Pismo Święte nic nie mówi o tym, jak zakończyło się życie Maryi, a już tym bardziej, co działo się z Nią po śmierci. Nie wspomina o tym żaden z apostołów, łącznie z Janem, który "wziął Ją do siebie" po śmierci Jezusa.
A jednak wspólnota uczniów Jezusa od samego początku czciła Maryję jako wniebowziętą. Jak to się stało i kiedy dokładnie, nie jest dziś dla nas istotne. Istotna jest odpowiedź na pytanie: co dziś mówi nam to wydarzenie? Warto je zobaczyć w kluczu dzisiejszej Ewangelii (Łk 1,39-56) nie tylko przez pryzmat samego końca życia Maryi, ale przez pryzmat całego Jej życia.
W Ewangelii widzimy Ją jako zwykłą, młoda dziewczynę u początku dziwnej drogi z Bogiem, dziewczynę, która tak się cieszy, że tą radością musi się podzielić z przyjaciółką. Biegnie przez góry, by się z nią spotkać. Całkiem niedawno dowiedziała się, że jest w ciąży i że ta ciąża może być dość problemowa dla wielu ludzi. Dla Niej samej, dla Józefa, rodziców i otoczenia. A jednak pomimo tego potrafi powiedzieć: "wielbi dusza moja Pana" - cieszę się bardzo, bo czuję, że to, w czym biorę udział, jest wielkie i dobre, choć kompletnie tego nie pojmuję".
Kiedy mówimy o Wniebowzięciu, często podkreślamy doniosłość tego wydarzenia, jakbyśmy chcieli oderwać je od zwykłego, codziennego życia Maryi. A tak się nie da, bo Wniebowzięcie jest dorastaniem do nieba przez całe Jej życie. Z nami jest podobnie. Każdy dzień zbliża nas, podobnie jak Ją, do Boga, do ostatecznego zjednoczenia z Nim. Dlatego, patrząc na dzisiejsze święto, trzeba dostrzegać w nim proces. To, w jaki sposób Maryja zakończyła swoje życie na tej ziemi, miało swoje początki w tym, jak żyła. A żyła zwyczajnie. Była kobietą, która starał się Boga kochać i wielbić, czego przykład znajdujemy w Ewangelii. Radowała się z tego, co miała, a wiemy, jak trudno nam docenić naszą codzienność, zwyczajność, nasze małe sukcesy i zwycięstwa. Była uległa wobec Boga, ale nie na zasadzie niewolnika, który nie ma nic do powiedzenia. Przypomnijmy sobie choćby scenę Zwiastowania. Pyta tam wyraźnie: "jak się to stanie"? Była uległa, bo umiała dostrzegać wszystko to, co przynosiło Jej życie. Taka postawa pozwala człowiekowi bardziej stawać w prawdzie o sobie samym. A przez to uczyć się bycia zadowolonym ze swojego życia. To nie jest łatwe, a tej trudności doświadczamy na co dzień. Zobaczcie, jak często marzymy i mówimy o "lepszym świecie", albo tęsknimy, "bo kiedyś było lepiej"? Tymczasem nie będzie lepiej w świecie, jeśli mi lepiej nie będzie, kiedy ja sam/sama nie będę chciał dostrzec tego, że jest się z czego w moim życiu cieszyć.
Mówimy, że Maryja była czysta i święta. A co to dokładnie znaczy? Zanim wrócimy do Ewangelii, popatrzymy na siebie. Gdy coś wielkiego nam się przydarza, gdy jesteśmy świadkami ważnych wydarzeń, często - podobnie jak Maryja - biegniemy do przyjaciela i... nie robimy tego, co zrobiła Maryja. Ona poszły, by - dzieląc się sobą - uwielbiać Boga. My wolimy poplotkować, pochwalić się, pokazać, że nam się udało. I wcale nie chodzi o to, że Maryja jest taka "święta", a my tacy źli. Chodzi o to, byśmy pragnęli przeciąć się Bogiem tak, jak Ona. Przejąć się Bogiem w codzienności.
Wniebowzięcie jest często przez nas postrzegane jako niedościgniony cel, do którego dojdą tylko nieliczni. Bóg przez wniebowzięcie Maryi chce nas pocieszyć. Przecież Maryja nie wstępuje do nieba swoją mocą, tylko On ją bierze do siebie, bo tak chce. A więc to nie zależy od Jej wielkiego zaangażowania czy wielkiej pobożności. To zależy od darmowej łaski Boga, o którą, co najwyżej, możemy prosić. Jest dla nas pocieszeniem ten dzień, bo Bóg mówi nam, że nasze cele są wielkie, a nie byle jakie, że nasze życie nie jest jałowe, a nasza codzienność nie jest bezużyteczna - bo dzięki temu właśnie uczymy się wstępować do nieba, uczymy się być bliżej Niego.
Skomentuj artykuł