Dariusz Piórkowski SJ: uznanie kompulsji i nałogów za grzechy ciężkie to droga donikąd

Dariusz Piórkowski SJ: uznanie kompulsji i nałogów za grzechy ciężkie to droga donikąd
Zdjęcie ilustracyjne. Fot. Becca Tapert / Unsplash

"Różne nałogowe zachowania wcale nie są grzechami, tylko rozpaczliwymi kołami ratunkowymi, które sami do siebie rzucamy, sądząc, że wybawią nas od opresji, pustki, głodu emocjonalnego i ducho­wego". Przeczytaj fragment książki Dariusza Piórkowskiego SJ "Po co nam spowiedź". Rozważania jezuity o spowiedzi są jednym z naszych adwentowych cykli.

Tajemnica powtarzających się upadków i uwięzienia w nałogach, a między nimi niekoń­czących się prób wyprostowania się, bo "może tym razem się uda", nie pozwala się oswoić gład­kimi słowami. Można, rzecz jasna, wszystko zrzucić na karb ludzkiego uporu, braku silnej woli czy niezdecydowania. Jezus jest innego zda­nia: "Duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe" (Mt 26,41). Kto spowiada regularnie i sam spo­wiada się cyklicznie, ten wie, że u stóp konfe­sjonałów klękają głównie "celnicy i grzesznicy", rzadziej ci, którym życie jeszcze nie dokuczyło, będący zawsze w dobrym humorze. Takich osób jak Kichijiro mamy w Kościele na pęczki. Spora­dycznie są to apostaci, którzy z lęku zaprzeczają swojej wierze. Lwia część to wszelkiego rodza­ju nałogowcy, notoryczni grzesznicy, uwięzieni w błędnym kole słabości i wstydu, którzy jednak ciągle znowu przychodzą, wyznają swe niepo­wodzenia i chcą, aby było lepiej. Pragną innego życia i wyzwolenia, ale odczuwają narastającą bezsilność. Szczególnie w takich sytuacjach po­rusza się moje serce. (...) Przychodzenie z nadzieją wbrew nadziei, wbrew doświadcze­niu, pomimo swej słabości. Jeśli człowiek po­wstaje, to dzieje się tak, ponieważ chwyta się tego, co w nim najgłębsze i pierwotne. Leczymy się nie tylko dlatego, że chcemy pozbyć się bólu i śmierci, ale też dlatego, że choroba w jakimś sensie narusza godność człowieka.

DEON.PL POLECA

Wszyscy nosimy w sobie jakieś rany psy­chiczne i duchowe. Tak, ludzki duch, choć nie­widzialny, dostaje cięgi i cierpi, skoro potrzebuje pokarmu i troski. Jedne rany goją się szybciej, inne powoli, ale są i takie, które nigdy się nie zasklepią. Rowan Williams mówi, że każdy z nas w mniejszym czy większym stopniu na­znaczony jest "trwałym i nieuleczalnym oka­leczeniem". Z tych powodów czasem niełatwo rozsądzić, w jakim stopniu to człowiek ponosi winę, a w jakim ulega własnej kruchości i działa pod wpływem rany. Już sama cykliczność i na­tarczywość zachowania wskazuje, że jest ono jedynie parawanem. Wiele z tego, co uważamy za grzech, to rozpaczliwe ucieczki, kompulsje, nawykowe odruchy bezsilności, wyćwiczone przez trening i podświadomość strategie uśmie­rzania wewnętrznego bólu, pustki, samotności, braku sensu i kierunku w życiu, a czasem wręcz płacz "niedożywionej" duszy. Te przeżycia nas przerażają - dlatego szukamy wtedy pociesze­nia, odwrócenia uwagi, chwilowej ulgi. Wszystko to dzieje się szybko i bez większej refleksji. Różne nałogowe zachowania wcale nie są grzechami, tylko rozpaczliwymi kołami ratunkowymi, które sami do siebie rzucamy, sądząc, że wybawią nas od opresji, pustki, głodu emocjonalnego i ducho­wego. Nawet jednak taki niechciany oścień może się przysłużyć naszemu duchowemu rozwojowi. Święty Jan Klimak zwraca uwagę, że "ludzie upadają raz za razem (…), a prawdziwym pro­blemem tych ludzi jest niemoc uwięzienia swego wroga, który tyranizuje ich siłą przyzwyczajenia". To, co święty mnich nazywa "tyranią", można z powodzeniem odnieść do współczesnego ro­zumienia uzależnienia albo kompulsji, mylnie kojarzonych z poważnym grzechem. Czasem nie wystarczy spowiedź, aby przerwać zaklęte koło tych "namolnych" niedoskonałości. Psychologia i neuronauki coraz lepiej odkrywają skompliko­wanie ludzkiej psychiki, powiązanie ciała z uczu­ciami i duchem. Dzisiaj więcej rozumiemy w tym względzie niż starożytni. Poznajemy, jak bardzo naznacza nas dzieciństwo i jak silnie zakorzenio­ne są w nas sposoby ratowania swojej godności, emocjonalnego bezpieczeństwa czy po prostu mechanizmy walki o przetrwanie. Nie walczymy bowiem tylko o życie fizyczne, lecz także o miłość, uwagę, dostrzeżenie. Nie lubimy takich stanów, kiedy jesteśmy pozbawieni tego, co niezbędne. Nie można więc odrzucać nauki w imię fałszywej wiary i duchowości, która na wszystko patrzy wyłącznie moralnie lub prawnie. Wyniszczają­ce nawyki maskują to, co wielu z nas wypiera. Ksiądz Krzysztof Grzywocz pisze: "Dzieciństwo się kończy, a głód pozostaje - bliskości, dotyku, czułości, bezpieczeństwa, zainteresowania, uwa­gi i pochwały, poświęconego czasu i rozmowy itd.". Zwłaszcza grzechy cielesne stają się wtedy ekwiwalentem poszukiwanego pokarmu duszy. Nawet św. Tomasz z Akwinu uważa, że częściej lgniemy do przyjemności cielesnych, bo potrze­bujemy ich jako "lekarstw na swe rozliczne cier­pienia i przykrości".

Kompulsje, uzależnienia i nałogowe grzechy można potraktować jako grzechy ciężkie, ale to droga donikąd. Można też przyłożyć "recydy­wiście" rozpalone żelazo surowości, ale niewiele tą metodą wskóramy. Psychoterapia umożli­wia dotarcie do przyczyn, które nie są natury moralnej. Bez jej podjęcia grozi człowiekowi pokusa kręcenia się wkoło siebie i oczekiwania cudu ze strony Boga, a tymczasem lepiej w tym momencie skorzystać z ludzkich środków.

Czasem zdarza się, że ktoś latami tkwi w szpo­nach nałogowego grzechu, ponieważ uważa go za swój jedyny problem. Diabeł, w zależności od po­trzeby i osoby, albo zawęża perspektywę, albo ją rozmywa. Niektórym się wydaje, że zniknięcie powtarzającego się grzechu wprowadziłoby ich niemalże do raju. Gdyby tylko wyrwać chwast, z miejsca odsłoniłyby się same kwiaty, rosnące na czystej, niezarośniętej niczym innym glebie. Czegóż więcej można pragnąć… Tak bardzo chcemy dobrze wypaść przed Bogiem i olśnić Go swą nieskazitelnością, że im bardziej się sta­ramy, tym bardziej nam nie wychodzi. Dobrze więc przyłożyć wtedy do swojej duszy papierek lakmusowy i zadać sobie pytanie, co pomyśleli­byśmy o sobie i jak spoglądalibyśmy na innych, gdybyśmy nagle zostali uwolnieni z tego czy in­nego męczącego grzechu, z przygniatającej nas słabości. Dopóki sądzimy, że na skutek tego sta­libyśmy się lepsi od innych, dopóty jest to znak, że nie nadszedł jeszcze czas uwolnienia. Pokora jest ważniejsza niż nasze dobre samopoczucie moralne.

Fragment książki Dariusza Piórkowskiego SJ "Po co nam spowiedź" i pierwsza część cyklu DEON.pl "Adwentowa spowiedź bez traumy".

Przeczytaj pozostałe części cyklu:

  1. Część pierwsza: Dariusz Piórkowski SJ o tym, co zrobić, gdy spowiednik nas nie zrozumie lub zrani

Rekolekcjonista i duszpasterz. Autor książek z zakresu duchowości. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Dariusz Piórkowski SJ

Czy musimy spowiadać się przed księdzem?
Co zrobić, gdy spowiednik nas nie zrozumie lub zrani?
Jak radzić sobie ze zniechęceniem?
W jaki sposób kształtować sumienie?
Czym różni się słabość od grzechu?

Skomentuj artykuł

Dariusz Piórkowski SJ: uznanie kompulsji i nałogów za grzechy ciężkie to droga donikąd
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.