Dariusz Piórkowski SJ o tym, co zrobić, gdy spowiednik nas nie zrozumie lub zrani

fot. Josh Applegate / Unsplash

"Spowiedź nie jest spotkaniem z szefem korporacji ani z dowódcą wojskowym, który wydaje rozkazy i żąda bezwzględnego posłuszeństwa. Wszystko opiera się tutaj na dobro­wolności i zaufaniu". Przeczytaj fragment książki Dariusza Piórkowskiego SJ "Po co nam spowiedź". Rozważania jezuity o spowiedzi są jednym z naszych adwentowych cykli.

Święta Teresa z Ávili, pisząc w Drodze do doskonałości o spowiedzi, przyznaje, że "różnymi drogami Bóg dusze prowadzi. Niekoniecznie więc spowiednik będzie je znał wszystkie". Już z tego prostego zdania wynika, że na pewnym etapie chrześcijańskiego dojrzewania nie cho­dzi tylko o wyznanie grzechów. (...) Święta Teresa otwarcie twierdzi, że "spowied­nik może się mylić, a niedobrze byłoby, gdyby przez niego wszystkie siostry miały być w błąd wprowadzone". Dlatego błaga przełożone, aby wszystkie siostry miały "możność, poza spowiedzią u zwyczajnego spowiednika, przedstawić stan swojej duszy kapłanowi z nauką, zwłaszcza jeśli zwyczajny spowiednik jej nie posiada, cho­ciażby przy tym był najlepszy i najpobożniejszy".

(...) Spowiedź nie jest spotkaniem z szefem korporacji ani z dowódcą wojskowym, który wydaje rozkazy i żąda bezwzględnego posłuszeństwa. Wszystko opiera się tutaj na dobro­wolności i zaufaniu. "Spowiednik nie jest panem, lecz sługą Bożego przebaczenia" (KKK 1466). Niestety, może o tym zapomnieć, nadużyć swo­jego autorytetu i poranić penitenta. Podstawową cechą kapłaństwa Chrystusa nie jest doskonała znajomość prawa ani nawet władza sprawowa­nia sakramentów. Autor Listu do Hebrajczyków głównym wyróżnikiem kapłaństwa czyni współ­czucie wobec słabości ludzkiej, z której płynie najwięcej błędów i grzechów: "Nie takiego bo­wiem mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz doświad­czonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu" (Hbr 4,15). Współczucie widać w Jego podejściu do tych, których spo­tyka i z którymi rozmawia indywidualnie. Jest wtedy niezwykle delikatny. Katechizm Kościoła określa tę postawę jako "szacunek i delikatność wobec tego, który upadł" (KKK 1466). Tej trwałej skłonności serca nie da się wyczytać z ksią­żek ani nauczyć się na salach wykładowych. Kształtuje się ona powoli na skutek wnikliwe­go poznania natury ludzkiej, przyjęcia światła, które płynie z Ewangelii, a także z osobistego doświadczenia bycia kochanym, chociaż ciągle pozostaje się upadającym grzesznikiem. Moż­liwe też, że spowiednik, który rani i krzywdzi innych w konfesjonale, sam nie doświadczył wiele współczucia ze strony bliskich. Co wię­cej, poczucie wyższości może tak zamaskować w spowiedniku jego własną słabość, że grzechy drugiego działają na niego jak płachta na byka. Penitent może być dla kapłana lustrem, w któ­rym on jednak nie chce się przeglądnąć, dlatego reaguje agresywnie.

DEON.PL POLECA

(...) Podczas spowiedzi może dojść do jeszcze gor­szych rzeczy. Bardzo trudnym doświadczeniem podcinającym skrzydła jest bycie upokorzonym, zgorszonym czy zranionym przez spowiednika. Najczęściej polega to na krzywdzących ocenach, patrzeniu z góry, podnoszeniu głosu, braku opa­nowania, pochopnych ocenach, nieuwzględnia­niu złożonej sytuacji penitenta, na surowości i niecierpliwości, czasem na wymuszaniu, aby ktoś wyznał grzechy albo żałował "na siłę", na zaspokajaniu swoich niespełnionych po­trzeb, poniżaniu drugiego przez wykorzystanie autorytetu Boga lub swojego. Jak postępować w takich sytuacjach? Przede wszystkim nie po­ winniśmy wpadać w skrajności. Pierwsza z nich to utożsamienie spowiednika z całym Kościo­łem i wewnętrzne patrzenie na niego, jakby był Chrystusem we własnej osobie. A nie jest. Po­nieważ bycie zranionym dodatkowo wywołuje w nas odruch obronny, gniew i rozczarowanie, stąd jedynym rozsądnym wyjściem wydaje się wtedy porzucenie spowiedzi na zawsze. Tak, ból po zranieniu to normalna sprawa. Należy so­bie dać czas, aby go przecierpieć. Nie wszyscy spowiednicy są jednak tacy jak ten, który mnie zranił. Dobrze z kimś o tym porozmawiać, aby nie zamknąć się w goryczy, żeby otworzyć szerzej oczy. Nie można też potulnie godzić się na upo­korzenie i traktowanie z góry. Zwykle doskonale wyczuwamy, kiedy ktoś delikatnie nas upomina i zachęca, a kiedy poniża i nadużywa zaufania.

Drugą skrajnością jest skulenie się w sobie i przyzwolenie na bycie upokorzonym pod po­zorem fałszywej pokory, klerykalnego szacun­ku do stanu kapłańskiego, znoszenia cierpienia dla Chrystusa czy w ramach pokuty. Wówczas wprawdzie złość w nas wzbiera, ale zostaje na­tychmiast stłumiona, co wyzwala bierność. Żal za grzechy nie oznacza pomniejszania siebie we własnych oczach. Przecież to właśnie pod­czas spowiedzi Bóg jeszcze bardziej ukazuje moją godność, a nie ją pomniejsza. Oczywiście, nie jest to łatwe, ale zawsze należy reagować, nawet podczas samej spowiedzi, jeśli ewidentnie do­chodzi do nadużycia. Można zapytać, czy dobrze zrozumiało się spowiednika, albo wyrazić swoje rozczarowanie, ból czy smutek. W przeciwnym razie do księdza nigdy nie dotrze, że postępuje źle. Czasami ze względu na dobro innych konieczna jest interwencja u przełożonych spowiednika. O tym wszystkim mówi Jezus w 18. rozdzia­le Ewangelii według św. Mateusza. Zapowiada zgorszenie, rozłamy i podziały we wspólnocie, nie rozróżniając, kto jest ich przyczyną. Ostro gani gorszycieli, ale też zaleca konkretne działa­ nie po stronie krzywdzonych: upomnienie bra­terskie, kontakt z przełożonymi i przebaczenie jako lekarstwo na ranę.

Fragment książki Dariusza Piórkowskiego SJ "Po co nam spowiedź" i pierwsza część cyklu DEON.pl "Adwentowa spowiedź bez traumy".

Rekolekcjonista i duszpasterz. Autor książek z zakresu duchowości. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dariusz Piórkowski SJ o tym, co zrobić, gdy spowiednik nas nie zrozumie lub zrani
Komentarze (3)
TW
~Tymon Wiksa
30 listopada 2022, 11:16
Niestety tacy spowiednicy się zdarzają, trzeba dogłębnej reformy aby to zmienić bo cała struktura jest sztywna i skostniała a nie pojedyńczy ksiądz. Np. spowiedź dziecka z masturbacji jest nadużyciem i przemocą. Żaden spowiednik nie spyta się o głębie tylko zajmuje się co jest na wierzchu. Psychologia i inne nauki rozwijają się w tym temacie. Kościół stoi w miejscu i ma tylko słowa typu więcej sportu, więcej zajęć. Tylko dziecko z nerwicą lękową spowiadając się z tego samego przez lata może realnie nie doświadczyć pomocy w spowiedzi, bo tam nie znajduje wiedzy na temat mechanizmow i przyczyn. Ksiądz często boi się pokierować osobę do np. psychologa bo uważa, że to konkurencja. Dużo w tej mierze musi się zmienić. Braterskie upomnienie to zdecydowanie za mało.
TL
Teresa L.
30 listopada 2022, 10:19
Dziękuję za poruszenie tematu. Moje doświadczenie spowiedzi jest takie, że mało który kapłan jest otwarty na dialog w konfesjonale - jeśli nie rozumiem, dlaczego mnie tak a nie inaczej traktuje, jeśli nie odpowiada mi to, co mówi, zazwyczaj wcinam się z obroną siebie. To strasznie irytujące.
JS
~Jakub Szymczyk
29 listopada 2022, 21:59
Kiedyś trafiłem na starego księżynę, który zalecił mi żebym do końca studiów nie umawiał się z dziewczynami. Bo lepiej skupić się na nauce a szukanie kandydatki na żonę to może ewentualnie później... Najwyraźniej pomylił sobie studia z podstawówką. Później dowiedziałem się że inne osoby słyszały od niego podobne nauki. Biorąc pod uwagę, że znam kilka dobrych małżeństw, które się poznały na studiach lub wcześniej to dobrze, że nie trafiły na swojej drodze na podobnego głupca bo mogłyby go posłuchać... Ogólnie kapłani po wyżej pewnego wieku odlatują i spowiadają bardzo długo i bez sensu, udzielając randomowych pouczeń.