"Jeśli pojawiają się takie zarzuty, to musimy zapytać samych siebie: co dalej? Skoro jest Szustak, który zanęca do Kościoła, to czy on ma organizować to, co dalej będzie się działo z tymi ludźmi"?
Michał Lewandowski: A co z księżmi ubóstwianymi przez tłumy? Jedni całują po rękach ojca Rydzyka, drudzy nie zasną, dopóki nie posłuchają najnowszego wideo Adama Szustaka OP. To nie jest problem?
Ks. dr Grzegorz Strzelczyk: Księżocentryzm w Kościele jest groźny. Istnieje też taka pobożność, która nabudowana jest głównie na kontrreformacji. Ona eksponuje te wszystkie wątki Soboru Trydenckiego, które były odróżnianiem się katolików od protestantów. I tam pojawia się gigantyczny wątek kapłaństwa jako posługi wobec Ofiary Eucharystycznej, w związku z czym jest ono czymś zupełnie kosmicznym, bo sprawia przeistoczenie. Do tego dochodzi kult kapłańskich dłoni...
...kult?
No tak, bo choć ksiądz ma i inne części ciała, to te zwykło się określać jako najbardziej uświęcone, namaszczone, dotykające Eucharystii.
Z tego, co wiem, namaszczone jest też czoło.
Tak, ale tutaj chodzi o dotykanie Ciała Jezusa. Stąd potem takie opory przed przyjmowanie Komunii od nadzwyczajnych szafarzy.
Ale myśli ksiądz, że ci, którzy przychodzą na spotkanie ze znanym księdzem albo zakonnikiem, myślą o Soborze Trydenckim i kontrreformacji?
Nie, mówiłem bardziej o pobożności, która przeciętnego księdza całuje po rękach. I to jest problem, który utrudnia mierzenie się z pedofilią i innymi nadużyciami. Taka pobożność nie jest w stanie w ogóle zaakceptować tego, że ksiądz może dopuszczać się takich rzeczy. "Bo on jest uświęcony i to niemożliwe. Więc na pewno ofiara kłamie". To jest ten mechanizm, który przez dziesięciolecia nie pozwolił tego wyczyścić i traumatyzował ofiary. Bo jeśli "na wiosce" ktoś zaczynał o tym mówić, to rozpoczynało się powszechne oburzenie, bo przecież "święte ręce nie mogły tego robić".
No to wróćmy do Szustaka.
Ludzie szukają czegoś, co ich poruszy, co do nich przemówi. Także emocjonalnie.
Więc to są tylko emocje, jak czasem u charyzmatyków?
To są w dużej mierze emocje, ale jestem przeciwny temu, żeby stawiać ludzką emocjonalność w negatywnym świetle. Ludzie są bytami emocjonalnymi i ten wymiar ma u nas duże znaczenie. Jeżeli Szustaka uznamy za przynętę (śmiech) albo mówiąc precyzyjnie zanętę, bo to ją wrzuca się w wodę, żeby przypłynęły ryby, to trzeba uczciwie przyznać, że robi świetną robotę, bo zanęca do Kościoła. I robi to dobrze do tego stopnia, że bardzo wielu ludzi mu tego zazdrości. Tyle, że zanęta daje głównie zapach, a nie pozwala się najeść. I trochę uzależnia. Pytanie kto te ryby teraz powyciąga…
Czy przynęta nie zasłania Jezusa?
Jedni uznają, że zasłania, ale innym otwiera do Niego drogę. Jeśli pojawiają się takie zarzuty, to musimy zapytać samych siebie: co dalej? Skoro jest Szustak, który zanęca do Kościoła, to czy on ma organizować to, co dalej będzie się działo z tymi ludźmi? Czy może powinien robić to, co mu najlepiej wychodzi, a lokalne Kościoły, które go zapraszają, ogarniać to, co będzie się działo dalej z tymi, których zanęcił?
Skomentuj artykuł