Wokół tej kwestii narosło już sporo kontrowersji. Czy jest sens chrzcić dziecko, gdy niejako w ten sposób "narzuca" mu się decyzję przynależności do Kościoła Jezusa?
Owo pojęcie "narzucania" przez rodziców wiary swojemu dziecku pojawia się w logice argumentowania przeciwników chrztu niemowląt. Ale nie trzeba nawet być przeciwnikiem, żeby mieć wątpliwości wobec sensowności tego sakramentu, o którego przyjęciu faktycznie nie decydują sami zainteresowani.
Sama będę wkrótce chrzcić dziecko i ten temat siłą rzeczy stał mi się wyjątkowo bliski - temat oraz wszelkie narosłe wobec niego wątpliwości. Jak "usprawiedliwić" chrzest dziecka, za które rodzice i chrzestni wypowiadają słowa przysięgi z konsekwencjami obowiązującymi, zupełnie nieświadomą tego istotę, przez całe życie i, z punktu widzenia wiary, jeszcze dłużej?
"Tylko" posłuszeństwo?
Myślę, że wielu katolickich rodziców nie podejmuje się wyjaśniania tej kwestii, gdyż wystarcza im po prostu posłuszeństwo wobec zaleceń Kościoła. Osobiście uważam to za coś pozytywnego. Nie wszystkie dogmaty czy rozstrzygnięcia Kościoła trzeba rozumieć, żeby je akceptować i wybrać uległość wobec nich. W wierze jest zawsze wiele z zaufania i ciągłego dorastania do prawd głoszonych przez Kościół. Fakt, że ja, osobiście, dziś czegoś nie rozumiem, nie powinien prowadzić do podważania sensowności nauczania magisterium Kościoła. Być może zrozumiem to za jakiś czas? A może dana kwestia nie wymaga zrozumienia, tylko wiary?
Ciemną stroną tego podejścia jest to, że własną niepewnością wobec zaleceń duchowieństwa i wypełnianiem ich wyłącznie z powodu karności raczej nikogo do nich nie przekonam (ze mną włącznie, gdy w końcu dopuszczę do głosu owe wątpliwości). A Kościoła i jego stanowisk trzeba bronić; przed zafałszowaniami, nieprawdą, a czasem zwyczajnie przed bezsensowną wrogością, schowaną za pozornie błyskotliwymi sloganami. Nie tylko więc trzeba bronić, ale również trzeba wiedzieć, jak to robić.
Tak oto sama stanęłam przed pytaniem: dlaczego chrzcimy naszą malutką córkę, za nią wypowiadając słowa brzemiennej w skutki przysięgi? Poszukiwania w tej dziedzinie doprowadziły mnie do kilku wniosków - argumentów weryfikujących słuszność sprawowania tego sakramentu wobec dzieci.
Argument 1: Natura nie znosi próżni
Przed przyjęciem sakramentu chrztu jesteśmy pod władzą grzechu pierworodnego, w rękach Złego: "przez chrzest zostajemy wyzwoleni od grzechu" (KKK 1213). Jezus zmazał winę wszelkich grzechów i moc Szatana nad nami - swoją śmiercią, a "my wszyscy, którzyśmy otrzymali chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć. Zatem przez chrzest zanurzający nas w śmierć, zostaliśmy razem z Nim pogrzebani, po to, abyśmy i my wkroczyli w nowe życie (Rz 6, 3-4)" (KKK 1227).
Przez chrzest przechodzimy więc od panowania nad nami grzechu i szatana w kochające, miłosierne ręce Boga, jak podaje Katechizm: "dzieci, rodząc się z upadłą naturą, potrzebują nowego narodzenia w chrzcie, aby zostały wyzwolone z mocy ciemności i przeniesione do Królestwa wolności dzieci Bożych" (KKK 1250). Słynny aforyzm Rabelais’go: "natura nie znosi próżni" dobrze tutaj ilustruje kondycję naszej duszy. Możemy wskazać wyłącznie dwa stany, w jakich może się ona znajdować: zamieszkuje w niej albo Bóg, albo Zły Duch. Jeśli bowiem przebijemy się przez nierzadko zbyt głębokie jak dla przeciętnego zjadacza chleba dogmatyczne wytłumaczenia istoty chrztu, dojdziemy do tego prostego podziału, który obowiązuje na każdej płaszczyźnie wiary: albo jesteś w rękach Boga, albo szatana, które z czasem nabierania odpowiedzialności za swoje czyny przemieni się w alternatywę: albo służysz Bogu, albo szatanowi. Tertium non datur.
Argument 2: Tylko Bóg daje wolność
Ten argument to odpowiedź na sugestie przeciwników chrztu niemowląt, że dopiero jako dorośli (czyt. w pełni wolni i świadomi ludzie) możemy podejmować jakiekolwiek zobowiązania. Tutaj po pierwsze trzeba zaznaczyć, że Kościół katolicki również chrzci dorosłych, są to tzw. katechumeni, nauczając, że "zdolny do przyjęcia chrztu jest każdy człowiek, jeszcze nie ochrzczony" (KKK 1246). Katechumeni do przyjęcia chrztu potrzebują jednak wcześniejszej formacji (katechumenatu), którego podstawą jest nawrócenie i dojrzenie w wierze. Jak to już było przytoczone wcześniej: bez chrztu jesteśmy w niewoli grzechu, szatana, a dopiero dzięki temu sakramentowi zyskujemy prawdziwą, pochodzącą od Boga wolność (patrz: KKK 1250). Ta zupełna wolność wyrażona jest również w dobrowolnej decyzji rodzica o chrzcie dziecka. Kościół nie obciąża winą, zwłaszcza ciężką, rodziców, w sytuacji nieochrzczenia dziecka, sugerując jedynie: "rodzice chrześcijańscy powinni uznać, że taka praktyka odpowiada także ich roli opiekunów życia, powierzonej im przez Boga" (KKK 1251). Osobiście jednak nie wyobrażam sobie, żebym miała świadomie pozostawić dziecko w rękach Złego i sprowadzić na nie tym samym prawdziwą niewolę, którą antagoniści nazywają właśnie odwrotnie: "wolnością". To totalne odwrócenie faktycznych stanów człowieka znajdującego się pod wpływem łaski lub poza nią.
Ponadto trzeba jeszcze zauważyć, że ta życiowa decyzja nie jest również w żaden sposób zniewalająca w kwestii wyboru czy odrzucenia Boga. Życie i jego wybory ciągle pozostają w naszych rękach. Nie wybiera się Chrystusa raz na zawsze, jak to ujął św. Augustyn: "Raz wybrawszy, codziennie wybierać muszę", czy jak podaje Ewangelia: "Kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony" (Mk 13, 13). Jaskrawym i skrajnym przykładem odrzucenia Boga, czyli niejako zmiany zobowiązań chrzcielnych na ich przeciwieństwo, jest dobrowolne wejście w okultyzm, prosto w ramiona Złego. Jako katolicy do końca i w każdej chwili mamy wybór, co w zależności od kontekstu patrzenia można traktować jako przywilej lub, mówiąc z przymrużeniem oka człowieka, który zawsze chciałby być Bogu posłuszny, jako swoiste utrapienie.
Zalecając chrzest niemowląt, Kościół dodatkowo trafia najcelniej w obowiązki i pragnienia każdego rodzica, które zawiera trzeci argument.
Argument 3: Bo kocham
To argument w najmniejszym stopniu teologiczny w zestawieniu z poprzednimi, za to najmocniej odczuwany przez rodziców na własnej skórze. Kto z nas zaprzeczy, że chce dla swojego dziecka czegoś innego niż maksimum dobra, miłości, wolności... Można by wymieniać bez końca wszelkie błogosławieństwa pochodzące wyłącznie od Boga, w co osobiście nie tylko wierzę, ale i tego doświadczam. Zgodnie więc z moim najgłębszym przekonaniem, chrzcząc swoje dziecko, daję mu coś, co mogę dać najlepszego. Tak jak się dziecko chroni i ostrzega przed niebezpieczeństwem, tak samo przecież kieruje się je we właściwe i pożyteczne strony, działania, okoliczności, z racji większego doświadczenia życiowego i z racji... miłości. Bo przecież kocham.
Skomentuj artykuł