Czeka nas Białość. Nowe opowiadanie Jona Fossego
O życiu po śmierci myśli człowiek w sytuacjach najbardziej krytycznych. Co jest po drugiej stronie? Gdy nic już się nie da zrobić, tonący chwyta za najprostszą modlitwę, by zagłuszyć lęk przed odchodzeniem w ciemność. Co z nami będzie, gdy rzeczywistość zacznie się nam zacierać? Czy usłyszę jakiś głos? Czy zobaczę światło na końcu tunelu? Staramy się nazwać nieznane. Czeka nas ciemność, czy jasność? "Lśniąca obecność", zdaje się podpowiadać Jon Fosse w opowiadaniu "Białość" (angielski tytuł: "A Shining"), którego polskie tłumaczenie ukazało się 12 lutego w wydawnictwie ArtRage. Tekst przełożyła z norweskiego Iwona Zimnicka znana już z tłumaczenia powieści „Drugie imię. Septologia I-II”.
Pogubiony bohater, który o zmroku utknął w czarnym, choć białym od śniegu lesie, idzie za głosem czyjejś obecności. Szybko zaciera się granica między znanym a nieznanym. Nie ma pewności, czy to on szuka drogi, czy jest szukany i odnajdowany tam, gdzie jest, przez lśniącą w ciemności „białość”.
Fosse nazywa nienazwane i nieuchwytne, to co język religii zwykł zamieniać w banał. Nie używa skomplikowanych słów. Prowadzi wewnętrzny dialog, bo co ma robić, gdy nic nie da się zrobić. Ale mówienie nie skraca dystansu, nic nie wyjaśnia. To coś wydarza się, po prostu jest i nie zamierza odpowiadać na pytania zagubionego w ciemności człowieka. Samochód ugrzązł, jest noc, pada śnieg. Instynkt podpowiada, że trzeba iść przed siebie. Gdzieś muszą być przecież ludzie. W lesie nie można krzyczeć, ale milczenie wydaje się mało rozsądne. Halo, czy jest tam kto!? Cisza chce z tobą rozmawiać. Zgubiłeś się dziecko. Zrób coś! Nie możesz tak stać. Zgubiliśmy się wszyscy, ale przynajmniej idźmy razem. Ale dokąd? Idziemy, ale w tej drodze się nie spotykamy. W ciemności odzywają się głosy, niby znajome. Gdzie jesteśmy? Jak daleko od domu? Jesteśmy tam, gdzie jesteśmy, nigdzie indziej. Stoimy w miejscu i niedługo zamarzniemy. To czego doświadczamy, niekoniecznie się wydarza. Przychodzi taki moment, że nic już nie ma znaczenia, bo wszystko jest znaczeniem. Nic nam do tego. Taki jest klimat tego wyjątkowego opowiadania.
O zeszłorocznym laureacie Literackiej Nagrody Nobla jako mistyku, pisałem w grudniowym numerze miesięcznika „Odra” (12/2023) cytując jego słowa o ciemności, w której mieszka Bóg, o nicości, która jaśnieje, o ciemności Boga, z której bije niewidzialne światło ("Drugie imię. Septologia I-II"). Czyż nie przypomina nam to pełnych sprzeczności słów kolędy: moc truchleje, blask ciemnieje? Godzenie tego, czego nie da się pogodzić, stawianie pytań wykraczających poza możliwość poznania, należy do sfery mistyki, a literatura piękna, bardziej niż teologia, pozwala nam zajrzeć za lustro odbijające naszą pozornie logiczną, zamkniętą w czasie codzienność. Fosse jest w tym mistrzem. Jego powieści, a w szczególności opowiadanie „Białość”, mówią innymi słowami to, co wyśpiewuje psalmista:
Jeśli powiem: „Niech więc mnie ciemność zasłoni
i noc mnie otoczy jak światło”,
To nawet mrok nie będzie dla Ciebie ciemny,
a noc jak dzień będzie jasna,
bo mrok jest dla Ciebie jak światło (Psalm 139, 11-12).
Okres Wielkiego Postu, który rozpoczyna się w Kościele katolickim 14 lutego posypaniem naszych głów popiołem, zbiegł się z premierą polskiego tłumaczenia opowiadania „Białość”. Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz. Przez 40 dni gesty i słowa sprowadzać nas będą na ziemię i kierować oczy ku czemuś, co nazywamy wiecznością. Nigdy nie pojmiemy tajemnicy przemijania. Dobra literatura pomaga nam tę tajemnicę uszanować i nie zwątpić w niekończącą się nigdy obecność Boga. Bez względu na to, co z nami się stanie.
Skomentuj artykuł