Brak mi słów

fot. depositphotos.com

Od kilku lat, kiedy już zbliża się Adwent, próbuję znaleźć dla siebie jakąś przewodnią myśl, która mogłaby mnie przez ten czas poprowadzić oraz pomóc mi przeżyć ten liturgiczny okres sensownie i owocnie. W tym roku pojawiło się w moim sercu zdanie: „Brak mi słów”. I z taką myślą wchodzę w ten Adwent, otwierając się na Boga, który jest w stanie wszelkie odczuwane przez człowieka braki wypełnić sobą, a brak słów przekształcić w bogatą mowę niosącą Dobrą Nowinę.

Trudno mi jednak czasem przyznać przed innymi, że słów mi brak, bo zwykle to właśnie odpowiednich słów inni ode mnie oczekują. Skoro nie będzie łatwo, to znaczy, że będzie odpowiednio – jest więc szansa na rozwój, jest szansa na Adwent, który będzie odkrywaniem Boga będącego tuż obok, a niekiedy zupełnie przeze mnie niezauważonego.

Słów brakuje człowiekowi wtedy, gdy staje wobec Bożej rzeczywistości, której do końca nie rozumie, a przez to nie potrafi jej opisać. U progu Adwentu słyszymy od Jezusa: „Uważajcie, czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie. (…) Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie (…)” (Mk 13,33.35). Ta niewiedza rodzi pewien niepokój, a jednocześnie jest wezwaniem do zaufania – czuwaj i ufaj, że Bóg jest Panem Twojej przyszłości. Obcowanie z tajemnicą Boga przerastającą ludzkie możliwości percepcyjne rodzi zachwyt, ale stwarza także pełen szacunku dystans wobec Świętego. I z jednej strony człowiek czuje się pociągany, by zgłębiać to, co tak bardzo go przerasta, a z drugiej strony, świadomy własnej niewystarczalności i małości, obawia się zbliżyć za bardzo, bo poznanie tajemnicy Boga i obcowanie z nią „wymusza” zmiany w jego życiu, czyli nawrócenie. Izajasz przypomina nam, kim jest Bóg dla nas i jakie to ma konsekwencje w życiu człowieka, który przyjmie prawdę o swoim pochodzeniu: „A jednak, Panie, Ty jesteś naszym Ojcem. My jesteśmy gliną, a Ty naszym Twórcą. Wszyscy jesteśmy dziełem rąk Twoich” (Iz 64,7). Pozwolić Bogu mówić do siebie oznacza pozwolić Mu na to, żeby nas kształtował według swojej woli.

Z brakiem słów mierzymy się także wówczas, gdy czujemy się przez kogoś zawiedzeni. Pokładaliśmy nadzieję w jakiejś relacji, zaufaliśmy komuś, powierzyliśmy mu najskrytsze nasze tajemnice, uważaliśmy przyjaźń z kimś za coś pewnego, za bezpieczną ostoję – i zostaliśmy zranieni. Przeżywany wtedy ból dosłownie odbiera mowę. Gorzkie łzy sprawiają, że wszelkie słowa grzęzną w gardle, nie potrafiąc się zeń wyrwać. Podobnie jest też wtedy, kiedy tracimy kogoś bliskiego – kiedy śmierć odbiera nam osobę, którą bardzo kochamy. Trudno wówczas znaleźć odpowiednie słowa, by pożegnać, by podziękować za wspólne chwile, by wyrazić tęsknotę, która przez dalszą część naszego życia karmiona będzie pozostawioną przez kogoś pustką.

Wielka radość czy uczyniona przez kogoś niespodzianka – to sytuacje, w których człowiekowi niekiedy odbiera mowę. Chciałby coś powiedzieć, ale nie może z siebie wykrztusić ani słowa, bo nie dociera do niego jeszcze to, co się stało. Kiedy myślę o takich sytuacjach, to mam przed oczyma scenę wygranej w teleturnieju czy w zawodach bądź mistrzostwach sportowych i związany z tym nieokiełznany wybuch radości, która ogarnia człowieka całego, wywołując przy tym niezwykłe reakcje.

Jakikolwiek jest powód tego, że brakuje nam słów, jednego możemy być pewni – Bogu słów nie brakuje. Jego słowa mogą być dla człowieka natchnieniem i drogowskazem, niosą pociechę i karmią nadzieję. To, co wychodzi z Bożych ust, buduje i umacnia dobro, a rujnuje i zmiata z powierzchni ziemi wszelkie zło. Od św. Pawła dziś słyszymy: „W Nim to bowiem zostaliście wzbogaceni we wszystko: we wszelkie słowo i wszelkie poznanie, bo świadectwo Chrystusowe utrwaliło się w was. Nie doznajecie tedy braku żadnej łaski, oczekując objawienia się Pana naszego, Jezusa Chrystusa” (1 Kor 1,5-7). Adwent to dobra okazja do tego, żeby zacząć odkrywać moc Bożych słowa, żeby wyrobić w sobie odruch sięgania do nich w każdej sytuacji życiowej, by zyskać światło i mieć przez to szerszy ogląd tego, kim jestem i przed czym jako człowiek staję. To pomaga właściwie rozeznać, która z możliwych do wybrania ścieżek jest dla mnie odpowiednia, która wiedzie ku szczęściu, ku zbawieniu.

Bóg swoich słów człowiekowi nie skąpi – wystarczy po nie sięgnąć, są na wyciągnięcie ręki. To, że z nich nie korzystamy, świadczyć może o tym, że słaba jest nasza wiara w sprawczość tych słów. Albo po prostu tkwiącej w nich mocy się obawiamy i świadomie z niej nie korzystamy, bo musielibyśmy przebudować nasze życie. Adwent to też taki czas, w którym liturgia prowadzi nas, krok po kroku, do zrozumienia, że wszystkie wypowiedziane i pozostawione w Biblii Boże słowa prowadzą ku temu jednemu Słowu, które stało się ciałem.

Ta prawda zapiera dech w piersiach i odbiera mowę, jest powodem nieopisanej radości z otrzymania niezasłużonego niczym daru Bożej bliskości. Zarazem rodzi ona także wielki smutek, kiedy człowiek uświadomi sobie, jak bardzo tę Obecność odtrąca, skazując przez to samego siebie na cierpienie. Adwent nie jest biernym czekaniem na Pana, ale pełnym dynamizmu i niecierpliwości szukaniem. Padające dziś trzy razy w Ewangelii słowo „czuwajcie” to wezwanie do przygotowania się na spotkanie. Przede wszystkim słowo to niesie ze sobą przyszłość. Jest na co czekać. Na Kogo.

Kierownik redakcji gdańskiego oddziału "Gościa Niedzielnego". Dyrektor Wydziału Kurii Metropolitalnej Gdańskiej ds. Komunikacji Medialnej. Współtwórca kanału "Inny wymiar"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Brak mi słów
Komentarze (1)
KW
~Katarzyna Waszkiewicz
3 grudnia 2023, 21:04
Dziękuję...