Nikt z nas nie może zasłużyć sobie na życie wieczne ani na miłość. Bóg jak wierny małżonek na każdym etapie naszego życia ratuje nas i wspiera. Zawsze jako pierwszy.
"Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie" (J 11, 25).
"Zbawienie człowieka polega na tym, że Bóg go kocha, że jego życie znajdzie się na koniec w ramionach nieskończonej Miłości. Do miłości nikt jednak nie może sobie rościć prawa - nawet ze względu na moralną czy jakąś inną wyższość (…) Nie jesteśmy godni zbawienia, niezależnie od tego, czy jesteśmy chrześcijanami, czy niechrześcijanami, wierzącymi czy niewierzącymi, ludźmi moralnymi czy niemoralnymi; nikt poza Chrystusem tak naprawdę "nie zasługuje" na zbawienie" - napisał w 1958 roku ks. Joseph Ratzinger.
Przyszły papież stwierdza rzecz zaskakującą: "Wszyscy ludzie zasługują na odrzucenie, jedynie Chrystus na zbawienie". W ścisłym sensie tylko On - jako Syn Ojca i bezgrzeszny człowiek jest źródłem i uczestnikiem zbawienia. Nie dlatego, że potrzebował wybawienia od grzechu, ale uczynił to w naszym zastępstwie. Wziął na siebie odrzucenie, aby później dać nam samego siebie w "świętej wymianie". Dość nierównej, jak by nie patrzeć.
Dlatego cała ludzkość, wierzący i niewierzący w żaden sposób nie mogą sobie "zasłużyć" na zbawienie. Gdy próbują to robić, w gruncie rzeczy zamykają się na jego przyjęcie, ponieważ zbawienie można jedynie przyjąć i w nim uczestniczyć. Na czym ono polega? Najpierw na uwolnieniu od ciemności, od negatywnego wpływu destrukcyjnej siły grzechu, od fałszywych wyobrażeń Boga, od paraliżu pożądliwości, od wewnętrznego rozdarcia, od śmierci duchowej, czyli niezdolności do miłości, a na końcu także od śmierci biologicznej. A pozytywnie zbawienie to wszczepienie w naszym wnętrzu nowych zdolności, by stopniowo uczyć się kochać. To ciągłe przelewanie siły, abyśmy mogli żyć niełatwymi wymaganiami Ewangelii. Dobre czyny są zawsze owocami przyjętego zbawienia. Bogu możemy dać tylko to, co wcześniej od Niego przyjęliśmy.
Zadziwiające jest to, jak niewiele Jezus mówi o śmierci fizycznej. Właściwie tylko dwa razy wypowiada się na ten temat. Zarówno w scenie wskrzeszenia Łazarza, jak i wcześniej przy powołaniu do życia córki Jaira, Jezus nazywa śmierć biologiczną snem. Nie widzi w niej takiego dramatu jak my. Z Bożej perspektywy wygląda ona jak coś naturalnego, chociaż my najbardziej się jej boimy. Wobec takiego dictum ludzie zaczęli się śmiać, a uczniowie myśleli, że chodzi o sen fizyczny. A Jezus powtarza stanowczo: "Kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie". Nawet jeśli przejdziecie przez bramę śmierci, to jest to tylko brama. I to do życia.
Istnieje jednak śmierć duchowa, która ma różne stopnie i formy. W swoim komentarzu do Ewangelii według św. Jana św. Augustyn zauważa, że nieprzypadkowo Jezus wskrzesił troje ludzi: młodzieńca z Nain, córkę Jaira i swego przyjaciela Łazarza. Jego zdaniem, są to znaki, które odsyłają do rzeczywistości niewidzialnej. Na co dzień nie myślimy o śmierci. Odsuwamy ją w daleką przyszłość. Dlaczego? Ponieważ "śmierci ciała każdy człowiek się lęka, śmierci duszy niewielu. O śmierć ciała, która niewątpliwie kiedyś przybędzie, wszyscy się troszczą, aby nie przyszła, toteż o to się starają. Stara się człowiek, który ma umrzeć, aby nie umarł, a człowiek, który ma żyć wiecznie, nie stara się o to, aby nie grzeszył".
Mam wrażenie, że w naszych czasach wielu ludzi ucieka nawet od śmierci biologicznej i nie dopuszcza jej do siebie. W pewnym sensie dopiero konfrontacja ze śmiercią fizyczną może otworzyć oczy na śmierć duchową.
Chrystus "wskrzesił córkę zwierzchnika synagogi ,która jeszcze w domu leżała. Wskrzesił młodzieńca, syna wdowy, którego już za bramę miasta wynoszono. Wskrzesił Łazarza, którego przed czterema dniami pogrzebano" - pisze biskup Hippony. Te trzy postaci są obrazami różnych odcieni śmierci duszy, z której tylko Bóg może nas wydobyć.
Córka Jaira, zdaniem Augustyna, reprezentuje grzech ukryty, czyli "złą myśl, która nie przeszła w czyn". Młodzieniec z Nain to obraz "grzechu widocznego", a więc nie tylko złej myśli, lecz także czynu. W końcu Łazarz w grobie to ostatnie stadium destrukcji, czyli "grzech nałogowy" w osobach "przywykłych do występków".
Tylko Pan jest "zmartwychwstaniem i życiem". Tylko On wskrzesza z wszystkich trzech rodzajów śmierci duszy, to znaczy, uwalnia od skrępowania grzechu, wybudza ze snu i czyni zdolnym do życia. Żaden ze wskrzeszonych nie wstał sam do życia. Ciekawe, że nie miał nawet możliwości wyrażenia swej wiary.
Ta "święta wymiana" z Chrystusem, czyli czerpanie ze źródeł zbawienia, dokonuje się w życiu wierzących na różne sposoby. Ale przede wszystkim w Słowie Bożym i sakramentach. Nikt z nas "nie zasługuje" ani na jeden sakrament w życiu. W każdym z nich pierwszeństwo działania Boga jest ewidentne. Nawet wtedy, gdy wydaje nam się, że to my decydujemy, w którym momencie pójdziemy do spowiedzi lub na mszę świętą, odpowiadamy jedynie na wcześniejsze poruszenie łaski. Często nie jesteśmy tego świadomi, że było ich znacznie więcej. Niektórych po prostu nie zauważamy, albo zauważając, odpychamy je od siebie, tłumaczymy się brakiem czasu, mnogością zajęć, oporem przed spowiednikiem itd. Tak wyrażamy naszą wolność.
Pięknie o pierwszeństwie miłości Boga opowiada Sobór Trydencki. W dekrecie o usprawiedliwieniu grzesznika czytamy, że Bóg jak wierny małżonek na każdym etapie naszego życia, w doli i niedoli, ratuje nas i wspiera, zawsze jako pierwszy. W przypadku niewierzących najpierw stoi u drzwi i puka. Nie jest nachalny, nie włamuje się do środka. Wzywa, porusza i pociąga. To działanie jest delikatne, dlatego musi przyjść odpowiedni moment, by człowiek je zauważył. Potem następuje nawrócenie. Wierzący powoli wzrasta w przyjętej od Boga świętości "przez łaskę Bożą współpracującą i wspierającą i przez dobre uczynki". Gdy upadnie, to jako "grzesznik powstaje z łaski Bożej i wolnej woli (…) Bóg przygotowuje grzesznika, aby się podniósł, grzesznik zaś współdziała swą wolną wolą".
W taki sposób już za życia realizuje się nasze zmartwychwstanie. Tylko dlatego, że zbawienie jest darmowe. I Chrystus dzieli się nim chętnie z tymi, którzy Mu ufają. Nie muszą ponad to nic innego robić.
Skomentuj artykuł