Dariusz Piórkowski SJ: uznanie kompulsji i nałogów za grzechy ciężkie to droga donikąd
"Różne nałogowe zachowania wcale nie są grzechami, tylko rozpaczliwymi kołami ratunkowymi, które sami do siebie rzucamy, sądząc, że wybawią nas od opresji, pustki, głodu emocjonalnego i duchowego". Przeczytaj fragment książki Dariusza Piórkowskiego SJ "Po co nam spowiedź". Rozważania jezuity o spowiedzi są jednym z naszych adwentowych cykli.
Tajemnica powtarzających się upadków i uwięzienia w nałogach, a między nimi niekończących się prób wyprostowania się, bo "może tym razem się uda", nie pozwala się oswoić gładkimi słowami. Można, rzecz jasna, wszystko zrzucić na karb ludzkiego uporu, braku silnej woli czy niezdecydowania. Jezus jest innego zdania: "Duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe" (Mt 26,41). Kto spowiada regularnie i sam spowiada się cyklicznie, ten wie, że u stóp konfesjonałów klękają głównie "celnicy i grzesznicy", rzadziej ci, którym życie jeszcze nie dokuczyło, będący zawsze w dobrym humorze. Takich osób jak Kichijiro mamy w Kościele na pęczki. Sporadycznie są to apostaci, którzy z lęku zaprzeczają swojej wierze. Lwia część to wszelkiego rodzaju nałogowcy, notoryczni grzesznicy, uwięzieni w błędnym kole słabości i wstydu, którzy jednak ciągle znowu przychodzą, wyznają swe niepowodzenia i chcą, aby było lepiej. Pragną innego życia i wyzwolenia, ale odczuwają narastającą bezsilność. Szczególnie w takich sytuacjach porusza się moje serce. (...) Przychodzenie z nadzieją wbrew nadziei, wbrew doświadczeniu, pomimo swej słabości. Jeśli człowiek powstaje, to dzieje się tak, ponieważ chwyta się tego, co w nim najgłębsze i pierwotne. Leczymy się nie tylko dlatego, że chcemy pozbyć się bólu i śmierci, ale też dlatego, że choroba w jakimś sensie narusza godność człowieka.
Wszyscy nosimy w sobie jakieś rany psychiczne i duchowe. Tak, ludzki duch, choć niewidzialny, dostaje cięgi i cierpi, skoro potrzebuje pokarmu i troski. Jedne rany goją się szybciej, inne powoli, ale są i takie, które nigdy się nie zasklepią. Rowan Williams mówi, że każdy z nas w mniejszym czy większym stopniu naznaczony jest "trwałym i nieuleczalnym okaleczeniem". Z tych powodów czasem niełatwo rozsądzić, w jakim stopniu to człowiek ponosi winę, a w jakim ulega własnej kruchości i działa pod wpływem rany. Już sama cykliczność i natarczywość zachowania wskazuje, że jest ono jedynie parawanem. Wiele z tego, co uważamy za grzech, to rozpaczliwe ucieczki, kompulsje, nawykowe odruchy bezsilności, wyćwiczone przez trening i podświadomość strategie uśmierzania wewnętrznego bólu, pustki, samotności, braku sensu i kierunku w życiu, a czasem wręcz płacz "niedożywionej" duszy. Te przeżycia nas przerażają - dlatego szukamy wtedy pocieszenia, odwrócenia uwagi, chwilowej ulgi. Wszystko to dzieje się szybko i bez większej refleksji. Różne nałogowe zachowania wcale nie są grzechami, tylko rozpaczliwymi kołami ratunkowymi, które sami do siebie rzucamy, sądząc, że wybawią nas od opresji, pustki, głodu emocjonalnego i duchowego. Nawet jednak taki niechciany oścień może się przysłużyć naszemu duchowemu rozwojowi. Święty Jan Klimak zwraca uwagę, że "ludzie upadają raz za razem (…), a prawdziwym problemem tych ludzi jest niemoc uwięzienia swego wroga, który tyranizuje ich siłą przyzwyczajenia". To, co święty mnich nazywa "tyranią", można z powodzeniem odnieść do współczesnego rozumienia uzależnienia albo kompulsji, mylnie kojarzonych z poważnym grzechem. Czasem nie wystarczy spowiedź, aby przerwać zaklęte koło tych "namolnych" niedoskonałości. Psychologia i neuronauki coraz lepiej odkrywają skomplikowanie ludzkiej psychiki, powiązanie ciała z uczuciami i duchem. Dzisiaj więcej rozumiemy w tym względzie niż starożytni. Poznajemy, jak bardzo naznacza nas dzieciństwo i jak silnie zakorzenione są w nas sposoby ratowania swojej godności, emocjonalnego bezpieczeństwa czy po prostu mechanizmy walki o przetrwanie. Nie walczymy bowiem tylko o życie fizyczne, lecz także o miłość, uwagę, dostrzeżenie. Nie lubimy takich stanów, kiedy jesteśmy pozbawieni tego, co niezbędne. Nie można więc odrzucać nauki w imię fałszywej wiary i duchowości, która na wszystko patrzy wyłącznie moralnie lub prawnie. Wyniszczające nawyki maskują to, co wielu z nas wypiera. Ksiądz Krzysztof Grzywocz pisze: "Dzieciństwo się kończy, a głód pozostaje - bliskości, dotyku, czułości, bezpieczeństwa, zainteresowania, uwagi i pochwały, poświęconego czasu i rozmowy itd.". Zwłaszcza grzechy cielesne stają się wtedy ekwiwalentem poszukiwanego pokarmu duszy. Nawet św. Tomasz z Akwinu uważa, że częściej lgniemy do przyjemności cielesnych, bo potrzebujemy ich jako "lekarstw na swe rozliczne cierpienia i przykrości".
Kompulsje, uzależnienia i nałogowe grzechy można potraktować jako grzechy ciężkie, ale to droga donikąd. Można też przyłożyć "recydywiście" rozpalone żelazo surowości, ale niewiele tą metodą wskóramy. Psychoterapia umożliwia dotarcie do przyczyn, które nie są natury moralnej. Bez jej podjęcia grozi człowiekowi pokusa kręcenia się wkoło siebie i oczekiwania cudu ze strony Boga, a tymczasem lepiej w tym momencie skorzystać z ludzkich środków.
Czasem zdarza się, że ktoś latami tkwi w szponach nałogowego grzechu, ponieważ uważa go za swój jedyny problem. Diabeł, w zależności od potrzeby i osoby, albo zawęża perspektywę, albo ją rozmywa. Niektórym się wydaje, że zniknięcie powtarzającego się grzechu wprowadziłoby ich niemalże do raju. Gdyby tylko wyrwać chwast, z miejsca odsłoniłyby się same kwiaty, rosnące na czystej, niezarośniętej niczym innym glebie. Czegóż więcej można pragnąć… Tak bardzo chcemy dobrze wypaść przed Bogiem i olśnić Go swą nieskazitelnością, że im bardziej się staramy, tym bardziej nam nie wychodzi. Dobrze więc przyłożyć wtedy do swojej duszy papierek lakmusowy i zadać sobie pytanie, co pomyślelibyśmy o sobie i jak spoglądalibyśmy na innych, gdybyśmy nagle zostali uwolnieni z tego czy innego męczącego grzechu, z przygniatającej nas słabości. Dopóki sądzimy, że na skutek tego stalibyśmy się lepsi od innych, dopóty jest to znak, że nie nadszedł jeszcze czas uwolnienia. Pokora jest ważniejsza niż nasze dobre samopoczucie moralne.
Fragment książki Dariusza Piórkowskiego SJ "Po co nam spowiedź" i pierwsza część cyklu DEON.pl "Adwentowa spowiedź bez traumy".
Skomentuj artykuł