu zmieniło się wasze życie?

- Mi osobiście ta droga przyniosła dużo radości! Mogłem zobaczyć, jak na obliczach mężczyzn również pojawia się radość. Są to bardzo ważne chwile. Mogę w tym miejscu opowiedzieć o tym, jak wspólnie zatroszczyliśmy się o zdrowie jednego z domowników, który miał zaćmę (łac. cataracta). Choroba ta poważnie utrudniała mu życie, zwłaszcza że objęła oboje oczu. Obecnie może on widzieć, czytać, wszystko stało się dla niego na nowo piękne! Mamy więc chwile wspólnej radości i cieszymy się, że możemy je przeżywać.

Staramy się też doceniać proste rzeczy. Niedawno przeżywaliśmy Boże Narodzenie i każdy otrzymał imiennie podpisany prezent, co wywołało wiele radości i wzruszeń. Właśnie tak próbujemy tworzyć życie razem. Dziękuję Bogu, że daje nam do tego siłę i światło, którego potrzebujemy. Każde relacje są na początku bardzo kruche i niewiele trzeba, by je zatrzymać albo zerwać. Tym bardziej dziękuję Bogu, widząc, jak nasze relacje się rozwijają. Jest to moją wielką radością, podobnie jak to, że tworzą się one zarówno między nami a mężczyznami, którzy z nami zamieszkali, jak również między nimi. Są to znaki, które budzą we mnie wdzięczność wobec Pana.

Mieszkacie w domu, który został Wam podarowany.

- To, że mieszkamy w Glichowie, zawdzięczamy pani Elżbiecie - mamie dwóch kapucynów, która mieszkała w tym domu jako ostatnia. Przekazując go zakonowi w testamencie, zaznaczyła, żeby mogło tam rozwijać się jakieś dobre dzieło. Dlatego, jako wspólnota, już niejeden raz odwiedziliśmy grób pani Elżbiety i jej męża, aby podziękować za dom. Budynek jest bardzo dobrze przygotowany do dzieła, które realizujemy z pomocą Boga i wielu wspaniałych ludzi, którzy o nas się troszczą. Dziękujemy Bogu za dar pani Elżbiety, która - jak wierzę - wspiera nas, byśmy dalej to dzieło kontynuowali.

Na stronie internetowej Waszej wspólnoty przeczytałem, że w "Glichowie człowiek czuje się dobrze". Dlaczego?

- Ponieważ tworzymy wspomniane już relacje. Nie przechodzimy obok siebie obojętnie. Myślę, że wpływają na to także codzienne "drobiazgi" - na przykład, gdy wybieram się do sklepu i słyszę: "Bracie, kupisz mi to i to?". Mogę więc odpowiedzieć na tę prośbę. To wszystko sprawia, że jesteśmy na siebie coraz bardziej otwarci. Jest również tak, że na zakupy jeździmy razem - to też daje nam małe radości. Tworzenie relacji powoduje, że człowiek zaczyna na nowo widzieć możliwość życia, które przynosi radość, budzi zaufanie i pozwala wnosić do wspólnoty dobro. Naprawdę każdy wnosi tu bardzo dużo dobra.

Kolejna kwestia to "regulamin". Kiedy ktoś mnie o niego pyta, odpowiadam że jest nim Ewangelia. Mieszkający z nami mężczyźni przebywali wcześniej w ośrodkach, które miały konkretne regulaminy. U nas nikt nie mówi, ile razy można wypić kawę. Efekt? Jeden z domowników nie tylko pieczołowicie dba o ekspres, ale i chętnie robi kawę gościom, którzy nas odwiedzają.

Glichów to nie tylko dom z numerem 15. Jak Waszą wspólnotę przyjęli sąsiedzi?

- Zostaliśmy przyjęci z ogromną otwartością. Wiele na to wskazuje. Gdy jakiś sąsiad obchodzi imieniny, odwiedzamy go wszyscy razem i składamy życzenia. Nieraz wywołuje to wzruszenie. Nasi sąsiedzi to dobrzy ludzie, którzy bardzo nas wspierają. Niedawno jednego z naszych domowników podwiózł mieszkaniec Glichowa, który - dowiedziawszy się, gdzie mieszka - od razu powiedział: "To ja pana zabieram". Ludzie traktują nas tutaj z ogromną życzliwością.

W jaki sposób wspólnota Glichów 15 wpisuje się w kapucyński charyzmat?

- Decyzja o rozpoczęciu drogi, którą rozpoczęliśmy dziewięć miesięcy temu, nie została podjęta nagle, ale po dłuższym rozeznaniu. To nowa forma przeżywania naszego charyzmatu, dzięki której wchodzimy w bliskość z drugim człowiekiem. Aby było to możliwe, każdy z braci musiał podjąć indywidualną i dobrowolną decyzję. Nasze dzieło zostało co prawda zaakceptowane przez ministra prowincjalnego, ale dodatkowo każdy z braci, który miał przyjść do wspólnoty, podejmował tę decyzję sam. Dobrowolność musi być podstawą, ponieważ zbliżenie się do drugiego człowieka nie może być sztuczne. Zresztą Benedykt XVI, pisząc Deus caritas est, wyraźnie zaznaczył, byśmy dając drugiemu człowiekowi dobro, starali się ukazywać mu bogactwo człowieczeństwa. Właśnie w tym kierunku chcemy iść i na to się zdecydowaliśmy.

Wspomnieliśmy już, że przeżywamy rok jubileuszowy, który poświęcony jest nadziei. Jak chrześcijańska nadzieja realizuje się w życiu Waszej wspólnoty?

- Po lekturze Spes non confundit dostrzegliśmy, że nasza nadzieja wypływa z Bożego Słowa. Przykładem jest Psalm 68 i werset: "Bóg przygotowuje dom dla opuszczonych" (Ps 68,7). Rozważając ten psalm, a szczególnie wspomniany fragment, postanowiliśmy na jego podstawie kształtować w sobie chrześcijańską nadzieję. To zdanie ma jednak dalszy ciąg. Bóg nie tylko "przygotowuje dom dla opuszczonych", ale "jeńców prowadzi ku pomyślności", a więc ku lepszemu życiu. Te słowa poruszyły nas jeszcze bardziej i według nich chcemy być prowadzeni przez Boga. Wierzymy, że chodzi nie tylko o środki ludzkie - ekonomiczne, organizacyjne czy strukturalne - ale właśnie o to, że jesteśmy prowadzeni ku "lepszemu życiu", które objawia się w Chrystusie.

Dzięki bulli papieża Franciszka odkryliśmy, że nie tylko chcemy czerpać nadzieję, ale też stawać się jej znakiem. Razem, przeżywając życie we wspólnocie, możemy być świadectwem dla innych - zwłaszcza dla tych, którzy doświadczają kryzysu bezdomności. Jeśli nam się to uda, będzie to oznaczało, że istnieje konkretna ścieżka, którą ludzie mogą podążać. Także ci, którzy doświadczają bezdomności.

***

Wspólnotę Glichów 15 można wesprzeć ofiarą na konto: Kapucyni - Wspólnota w Glichowie 33 1600 1462 1847 0283 1000 0083. Więcej informacji można znaleźć na stronie internetowej wspólnoty.

Wywiad otwiera mój autorski cykl poświęcony nadziei. W Roku Jubileuszowym postanowiłem oddać głos "Pielgrzymom nadziei" - osobom, które nie tylko żyją nadzieją, ale również pokazują, skąd ją czerpią i jak pielęgnują. Kolejna rozmowa ukaże się we wtorek, 1 lipca. Zachęcam do lektury wstępu.

Dziennikarz, podróżnik, bloger i obserwator świata. Laureat Pierwszej Nagrody im. Stefana Żeromskiego w 30. edycji Konkursu Nagrody SDP przyznawanej za publikacje o tematyce społecznej. Autor książki "Bóg odrzuconych. Rozmowy o Kościele, wykluczeniu i pokonywaniu barier". Od 10 lat redaktor DEON.pl. Interesuje się historią, psychologią i duchowością. Lubi wędrować po górach i szukać wokół śladów obecności Boga. Prowadzi autorskiego bloga Mapa bezdroży oraz internetowy modlitewnik do św. Józefa. Można go śledzić na Instagramie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Bóg przygotowuje dom dla opuszczonych". Kapucyni, mężczyźni z doświadczeniem bezdomności i wspólnota oparta na Ewangelii
Komentarze (9)
JG
~Jefte Gileadczyk
19 czerwca 2025, 14:17
"Nie tworzymy instytucji, tylko relacje" to brzmi trochę instytucjonalnie, ale zabawne jest to, że słowo "instytucja" oznacza właśnie przestrzeń w której jako ludzie doświadczamy spełnienia, relacji, samoorganizacji, służącej samopomocy, rozwiazywaniu problemów, zaradzaniu potrzebom (emocjonalnym, duchowym, wychowawczym, ale też finansowym, spółdzielczym), która to nosi znamię trwałości i ciągłości, w których ludzie są wzajemnie dla siebie podmiotem vide "rodzina", "związek", czyli miejsce, w którym nie ma miejsca na brak relacji i interakcji ludzkich :) Mam złość na kapłanów i dziennikarzy, którzy zohydzili takie słowa jak "instytucja", "struktura" etc, ale na szczęście pozwoliłem sobie na ponowne ich odkrywanie niosące dużo bardziej pozytywny wydźwięk, niż to obecnie formalnie i strukturalnie utrwaliło się w świadomości choćby braci kapucynów, czy redaktorów deon.pl :)
NK
~Nie Katolik
19 czerwca 2025, 22:20
Według słownika instytucja to organizacja działająca w oparciu o zestaw norm. A w praktyce - normy są sztywne, nie ma znaczenia czy komuś chce się je wypełniać, czy nie. Jest w tym coś bezdusznego. Chociaż niektórym to pasuje. Zwłaszcza tym, co na tej organizacji zyskują. Relacja to jest żywioł. Podstawowe słowo w relacji to "zależy mi". Nie że coś muszę.
JG
~Jefte Gileadczyk
20 czerwca 2025, 12:47
Dokładnie :) mieszkańcy domu w Glichowie nie mogą spożywać alkoholu i mogą zawsze porozmawiać z bratem zakonnym, czyli wspólnota organizuje się w oparciu o zestaw konkretnych norm. Mamy więc do czynienia z gęstością atmosferyczną w której zachodzi organizowanie się życia we wspólnocie (bracia+osoby wychodzące z bezdomności). Klaruje się w niej to co wspólnota respektuje, a czego nie i w oparciu o jakie zasady funkcjonuje. To że słownik mówi o instytucji jaki czymś powstającym na jakiś zasadach nie oznacza że jest ona pozbawiona dynamiki, a relacja - tak jak instytucja - może być choć nie musi być bezduszna, jałowa i pozbawiona cechy "zależy mi" o której wspomniałeś. Nie na wszystkich relacjach nam zależy, ale są etapy że jesteśmy na nie skazani. Są formalne i pozbawione ducha. Dlatego moim zdaniem przeciwstawianie sobie instytucji i relacji jest błędem poznawczym, a ktoś kojarzący "instytucje" z czymś złym ma po prostu pesymistyczne spojrzenie, żeby nie powiedzieć "instytucjonalne" :)
JG
~Jefte Gileadczyk
20 czerwca 2025, 13:00
Ah, miało być "to że słownik mówi o instytucji jako czymś", a nie "jaki czymś" . Wkradła się literówka :) Relacje bywają takie, że można o nich powiedzieć "zależy mi" ale nie na twoim szczęściu, ale na tym, by cię oszukać, okraść, wykorzystać. I nie muszę, ale chcę zrobić ci krzywdę. Dobrowolnie. Nikt mnie do tego nie zmusza. Czyli dochodzi w nich do takich nadużyć czy przestępstw jak w instytucji, ale to nie oznacza że relacje czy instytucje jako takie są złe :) To już chyba lepiej formalnie coś załatwić i grzecznościowo - w przymusie konwenansów - powiedzieć sobie dzień dobry i do widzenia na szczeblu instytucjonalnym, niż bez przymusu np. manipulować drugą osobą w toksycznej relacji czy wyrządzać jej jakąś inną krzywdę :)
NK
~Nie Katolik
21 czerwca 2025, 06:45
Stawianie barier w postaci narzucanych norm już na wstępie jiest takim mówieniem "zależy mi" - nie na tobie. Jezus powiedział - "nikogo nie odrzucę precz". I tak naprzwdę jedynie Bogu na mnie zależy. To odkrywam, i wielu innych ludzi, że przez Boga są naprawdę kochani.
BB
~Beata Białkowska
18 czerwca 2025, 06:58
Artykuł rewelelacja! Przekonanie, że nadzieja umiera ostatnia utwierdza w wierze. Wszystko w wolności to jest niesamowite jak brak przymusu działa na ludzi. Jesteście wspaniali jako ludzie i kapucyni, których bardziej poznałam czytając książki o Ojcu Pio wcześniej byłam przekonana, że bracia zakonni żyją w odosobnieniu w swoim ścisłym gronie. Szczególnie teraz są potrzebne takie świadectwa otwartości na ludzi bezinteresownej pomocy i próby życia z ludźmi wykluczonymi. Mała wielka rzecz przekonuje mnie do tego, że warto otwierać się na ludzi szczególnie tych odtrąconych niech wam Bóg błogosławi, a Ojciec Pio strzeże przed złem. Jednak nadzieja nie umarła i wiara w to, że życie oparte na Ewangeli jest ogromną wartością.
PZ
Piotr Zawodny
17 czerwca 2025, 21:22
Odniosłem wrażenie, iż ci domownicy nie bardzo mogą odmówić uczestnictwa w Eucharystii. A to już nie brzmi dobrze.
AE
Anna Elżbieta
19 czerwca 2025, 11:36
Skąd takie wrażenie??? W tekście jest takie zdanie: "wszystko, co robią nasi domownicy, włączając w to ich pobyt w Glichowie, zbudowane jest na zasadzie dobrowolności". Wszystko - a więc także udział w Eucharystii. Czyli mogą odmówić, ale pewnie nie chcą, chcą uczestniczyć w życiu tej wspólnoty. Na pewno na początku nie było to łatwe, ale kiedy człowiek doświadczy autentycznej miłości braterskiej, to powoli wszystko chce robić taka jak inni, chce we wszystkim uczestniczyć. I to jest piękne. A zakonników podziwiam, zdaję sobie sprawę, jak trudne musiały być początki... Niech Bóg Wam błogosławi!!
JG
~Jefte Gileadczyk
19 czerwca 2025, 15:55
Odniosłem inne wrażenie. Domownicy mają dobrowolność uczestnictwa w jutrzni, ale w niej uczestniczą, co stało się źródłem do zrobienia sobie żartu, że Glichów jest jedyną wspólnotą, w której wszyscy odmawiają brewiarz (prztyczek do klasztorów w których zakonnicy odmawiają sobie regularności w odmawianiu brewiarza - a tu ludzie bez habitu, którzy mając sposobność uczestnictwa w liturgicznej modlitwie Kościoła biorą w niej udział). Zapewne podobnie jest z Eucharystią. Bezdomni związani z Dziełem często chcą uczestniczyć w życiu sakramentalnym i mając propozycję zamieszkania zostali poinformowani o tym, że będą mieli szanse włączyć się w Liturgię Godzin i Eucharystię. To nie tylko nobilitacja, ale przede wszystkim szansa, a nie przymus: mamy propozycję zamieszkania w domu plus będziesz miał okazję do codziennego uczestnictwa w Eucharystii i to pod własnym dachem :)