(fot. tom nguyen adelaide/flickr.com)
William J.O`Malley SJ
Wielki pisarz G.K. Chesterton wypowiadając się na temat chrześcijaństwa napisał: "Problem z chrześcijaństwem nie polega na tym, że zostało przetestowane i okazało się niewystarczającym. Polega na tym, że okazuje się zbyt trudne i nie ma nawet próby jego realizacji".
Jeśli zamierzasz przyczepić sobie etykietkę "chrześcijański", to warto poświęcić nieco czasu, by odkryć, co to słowo rzeczywiście oznacza. Każdy mit (system znaczeniowy) próbuje odpowiedzieć na trzy pytania o ludzką kondycję. (1) Co jest złe w ludzkim życiu? Dlaczego życie nie jest "takie, jakie być powinno"? I, czasami, dlaczego tylko my jesteśmy jedynym gatunkiem obarczonym takimi pytaniami?
(2) Jeśliby przyjąć ograniczenia nałożone prawami fizyki i śmiercią, to jak sprawy powinny się toczyć?
Oraz (3) Co możemy zrobić, aby nasze życie było bardziej szczęśliwe? Jak możemy sprawić, aby świat i my sami stawali się lepsi, mniej niepewni? Jeśli wszyscy jesteśmy ofiarami wieloletniej wszechstronnej indoktrynacji ze strony edukatorów chrześcijańskich, to odpowiedzi na te pytania powinniśmy mieć w małym palcu. Natychmiast. Czyż nie?
Czym chrześcijaństwo nie jest
Od czterdziestu lat uczę teologii. Często pytam studentów, co dla nich oznacza bycie chrześcijaninem (coś w rodzaju testu stopnia ich indoktrynacji). W przytłaczającej większości te odpowiedzi się powtarzają: nie ranić nikogo, być miłym, być wielkodusznym, być dobrym moralnie człowiekiem, przestrzegać dekalogu.
Pomimo tak długiego czasu, wciąż jestem zaskakiwany kiepską jakością ich wiedzy. Już wiedziałem, że indoktrynacja jest dość nieskuteczna w odniesieniu do ich zachowania; jednak dlaczego codziennie wszyscy nie ustawiają się jak należy, aby przyjąć Komunię św. podczas porannej mszy? To co najbardziej mnie zaskakiwało to ich totalna nieświadomość, nawet nie z powodu ich własnej winy, ale samej propagandy, którą wydawali się być skołowani.
Chrześcijaństwo nie mówi, aby nie ranić nikogo
Przede wszystkim chrześcijaństwo nie mówi, aby nie ranić nikogo. Nigdzie w Piśmie Świętym nie jest powiedziane, że każde działanie jest dobre, o ile nie wyrządza komuś (zauważalnej) krzywdy. Chrześcijanie także nie mają żadnego patentu na bycie miłymi i wspaniałomyślnymi. Żydzi chcą być mili i wielkoduszni; tak samo jak etyczni ateiści. Tylko wiedźmy w podaniach ludowych naprawdę chcą być znienawidzone. W chrześcijaństwie nie chodzi o to, aby nie być "niedobrym".
Chrześcijaństwo nie ma nic wspólnego z moralnością
No może za wyjątkiem, kiedy zakłada ono, że ktoś jest moralny, to znaczy jest tak dobrym człowiekiem jak tylko może być, czego pragną nawet uczciwi ateiści. Religia dotyczy naszej "pionowej" (wertykalnej) relacji z Bogiem i wpływu tego związku na nasze stosunki z bliźnimi. Moralność dotyczy naszych "poziomych" (horyzontalnych) stosunków z naszymi bliźnimi w naszym środowisku niezależnie od tego, czy Bóg istnieje czy nie. Musimy być moralni tylko po to, by być autentycznie ludzcy. Chrześcijaństwo także nie posiada monopolu na moralność.
Różne filozofie i religie mogą radykalnie różnić się co do dość specyficznych kwestii moralnych — liczby żon, które może mieć mężczyzna, jedzenia mięsa czy świętowania w określony dzień, picia, zabaw, kobiet-kapłanów — ale, z wyjątkiem wyznawców dziwacznych sekt, wszyscy filozofowie i postacie religijne w ciągu historii ludzkości konsekwentnie zgadzały się co do podstaw "okrucieństwa człowieka do człowieka" (by użyć sformułowania Roberta Burnsa) oraz zasad właściwego ludzkiego zachowania, które powinno być oczywiste dla każdego o uczciwych zamiarach. I nieważne, w jakim czasie i w którym miejscu na ziemi prawa wszystkich kultur w rzeczywistości sprowadzają się do instrukcji zawartych w Dziesięciu Przykazaniach.
Wielu z tych, którzy porzucili religię zorganizowaną narzeka, że główną przyczyną były "wszystkie te zasady". Prawdę mówiąc, kierujący się dobrymi intencjami nauczyciele wiary wszystkich wyznań tragicznie przeciążają umysły ludzi informacjami, by uprecyzyjnić podstawowe, naturalne, ludzkie prawo. Natomiast w większości religii wszystkie te zasady próbują przekazać ludziom, co powinni czynić, aby jedynie być przyzwoitymi. Zasady te są wyjaśniane ludziom w sposób albo zbyt ograniczony, albo zbyt natarczywy, zbyt skupiony na sobie lub zbyt naiwny, by mogli je zrozumieć.
Czy możesz sobie wyobrazić jakieś wyznanie wiary oświadczające, że uczyni ludzi szczęśliwymi ze sobą i z Bogiem głosząc coś przeciwnego do Dekalogu, Tao czy Wedy? "Zapomnij o Bogu i zatroszcz się tylko o siebie i swoich bliskich. Tylko twoje własne ja jest prawdziwe! Nie zajmuj się rodzicami, używaj i szukaj orgazmu wszędzie i zawsze kiedy możesz, łam sprzeciwy, składaj kłopotliwe obietnice i pożądaj — pożądaj!" (byłoby czymś tragicznym, gdyby te zasady zostały ze czcią wypisane na ścianach Madison Avenue czy w sali zarządu TV).
Przestrzeganie Dekalogu nie czyni ludzi dobrymi chrześcijanami
Dwa z hebrajskich przykazań ("Pamiętaj, abyś zawsze święcił szabat" i "Czcij ojca swego i matkę swoją") nie są negatywne: nie będziesz. Pierwsze trzy mówią wierzącemu, czego nie powinien czynić w odniesieniu do Boga: żadnych fałszywych bożków, żadnego lekceważenia Imienia Pana; oddawaj cześć Bogu, powstrzymuj się od pracy w Dzień Pański. Pozostałe siedem mówi o tym, czego nie należy czynić bliźniemu: nie znęcaj się nad rodzicami, nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie kłam, nie pożądaj żony bliźniego swego ani żadnych jego rzeczy. Jednak przestrzeganie Dekalogu nie czyni ludzi dobrymi chrześcijanami czy nawet dobrymi Żydami. To powoduje, że są oni dobrymi i moralnie prawymi ludźmi. Podobnie dzieje się, gdy przestrzega się Tao [chińska Księga Drogi i Cnoty — przyp. tłum.] autorstwa Laozi czy buddyjskiej Wedy.
Ten kto stara się żyć według tych zasad jest bardzo dobrym człowiekiem, jednakże nie jest jeszcze tak naprawdę chrześcijaninem (patrz przypowieść o bogatym młodzieńcu, Mt 19,16-22). Problem negatywnego prawa polega na tym, że zawsze istnieje pokusa, aby znaleźć w nim jakieś luki. Jedną z takich najjaskrawszych prób, z jaką w swoim życiu się spotkałem, był chłopak, który udawał się do domu publicznego, mówiąc mi: "Przykazanie mówi: 'Nie popełniaj zdrady małżeńskiej' [w tłumaczeniu ze staroangielskiego — przyp. tłum.], lecz ja nie jestem żonaty".
Z drugiej strony, przykazania chrześcijańskie są tylko dwa, a każde z nich jest pozytywne i prosi o działanie, nie nakazuje: "Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą" oraz "Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego". Nie ma tutaj żadnych luk prawnych.
Pierwsze z tych przykazań mówi, że chrześcijanin wierzy, iż Bóg jest ważniejszy od jakiegokolwiek stworzenia: pieniędzy, domu, pracy, seksu — czegokolwiek. Jeśli kiedykolwiek zachodzi konieczność wyboru pomiędzy wolą Bożą a stworzeniem, to wola Boża zwycięża niezależnie od tego, jak bolesna by była. Rodzice wiedzą to najlepiej, kiedy przychodzi wybierać między stanięciem w prawdzie (wola Boża) a podtrzymywaniem uczuć swojego dziecka. Wtedy muszą wybrać Prawdę.
Drugie chrześcijańskie przykazanie nie mówi, by kochać bliźniego bardziej niż siebie samego, ale tak jak siebie samego — tj. poświęcać mu tyle uwagi, ile poświęcasz sobie, gdy patrzysz w lustro. A w przypowieści o dobrym Samarytaninie Jezus głosił wyraźnie, że przez "bliźniego" rozumie każdego, kto jest w potrzebie i znajduje się na twojej drodze, bez względu na to jak głęboko jesteś uprzedzony do tej osoby lub jak ona jest uprzedzona w stosunku do ciebie.
Zatem jeśli uważasz się nawet "bardziej lub mniej" za chrześcijanina — ponieważ nie chcesz zranić nikogo, ponieważ chcesz być miły i wspaniałomyślny lub ponieważ chcesz żyć moralnie i przestrzegasz Dziesięciu Przykazań, to rzeczywiście możesz być bardzo miłą osobą, lecz nie jesteś jeszcze chrześcijaninem.
Czym jest bycie chrześcijaninem?
Po pierwsze — sprecyzujmy: nie mówię jeszcze o katolicyzmie. Mówię o zasadniczym przesłaniu chrześcijaństwa, które później zostało rozwinięte w różniące się nieco między sobą interpretacje tego podstawowego przesłania: katolicyzm, wschodnie prawosławie, anglikanizm (episkopalizm) i różnorodne formy protestantyzmu (baptyzm, prezbiterianizm, kongregacjonalizm, itd.). Sprawdzam raczej podstawowe przesłanie Chrystusa, co do którego wszystkie te różniące się interpretacje byłyby zgodne. Różnicami zajmiemy się w następnym rozdziale. Na tym etapie te dwie kwestie podejmowane jednocześnie wchodziłyby sobie w drogę.
Obecnie ograniczę się jedynie do Składu Apostolskiego bez żadnego wdawania się w jego bardziej subtelne, tym nie mniej drugorzędne elementy, takie jak jasne rozumienie "poczęła z Ducha Świętego", Trójca Święta, narodziny z dziewicy czy "zstąpił do piekieł".
Wierzę w Boga,
Ojca Wszechmogącego,
Stworzyciela nieba i ziemi
i w Jezusa Chrystusa,
Syna Jego Jedynego, Pana naszego,
który się począł z Ducha Świętego,
narodził się z Maryi Dziewicy,
umęczon pod Ponckim Piłatem,
ukrzyżowan, umarł i pogrzebion.
Zstąpił do piekieł.
Trzeciego dnia zmartwychwstał.
Wstąpił do nieba,
siedzi po prawicy Boga Ojca Wszechmogącego,
stamtąd przyjdzie sądzić żywych i umarłych.
Wierzę w Ducha Świętego,
święty Kościół Powszechny,
świętych obcowanie,
grzechów odpuszczenie,
ciała zmartwychwstanie
i życie wieczne.
Amen.
Tutaj, sądzę, jest sedno chrześcijańskiego mitu, wizja życia chrześcijańskiego. Te elementy odróżniają chrześcijaństwo od ateistycznego humanizmu i pozostałych wielkich religii świata, włączywszy judaizm, z którego ono wyrasta. Chrześcijanin wierzy, że:
(1) Jezus jest wcieleniem Boga. Nikt nie wie jak, jednak to sam Bóg stał się w pełni człowiekiem, by pokazać nam, jak to uczynić.
(2) Jezus-Bóg umarł, aby znów zmartwychwstać, by dzielić z nami, nawet obecnie, nie tylko zwycięstwo nad śmiercią, ale również boskie ożywienie: chwałę.
(3) Chociaż nasz świat materialny i życie są niewyrażalnie cenne, to nie są one ani wartościowe ani wieczne tak jak nasza dusza — iskra Boża w nas. Tak więc, gdy duch walczy w nas z materią, chcemy, by duch zwyciężał — przynajmniej chcemy tego.
(4) Otwarcie okazujemy naszą chrześcijańską wiarę w cotygodniowym posiłku, w którym Chrystus jest prawdziwie obecny, oraz w służebno-uzdrawiającej wspólnocie. Teraz Jezus nie ma fizycznych rąk ani serca za wyjątkiem naszych rąk i naszych serc. Jesteśmy Chrystusem na ziemi.
Są to, jestem przekonany, absolutne podstawy chrześcijaństwa: wcielenie; zmartwychwstanie, prymat ducha w nas; oraz oddająca cześć Bogu, służebna wspólnota. Proszę mnie poprawić, lecz uważam, że każda inna doktryna chrześcijańska jest — w różnym stopniu — do negocjacji.
Jeśli nie akceptujesz tych podstaw wiary, to możesz być doskonałym człowiekiem, moralną potęgą — być może nawet świętym jak Gandhi — lecz nie jesteś chrześcijaninem.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł