Bóg ma to do siebie, że nie chce działać sam. On zapragnął zaangażować w to swoje dzieci. To nasza wspólna historia: bosko-ludzka. Mógł wymyślić inny sposób pojawienia się Syna Bożego na tym świecie. Co szkodziło, by dorosły Jezus, Bóg i człowiek, pojawił się nagle na ziemi? To mogłoby ukazywać, jak wielką tajemnicą jest sam Bóg! Ale nie!
Najwyższy ma swój plan, a w nim jest miejsce i rola do odegrania dla człowieka. Dla kobiety. Już nieraz wybierał sobie partnerkę do działania, a ona sprawdzała się całkowicie w powierzonej jej misji. Teraz zadanie jest szczególne. Wymaga wielkiej ufności, delikatności, odwagi i czułości. I znów pytanie: kto jak nie kobieta może spełnić tę misję?
Pewnie niektóre z nas pokiwają głowami i powiedzą: "Kto inny miałby urodzić dziecko?". Rzecz w tym, że Bóg-człowiek mógł przyjść na świat w inny sposób. Decyzja Ojca była jasna: ma się urodzić z kobiety, być niemowlęciem karmionym kobiecą piersią, przewijanym i pieszczonym przez kobietę. Jego początek wśród ludzi będzie mocno związany z kobietą, która najpierw będzie go nosić pod sercem, a później wyda na świat i wychowa. Tak, oczywiście był też Józef, ale nic by nie zdziałał, nie nosiłby Jezusa na rękach, nie uczył Go chodzić i mówić, gdyby nie Miriam - jego żona.
Bóg ze wszystkich kobiet na ziemi wybiera młodą Żydówkę z Nazaretu. Chce, by to ona była mamą Syna Bożego. Nie wchodzi jednak w jej życie bez pytania. Przedstawia jej swój plan i daje możliwość odpowiedzi. Wie, że ona się zgodzi, i niezmiernie się z tego cieszy. Oto właśnie nadszedł moment, o którym zawsze marzył. Będzie tak blisko ludzi! Będzie jednym z nich! Zanim spotka się jako Bóg-człowiek z całym tłumem, który będzie Go słuchał i za Nim podążał, który się Go wyprze i Go ukrzyżuje, zanim spotka się jako zmartwychwstały ze swoimi uczniami, spotka się z tą wyjątkową kobietą. W jej wnętrzu, tak blisko jak tylko dziecko może być matki, będzie rozkoszował się bliskością człowieka.
Nic na siłę. Ona z własnej woli dała Mu prawo do przyjścia na ten świat. Zgodziła się być partnerką Boga w wielkim zadaniu! Cały Izrael wyczekiwał Mesjasza, wszyscy snuli przypuszczenia, jak to będzie, kiedy się pojawi. Pewnie wielu dostojników świątynnych wyobrażało sobie, jak to powitają Pomazańca Pańskiego, a niejeden z Izraelitów chciał być Jego pierwszym towarzyszem... Bóg jednak postanowił inaczej. To będzie kobieta. Ona stanie się Jego matką. Będzie z Nim od początku bardzo blisko.
BARDZO SZLACHETNA PACZKA
To, co zwykle określamy zwięzłym słowem "zwiastowanie", tak naprawdę wstrząsnęło całym wszechświatem. Nam wydaje się takie zwyczajne. Ot, Miriam usłyszała, że będzie matką Jezusa. Brzmi tak normalnie... ale tylko wtedy, kiedy się nie zastanawiamy nad tym, co naprawdę się stało. Oto właśnie kobieta została matką Syna Bożego. Kobieta wyda na świat Boga-człowieka. Tak nigdy nie było i tak już nigdy nie będzie. To ten jeden jedyny raz.
A Miriam? Czy zdaje sobie sprawę, co się dzieje? Że teraz świat już nie będzie taki sam jak przed wizytą anioła i jej zgodą? Ta nastolatka dobrze pojmuje wagę słów, które słyszy. Wie, ile zależy od jej decyzji. Może o tym świadczyć jej zachowanie podczas rozmowy z Bożym posłańcem. Sprawa nie jest błaha i ona to rozumie. Wychowała się w środowisku, które bardzo poważnie traktowało Boże słowa. Wiedziała, że w szczególnych wypadkach Bóg objawia swoją wolę przez aniołów, wysyłając ich do ludzi. Zawsze wtedy działo się coś ważnego i niezwykłego, Bóg ukazywał swoją moc i siłę. W momencie kiedy staje przed nią ten tajemniczy Boży posłaniec, Miriam musi mieć w pamięci Abrahama, Jozuego, Gedeona... Te wszystkie wielkie postacie, o których słuchała od dzieciństwa. Teraz sama staje się bohaterką historii biblijnej. Jeżeli odwiedził ją anioł, musi to być bardzo ważna sprawa.
Jednak zaskoczenie wizytą niebiańskiego posłańca wcale nie odbiera jej jasności myślenia. Ona mocno stąpa po ziemi, mimo że w tej chwili ma prawo nawet się nad nią unieść. Kiedy słyszy: "Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą" (Łk 1,28), bada te słowa. Coś jej się tu nie zgadza. "Pełen łaski" jest tylko Bóg, nie ona ani ktokolwiek inny. O czym mówi do niej posłaniec? Anioł spieszy z wyjaśnieniami: "Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga!". Miriam może odetchnąć. To Bóg napełnił ją łaską; On jest napełniający, nie ma tu mowy o uzurpacji tytułu "pełnego łaski".
To wszystko nie oznacza jednak, że młoda Żydówka z Nazaretu nie ma pytań. O nie! Ona chce wiedzieć, w czym uczestniczy. Często wydaje nam się, że pokora to zupełna rezygnacja ze swojego zdania, swoich praw, i przyjmowanie wszystkiego, co do nas przychodzi, bez stawiania jakichkolwiek pytań. Miriam uczy nas, że tak nie jest. Nie można odmówić jej pokory; a jednak pyta. Doskonale wie, że matką nie zostaje się bez udziału mężczyzny. Jest dopiero zaręczona z Józefem, a wie, że to, co mówi anioł, dotyczy czasu teraźniejszego, nie dalekiej przyszłości. Nie wie więc, jakim sposobem zajdzie w ciążę. To nie mieści się jej w głowie!
Odpowiedź anioła mówi nam dużo, ale zarazem niewiele. "Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię" (Łk 1,35). Miriam to wystarczy. To jasne! Skoro sprawi to Duch Boży, moc Najwyższego, nie można mieć żadnych wątpliwości, że tak się stanie. Tak jak rozdzielił wody Morza Czerwonego, wydobył wodę ze skały i zesłał wędrującemu po pustyni Izraelowi mannę, tak sprawi, że Miriam będzie w ciąży. Jak? To już nie jest ważne. Przecież dziewczyna nie docieka, jak woda wypłynęła ze skały albo czym była manna i dlaczego co wieczór spadała na obóz Izraelitów. To już Boże zmartwienie. Ona może przyjąć podarunek od Stwórcy.
OKOLICZNOŚCI NIE MAJĄ ZNACZENIA
Niejeden chciałby wtedy żyć. Wielu marzyło, by na własne oczy zobaczyć obiecanego Pomazańca, by móc Go dotknąć i Mu towarzyszyć. Oto teraz wreszcie pojawiła się taka możliwość. A Miriam, jedna z modlących się o Jego przyjście, znajdzie się w samym środku tej historii!
Miriam nie znała przyszłości. Jako mała dziewczynka nie mogła przypuszczać, że zostanie matką Mesjasza, ale z pewnością modliła się, by On przyszedł. Oto teraz słyszy, że stanie się to dzięki niej. Radość? Euforia? Na pewno szczęście, ale... Jej odpowiedź z biblijnego punktu widzenia jest niesamowicie głęboka.
Miriam z jednej strony uczestniczy w tym, o czym śnili jej przodkowie, będzie świadkiem i częścią mesjańskiej historii, ale z drugiej doświadczy tego, co na pierwszy rzut oka może nie kojarzyć się z Bożym wybraniem. Spełniające się obietnice miewają też gorzki smak. Oczywiście, że nie on tu jest najważniejszy. Nic nie jest w stanie przyćmić radości z Bożych dzieł, które dzieją się na oczach i w ciele młodej Miriam, ale ten ból gdzieś jest...
Bóg zapowiadał przyjście Pomazańca na ten świat. Te zapowiedzi były konkretne, ale zarazem pozostawiały duży margines interpretacji. Można było wiedzieć dużo, ale jeśli nie przygotowało się na to, że Bóg szykuje zaskoczenie, mogło być kiepsko z rozpoznaniem spełniających się obietnic. Takie niebezpieczeństwo istnieje i w nas. Możemy nie rozpoznać Bożego działania, bo wyda nam się za skromne, zbyt proste, wręcz dziecinne. My będziemy oczekiwać czegoś niezwykłego, będziemy się ekscytować czymś, co wydaje nam się takie niesamowite, i przypisywać temu Boże pochodzenie, a tymczasem... Opowieść o narodzeniu Jezusa pokazuje, że bardzo łatwo przeoczyć Boga, kiedy wyznaczymy Mu sposób, w jaki powinien manifestować swoją obecność.
Miriam uczy nas, by to nie okoliczności decydowały o tym, czy uznamy obietnicę za wypełnioną, ale by skupić się na jej sensie. Tam, w grocie, która służyła pasterzom za oborę dla zwierząt, braki nie są najważniejsze. Nie jest najważniejsze to, że Jezus nie spoczywa na miękkich poduszkach, owinięty w atłasowe pieluszki. To w ogóle nie ma znaczenia. Najważniejsze, że On jest! Bóg okazał swoją wierność. Wypełniły się obietnice.
Inaczej, niż się spodziewali Żydzi? Może tak, ale obietnica została wypełniona całkowicie: nic nie można w tej kwestii Bogu zarzucić. Boisz się, że rozczarujesz się sposobem, w jaki Najwyższy wypełni swoje przyrzeczenia względem ciebie? Miriam będzie ci w takim razie najlepszą przewodniczką. Poproś ją, by udzieliła ci lekcji betlejemskiej stajni.
Elżbieta i Miriam, krewne Boga rozkoszujące się Jego zyczną bliskością. Zanim to się stało, obie czekały. Zanosiły prośby i modlitwy. Ich życie było wypełnione oczekiwaniem: na dziecko i na Mesjasza. Obie uczą nas, jak czekać i jak przyjmować spełnienie. Jak zostawić Bogu swobodę działania, bo wtedy dzieją się największe cuda.
***
Tekst pochodzi z książki "Kobiety, które kochał Bóg" autorstwa Marii Miduch. Znajdziesz ją w ofercie Wydawnictwa WAM
***
Maria Miduch − dr judaistyki i hermeneutyki biblijnej, mgr teologii, mgr studiów bliskowschodnich, wykładowca języka hebrajskiego i Starego Testamentu. Członek Stowarzyszenia Biblistów Polskich, zaangażowana w inicjatywę TJCII Polska. Zakochana w podróżach - szczególnie tych do Ziemi Świętej
Skomentuj artykuł