"Gdzie do diabła podział się Bóg?!" - te słowa wykrzykuje na modlitwie w sytuacjach beznadziejnych wiele osób. Co robić, kiedy doświadczamy "nocy wiary"?
Gdy przyszli do posiadłości zwanej Getsemani, Jezus powiedział do swoich uczniów: «Usiądźcie tutaj, a ja będę się modlił». Następnie zabrał ze sobą Piotra, Jakuba i Jana. Zaczął drżeć i odczuwać lęk. Wtedy powiedział im: «Moja dusza jest śmiertelnie smutna» (Mk 14, 32-34a).
Te słowa zawsze robią na mnie ogromne wrażenie, ponieważ nigdy nie zdarzyło mi się powiedzieć: "Moja dusza jest śmiertelnie smutna". Były w moim życiu smutne momenty, nigdy jednak nie byłem całkowicie rozbity i przygnębiony. Myślę więc, że Jezusowi przydarzyło się coś strasznego.
Co takiego się stało? Prawdopodobnie chodziło o przeczucie zbliżającej się męki. Jezus chyba nie znał wszystkich jej szczegółów, ale wiedział, że ludzie są na Niego źli i chcą się Go pozbyć w okrutny sposób. Wiedział, że jest w rękach złych ludzi.
Taka świadomość to wystarczający powód do strachu i obaw. Jezus prawdopodobnie czuł też na swoich barkach ciężar niesprawiedliwości całego świata, a tego już nie sposób udźwignąć. Czuł ciężar niesprawiedliwości, która znajduje wyraz w wojnach, klęskach głodu, prześladowaniach, różnych formach niewolnictwa. Niesprawiedliwości, która jest obecna w całej historii ludzkości.
Kiedy uświadamiamy sobie jej ogrom, czujemy, jakby przygniatał nas olbrzymi ciężar, który nie pozwala nam oddychać. Jezus tymczasem dobrowolnie wziął na siebie wszystkie te sprawy, pozwalając, by ich ciężar niemal całkowicie Go zmiażdżył.
Z jednej strony przyznajemy więc, że niesprawiedliwość obecna w świecie, w historii ludzkości czy w historii Kościoła jest dla nas źródłem cierpień, ale z drugiej strony mamy pewność, że Jezus całą tę niesprawiedliwość wziął na siebie i ją odkupił. Nie wiemy, jak to się dokonało.
Ta pewność musi nam jednak towarzyszyć w ciemnych chwilach cierpienia i bólu, kiedy otrzymujemy złą wiadomość, kiedy na przykład dowiadujemy się, że mamy raka i lekarze dają nam tylko kilka miesięcy życia.
W takich momentach człowiek buntuje się i nie godzi się z rzeczywistością. Rozpoczyna wewnętrzną walkę. Nadchodzą noce cierpienia, noce wiary, podczas których nie czuje się obecności Boga. Są to momenty bardzo trudne szczególnie wtedy, gdy w ziemskim życiu jesteśmy związani z czymś ważnym.
Ciemnych nocy wiary doświadczał św. Jan od Krzyża, a w naszych czasach także Matka Teresa z Kalkuty, która powiedziała, że kiedy skończyła pięćdziesiąt lat, przestała odczuwać bliskość Boga w swoim życiu. Miałem okazję osobiście poznać Matkę Teresę. Widziałem jej dyscyplinę, wierność i wewnętrzne napięcie, ale nie zdawałem sobie sprawy, że za tym wszystkim kryje się całkowita ciemność, jeśli chodzi o istnienie Boga odkupiciela.
Ciemnej nocy wiary doświadczyła również św. Teresa od Dzieciątka Jezus. Wszystkie te mroczne chwile są przypomnieniem doświadczenia Jezusa w Getsemani, kiedy przyjął na siebie wszystkie nasze nieprawości, aby je złożyć w ofierze i oczyścić. To pierwszy obraz, jaki chciałem zaproponować.
Drugi obraz przedstawia grób. Nie wiemy, co wydarzyło się w noc Zmartwychwstania. Wprawdzie w liturgii rzymskiej czytamy: "Błogosławiona noc, jedyna, która była godna poznać czas i godzinę", ale sami nic o niej nie wiemy. Nikogo tam przecież nie było, nikt o tym nie opowiedział. Możemy natomiast wyobrazić sobie konsekwencje tego wydarzenia. Opisałbym je następująco: wielki wy-buch światła, spokoju i radości pośród nocy grobu. To światło, ten spokój i ta radość są świadectwem potęgi Ducha, który przede wszystkim ożywia ciało Jezusa, aby mógł się stać odkupieniem dla świata.
Następnie działa nieustannie w każdym żywym człowieku, ukazując mu zalecenia Jezusa. Wydaje mi się, że stwierdzenie, iż Duch Święty jest znakiem Bożej miłości do mnie, jest dużym uproszczeniem. Działanie Ducha Świętego jest znakiem, że wybory Jezusa stały się moimi wyborami. Objawia się ono w sile, dynamice i zdolności kochania biednych, cierpiących oraz tych, którzy doświadczają niesprawiedliwości. W ten sposób Duch Święty wypełnia swoje dzieło. Możemy powiedzieć, że to dzieło wypełnia się za każdym razem, kiedy Jezus mówi: "A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata" (Mt 28, 20).
Obecność ta oznacza także działanie Jego Ducha, Jego postrzeganie spraw świata i Jego reagowanie na te sprawy oraz ich ocenę. Oczywiście do tego potrzeba ducha wiary. Wielu ludzi mówi: "Widzę, że sprawy mają się coraz gorzej". Potrzeba spojrzenia wiary, aby w wydarzeniach, które spotykają mnie samego i dzieją się dokoła, dostrzegać obecność Ducha Świętego tworzącego nową rzeczywistość.
Duch Święty tworzy niebiańskie Jeruzalem, które nie jest miastem w niebie, oddzielonym od ziemskiej rzeczywistości, lecz zstępuje z nieba i mocą Boga przemienia wszystkie relacje na tej ziemi.
Niebiańskie Jeruzalem najlepiej opisał Teilhard de Chardin, widząc w nim cel ostateczny, końcowy punkt odkupienia w Chrystusie, w którym cała ludzkość zostaje ponownie zjednoczona i zbawiona. Jedni staną się przezroczyści dla drugich, a wszyscy dla Boga. Trzeba więc mieć przed oczami ten koniec historii, w przeciwnym razie codzienność zbanalizuje naszą egzystencję, a w obliczu wielkiego nieszczęścia doświadczymy cierpień, ponieważ nie będziemy mieli klucza do jego interpretacji. Nie mam na myśli klucza logicznego, lecz klucz mistyczny, duchowy, dany przez Ducha Świętego, czyli zdolność dostrzegania, że Duch Święty działa nieustannie we wszystkim.
I na koniec refleksja o tym, co można robić w okresie ciemnej nocy, w momentach mroku i cierpienia. Przykład daje nam sam Jezus, który wciąż powtarza te same słowa. Ludzie w takich momentach mają pokusę szukania rozproszeń, myślą o czymś innym, oddają się pracy, rozrywce, a wielu ucieka w narkotyki.
[Jezus] mówił: «Abba, Ojcze. Dla Ciebie wszystko jest możliwe, oddal ten kielich ode Mnie! Jednak nie to, co Ja chcę, ale co Ty». Kiedy wrócił, zastał ich śpiących. Rzekł do Piotra: «Szymonie, śpisz? Jednej godziny nie mogłeś czuwać? Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie. Duch wprawdzie gorliwy, ale ciało słabe». Odszedł ponownie i modlił się tymi samymi słowami (Mk 14, 36-39)
Jest to opis doświadczenia człowieka, który nie może zrobić nic innego jak tylko - powtarzając te same słowa - pozostawać w łączności z tajemnicą Boga. Dzięki temu wychodzi zwycięsko z ciężkiej próby.
W tym kontekście chciałbym przypomnieć słynne słowa, którymi zakończył swoją przemowę prokurator generalny Mediolanu, mówiąc o kondycji wymiaru sprawiedliwości we Włoszech w tamtych latach. Powiedział wówczas: "Wytrzymać, wytrzymać, wytrzymać!". Moim zdaniem to zalecenie dobrze oddaje postawę chrześcijanina, który pragnie dochować wierności Jezusowi do końca.
Trzeba wierzyć, że Duch Święty był wybuchem światła, pokoju i życia dla całego świata, że od tamtej chwili historia zmieniła swój bieg, ponieważ została spowita w to światło i ma jasno wytyczony cel. Śmierć jest dla człowieka chwilą, w której wszelka rzeczywistość zostaje nieodwracalnie odwołana.
W innych sytuacjach zawsze możemy znaleźć wyjście awaryjne, ale w chwili śmierci jesteśmy zmuszeni zawierzyć Bogu. Wiele razy opowiadałem o tym, jak skarżyłem się Bogu, pytając Go: "Dlaczego, kiedy umarłeś, nie zwolniłeś nas z nieuchronnej śmierci? Dlaczego nie wzniosłeś pięknego mostu, który przebiegałby od chmurki do chmurki, tworząc wygodne przejście. Zamiast tego każesz nam przechodzić przez ciemny tunel?".
Odpowiedź przyszła z czasem: "Gdyby nie śmierć, nigdy nie dokonałbyś aktu całkowitej rezygnacji". We wszystkich innych sytuacjach udaje nam się robić uniki. Zawsze znajdujemy jakieś wyjście z sytuacji. W obliczu śmierci nie ma wyjścia awaryjnego, można tylko oddać się Bogu, wierząc, że On jest dobry i nas kocha. Taka postawa powinna charakteryzować całe nasze życie, ale w tym decydującym momencie staje się ona głębszą rzeczywistością.
Skomentuj artykuł