Nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Powiła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie (Łk 2, 6-7). Słowa ewangelisty nie przestają nas urzekać oraz pocieszać spełnieniem Bożej obietnicy. Dla Maryi nadeszła chwila, którą anioł Gabriel zapowiedział w Nazarecie: porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego (Łk 1, 31-32).
Nadeszła chwila, której Izrael oczekiwał od wielu wieków. To chwila oczekiwana przez całą ludzkość pogrążoną ciemności i grzechu. To w końcu chwila oczekiwana przeze mnie. Bóg wychodzi ze swego ukrycia i chce się spotkać z każdym z nas. W Synu Maryi spełnia się Boża obietnica, że sam Pan zajmie się naszymi sprawami, przynosząc światu uzdrowienie, zbawienie i pokój.
Ewangelista niewiele pisze o oczekiwaniu Maryi. Możemy jednak wyobrazić sobie, z jakimi emocjami, troską i miłością matka oczekiwała nadejścia tej godziny, godziny narodzenia Jezusa. Św. Łukasz wspomina zaledwie, że Bogarodzica owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie (Łk 2, 7). Między biblijnymi wierszami dostrzegamy zatem coś z tej betlejemskiej radości i macierzyńskiej miłości. Pieluszki były gotowe, aby dziecko mogło być dobrze przyjęte. Każdy z nas zna te klimaty, gdy w rodzinie pojawia się długo oczekiwany maluch i wszystko jest już przygotowane.
Maryja przyjmuje Boże dziecię, ale nie wszyscy robią tak samo. W betlejemskiej gospodzie dla Jezusa nie ma miejsca. W jakiś sposób ludzkość oczekuje Boga i Jego bliskości, jednak kiedy nadchodzi chwila nie znajduje dla Niego miejsca. Jest tak zajęta sama sobą, potrzebuje całego czasu i przestrzeni na sposób tak wymagający względem własnych spraw, że nie pozostaje nic dla drugiego - dla bliźniego, ubogiego, dla Boga. Im bardziej ludzie się bogacą, tym bardziej wypełniają wszystko samymi sobą. Tym mniej miejsca zostaje dla drugiego (Benedykt XVI).
Maryja położyła Go w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie (w. 7). Syn Dawida przychodzi do swojego miasta, ale musi się narodzić w stajni, bowiem nie ma dla Niego miejsca w lokalu o wyższym standardzie. Jezus przychodzi do swoich, ale nikt Go nie chce. Te słowa dotyczą ostatecznie i mnie oraz współczesnego społeczeństwa. Czy mam czas dla bliźniego, który potrzebuje mojego słowa, uczucia, zrozumienia i przebaczenia? Czy mam czas i miejsce dla Boga? Czy może on wejść w moje zabiegane życie?
Siadając do wigilijnego stołu czy potrafię z życzliwością złożyć bliskim życzenia? Czy stać mnie na przeproszenie najbliższych i poproszenie ich o wybaczenie moich niedoskonałości? Czy oczekuję z radością na przychodzącego Pana? Czy znajdę dla Niego miejsce w moim sercu? Czy wybiorę się na Pasterkę, by w modlitewnym oczekiwaniu razem ze wspólnotą powitać Go w narodzonej Dziecinie? Czy w końcu znajdę dla Niego miejsce, bo już nie chce zajmować się sobą, jak mieszkańcy współczesnych Betlejem.
Seweryn Wąsik SJ - rekolecjonista w Centrum Duchowości im. św. Ignacego Loyoli w Częstochowie
Skomentuj artykuł