Dobrze jest żyć dobrze
Znakiem czasów jest smutny fakt, że etos męskiej, braterskiej przyjaźni stał się karykaturalny, niemodny i płytki. Ograniczyliśmy męską przyjaźń do robienia rzeczy głupich. Z kuflem piwa w dłoni i rykiem piłkarskiej trybuny w tle - o doświadczeniu przyjaźni opowiada Konrad Kruczkowski, autor bloga haloziemia.pl i zwycięzca konkursu na Blog Roku 2013 - prywatnie mąż i ojciec.
Masz jakąś definicję przyjaźni?
To relacja pozbawiona lęku. Precyzyjniej: taka, w której lęku jest na tyle niewiele, że dwoje ludzi może opowiadać o sobie bez skrępowania. Zazwyczaj wchodzimy w różne role i pracujemy na określoną reputację. To naturalne, bo w świecie akceptującym wyłącznie doskonałość, nie chcemy odsłaniać wszystkiego. W rozmowie z kimś bliskim maski przestają być potrzebne. Czujemy się bezpiecznie we własnej skórze.
Brak lęku i przestrzeń na autentyczność nie wyczerpują definicji, ale są fundamentalne. Cała reszta: wzajemna troska, zaufanie, stawianie mądrych granic, wyzwań… To wszystko przychodzi z czasem.
Jakie miejsce w Twoim życiu zajmują męskie przyjaźnie?
Męska tożsamość jest w nas wpisana, ale kształtuje się i dojrzewa w relacjach. Przede wszystkim w relacjach z innymi mężczyznami. To stąd tak ważna więź pomiędzy ojcem, a synem; później szczególny charakter braterskiej więzi. W procesie dojrzewania do męskości przyjaźnie zajmują szczególne miejsce, bo dla mężczyzny drugi mężczyzna jest dobrym lustrem.
Gdzie szukać przyjaciół?
Jednego ze swoich najbliższych przyjaciół poznałem na studiach. Jacek jest naturalnym przywódcą i mentorem. Zajął przestrzeń, która była zarezerwowana dla mnie. W praktyce okazało się, że łączy nas podobny system wartości i podobne problemy z zastosowaniem go w praktyce. Duchowa nędza nas połączyła.
Kolejnego ze swoich przyjaciół poznałem na kolanach. W konfesjonale. Bardzo szybko, bo przy drugim, albo trzecim spotkaniu, okazało się, że Grzegorz wie o mnie bardzo dużo. A przy tym, paradoksalnie, nie przestaje mnie doceniać. Czuję się bezpiecznie w tej relacji, bo moja słabość jest tutaj przestrzenią do pracy. Mówię o tym, bo to jest częsty próg wejścia: wielu mężczyzn nie wchodzi w takie relacje, bo boi się, że ktoś poszarpie te resztki ich poczucia własnej wartości. Lepiej się nie odsłaniać, udawać, chronić te wszystkie deficyty, zamiast się zmieniać.
Poznawałeś ich w biedzie?
Bieda zweryfikowała te przyjaźnie. Trudno mówić o konkretnych sytuacjach bez wchodzenia w sferę na tyle prywatną, że nienadającą się do upublicznienia. W sytuacjach granicznych mogłem - i wiem, że mogę nadal - przyjść do tych ludzi.
Masz jakiś przepis na przyjaźń?
Przełamywanie granicy strachu i zamknięcia w mówieniu o sobie. Nie da się budować przyjaźni bez otwartości. I odwaga w mówieniu innym o nich samych.
Platon twierdził, że dobry przyjaciel jest wielkim darem nieba. W przyjaźni jest coś boskiego?
We wszystkim jest coś boskiego. Jeśli Jezus nazywa nas swoimi przyjaciółmi, to znaczy, że daje wzór: perfekcyjny model tego, czym przyjaźń jest. To świetnie widać w Ewangeliach, gdzie mamy Jezusa, który płacze nad grobem Łazarza, ale też Jezusa, który potrafi w ostrych słowach postawić Piotra do pionu.
Patrzenie na Chrystusa przez pryzmat męskość jest inspirujące. Pracuje w drewnie, fizycznie. Ucisza burze, przewodzi tłumom i staje naprzeciwko tych, którzy chcą go zabić. To z jednej strony. Z drugiej: kochający i posłuszny syn, znamienna scena płaczu nad grobem Łazarza, w końcu pełna strachu modlitwa przed pojmaniem. Jezus jest wieloznaczny i wyłamuje się ze schematów.
Czy Bóg może być przyjacielem?
Bóg jest przyjacielem. Na mocy własnej deklaracji. Przyjaźń jest relacją dwukierunkową - relacja z Bogiem również. Boimy się tej perspektywy, bo wydaje nam się, że ona odrze Boga z szacunku i czci. To bzdura.
Zazwyczaj modlę się nad kuchennym stolikiem. Nieustannie elementem moich modlitw jest bunt. Kilka dni temu dowiedziałem się, że mojej bliskiej przyjaciółce (tak, kobiecie) zagraża nowotwór. Badania były w toku, czekaliśmy na wyniki. Byłem rozżalony i zły. I przerażony.
Wcześnie rano siadam z różańcem. Tego dnia tę męską rozmowę rozpocząłem otwartą pretensją: "do reszty Ci odwaliło? Chcesz się znów licytować, targować ze mną, coś ugrać? No to śmiało. Bo dam dużo".
Tyle, że kiedy ta modlitwa się kończy, nie ma już we mnie buntu, ale jest zaufanie i świadomość, że On wie lepiej. Inna rzecz, że akurat wtedy wytargował (śmiech).
Co masz na myśli? Dużo postawiłeś?
Trochę. Szczegóły nie są ważne, bo to rzecz między mną, a Nim. Było warto, zawsze jest. Bóg, nawet jeśli się głupio prosimy, nie daje nam więcej, niż moglibyśmy dźwigać. Ale prawie zawsze daje na miarę, tak, że bywa trudno.
Jak w Twoich przyjaźniach uczestniczy żona?
Mamy wspólnych przyjaciół. Mamy też przyjaciół, którzy nie posiadają relacji z drugą połową. Ostatnio spotkałem się z opinią, że jeśli mężczyzna przyjaźni się z kimś innym, żona traci wyłączność i dzieje się coś złego. Padło to w kontekście przyjaźni pomiędzy kobietą a mężczyzną i towarzyszyło mu absurdalne stwierdzenie, że taka relacja poza małżeństwem nie jest możliwa, ale niezależnie od tła, budzi mój sprzeciw. Małżeństwo jest relacją szczególną, pierwszą i uprzywilejowaną, ale nie stanowi wyłączności w każdym wymiarze życia. To właśnie dzięki temu, że nawiązuję relację poza granicami naszego małżeństwa, to małżeństwo może być dobre.
Z żoną się przyjaźnisz?
Tak. To jest ta pierwsza, najważniejsza przyjaźń. Tu jest elementem czegoś więcej, bo stanowi ważny składnik miłości.
Czym różnią się przyjaźnie między mężczyznami od tych między mężczyzną a kobietą?
Jestem daleki od narracji, gdzie przyjaźń mężczyzny z mężczyzną ma większą wartość niż ta, gdy stroną jest kobieta. Obie relacje mają swoje znaczenie i są potrzebne. Ba, jestem przekonany, że przyjaźń mężczyzny i kobiety wymaga więcej dojrzałości.
Często wchodzimy w dorosłość jako chłopcy, którym nie odcięto pępowiny. Model ojcostwa, w którym mężczyzna przynosi do domu pieniądze i zapewnia bezpieczeństwo materialne, a na kobiecie ciąży pełna odpowiedzialność za wychowanie dzieci, przynosi opłakane skutki.
Znakiem czasów jest smutny fakt, że etos męskiej, braterskiej przyjaźni stał się karykaturalny, niemodny i płytki. Ograniczyliśmy męską przyjaźń do robienia rzeczy głupich. Z kuflem piwa w dłoni i rykiem piłkarskiej trybuny w tle.
Tymczasem to, co charakteryzuje prawdziwą, dojrzałą męską przyjaźń to akceptacja, zrozumienie, wsparcie, ale również umiejętność stawiania wyzwań skrojonych na miarę. Zwłaszcza to ostatnie. W relacjach z kobietami szukamy akceptacji i uznania. Niestety, zazwyczaj idziemy drogą na skróty i udajemy. W kontakcie z drugim mężczyzną to trudniejsze, bo w nim grają te same mechanizmy i te same schematy. Konfrontacja mężczyzny z mężczyzną to zawsze konfrontacja z prawdziwym sobą. Właśnie dlatego tak wielu z nas szuka wielkich idei, wyzwań, spraw, oddaje się w morderczy wir pracy, ale nie ma wystarczającej odwagi, żeby z kimś podobnym usiąść nad stolikiem i rozmawiać. O sobie.
Obserwujesz jakieś problemy w budowaniu męskich przyjaźni?
Większość mężczyzn z tyłu głowy nosi ciche przekonanie, że nie są wystarczająco dobrzy. Psychologia nazywa to deficytem poczucia własnej wartości, John Eldredge, autor Dzikiego serca raną. Nomenklatura jest drugorzędna. Istotne, że większość z nas unika konfrontacji z tym przekonaniem. Wolimy to ukrywać. Udajemy, że trup w szafie nie istnieje. Kiedy spotykamy mężczyzn, którzy mogliby nam pomóc, boimy się. Nie chcemy przyznać, że jest średnio lub źle… Z tej perspektywy postęp jest niemożliwy, ale większość mężczyzn nie chce dojrzewać, chce czuć się lepiej. Zresztą, kultura komfortu i wygody, przeciwstawiana kulturze odpowiedzialności, usprawiedliwia tę filozofię ucieczki.
Jak temu przeciwdziałać?
Przeciwdziałać można tylko przykładem. Dobrze jest żyć dobrze, a kiedy pytają, wiedzieć dlaczego.
Artykuł pochodzi z eSPe 6/2014. Całe czasopismo można za darmo pobrać ze strony: www.e-espe.pl.
Skomentuj artykuł