Czarnowidztwo nie może być sposobem na życie

Czarnowidztwo nie może być sposobem na życie
(fot. Will Foster/flickr.com)

Izraelici praktycznie stoją już u wrót Kanaanu. Jednak ostatnie fazy ich wędrówki przez pustynię są szczególnie dramatyczne. Nie ma wody. Przywódca zawodzi. Mojżesz, miast przemówić do skały (por. Lb 20, 8), uderza w nią laską. Grzeszy, wprowadzając własny sposób komunikacji między Jahwe a ludem. Wskutek nieposłuszeństwa Aaron i Mojżesz okazują się wielkimi przegranymi. Ponieważ zwątpili, Bóg nie pozwoli im wejść do Kanaanu. Aaron umiera na górze Hor. Mojżesz kontynuuje swoją misję, chociaż wie, że nie ujrzy Ziemi Obiecanej. Wkrótce dochodzi też do pierwszego starcia Izraelitów z Kananejczykami. Następnie, aby ominąć Edom, Izrael musi nadrobić szmat drogi.

W tym momencie zaczyna się szemranie. Powód? Izraelitom znudził się pokarm z nieba, czyli manna i przepiórki. Przecież nie można w kółko jeść tego samego. Musi być jakaś odmiana. Boże dary im obmierzły. Oczekują czegoś atrakcyjniejszego. Przy okazji idealizują Egipt i wracają do przeszłości, która już nie kojarzy im się z uciemiężeniem. Można jeszcze zrozumieć grymaszenie i fochy w przypadku dzieci, ale wśród dorosłych? Wyobraźmy sobie, że ktoś idzie w gościnę i niczego nie kosztuje albo wybrzydza. Albo inna osoba ciągle porównuje czyjeś potrawy do zdolności kulinarnych mamy: „A bo u mnie w domu mieliśmy lepszą zupę". Nieraz czyni tak mąż, wbijając szpilki swojej żonie, która stawia pierwsze kroki w kuchni. W obu przypadkach takie zachowanie będzie odczytane jako brak szacunku dla gospodarza lub gospodyni. Polskie przysłowie ujmuje to zwięźle: darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby.

Izraelici przebrali miarę. Narzekanie sprowadziło na nich Boży gniew w postaci „węży o jadzie palącym". W tekście hebrajskim pojawia się słowo seraphim, pochodzące od sarap -'palić'. Węże są tutaj dziwnym uosobieniem serafinów, skrzydlatych istot unoszących się nad ognistym tronem Jahwe. Języki ognia towarzyszą objawieniu Boga (symbolika obecna również przy zesłaniu Ducha Świętego). Stąd być może skojarzenie z kąsającymi wężami. Serafini jako boscy posłańcy oczyszczają rozżarzonym węglem usta Izajasza (Iz 6, 5). Wśród Izraelitów pojawiają się jako wykonawcy Bożego gniewu. Ogniem porażają zbuntowanych wędrowców.

Ciekawe, że ta scena do złudzenia przypomina plagi, które Bóg zesłał na faraona w celu zmuszenia go do kapitulacji i uwolnienia narodu wybranego. Wówczas Izrael nie został dotknięty tymi utrapieniami. Wskutek nieposłuszeństwa i buty faraon przysporzył sporo cierpień swoim poddanym. Kiedy władca Egiptu nieco złagodniał, plagi ustępowały. Ale szybko zmieniał zdanie. Dopiero ostatnia plaga, czyli zabicie wszystkich pierworodnych, skłoniła go ostatecznie do wypuszczenia niewolników.

DEON.PL POLECA

Jak rozumieć karę zesłaną przez Boga? Trywialne narzekanie prowadzi do zniszczenia i śmierci. Także w sensie duchowym. Osoba, która na okrągło stęka, gdera, wyraża ciągłe niezadowolenie. Złej baletnicy przeszkadza nawet rąbek u spódnicy. Poza tym kto z nas lubi malkontentów? Wiecznie im źle. Ciągle coś nie pasuje. Bardzo często marudy nie mają żadnych podstaw do narzekania. Po prostu obierają taki sposób życia i radzenia sobie z rzeczywistością, którą, chcąc nie chcąc, jeszcze bardziej sobie uprzykrzają. Często okazują niecierpliwość, chociaż nie doświadczają szczególnych braków. Mają co jeść, samochód przed domem, satysfakcjonującą pracę, a jednak coś nie gra. Nie potrafią zauważyć tego, co mają, jakby te dobra nie istniały. A nawet jeśli wskaże się im je palcem, od razu roztaczają apokaliptyczne wizje, że niebawem wszystko stracą. W życiu może być tylko gorzej - utrzymują, chociaż często, jak na ironię, wiedzie się im coraz lepiej.

Jeśli ktoś co dzień wstaje skwaszony, prędzej czy później jego życie stanie się nieznośnym pasmem nieszczęść. Zacznie się sączyć zgorzknienie, które zatruwa relacje z innymi. Nic dziwnego, że stronimy od zrzędzących ludzi, bo wprowadzają nas w zły nastrój i podcinają nam skrzydła. Takie osoby z niczego nie potrafią się ucieszyć. Noszą specyficzne okulary, przez które wszystko przefiltrowują. Koncentrują się na braku, na pustej części szklanki. Natomiast człowiek, który pomimo trudności i niedogodności rad jest z tego, co posiada, podnosi na duchu i dodaje otuchy.

Korzenie takiego niezadowolenia sięgają głębiej. Wiele w naszym życiu zależy od odpowiedniego podejścia. Nie popieram taniego optymizmu. Natomiast warto się czasem zastanowić, co jest lepsze: oczekiwanie dobra czy zła w życiu. Niektórzy twierdzą, że na wszelki wypadek lepiej spodziewać się nieszczęścia, bo kiedy przyjdzie, wtedy łatwiej będzie je znieść. Rozczarowanie nas nie zmiażdży. Naprawdę? A skąd mielibyśmy czerpać moc do przetrwania naszego strapienia? Zimny realizm i ponure przewidywania z pewnością nam nie pomogą. Jeśli wmówimy sobie, że przyszłość wiąże się wyłącznie z zagrożeniem, wszystko będziemy postrzegać przez ten pryzmat. Bzdurą jest, że siła rażenia złego doświadczenia będzie większa, jeśli zbyt ufnie będziemy spoglądać w przyszłość. Viktor Frankl pisał, że w Auschwitz najlepiej radzili sobie ci, którzy ciągle myśleli o swoich bliskich. Ufali, że ich jeszcze zobaczą. Czy przymknęli oczy na okrucieństwo i zamroczyli samych siebie? Nie. Żyli nadzieją. Osoby, które poddały się rezygnacji, bo już niczego dobrego nie oczekiwały, poległy.

Wszyscy lubimy czasem ponarzekać, zwłaszcza kiedy czujemy się bezradni. Niektórzy twierdzą, że Polacy wysysają to z mlekiem matki. Chwilowa słabość jest zrozumiała. Ale niekończące się czarnowidztwo nie może być sposobem na życie, bo więzi nas w błędnym kole, z którego nie potrafimy się oswobodzić. Nieustanne narzekanie zabija inicjatywę i jest uciążliwe dla otoczenia. W końcu prowadzi do zwieszania głowy i cynizmu. I to jest największe niebezpieczeństwo. Cynizm gasi w człowieku ostatnie iskry nadziei, że w osobistym życiu i świecie może się coś zmienić, że w ogóle warto stawać w jakiekolwiek szranki.

Zadziwiające jest to, że uwolnienie Izraela od zewnętrznych wrogów nie zajęło tyle czasu, co oczyszczenie go z wrogów wewnętrznych. Okazuje się, że te przeszkody są o wiele bardziej skomplikowane. Bóg obiecuje antidotum dla pokąsanych i narzekających Izraelitów. Spojrzenie na węża odlanego przez Mojżesza ocala życie. W Ewangelii św. Jana Jezus utożsamia się z miedzianym wężem. Kto zwróci się ku Chrystusowi wiszącemu na krzyżu, ten będzie ocalony. Wystarczy podnieść oczy ku górze. To interesująca sugestia. Malkontenctwo nie jest chorobą na śmierć. Można ją leczyć, chociaż najpierw trzeba ponieść na sobie jej konsekwencje, ukąszenie węża zatruwające cały organizm. Potem trzeba się przekonać, że ta droga prowadzi donikąd, bo w gruncie rzeczy podtrzymuje w nas lęk i nieufność.

Spojrzenie na Jezusa to specyficzna odtrutka polegająca na odwróceniu uwagi od siebie, a skierowanie jej na Ukrzyżowanego. Na Golgocie z ust Chrystusa nie pada ani jedno słowo wskazujące na rezygnację, przeklinanie siebie i całego świata, a w takiej sytuacji wszystko może człowiekowi przyjść do głowy. Jezus mówi o wywyższonym wężu w kontekście rozmowy z Nikodemem, przekonując go, że bez powtórnego narodzenia nie można wejść do nieba. Czasem spotykamy jeszcze symbol węża owiniętego wokół laski na aptecznych witrynach. To starożytny znak, wąż Eskulapa, rzymskiego boga medycyny. Dlaczego wąż? Ponieważ zrzucanie skóry przez węża było kojarzone z odradzaniem się.

W narzekaniu Izraelitów i malkontentów wszystkich wieków ukrywa się wołanie o wewnętrzne odrodzenie. Za fasadą pozorów ukrywa się ich „nieznośna" prośba o zmianę postrzegania siebie i świata, o rozszerzenie perspektywy, by patrzeć na całą rzeczywistość oczami ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Zbawiciela. Ta prośba spełnia się podczas chrztu świętego, w którym rodzimy się na nowo, zarzucając dotychczasowy sposób egzystencji.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czarnowidztwo nie może być sposobem na życie
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.