Chrześcijaństwo to zachwyt Jezusem i wyruszenie z Nim w drogę
"Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania" (J 14,15). Kiedykolwiek słyszę to zdanie, nie mogę wyzbyć się skojarzenia z sytuacją, w której dwoje kochających się osób rozmawia ze sobą i padają słowa: "Naprawdę mnie kochasz? No to weź zrób to dla mnie, proszę...". I bywa, że tej drugiej osobie nie do końca to pasuje albo zwyczajnie nie widzi potrzeby oczekiwanego działania, lecz na taką prośbę odpowiada pozytywnie - czasami być może dla świętego spokoju, ale myślę, że częściej po prostu z miłości.
Podobnie bywa z przykazaniami. Niekiedy zupełnie nam z nimi nie po drodze. I nie wynika to z naszej złej woli, ale bardziej z wygodnictwa. Przykazania są bowiem bardzo wymagające. Ich treść idzie na przekór tego, jak funkcjonuje świat. Wygodniej jest więc odpuścić sobie, bo przecież nic wielkiego się nie stanie… I to prawda - nie stanie się miłość, a to wielka sprawa. Kiedy jednak pojawia się Jezus, który mówi: "Kochasz mnie? Proszę cię więc, byś żył inaczej". I jak tu nie ma zmięknąć serce temu, kto naprawdę darzy Go miłością i szacunkiem? Miłość do Jezusa ma być dla chrześcijanina pierwszą motywacją do zachowywania przykazań.
Kolejne słowa, które dziś odnajdujemy w Ewangelii, roztkliwiają jeszcze bardziej: "Nie zostawię was sierotami: Przyjdę do was. Jeszcze chwila, a świat nie będzie już Mnie oglądał. Ale wy Mnie widzicie, ponieważ Ja żyję i wy żyć będziecie. W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was" (J 14,18-20). Nie będziecie sami! Nie jestem nauczycielem, który przedstawia wymagania i idzie dalej z tematem, lecz Przewodnikiem, który przedstawia cel i do niego prowadzi. W wierze chodzi o to, żeby nie iść na łatwiznę i nie zatrzymywać się tylko na tym, co zewnętrzne, ale pójść dużo, dużo dalej - wejść w zażyłą relację z Jezusem, zachwycić się Jego bezgraniczną miłością, a przez to mieć oczy zawsze otwarte na Jego obecność, której ludzie żyjący z dala od Niego nie będą dostrzegali.
"Kto ma przykazania moje i zachowuje je, ten Mnie miłuje" (J 14,21). Życie według przykazania miłości może być zewnętrznym znakiem tego, że człowiek żyje w bliskości z Bogiem. W tym miejscu trzeba znów powtórzyć jak mantrę, że chodzi jednak o coś więcej. Ewangeliczny styl życia nie może być dla mnie czymś narzuconym z góry, lecz ma naturalnie wypływać z mojego zakochania w Jezusie. W przeciwnym wypadku na kilometr będzie śmierdzieć ściemą, a fasada zewnętrznej religijności runie przy pierwszym, choćby niewielkim, zachwianiu się gruntu pod nogami, gdy przerośnie nas napotkana trudność bądź cierpienie.
Jest wielu ludzi, którzy zachowują przykazania - co do joty - i nie można im pod tym względem niczego zarzucić. Ale nie chce się z nimi przebywać, bo czuć, że czegoś im w tym wszystkim brakuje. Jest idealnie zachowane prawo, a nie ma miłosierdzia - ani do innych, ani do siebie samego, ani też… do Boga, którego traktują na zasadzie partnera w handlu wymiennym. Szczerze takim ludziom współczuję, bo zwyczajnie nie są szczęśliwi. Męczą się sami ze sobą, widząc swoje niedoskonałości. Nie są w stanie zaakceptować drugiego człowieka, który nie jest po ich myśli. Obrażają się na Boga, którego woli nawet nie próbowali poznać. Dlatego Jezus mówi jasno od czego zacząć - od miłości do Boga: "Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu siebie" (J 14,21). Trzeba zacząć od świadomego wybrania Jezusa jako umiłowanego Pana i Przyjaciela. Taki wybór otwiera na przyjęcie Bożej Miłości i na poznanie Bożej natury.
Niby wszystko ładnie, pięknie, ale nasze rozważania dochodzą w tym momencie do punktu w którym trzeba zadać pytanie: czy w ogóle możliwe jest być jak Jezus? No jasne, że nie uda się to nam w stu procentach! Dobrze będzie, jak uda się to choćby kilka razy. Chrześcijaństwo to zachwyt Jezusem, opuszczenie dotychczasowego stylu życia i wyruszenie za Nim w drogę do Królestwa niebieskiego. Zdaje się, że o tym właśnie pisze Piotr w swoim liście: "Pana Chrystusa miejcie w sercach za Świętego i bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest" (1 P 3,15). Jezus przyniósł światu nadzieję, że jest lepsze miejsce niż ten padół łez, przywrócił ją tym, którzy pogrążeni byli dotąd w mroku grzechu i śmierci. Jego słowa, Jego gesty, Jego cuda - wszystko właśnie po to, by ludzie zaczęli żyć nadzieją na nowe życie w bliskości z Bogiem, by w ich przygasłych oczach znów pojawił się blask.
Nadzieja - jej potrzeba również dzisiaj, i to bardzo! O nią też chodzi w przykazaniach, które nie mają być powodem do wyrzutów sumienia, gdy nie uda się ich zachować, ale mają dawać mocne przekonanie o tym, że miłość jest zawsze lepszym wyjściem. Weźmy więc do serca wezwanie Piotra: "A z łagodnością i bojaźnią Bożą zachowujcie czyste sumienie, ażeby ci, którzy oczerniają wasze dobre postępowanie w Chrystusie, doznali zawstydzenia właśnie przez to, co wam oszczerczo zarzucają" (1 P 3,16). Wielką pomocą w naśladowaniu Chrystusa i w prowadzeniu życia według przykazań może być dość prosty zabieg: próbujmy wyobrazić sobie, że to, co w danej sytuacji chcemy powiedzieć lub zrobić, mówi i robi sam Jezus. Czy byłoby to do Niego podobne? Jak byśmy zareagowali, słysząc z Jego ust nasze słowa lub widząc nasze zachowanie w Jego wykonaniu?
Na zakończenie przytoczę fragment z Dziejów Apostolskich: "Filip przybył do miasta Samarii i głosił im Chrystusa. Tłumy słuchały z uwagą i skupieniem słów Filipa, ponieważ widziały znaki, które czynił" (Dz 8,5-6). Filip był prawdziwym świadkiem Chrystusa. Nie tylko o Nim opowiadał, ale działał Jego mocą. To nie musi być historia z przeszłości. To może być też historia o nas. Do dzieła więc! Kochajmy Pana, a On dokona w nas i przez nas naprawdę wielkich rzeczy!
Skomentuj artykuł