Było mi bardzo ciężko, ale przewodnik duchowy zapewniał: Bóg szykuje dla ciebie coś wyjątkowego

Kilkakrotnie w moim życiu ciemność przysłoniła mi światło. Walczyłam z nią, ale chociaż modliłam się z ufnością i rozmawiałam ze spowiednikiem, wciąż we mnie trwała. Było mi bardzo ciężko, ale mój przewodnik duchowy przekonywał, że na pewno Bóg szykuje dla mnie coś wyjątkowego.
Kilka lat temu poszłam na mszę o uzdrowienie w nadziei, że może tym razem dobry Bóg pozwoli mi wydostać się z "nocy ciemnej", która męczyła mnie od kilku miesięcy. W tym czasie zaczęłam mieć też problem ze wzrokiem: nagle pogorszył się tak, że zaczęłam widzieć podwójnie. Nie mogłam czytać, okulary nie pomagały, a okulista skierował mnie na operację wymiany soczewek. Wzbraniałam się przed tym i jak mogłam, odwlekałam zabieg.
Widzę, a ciemności odchodzą
Tego dnia ujrzałam w kościele tak wielu potrzebujących, że zamiast o spełnienie intencji, z którą przyszłam, prosiłam o uzdrowienie innych. Modliłam się w myślach o uleczenie słuchu, narządów ruchu, wszelkiego rodzaju bólu, chorób gardła i organów wewnętrznych. Po każdym zawołaniu i modlitwie ksiądz pytał zebranych o doznania. I ludzie wstawali, aby - często ze wzruszeniem - opowiedzieć o tym, co Bóg im uczynił. Jedni odzyskali sprawność ruchową, inni słuch, jeszcze inni uwalniali się od bólu. Świadectwa, które słyszałam, poruszyły mnie do głębi.
W tym momencie padło wezwanie o uzdrowienie wzroku, a ja poczułam wewnętrzne ciepło i ulgę. Kiedy spojrzałam na ekran z wyświetlonym tekstem pieśni, wyraźnie ujrzałam litery. Odruchowo zdjęłam okulary i otworzyłam trzymaną w ręku Biblię. Chociaż literki wcześniej wydawały się mi niczym mróweczki, teraz mogłam przeczytać je bez trudu. Powiedziałam więc głośno, co mnie spotkało. Ludzie radośnie wykrzyknęli: chwała Panu!
W mojej duszy płonie światło
Bóg przywrócił mi nie tylko wzrok, ale też zabrał "noc ciemną". Stał się cud! Już nie mgła, ale światło towarzyszyło mi każdego dnia. Wyszłam z mroku. Podobnie jak przy stworzeniu świata: "Ciemność zalegała nad otchłanią, a tchnienie Boga niosło się nad wodami. Bóg zatem rzekł: «Niech się stanie światło», i światło nastało. I widział Bóg, że ono jest dobre i piękne. Wtedy oddzielił Bóg światło od ciemności. Światło Bóg nazwał dniem, a ciemność nazwał nocą." (Rdz 1,2-5).
Kolejny raz przekonałam się, że światło jest dobrem, bez którego nie da się żyć. Potrzebuje go cały świat: rośliny, zwierzęta i ludzie. Towarzyszy nam ono od momentu narodzin, pozwala ocenić, czy pora wstać i pójść do swoich obowiązków, a kiedy chowa się za horyzontem, wskazuje, że przyszła pora na odpoczynek. Ponadto decyduje o naszej wydajności w codziennych czynnościach. Wspomaga metabolizm i utrzymanie prawidłowej wagi. Sprawia, że nasz wzrok pozostaje w dobrej kondycji. Ma też niebagatelny wpływ na wieczorne przygotowanie się do nocnego spoczynku. Bóg prowadzi nas w tym rytmie przez cały czas, dając przyobiecaną wolność.
Umacniam się Bożym słowem
Starotestamentowa postać, Mojżesz, po raz pierwszy ukazuje nam ogień, który nie spala. Chociaż jest to światło o ogromnej mocy, nie wyrządza człowiekowi żadnej krzywdy: "Przybył pod górę Horeb. Ukazał mu się wtedy w płomieniach płonącego krzaka wysłannik Pana. Zauważył, że chociaż krzak płonął ogniem, nie spalał się. Mojżesz rzekł sobie: «podejdę i przypatrzę się temu dziwnemu zjawisku. Dlaczego ten krzak się nie spala?»" (Wj 3,1-4). Ciekawość zaprowadziła Mojżesza do Boga, który mianował go przywódcą Hebrajczyków, aby wyprowadził lud wybrany z niewoli: "Bóg szedł przed nimi: za dnia w słupie obłoku dla wskazywania im drogi, a w nocy w słupie ognia" (Wj 13,21). Także dzisiaj we mnie "ziemia obiecana" budzi nadzieję, pozwala znosić trudy drogi, zachęca do patrzenia w przyszłość i pozostawienia przeszłości za zamkniętymi drzwiami.
Bliska memu serca jest też biblijna scena spotkania Jezusa z faryzeuszem Nikodemem: "Był wśród faryzeuszy pewien człowiek imieniem Nikodem, mający wysoką pozycję wśród Judejczyków. Przyszedł on do Jezusa w nocy i powiedział: «Rabbi, wiemy, że jako nauczyciel przybyłeś od Boga. Nikt bowiem nie mógłby czynić takich znaków, jakie Ty czynisz, gdyby Bóg nie był z nim». Jezus na to mu rzekł: «O tak, zapewniam cię: jeśli ktoś na nowo się nie narodzi, nie jest zdolny ujrzeć Królestwa Bożego» (J 3,1-4).
Historia ta w szczególny sposób dotknęła mnie w momencie mego nawrócenia. W młodości w niedzielę Zesłania Ducha Świętego poszłam na mszę świętą, podczas której z wielką mocą kazanie głosił egzorcysta. Nie powtórzę użytych przez niego słów, ponieważ przezierające przez witraże okienne promienie słoneczne nie tylko oplotły jego postać, ale też mnie całkowicie oślepiły, tak że wypowiadane słowa trafiały prosto do serca, a z moich oczu lały się strumienie łez. Szloch wstrząsał całym moim ciałem, nie mogłam się uspokoić. Kiedy jednak wyszłam z kościoła, poczułam się tak, jakby urosły mi skrzydła.
Zyskuję w Bogu przyjaciela
Zaraz potem wzięłam udział w kursie Alfa. Poznałam wówczas Jezusa miłosiernego, który nie chcąc pozostawić mnie w ciemności, wzbudził w moim sercu palące pragnienie przyjęcia Go pod postacią komunii świętej. Aby stało się to możliwe, całkowicie zmieniłam swoje życie, cały brud grzechu pozostawiając w konfesjonale. Byłam szczęśliwa, ale pewnego razu w ogromnym smutku przyszło zwątpienie. Stąd też zapragnęłam, aby Bóg znowu pokazał mi, że jest moim przyjacielem.
Nie musiałam długo czekać, żeby przekonać się, jak czujnym jest On obserwatorem i słuchaczem. Właśnie odpoczywałam, gdy poczułam, że przenoszę się w nieznane mi miejsce. Znalazłam się na białym kamiennym moście o pięknie rzeźbionej balustradzie, a w moim kierunku - jakby płynąc - przemieszczały się trzy jasne postacie. Kiedy znalazły się niedaleko mnie, bezgłośnie się odezwały: "Nie bój się, nic ci nie grozi". Ledwo to powiedziały, zaczęły napływać kolejne podobne im istoty. Nie mogłam rozpoznać żadnej twarzy. Nie rozmawiały między sobą, rozumiejąc się bez słów. Przyglądałam się im z ciekawością. W pewnej chwili na przedzie ukazała się postać odmienna od pozostałych, która posuwała się coraz bliżej ku mnie. Poczułam ciepło dłoni na prawym policzku, a potem na głowie. "O to prosiłaś?" - usłyszałam. Nie mogłam wydobyć z siebie słowa, ale On czytał w moich myślach. "Jak mogłaś wątpić, że jestem twoim przyjacielem?!" - dodał z wyrzutem. Ruchem głowy wskazując na światło, odważyłam się zapytać: "Co tam jest?". Odparł: "Tam pójdziesz, ale jeszcze nie teraz". Świetlisty tłum zaczął stopniowo niknąć i tylko owo towarzyszące mu niesamowite światło ciągle tak bardzo mnie kusiło. Stałam więc jeszcze przez chwilę na moście, tęskno patrząc w dal. Nie mogłam pójść za nim. Wróciłam do rzeczywistości, ale ciepło Jego dłoni na policzku czuję do dziś.
Halina Smolińska-Gęza - wciąż aktywna 67-letnia emerytka. Z wykształcenia pomoc pielęgniarki, z pasją nadal pomaga innym. Mama trójki dzieci, córki i dwóch synów. Babcia pięciorga wnucząt. Cierpliwa słuchaczka i pasjonatka tematów biblijnych.
Artykuł pochodzi z dwumiesięcznika "Głos Ojca Pio".
Skomentuj artykuł