"Zaczynając prace nad książką myślałem, że pewne rzeczy charyzmatykom poukładam, powyjaśniam, może nawet skoryguję. Jednak z czasem zobaczyłem, że to ich doświadczenie jest całkiem kompatybilne z tym, co pisze Tomasz" - mówi w rozmowie o charyzmatach, pentekostalizacji i teologii Akwinaty o. dr hab. Tomasz Gałuszka OP.
Dawid Gospodarek (KAI): Ruch charyzmatyczny od dziesięcioleci działa prężnie, a teologowie rzadko podejmują ten temat.
O. Tomasz Gałuszka OP: Zwrócił na to uwagę w swoim podręczniku do dogmatyki katolickiej ks. prof. Czesław Bartnik z KUL. Napisał, że ciągle trwa wstępny namysł teologiczny nad fenomenem i doświadczeniem charyzmatycznym. Użył nawet bardzo mocnego sformułowania, na które ja nigdy bym sobie nie pozwolił, ale najwidoczniej ksiądz profesor mógł, ze względu na wysługę lat i doświadczenie - powiedział, że charyzmatycy nie lubią logiki. To jest bardzo ostre stwierdzenie. Ale również o. Cantalamessa, który traktowany jest teraz jako punkt odniesienia w kwestiach charyzmatycznych, mówi, że ruch charyzmatyczny cierpi z powodu braku namysłu teologicznego.
Czyli sprawa nie dotyczy tylko polskiej teologii...
Przygotowując nową książkę przekonałem się, że teologicznego namysłu jest naprawdę niewiele, a jeśli już jest, to zazwyczaj przy okazji, albo gdy dany teolog sam zaangażowany jest w takie duszpasterstwo. Nikt nie wziął jednak na warsztat tego jako tematu badawczego. W Polsce mamy szczęście, bo zajmują się tym np. bp Andrzej Siemieniewski z ks. Mirosławem Kiwką. Dla mnie to było pierwsze zetknięcie się z tym tematem, które wymagało prześledzenia różnych dziedzin, od biblistyki poczynając, poprzez całą teologię klasyczną, mistyczną, aż do współczesnych wypowiedzi papieży.
Przyznam, że zaczynając prace nad książką myślałem, że pewne rzeczy charyzmatykom poukładam, powyjaśniam, może nawet skoryguję. Jednak z czasem zobaczyłem, że to ich doświadczenie jest całkiem kompatybilne z tym, co pisze Tomasz.
Zajął się Ojciec charyzmatami u św. Tomasza. Czy tomiści wypadają lepiej na tle teologów?
Niestety nie, tu jest kompletna tragedia. Trzeba powiedzieć wprost - najważniejsi tomiści prawie w ogóle nie zajmują się charyzmatami. Ojciec Yves Congar napisał sławne książki na temat Ducha Świętego i tam jest trochę o charyzmatach. Ale tylko przy okazji wielkiego ruchu, który się odbywał przy Soborze Watykańskim II. Natomiast późniejsi teologowie zajmujący się Tomaszem w ogóle pomijają ten temat, co jest wręcz szokujące. Największy żyjący na świecie tomista, o. Jean-Pierre Torrell, w swoich książkach całkowicie pomija kwestię teologii charyzmatycznej Tomasza. Zajmuje się mistyką, dochodzi do pewnego punktu, ale charyzmaty kompletnie pomija.
Skoro tak znamienici tomiści u Tomasza nic godnego opisania o charyzmatach nie znaleźli, może po prostu tego jest bardzo mało albo jest to kompletnie nieistotne?
Skąd! Okazało się, że wcale nie musiałem przeprowadzać jakichś głębokich analiz i wyszukiwać głęboko pod ziemią, niczym złota, jakichś granulek o charyzmatach. Św. Tomasz na temat charyzmatów napisał bardzo dużo. W ogóle jego teologia charyzmatów jest po prostu wpisana fantastycznie cały schemat. Tak więc teolog, który chce się zajmować problemem teologii charyzmatów u św. Tomasza, nie ma żadnego problemu z materiałem źródłowym.
To gdzie jest problem?
W podejściu do tematu. Tu pojawia się pytanie o teologię żywą, w której jest doświadczenie. To jest bardzo mocne. Jako jedno z mott książki podaję ciekawy cytat św. Tomasza, gdzie Akwinata, komentując ewangelię Jana, zastanawia się nad drogą Piotra i Jana do grobu po zmartwychwstaniu. Pisze, że bardzo ciekawe, iż Jan się zatrzymał przy grobie i czekał na Piotra, by wszedł pierwszy. Tomasz komentuje to mówiąc, że bardzo często dzieje się tak, że kontemplatycy dochodzą do poznania tajemnicy Chrystusa, ale nie wchodzą w głąb i doświadczenie przychodzi później, a czasami nigdy. Natomiast człowiek aktywny, bez takiego namysłu intelektualnego, wchodzi od razu w doświadczenie i później przychodzi namysł. To bardzo ciekawe. Mam wrażenie, że Tomasz pokazuje tu dwie drogi, które nie są konkurencyjne.
Wydają się sprzeczne…
Tak się czasami po prostu zdarza, że niektórzy poznają tajemnicę, kontemplują jakieś prawdy, nawet przekazują dalej, ale bez dotknięcia, z zatrzymaniem się na poziomie intelektu. Inni natomiast całym sobą doświadczają, ale wiedzą czego. Podobnie jak większość ludzi ma ze światłem - my siedzimy teraz w klasztornej krypcie, jesteśmy oświetleni, ale ja nie mam zielonego pojęcia, jak to światło działa. Jednak ono działa i my go doświadczamy. Natomiast fizyk potrafi to wszystko doskonale wyjaśnić, jak te fotony latają, co się dzieje w kabelkach i żarówkach. To jest fantastyczne, że ktoś to potrafi, ale dla większości ludzi taka szczegółowa wiedza może nie jest niezbędna. Można powiedzieć, że św. Tomasz jest takim fizykiem, który dokładnie opisuje, jak to wszystko działa.
Ruch charyzmatyczny kojarzy się z XX wiekiem, w Kościele katolickim z drugą połową. Tymczasem musimy sięgać aż do średniowiecza, żeby dowiedzieć się czegoś o tym doświadczeniu.
Nie mamy dziś teologa, który potrafiłby opisać doświadczenie charyzmatyczne od samego początku aż po Maryję. Teolog zasiadający do Tomasza, jeżeli kocha logiczne struktury, naprawdę może się rozkoszować porządkiem, ale również wspaniałym umiejscowieniem charyzmatycznej rzeczywistości w całej Tradycji Kościoła.
Nie wiem, dlaczego teologowie nie zajmują się teologią charyzmatów. Obawiam się, że może wynikać to z tego, że kiedy doświadczasz, wchodzisz w coś, co już ciebie kompletnie przekracza. Intelektualista może zamknąć rzeczywistość w pewne pojęcia, by poczuć się bezpiecznie. Natomiast problem pojawia się wtedy, kiedy nagle nie tylko wymyka się to pojęciom, ale w pewnym momencie pojawia się doświadczenie, że to pojęcie ogarnia i nie daje się ogarnąć. Nie teolog Boga ogarnia, ale Bóg go ogarnia. Tu nagle kończą się słowa. Św. Tomasz, kiedy miał to słynne doświadczenie 6 grudnia 1273 r., w ogóle przestał pisać traktaty, ponieważ doświadczył czegoś, co go przekroczyło i rozwaliło mu wszystkie pojęcia.
Mistrz Eckhart, dominikański mistyk, miał odwrotnie...
Tak, on zaczął pisać właśnie po tym, jak doświadczył. To są różne drogi. Natomiast to jest ta kwestia - obawa przed doświadczeniem, myśl, że lepiej się zatrzymać przed grobem. Zobaczyłem i mi to wystarczy, że Jezus zmartwychwstał. Ale już doświadczyć chłodu grobu, doświadczyć nie tylko intelektem, ale również wolą, zmysłami, całą sferą hylemorficzną - to już coś innego.
A jak do tego podchodzi Tomasz?
To jest fenomenalna rzecz - Tomasz pisze jasno, ma pięknie ułożoną antropologię, z jasnym docenieniem intelektu i woli, sfery intelektualnej człowieka, zmysłowej i cielesnej. On mówi, że byłoby nieporozumieniem, gdybyśmy ograniczyli doświadczenie Boga jedynie do sfery intelektualnej. Cała teologia charyzmatu jest podprowadzeniem człowieka do momentu dotknięcia, doświadczenia. To jest bardzo ciekawe, że u Tomasza dotyk jest z jednej strony najsłabszym z pięciu zmysłów, takim, który nie ma w sobie bogactwa kolorów, dźwięków czy smaków. Jest najsłabszy, ale równocześnie jest jedynym zmysłem, który ma w sobie wzajemność. Bo jeżeli dotykasz, to zarazem jesteś dotykany. Możesz widzieć nie będąc widzianym, słyszeć nie będąc słyszanym, ale nie możesz dotknąć nie będąc dotykanym.
Jak się ma ten dotyk do charyzmatu?
Doświadczenie charyzmatyczne jest momentem, w którym następuje przedziwny dotyk. Ten dotyk to tak naprawdę wejście w rzeczywistość życia w stanie łaski uświęcającej i życia w łasce, ponieważ całość teologii charyzmatów Tomasza jest oparta na teologii łaski. Jeden z redaktorów policzył, że "łaska" pojawia się w mojej książce ponad 300 razy. Tomaszowe życie w łasce jest po prostu życiem normalnym, to jest życie właściwe dla chrześcijanina. Życie w łasce jest do tego stopnia naturalną formą życia chrześcijanina, że Tomasz mówi, że człowiek bez łaski jest niczym. Jednocześnie docenia całą naturę nie twierdząc, że człowiek nie potrzebuje łaski do swojej definicji.
Z jednej strony bez łaski jesteśmy niczym, ale człowiek może żyć bez łaski, tylko później pojawia się problem z jego najgłębszym pragnieniem poznania i kochania, którego niestety nic, co stworzone, nie jest w stanie zaspokoić. Całej rzeczywistości łaski - bez łaski nie zrozumiemy. W ogóle łaska jest punktem wyjścia i punktem dojścia. Wszystko dzieje się tak naprawdę w łasce. Cała teologia charyzmatów jest zanurzona w łasce uświęcającej.
Czyli jest też związana z sakramentami.
Tak, rozpoczyna się od chrztu i do sakramentów prowadzi, jest po prostu całkowicie sakramentalna.
Tu się mogą komplikować ekumeniczne refleksje nad charyzmatami...
Jedna rzecz, która Tomaszowi by się nie spodobała, to pojawiające się w literaturze i wzięte w dużej mierze z literatury zielonoświątkowej i protestanckiej przekonanie, że doświadczenie charyzmatyczne jest doświadczeniem pozasakramentalnym. Takie podejście sugeruje, że istnieją dwie drogi. Część katolików żyje sobie normalnie korzystając z sakramentów, ale oni nie są charyzmatykami. I druga droga równoległa, pozasakramentalna, taki spacer boczną aleją. Dla Tomasza to jest kompletna bzdura, ponieważ wszystko się dzieje, cała działalność charyzmatyczna, nie dzieje się pozasakramentalnie, raczej ponadsakramentalnie, czyli odbywa się w ramach sakramentów. Jednocześnie Tomasz jasno mówi, że oczywiście grzesznik w stanie grzechu ciężkiego również może posługiwać charyzmatami, ale wtedy to jest wręcz bluźnierstwo.
Grzesznik uzdrowicielem czy prorokiem?
Jeżeli charyzmatyk, wiedząc, że jest w stanie grzechu ciężkiego, korzysta z charyzmatów, to też po prostu obraża, wręcz “wykorzystuje" Boga. Wyjaśnię obrazowo. Przez chrzest jesteś zaproszony do mieszkania w domu. Ale jeżeli w pewnym momencie nie kochasz rodziców, to wręcz żerujesz na ich gościnności. Rodzic nie zamknie ci lodówki na kłódkę, ale ty sięgając do niej będziesz po prostu podkradał. Czujemy, że jeżeli syn jest łajdakiem i wykorzystuje miłość rodziców, rodzice i tak kochają i dadzą wszystko, ale to jest po prostu głęboka niesprawiedliwość. Podobnie jest w teologii charyzmatów u św. Tomasza. Ty możesz mieć charyzmaty, możesz nawet uzdrawiać, prorokować i wskrzeszać, ale jeżeli nie jesteś w stanie łaski uświęcającej, a zatem ta działalność charyzmatyczna nie jest ściśle połączona z relacją z Bogiem, to jest prościutką drogą do popadnięcia w cynizm, by w końcu na pytanie "Panie, czyż nie uzdrawialiśmy w Twoim imieniu?" usłyszeć: "Nie znam was". Jeżeli ktoś jest w stanie grzechu ciężkiego i równocześnie mówi, że posługuje charyzmatami, Tomasz by powiedział: tak, możesz. Dlatego, że Pan Bóg jest sprawiedliwy, za miłość wynagradza miłością, a za wiarę wynagradza tym, co przynależy do wiary - mianowicie darami nadprzyrodzonymi. Jeśli ktoś ma ma charyzmat, oczywiście może nawet uzdrawiać, ale przykro mi, z Panem Bogiem twarzą w twarz raczej się nie spotka. Tu chodzi o relację miłości, a nie biznesowe wykorzystywanie.
Czyli refleksja nad charyzmatami bez teologii łaski, sakramentologii, do niczego nie doprowadzi?
Tomasz to ładnie pokazuje. Teologia charyzmatów u niego zaczyna się od odkrycia, kim się jest w stosunku do Boga, jakie jest miejsce człowieka, jak dojść do Boga. Cała działalność charyzmatyczna jest naturalną rzeczą, ale przy okazji. Zaczynanie rozważania teologii charyzmatów od samych charyzmatów jest nieporozumieniem. Skąd ono się bierze? Nawet ci nieliczni tomiści, którzy zajmują się charyzmatami, czasami popełniają pewną niezręczność teologiczną, zaczynając od analizy charyzmatów, która się pojawia w drugiej części Sumy Teologicznej, opisującej działania człowieka. Tam w siedmiu wielkich kwestiach są opisane charyzmaty. Oni nagle je wydobywają, zajmują się nimi na różne sposoby, dochodzą do pewnych ciekawych wniosków. Natomiast nie wiedzą o tym, że Tomasz, kiedy pisał Sumę Teologiczną, napisał ją jako całość. Wszystkie trzy części są ze sobą ściśle połączone. Tomasz po prostu miał nadzieję, że odbiorcy będą czytali ją od początku do końca, a nie wybierając interesujące wątki ze środka.
Kiedy Tomasz pierwszy raz nawiązuje do charyzmatów?
Charyzmaty u Tomasza po raz pierwszy są wspomniane w pierwszej części Sumy w kwestii 43., dotyczącej niewidzialnych posłań Osób Boskich, co ściśle związane jest z trynitologią. Charyzmaty są naturalną rzeczą, kiedy Bóg współpracuje z tobą i ty współpracujesz z Bogiem, kiedy On jest posłany w tobie i ty uczestniczysz w posłaniu. Otrzymujesz wtedy charyzmaty potrzebne do swojej działalności. Żeby człowiek mógł pięknie mówić, musi się narodzić, wychować. Tak wygląda też relacja z Bogiem.
Może dziwić, że całość mojej książki zaczynam od rozdziału dotyczącego relacji Boga do stworzenia, do całego stworzenia, też kwiatków, zwierząt. Jako dominikanin zajmuję się także kwestiami natury. Trzeba najpierw zobaczyć, jak Bóg ma się do całego stworzenia, żeby dostrzec tę pierwotną płaszczyznę, która pokazuje jasno, że On jest we wszystkim, przenika wszystko, nie mieszając się, pozwalając stworzeniu być stworzeniem. Dopiero na tym tle można zobaczyć wyjątkowość człowieka, który zostaje jako jedyny stworzony na obraz i podobieństwo Boga. Dlatego kolejne rozdziały mojej książki podprowadzają nas coraz dalej, aż do momentu odkrycia, że coś zaczyna się dziać. Kiedy człowiek wchodzi w stan łaski uświęcającej, kiedy przekracza naturę, zaczyna żyć w stanie łaski, która jak wiadomo nie niszczy natury, ale ją doskonali i podnosi.
Naszym celem i spełnieniem jest to życie w łasce?
Ono nie jest też naszym ostatecznym etapem, tylko prowadzi do życia w chwale. Te trzy etapy - natura, łaska, chwała - są naturalną drogą człowieka. Stąd tytuł książki: "Odnowa w łasce" - wiąże się to z główną tezą Tomasza: to coś, co się dzieje, kiedy zostaną posłane Osoby Boskie, kiedy człowiek jest w stanie łaski uświęcającej, kiedy może doświadczyć tego, co się nazywa "quaedam innovation per gratia", zwane przez niektórych charyzmatycznym "chrztem w Duchu Świętym". Tomasz by nie użył takiego sformułowania. U niego sformułowanie "chrzest w Duchu Świętym" oznacza coś innego. Doświadczenie opisywane przez charyzmatyków jako chrzest w Duchu Świętym występuje u Tomasza, jednak nazywa się inaczej, np. odnową w łasce.
To wszystko brzmi ładnie, ale niedzisiejszo…
To jest bardzo aktualne dzisiaj. Świat mocno zwrócił się do życia w naturze. Nawet Kościół bardzo często - widać to doskonale w nauczaniu - wychowuje, a nie nawraca. Nawrócenie wymaga przekroczenia, wejścia na całkiem inny poziom, to nie jest grzebanie się w samej naturze, Kościół nie może być tylko wychowawcą. Nie jesteśmy instytucją wychowawczą, tylko jesteśmy instytucją do nawracania, do wskakiwania na kompletnie inny poziom. To się dzieje poprzez chrzest, to się dzieje poprzez sakramenty, kiedy mimo że człowiek zostaje ciągle człowiekiem, to w stanie łaski uświęcającej nagle wszystkie naturalne zdolności są podniesione na kompletnie nowy poziom i Bóg może przez to działać, nawet mimo naszych największych wad. Dzisiejszy świat to świat coachów, psychologów, wychowawców i poradników. Tymczasem Tomasz pokazuje, że my nie jesteśmy w pierwszej kolejności od wychowywania na poziomie natury. Naturę trzeba docenić, dostrzec też, że Bóg jest w tej rzeczywistości i nią kieruje, że Bóg o nas dba, ale przede wszystkim chodzi o wykroczenie ponad naturę, o nawrócenie.
Mówi się często, że charyzmaty były w pierwotnym Kościele, jednak jeszcze za Ojców Kościoła gdzieś się rozpłynęły, może zdarzając się u mistyków, by wrócić wreszcie w XX w., i to za pośrednictwem protestantów…
To właśnie kwestia problemu, jaki Kościół miał z doświadczeniem. Dopiero XIV w. w dużej mierze zatrzymał nam dyskusję nad doświadczeniem, charyzmatami. Pojawia się narracja heterodoksyjna, w dużej mierze za sprawą ogromnej grupy różnych domorosłych mistyków, gorliwych ale niewykształconych ludzi. Kościół reagował w sposób nieumiejętny zakazami, troszeczkę jak przestraszony rodzic. Później następuje mocny intelektualizm, który już przewidywał Bonawentura w XIII w. Tomaszowi się to w głowie nie mieściło, a Bonawentura miał tę głęboką intuicję. To on jako jeden z pierwszych powiedział, że mogą z czasem pojawić się teologowie, którzy będą uprawiać teologię bez wiary. Tomasz by powiedział, że jest to niemożliwe, absurdalne, że to jakby zajmować się problemem miłości bez kochania.
To by się dziś św. Tomasz bardzo zdziwił…
Jeszcze jedna rzecz mu się w głowie nie mieściła, coś co by go nawet bardziej dziś zdziwiło: że są ludzie, którzy w sposób świadomy żyją w stanie grzechu ciężkiego, nie żyją w stanie łaski uświęcającej. Dla Tomasza bardziej możliwe byłoby spotkanie Marsjanina niż człowieka, który świadomie mówi, że żyje w stanie grzechu ciężkiego. Bonawentura przewidział to, tak jak uprawianie teologii bez wiary.
Jak dalej było z tą "charyzmatyczną luką" w teologii?
Ciekawe jest, że kwestią kontynuacji między czasami apostolskimi a nowożytnymi zajął się w XVI w. dominikański kardynał Kajetan (Tommaso de Vio) - najwybitniejszy komentator od św. Tomasza, główny adwersarz Marcina Lutra - przy okazji komentowania tomaszowej kwestii dotyczącej daru języków. Akwinata zastanawiał się, czy ten dar języków wciąż istnieje i nie był w stanie odpowiedzieć. Zazwyczaj dawał własną odpowiedź, a w tym wypadku zacytował Augustyna, który mówił, że już nie ma potrzeby na taki dar. Natomiast Kajetan, kiedy komentował ten fragment Sumy Tomasza, powiedział, że nie można się zgodzić z Augustynem, czyli de facto ze świętym Tomaszem. Stwierdził, że nie mają racji, ponieważ Jezus mówiąc, że będzie dawał charyzmaty, obiecał uczestniczenie w misji Kościoła, które się nie kończy.
Kajetan pisze, że jeżeli nie ma charyzmatów, to one nie są znakiem milczenia Boga, ale naszej niewiary, szczególne wśród kardynałów, prałatów i biskupów, że to jest wyraz naszej bylejakości, małoduszności.
To jest przedziwne, bo Kajetan w komentarzu do Sumy Teologicznej nigdy nie jest tak wylewny, tym bardziej, że powtórzył argumentację wielu wczesnych protestantów. Jeżeli człowiek świadomie podchodzi do misji, to potrzebuje często znaków, które przekraczają jego naturalne zdolności retoryczne, organizacyjne i dlatego Chrystus daje charyzmaty.
Rzeczywiście, Kajetan nie kojarzy się z takim stanowiskiem.
Trzeba powiedzieć jeszcze o innej rzeczy. Wiele XIV-wiecznych ruchów religijnych, ale również mocne przeintelektualizowanie teologii, zrobiło z doktryny naukę, która nie wymaga doświadczenia, co więcej - nie wymaga wiary. To spowodowało, że teologowie przestali się zajmować kwestią doświadczenia i zepchnęli je na teologów duchowości, którzy analizowali zachowania mistyków. Tymczasem okazuje się, kiedy obserwujemy mistyków, że oni mieli wylanie Ducha Świętego, tak jak je opisywał np. św. Tomasz. On bardzo często zastanawia się nad samym "chrztem w Duchu Świętym", czy jak ja to nazywam, odnową w łasce. Np. czy tego doświadcza się raz tylko w życiu.
Tak jak sakramentalnego chrztu. I jak odpowiada na to pytanie?
Że można doświadczać codziennie! Dziś poważnym tomistom może wydawałoby się, że powinien powiedzieć, że nie ma czegoś takiego jak "chrzest w Duchu Świętym", a Tomasz wyjaśnia, że czym innym jest chrzest w Duchu Świętym, czym innym jest to, co wy nazywacie "chrztem w Duchu Świętym", chociaż to jest to samo doświadczenie, które nazywa wylaniem w Duchu Świętym czy odnową w łasce. Moim zdaniem głównymi problemami w refleksji nad charyzmatami było przeintelektualizowanie, pewne ruchy heterodoksyjne, a później również zawężenie tego tylko do doświadczenia mistyków. U Tomasza charyzmaty, doświadczenie, są w pełni dostępne dla każdego ochrzczonego.
W dyskusjach o charyzmatach pojawia się często problem z nazywaniem tych zjawisk, przez co przyjmuje się nomenklaturę wypracowaną we wspólnotach protestanckich. Tymczasem okazuje się, że wystarczyło zajrzeć do św. Tomasza…
Tak, i teraz to jest moim zdaniem najfajniejsza rzecz, którą Tomasz nam daje. Szkoda, że na Akwinacie nie oparto w latach 70. i 80. charyzmatycznej terminologii. Zresztą nie tylko Akwinata - teologią charyzmatów zajmował się też Bonawentura. Mam nadzieję, że jakiś franciszkański teolog kiedyś ten temat opracuje. Mamy czym zasypywać tę ogromną przepaść, która jest między teologami a charyzmatykami, np. pokazując, że w naszej tradycji mamy fantastyczne narzędzia, siedzimy na skarbie, mamy całą ogromną tradycję broniącą nas przed całą masą nieporozumień. My wcale nie musimy korzystać z osiągnięć terminologicznych zielonoświątkowców, bo już mamy fantastyczną terminologię. Oczywiście są pewne wspólne doświadczenia, jednak zielonoświątkowcy, protestanci, mieli swój język, wytworzyli pewne terminy, które dziś są już nie do ruszenia, np. "chrzest w Duchu Świętym". Tomasz, jak powiedziałem, nigdy nie zgodziłby się na takie nazwanie tego doświadczenia. Ten termin już się jednak ukuł, dlatego my musimy dodawać "tak zwany", pisać w cudzysłowie. Tomasz jasno opisuje, np. czym jest charyzmat na przykład w odróżnieniu od cnoty, czy charyzmat jest stałą dyspozycją czy też raczej jest otwartością na coś? Czy charyzmat można rozwijać, czy można kogoś nazwać charyzmatykiem?
To można rozwijać charyzmaty?
Charyzmat nie jest jakąś umiejętnością i czymś, co człowiek potrafi, jak np. język obcy. Charyzmatu nie można w rozwijać jak cnót i zdolności. Charyzmat się otrzymuje i jest darmowym darem Boga. Równocześnie Tomasz zauważa, że istnieje coś takiego jak habilitas, którą człowiek raz otrzymuje i staje się później pewną łatwością, inklinacją i otwartością na dany charyzmat.
A jak Tomasz opisywał np. dar języków?
Ten charyzmat jest czymś poza cnotami, a nawet poza samymi charyzmatami, jest jeszcze jakąś trzecią rzeczywistością, która inicjuje jakiś nowy kierunek i drogę w namyśle teologicznym. On sam najprawdopodobniej nigdy nie miał doświadczenia modlitwy językami, czy daru języków. Był bardzo wierny tradycji, uważnie czytał Pismo Święte i w całym systemie, który stworzył, to co pisze na temat daru języków jest najbardziej precyzyjnym opisem tej rzeczywistości.
Szczegóły ujawnia Ojciec w swojej książce. A jak z tym chrztem w Duchu?
Fantastyczne są u Tomasza powiązania tak zwanego chrztu w Duchu Świętym z sakramentem bierzmowania czy Eucharystii. Samo połączenie z bierzmowaniem, to co Tomasz pisze o bierzmowaniu i jak to układa w całym systemie to jest po prostu majstersztyk. Po co jest bierzmowanie, czym ono jest? Tu często się wdzierają teologiczne absurdy, sam słyszałem jak jeden z księży mówił, że tak naprawdę chrzest sakramentalny to tylko chrzest wody, a dopiero później człowiek otrzymuje prawdziwy chrzest w Duchu Świętym. To jest jakieś kompletne niezrozumienie. Chrzest sakramentalny jest chrztem, w którym człowiek otrzymuje pełnię darów Ducha Świętego, to jest coś, co Tomasz porównuje do nowego stworzenia, dlatego nazywa to innowacją. Równocześnie mówi, że człowiek w chrzcie się rodzi i staje się dzieckiem, a łaska chrztu ma możliwość renowacji poprzez sakramenty, czyli życie sakramentalne wielokrotnie. Jeden chrzest a wielokrotne odnawienie. I tak samo jest jedno bierzmowanie i wielokrotne wylanie.
Czemu służy bierzmowanie?
Tomasz pisze, że do momentu zesłania Ducha Świętego uczniowie siedzieli sobie wygodnie w Wieczerniku. Nieomal wprost stworzyliby sobie taką republikę wieczernikową. Duch Święty ich z tego zamknięcia i wygody wyrwał. Bierzmowanie to jest wyrwanie z bezpiecznego wnętrza Kościoła. To uruchomienie człowieka do misji. To jest po prostu danie mu ogromnego powera mocy, że on idzie i głosi, zaczyna działać. Bierzmowanie aktualizuje i ukonkretnia misję danego człowieka, ponieważ człowiek jest nie tylko synem, który posiada, ale i dziedzicem, który zarządza wszystkim. Dlatego u Tomasza główne posłanie Ducha Świętego odbywa w bierzmowaniu, ale ma później wielokrotne przełożenie na wlania w Duchu Świętym, które jest tak naprawdę uaktualnieniem misji, które jest zawsze wyrwaniem człowieka z niego samego albo poprzez doświadczenie mistyczne, albo poprzez bardzo konkretną działalność jakimś miejscu i czasie w Kościele. Np. mijasz ludzi, którzy nie wierzą i Bóg ci w pewnym momencie daje dar uzdrawiania czy wskrzeszania po to przede wszystkim, żeby umocnić wiarę i żeby ci ludzie do tej wiary zostali pobudzeni.
W książce ilustruje Ojciec to wszystko obrazem łódki…
Ten obraz moim zdaniem bardzo prosto wyjaśnia całą teologię Tomasza, która sama zresztą jest prosta. Człowiek w chrzcie otrzymuje łódkę, stan łaski uświęcającej pozwala unieść maszt z żaglem i zaczyna spokojnie płynąć. W stanie grzechu ciężkiego ma ten żagiel całkowicie złożony. Oczywiście Pan Bóg jakimś swoim sposobem pcha tę łódeczkę, ona sobie dryfuje. Natomiast wlanie w Duchu Świętym jest wtedy, kiedy jesteś w stanie łaski uświęcającej, masz żagiel i sobie spokojnie płyniesz, aż nagle żagle wypełnia potężny wiatr, dzięki czemu płynie się z odczuwalną mocą. U Tomasza łaski uświęcającej możesz nie czuć, ale wlanie w Duchu Świętym musisz poczuć. Dlatego np. wstąpienie do zakonu jest dla Tomasza konkretnym wyrazem wlania - wszyscy wokoło widzą, że coś się z człowiekiem dzieje.
Czy mógłby Ojciec konkretniej wytłumaczyć relację między "chrztem w Duchu Świętym" a chrztem sakramentalnym?
To jest banalnie proste. U Tomasza są dwa rodzaje chrztu w Duchu Świętym: pierwszym jest oczywiście chrzest z wody i Ducha Świętego, czyli chrzest sakramentalny. Drugi, to kiedy człowiek nie ma dostępu do chrztu, ale ma ogromne pragnienie i to jest baptismus flaminis, który tłumaczymy jako chrzest pragnienia, ale tak naprawdę flamen oznacza tchnienie Ducha Świętego. To się dzieje, kiedy człowiek porwany przez Ducha Świętego przyjmuje duchowo chrzest. To pierwszy i niepowtarzalny akt ‘innovatio per gratia’, czyli odnowy przez łaskę. Podniesienie człowieka z poziomu natury do poziomu łaski - to jest właśnie chrzest w Duchu Świętym. Człowiek wtedy staje się dzieckiem Bożym, nowym stworzeniem, otrzymuje pełnię darów Ducha Świętego. Chrzest w Duchu Świętym człowieka oczyszcza i podnosi z grzechu do życia. Natomiast ‘quaedam innovatio per gratiam’ czyli odnowa w łasce zwana "chrztem w Duchu Świętym" wg. Tomasza ma miejsce wtedy, kiedy już jesteś stanie łaski uświęcającej. On nie ma na celu oczyszczenia, tylko wyrwanie człowieka z wygodnego życia, z niego samego i zaangażowanie w misję. Poprzez chrzest w Duchu Świętym, chrzest sakramentalny, człowiek zaczyna żyć. Poprzez bierzmowanie i tak zwany "chrzest w Duchu Świętym" zaczynasz działać. Według Tomasza odnowy w łasce nie można nazwać "chrztem w Duchu Świętym", ponieważ ma inny cel. On jakby daje możliwość przedsmaku doświadczenia życia w chwale.
Skoro do doświadczenia tego "chrztu w Duchu Świętym" potrzebna jest łaska uświęcająca, jak Tomasz tłumaczyłby, i czy w ogóle dopuścił by, że mogą tego doświadczyć protestanci?
To jest bardzo ciekawe pytanie. Kiedy Piotr pyta się Jezusa już po zmartwychwstaniu "a co będzie z nim?", to Jezus powiedział: "co ci do tego" (J 21, 21-22). To jest bardzo dobry punkt odniesienia. Po co w ogóle zadajemy takie pytanie? Zastanawiamy się "a co będzie z nimi". Jako teologowie możemy teoretycznie zastanawiać się nad tą kwestią. Pierwsza fundamentalna sprawa, występująca u Tomasza, obecna zresztą w Katechizmie Kościoła Katolickiego, Joanna d'Arc wskazywana jest jako przykład tej wykładni, mianowicie nigdy nie możesz być pewien, że jesteś w stanie łaski uświęcającej. Zatem jeżeli nie masz stuprocentowej pewności co do siebie, to tym bardziej nie możesz mieć jej co do innych. To jest ciekawy wytrych, którego tu Tomasz używa. U niego jednocześnie jest bardzo mocne stanowisko, że człowiek nigdy nie może na tym świecie stracić nadziei co do drugiego człowieka, dopóki ten żyje. Trzecia, często zresztą źle rozumiana a nawet nadużywana przez teologów teza Tomasza, to że Bóg nigdy nie jest związany sakramentami. Bóg może działać w różny sposób, może działać inaczej, może znajdować inne sposoby.
Sakramenty są drogą najprostszą, ale nie negują innych tras…
Można jechać z Krakowa do Warszawy 2 godziny 14 minut, to jest najprostsza trasa. Ale do Warszawy możesz też dotrzeć przez Pekin. Oczywiście naharujesz się, stracisz masę forsy, ale w końcu trafisz. My katolicy mamy proste pewne drogi dane przez Boga, natomiast w jaki sposób On działa w stosunku do innych ludzi, to jest osobna kwestia, ale nie można negować tego, że Bóg tam działa. Tomasz zajmuje się np. taką sprawą - co zrobić, kiedy nie ma przy tobie kapłana, a twoje życie jest zagrożone i jesteś w stanie grzechu ciężkiego. Według Bonawentury, jeżeli nie ma kapłana, to masz poważny problem, jesteś w beznadziejnej sytuacji. Dla św. Tomasza natomiast w takim wypadku obiektywnych przeszkód w dostępie do kapłana człowiek powinien zrobić wszystko, co w jego mocy - dokonać wszelkich aktów penitenta, powinien wyznać grzechy nawet osobie świeckiej, komukolwiek. Zrobić wszystko, co w jego mocy, wierząc, że Bóg jako Najwyższy Kapłan, Pierwszy Szafarz, bezpośredni Dawca wszelkich łask uzupełni to wszystko, czego tu zabrakło ze strony księdza.
Można to odnieść do protestantów?
Trzeba by się zastanowić, czy oni nie są w bardzo podobnej sytuacji. Mają obiektywne przeszkody. Np. taką pierwszą przeszkodą jest sytuacja, gdy ktoś jest od dziecka wychowywany w nienawiści do Kościoła katolickiego i ma psychiczną barierę w stosunku do Kościoła i sakramentów. A zatem ma obiektywne przeszkody, a równocześnie robi wszystko ze swojej strony, by być zbawionym i odpowiedzieć na Bożą miłość. Protestanci często mają różnego rodzaju formy swojej pokuty, odcinania się od grzechu. Trzeba wierzyć w to, że oni robią ze swojej strony wszystko. Natomiast jak Pan Bóg w tym działa, zostawiłbym Jemu. Ja wierzę w to, że protestanci mogą mieć podobnie jak ta osoba, przy której nie ma kapłana gdy jest w stanie grzechu ciężkiego, a jej życie jest zagrożone. Niektórzy protestanci mogą mieć również obiektywne przeszkody i dlatego naszym zadaniem jest przede wszystkim umiejętność zastanowienia się, w jaki sposób te przeszkody przekraczać.
To nie jest jakaś relatywizacja?
To jest raczej proste powiedzenie w duchu Tomasza: naprawdę Bóg jest pierwszym, który martwi się o człowieka i robi wszystko, żeby do niego dojść. Sakramenty są pewną drogą, natomiast Bóg ma również swoje drogi dochodzenia do człowieka. Ale równocześnie Tomasz pisze, że stan łaski uświęcającej jest niezbędny do przeżycia wlania w Duchu Świętym. Jeżeli człowiek jest w stanie grzechu ciężkiego, wie o tym i mówi, że przeżył wlanie w Duchu Świętym, to Tomasz by się zastanowił najpierw czy ten człowiek nie udaje, a potem czy nie mamy tutaj do czynienia z jakimś poważniejszym problemem duchowym.
Czy nie jest trochę tak, że Bóg dając charyzmaty protestantom, po pierwsze utwierdza ich w błędzie, a po drugie może być wywołać zgorszenie czy przeciąganie katolików na ich stronę?
Używam czasami przykładu: jesteś matematykiem, pojąłeś teorię względności, masz możliwość dochodzenia do najgłębszych warstw rzeczywistości. Tymczasem porzucasz to wszystko i decydujesz, że zatrzymasz się na tabliczce mnożenia… Dla mnie dziwna jest sytuacja, kiedy katolik, porzuca głębię tego wszystkiego co ma w Kościele, wybiera coś, co może nie jest kłamstwem, bo tabliczka mnożenia jest prawdziwa. Charyzmaty to jak znajomość taka tabliczka mnożenia czy ułamków wobec całej katolickiej rzeczywistości, z sakramentami na czele, która jest jak potężna teoria, np. względności. Jednak czasami możemy mieć dostęp do teorii względności i kompletnie z niej nie korzystać, a co więcej nie tylko nie korzystać z teorii względności, ale nie korzystać z dodawania i odejmowania. W takim wypadku ten, kto korzysta z tabliczki mnożenia czy ułamków, wypada lepiej niż osoba odrzucająca całą matematykę. Przypuszczam, że niektórzy protestanci mogą nas zawstydzić, bo są mistrzami w dodawaniu i odejmowaniu, nawet w dzieleniu. Natomiast jeżeli my się chlubimy, że znamy teorię względności, a w ogóle nie korzystamy z tej wiedzy, to jesteśmy godni pożałowania.
Dar języków, z jakim można się zetknąć w charyzmatycznych wspólnotach, brzmi jak jakiś bełkot, jest dziwny. O co chodzi w tym charyzmacie?
Tomasz tworzy osobną kategorię dla daru języków, ponieważ dar języków, mimo że jest wiązany z teologią charyzmatów, jednocześnie nie jest charyzmatem. Według Tomasza dar języków może mieć teoretycznie każdy. Ponieważ jest pierwszym darem związanym z nowym życiem, jest naturalną formą takiego początkowego rozwoju, Tomasz powie "niemowlęctwa". To nie jest język, który można zrozumieć.
To są raczej pewne dźwięki, które człowiek wypowiada. Ten dar języków jest jakby formą gaworzenia. Tomasz pisze, że człowiek, który używa daru języków, co prawda nie robi nic złego, ale równocześnie nie wybiera świadomie dobra. W przypadku bowiem daru języków zangażowana jest wyłacznie wola i uczucia, natomiast intelekt jest niejako w uśpieniu. Modlitwa zaś powinna angażować cały umysł człowieka, czyli intelekt i wolę. Dlatego też Tomasz wprost pisze, że człowiek, który posiada dar języków, powinien idąc za św. Pawłem równocześnie prosić o dar rozumienia i dar prorokowania, bo charyzmaty mają służyć budowaniu Kościoła. Już problemem Koryntian było to, że ludzie zatrzymywali się tylko na samym darze języków i nie chcieli nic więcej.
Tomasz modlił się językami?
Myślę, że na 99% nie, ale gdyby się z tym dziś zetknął, to powiedziałby, że właśnie o tym pisał w swoim traktacie. Tu jest jeszcze jeden bardzo ciekawy wątek, ja w książce to tylko sygnalizuję i mam nadzieję, że zajmą się tym liturgiści. Według Tomasza z daru języków pierwotnego Kościoła w pewien sposób wyewoluowały w Kościele różne formy liturgii, np. system i sposób czytań w matutinum. Okazuje się zatem, że u początku niektórych sztywnych przepisów liturgicznych stoi tak naprawdę działalność charyzmatyczna. Kiedy rozmawiałem z kilkoma liturgistami, byli tym zaskoczeni. W 14 rozdziale listu Koryntian modlitwa językami jest jakąś formą liturgiczną, gdzie św. Paweł wprowadza reguły, jakiś porządek - najpierw niech się modli jeden, później drugi, później tłumaczenie…
Co do liturgii i daru języków, skojarzył mi się motyw z bizantyjskich czy greckich śpiewów we wschodniej liturgii, gdzie dla jakiegoś zaznaczenia uroczystej, podniosłej kwestii, wydłuża się śpiew o taki zlepek sylab, np. "tiruriru"…
Tak jak istnieje przepaść między teologami a charyzmatykami, tak jest też między charyzmatyczną modlitwą i liturgistami. To jest jeszcze rozdzielone, ponieważ w charyzmatycznej praktyce jest całkowita spontaniczność i Tomasz oczywiście też o tym pisze. Liturgiści muszą się tym zająć z uczciwością intelektualną, bez uprzedzeń.
A czy każdy może mieć charyzmat uzdrawiania?
U Tomasza tylko wiara czyni cuda. To jest bardzo mocne. Jeżeli ma wiarę, to choć nie ma miłości otrzymuje to, co jest przedmiotem wiary, a zatem dobra nadprzyrodzone, których się spodziewa. Dlatego jeżeli człowiek ma mocną wiarę, to rzeczywiście może czynić cuda, kiedy już odkryje, że może, że ma dostęp do tego skarbca. Te dary nie są dane niejako “naturalne I zwyczajne" skutki życia w bliskości z Bogiem, czyli w stanie łaski uświęcającej, natomiast jeśli człowiek trwa świdomie w grzechu cieżkim i korzysta z nich, zachowuje się jak złodziej. Według Tomasza Matka Boża, pomimo że miała pełnie charyzmatów, nie korzystała z daru uzdrawiania, bo nie było takiej potrzeby. Natomiast korzystała z daru proroctwa. Kwestii cudów poświęciłem osobny rozdział w swojej książce. Św. Tomasz dokładnie wyjaśnia jak to się dzieje, że na imię Jezus dzieją się cuda.
Jak to jest, że są ludzie żyjący sakramentami i mający wiarę, a nie dostrzegają u siebie tych charyzmatów?
Tomasz mówi, że ile człowiek oczekuje, tyle na pewno otrzyma. Pamiętajmy o tym, że każdy otrzymuje charyzmat indywidualne dla siebie. Ja mogę powiedzieć, że nie mam charyzmatu uzdrawiania, przynajmniej na razie, ale wiem, że mam inne charyzmaty, które są rzeczywiście moje. Łatwo sprawdzić, co jest charyzmatem - występuje według Tomasza wtedy, kiedy człowiek robi coś z łatwością i przyjemnością, bez wysiłku, a ludzie w efekcie się nawracają. Nie powinniśmy ograniczać charyzmatów tylko do uzdrawiania czy prorokowania. Swoją drogą, Tomasz pięknie wyjaśnia charyzmat proroctwa, da się u niego znaleźć kilka refleksji teologicznych, które rzycają nowe światło na tzw. spoczynek w Duchu świętym. Ale po to wszystko odsyłam do książki.
Czy pentekostalizacja to zagrożenie dla Kościoła? W Polsce od lat trwa spór w tej kwestii…
Tomasz mi osobiście dał możliwość stanięcia poza ludźmi, którzy się o to kłócą. Zagrożenie może być wtedy, kiedy nagle zaczniemy uważać, że są alternatywne dwie drogi pozasakramentalne. A co więcej, sakramentalna normalna droga dla katolików jest taka szarobura, a my charyzmatycy wybieramy coś lepszego. To jest całkowicie złe ustawienie problemu. Kluzja mojej książki jest prosta: ty człowieku musisz wyjść, musisz głosić. Moim zdaniem protestanci zielonoświątkowi pokazują nam, którzy mamy bardzo dużo, że z wielu rzeczy nie korzystamy. Mamy czas, kiedy kler cierpi, duchowieństwo jest w szpitalu polowym. W tym momencie potrzeba misji całego Kościoła. Kościół to jesteśmy my wszyscy, każdy na mocy łaski chrztu i bierzmowania jest częścią całej wielkiej misji ewangelizacji.
Tak jak protestanci idą i głoszą, tak jeszcze bardziej muszą zaangażować się w Polsce świeccy katolicy. W sakramencie pokuty człowiek co pewien czas odnawia łaskę chrzcielną, tak moim zdaniem każdy z nas powinien kilka razy w roku odnowić sakrament bierzmowania i zastanowić się, do czego jest posłany.
My mamy fantastyczne narzędzia: całą sakramentologię, Kościół, Tradycję. Ale przychodzi czas na to, że rzeczywiście potrzebujemy naszej właściwej, katolickiej pentekostalizacji, czyli wyprowadzenia człowieka z bezpiecznego wnętrza Kościoła. Zrealizować to, co wydarzyło się na bierzmowaniu, musimy się dać wyrwać i odkryć, że jesteśmy wezwani do misji. Tomasz wskazuje trzecią drogę. Mam nadzieję, że ta książka będzie remedium dla wszystkich zmęczonych dyskusjami na temat pentekostalizacji Kościoła. Trzeba odkryć to, co mamy. Na pewno nikt mi nie może zarzucić, że jestem z Kościoła otwartego czy jakiegoś liberalnego. Ja po prostu sam usiadłem na kilka miesięcy w ławce u św. Tomasza i spokojnie czytałem. Być może na tym polega fantastyczność tego wszystkiego dla mnie osobiście, że nie miałem żadnych prezałożeń, miałam tylko jedno pytanie: czym jest to, co przeżywają ci charyzmatycy i co na ten temat mówi Tomasz.
Ojciec w analizowaniu tomaszowego opisywania charyzmatów dochodzi do Maryi…
To jest pierwszy tego typu ogólny zarys teologii charyzmatów Tomasza od teologii stworzenia aż po Maryję. Przyznam, że ten ostatni rozdział dotyczący Maryi napisałem na samym końcu nie dlatego, że jest ostatni, tylko że w pierwotnej wersji tego rozdziału nie było. Bardzo często w książkach katolickich nie ma w ogóle Maryi i jakoś po prostu kompletnie mi to umknęło, co ze wstydem przyznaję.
Natomiast w ostatnim momencie, kiedy skończona książka już nawet była po redakcji, nagle doznałem olśnienia. Moją pracę przedstawiłem pierwszy raz, gdy zaproszono mnie do Lichenia na spotkanie charyzmatyków. I przez kilka dni głosiłem im Tomasza, zobaczyłem jak bardzo dotyka to ludzi. Jestem bardzo wdzięczny za to doświadczenie, ponieważ sam nie jestem ani nigdy nie byłem w żadnej grupie charyzmatycznej. Natomiast właśnie w Licheniu pewne sytuacje sprawiły, że na Maryi się skupiłem. Nagle zrozumiałem, że jeżeli cała teologia charyzmatów Tomasza jest oparta na teologii łaski, to Ta, która jest pełnią łaski, jest jakby w naturalny sposób Tą, która może zweryfikować całą książkę. Co ciekawe, gdy pisałem ten ostatni rozdział, pewne rzeczy mi się wreszcie poukładały, np. o darze proroctwa, uzdrawiania, nie mówiąc już o tym, że kochany św. Tomasz pisał wprost, iż Maryja miała charyzmaty.
Maryja jest po prostu zwieńczeniem, jakby weryfikacją całej teologii, którą przez 23 rozdziały opisuję. Zacząłem książkę od teologii stworzenia, kończę na Tej, która jest ukoronowaniem stworzenia, a zarazem już nowym stworzeniem.
* * *
Tomasz Gałuszka OP - teolog (UPJPII), dr hab. historii średniowiecza (UJ). Zajmuje się historią papiestwa, teologii i biblistyki średniowiecznej, prawa karnego, herezjami i ruchami świeckich. Pracuje nad średniowiecznymi rękopisami m.in. dzieł św. Tomasza z Akwinu. Autor książki "Odnowa w łasce. Teologia charyzmatów św. Tomasza z Akwinu. Jak dotknąć Boga i otrzymać charyzmaty". Patronem medialnym publikacji jest Katolicka Agencja Informacyjna.
Skomentuj artykuł