Najważniejsze jest uznanie swojej pychy przed Bogiem. Trzeba wołać jak ewangeliczny Bartymeusz: Jezu ulituj się nade mną, grzesznikiem!
Latem przed moimi święceniami kapłańskimi wybrałem się na coroczne rekolekcje do mieszczącej się w lesie wioski Weston w stanie Massachusetts. Jednym z moich zmartwień była pycha, z którą zmagam się przez całe życie. W różnych okresach życia cierpiałem z powodu świętoszkowatości i musiałem błagać Boga, aby obdarzył mnie łaską pokory. Częstokroć duchowni umieszczani są na piedestale, tak jakby to oni byli przedmiotem świętości. Zetknąłem się z wieloma księżmi skażonymi własną chwałą i afirmacją. Wielu "wynosi się nad innych", jak to określa św. Paweł.
Tak więc podczas rekolekcji przed święceniami prosiłem Pana, aby pokazał mi, jak wystrzegać się wyniosłości i pychy. Minęło kilka dni, w czasie których Bóg wybierał inne tematy do omówienia, unikając odpowiedzi na moje pytanie o pychę. Podczas tych konkretnych rekolekcji wybrałem sobie jako przewodnik Ewangelię wg św. Marka i dzień po dniu kroczyłem za Jezusem, od chrztu w pierwszym rozdziale do zmartwychwstania w ostatnim.
Wszystko szło dobrze, mniej więcej do trzech piątych księgi. Jezus był coraz bliżej śmierci i szedł przez Jerycho w kierunku Jerozolimy. Przy bramie miasta spotkał niewidomego Bartymeusza, który zawołał: "Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną" (zob. Mk 10,46-52). W modlitwie wyobraziłem sobie siebie jako niewidomego żebraka i doświadczyłem uzdrawiającego dotyku Jezusa. Jednak podczas następnej modlitwy, gdy Jezus wchodził do miasta, znalazłem się z powrotem pod jego murami, niewidomy i usunięty na margines życia społecznego. Ponownie błagałem Jezusa, aby ulitował się nade mną i pozwolił mi towarzyszyć Mu.
Mijały dni i Jezus przemieszczał się z Jerycha do Jeruzalem i dalej ku swej śmierci i złożeniu w grobie, a ja wciąż tkwiłem pod murami miasta, błagając o litość. Nieustannie pytałem Jezusa, dlaczego chce, abym modlił się jako że- brak przez tak długi czas. Dlaczego nie pozwalał mi z tamtego miejsca ruszyć dalej? Czyż Jezus nie udziela swojej łaski darmo? Czy naprawdę muszę o nią błagać?
Pod koniec rekolekcji Jezus oświecił mnie. W wyobraźni powiedział coś, czego ogólny sens był następujący: "Mark, prosiłeś mnie o pomoc w kwestii twojej pychy, a ja odpowiedziałem na twoją modlitwę. Uczyniłem cię niewidomym żebrakiem, błagającym o wybawienie. Oczywiście, darmo obdarzam zbawieniem i nie potrzebuję twego błagania. Ale ty, Mark, potrzebujesz tego błagania. Jedynie wtedy będziesz pamiętał, że zbawienie to dar ode Mnie i nie ma związku z tym, jak dobre są twoje kazania i jak dajesz sobie radę z trudną spowiedzią. Potrzebujesz błagać Mnie o miłosierdzie i to przez całe życie".
I tak od tamtego czasu, a szczególnie w chwilach, gdy wynoszę się w swej pysze, wracam pod mury Jerycha, błagając Jezusa, by ulitował się nade mną - Jezu, Synu Dawida, ulituj się nade mną, grzesznikiem.
Wskazówki do modlitwy
Najważniejsze jest uznanie swojej pychy przed Bogiem. Szczerze i otwarcie przyglądam się swojej pysze i nazywam ją po imieniu: grzechem. Uświadamiam sobie, że to sposób Złego na to, by wykraść zwycięstwo skutecznej pracy Pana w moim życiu. Modlę się, wykorzystując fragment Ewangelii wg św. Marka 10,46-52. Wyobrażam sobie, że jestem niewidomym Bartymeuszem.
Wykorzystuję jego modlitwę jako mantrę: "Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną, grzesznikiem". Przystępuję do sakramentu pojednania. Człowiek zawsze pokornieje, gdy musi przed drugim wyznać, że jest pyszny. Rozmyślam nad tym, że pycha jest w rzeczywistości przejawem niskiego poczucia własnej wartości. Ludzie o silnym poczuciu własnej wartości nie mają potrzeby wynosić się nad innych.
Proszę Boga, aby pokazał mi, jak bardzo potrzebuję jeszcze Jego uzdrawiającej łaski. Proszę Boga, aby pomógł mi stanąć przed tą cząstką siebie, która potrzebuje podbudowania. Proszę Go, aby podźwignął mnie w tych obszarach, tak abym nie musiał wynosić się nad innych w niemądry sposób. Proszę Boga, aby wskazał mi sposoby podbudowywania ludzi wokół siebie. W jaki sposób mogę pomóc innym błyszczeć, bez wypierania się własnej dobroci?
Warte zapamiętania
Bycie pokornym oznacza uznanie tego, że jest się pełnym pychy. (Anonim)
Wszyscy musimy spróbować zostać świętymi o własnych siłach, i upaść, zanim zbliżymy się do Boga w pokorze. (Mark Salzman, Lying Awake)
Tekst pochodzi z książki Marka E. Thibodeaux SJ, Boże, mam problemy. 50 przepisów na modlitwę
Skomentuj artykuł