Początkowo pewną satysfakcję daje układanie sobie życia po swojemu: nie tak, jak mówią rodzice i nie tak, jak mówi Pan Bóg. Wchodzi się w złudne poczucie wolności i pseudo siły. Ale prawa życia, którego Dawcą jest Bóg, w końcu o sobie przypominają. Życie zaczyna się sypać.
Życie to nieustanna zmiana. Podlegamy zmianie poddając się jej - niejako bezwolnie: każde wydarzenie, rozmowa, spotkanie wpływają na nas mniej lub bardziej znacząco. Zmieniamy się też dzięki własnym wysiłkom w pożądanym przez nas kierunku. Co zrobić, żeby nasze wysiłki na rzecz zmiany na lepsze były naprawdę skuteczne?
Znam pewną dziewczynę, Monikę, której życie ciągle zadawało zbyt wiele ciosów. Mówiąc kolokwialnie: nie radziła sobie. Nie radziła sobie z pracą - nie wykorzystywała w pełni swoich wszystkich kwalifikacji i pokończonych kierunków studiów, wykonując zawód dużo poniżej swoich możliwości. Nie radziła sobie w relacjach z ludźmi - nigdy nie była w "poważnym" związku, nieustannie źle lokowała uczucia, bliskich przyjaciółek też miała niewiele, były to bardziej luźne znajomości niż prawdziwe przyjaźnie. Bez sukcesów i satysfakcji zarówno w życiu zawodowym, jak i osobistym, zaczęła staczać się w depresję kliniczną. I tutaj znów cios. Większość leków nie przynosiła żadnej poprawy. Poddała się terapii, trudnej, bolesnej, która trwała już kilka lat i wydawało się, że nigdy się nie skończy, również nie przynosząc pozytywnych zmian.
Nie będąc już w stanie samotnie dźwigać trudów życia, zwierzyła się kiedyś znajomej ze swoich problemów. Kobieta ta, kierowana współczuciem, poradziła jej spotkać z panią Wandą Półtawską, z którą, jako swoją znajomą, umówiła Monikę na rozmowę, żeby mogła poprosić tę mądrą, doświadczoną kobietę o radę, jak sobie pomóc. Pani Wanda wysłuchała długiej opowieści o trudnym życiu Moniki i zadała jej tylko jedno pytanie: "Czy ty się, dziewczyno, modlisz?".
To prawdziwa historia, której zakończenia nie znam - nie wiem, jak dalej potoczyły się losy Moniki. Historia ta jednak wskazuje na sedno radzenia sobie z życiem i na jedyny skuteczny sposób przemiany życia na lepsze. A przecież w naszym życiu zawsze jest coś do poprawienia, do ulepszenia. Tą jedyną, skuteczną drogą przemiany, która poprowadzi nas ku lepszemu, a nie na manowce, jest modlitwa.
Jak sobie pościelesz
Wielu ludzi, zwłaszcza młodych, nie dostrzega tej zależności, nie widząc związku między dbałością o życie duchowe i relację z Bogiem a jakością życia. Msza święta, modlitwa, wszelkie formy kultu Boga wydają się często bezowocne i przez to bezsensowne. Bóg sobie, życie sobie. Stąd ten trend odchodzenia od Kościoła, jak tylko przekroczy się jakiś symboliczny próg dojrzałości. Co się dalej dzieje? Nie od razu jest źle. Początkowo pewną satysfakcję daje układanie sobie życia po swojemu: nie tak, jak mówią rodzice i nie tak, jak mówi Pan Bóg. Wchodzi się w złudne poczucie wolności i pseudo siły. Ale prawa życia, którego Dawcą jest Bóg, w końcu o sobie przypominają. Życie zaczyna się sypać. Problemy są tak ciężkie, że stają się nie do udźwignięcia. Każdy dzień niesie kolejne ciosy. A radość życia to już tylko wspomnienie z dzieciństwa.
To myślenie, że Bóg jest daleko, obcy i dziwny, nie interesuje się nami i nie ma wpływu na nasze życie, jest pułapką i pokusą. Prawda, która jest fundamentem sztuki życia, jest inna: Bóg jest z nami w każdej sekundzie i z tymi, którzy w Niego wierzą, potwierdzając to modlitwą: "współdziała we wszystkim dla ich dobra" (Rzym, 8,28). Na drugim biegunie jest nasza obojętność wobec Boga, zamknięcie się na Niego i przez to "zawiązanie Mu rąk", które mogłyby przemieniać nas i nasze życie na lepsze.
Czas udzielania łask
Św. Matka Teresa mówiła: "Wszystko zaczyna się od modlitwy". Krótka myśl, a zawiera tyle prawd. Jakie? Modlitwa musi być na pierwszym miejscu. Czas modlitwy to czas, kiedy Bóg działa w naszych sercach. Przez modlitwę i w trakcie modlitwy spływają na nas wszelkie błogosławieństwa i łaski. Nasza aktywność wtedy sprowadza się do wypowiadania słów, rozmyślania, a czasem tylko wysiłku trwania przed Bogiem - ale dużo większa aktywność jest po stronie Boga, który właśnie wtedy przemienia nas, nasze serca, nasze życie.
Nikt nie jest zwolniony z modlitwy i nikt nie może powiedzieć, że nie potrzebuje modlitwy. Św. Faustyna pisała w swoim "Dzienniczku":
"Dusza zbroi się przez modlitwę do walki wszelkiej. W jakimkolwiek dusza jest stanie, powinna się modlić. Musi się modlić dusza piękna i czysta, bo inaczej utraciłaby swoją piękność: modlić się musi dusza dążąca do tej czystości, bo inaczej nie doszłaby do niej, modlić się musi dusza dopiero co nawrócona, bo inaczej upadłaby z powrotem; modlić się musi dusza grzeszna, pogrążona w grzechach, aby mogła powstać. I nie ma duszy, która by nie była obowiązana do modlitwy, bo wszelka łaska spływa przez modlitwę" (Dz.146).
Słowa te pokazują także fałszywość argumentowania typu "wierzę w Boga, ale modlitwa to nie dla mnie". Wiara domaga się czynów. Wiara bez uczynków jest martwa, jest - mówiąc dosadniej - kłamstwem próbującym uzasadnić lenistwo i wygodnictwo. Dopiero czyny - w tym pierwszy, podstawowy z nich: modlitwa - jest potwierdzeniem, że nasza wiara nie jest samooszukiwaniem się i ułudą.
Ale myśl św. Matki Teresy zawiera jeszcze jedną prawdę. Zwróćmy uwagę: "wszystko zaczyna się od modlitwy". A więc musi być jakiś ciąg dalszy, jakieś podjęte działanie, a nawet nie "jakieś", ale działanie na 100 procent, tak, jakby wszystko zależało od nas.
Ora et labora
Na pewno pamiętacie tę scenę z Ewangelii: Jezus z uczniami na jeziorze w czasie burzy. Jezus śpi, a uczniowie szaleją ze strachu, że zginą podczas nawałnicy, zwłaszcza, że Jezus początkowo nie interweniuje. Przestraszeni budzą Go, wyrzucając Mu obojętność. To metaforyczna chwila modlitwy, rozmowy z Panem. Ale co poprzedza tę chwilę? Ich ogromny wysiłek, żeby łódź nie zatonęła. Robią, co mogą, dając z siebie więcej niż maksimum.
To ważna wskazówka dla nas. Modlitwa musi iść w parze z naszymi działaniami w danym kierunku. Zdrowie, dobra praca, kochająca się rodzina, dobrze wychowane, mądre dzieci - tak, to łaska, Boża łaska wyproszona na modlitwie. Ale nie tylko. Także nasze, codzienne, wytrwałe działanie, wysiłek i walka.
Z teologicznego punktu widzenia nazywa się to "współpracą z łaską". Bóg zapewnił człowieka: "wystarczy ci mojej łaski" (2 Kor 12,9). To, czego może zabraknąć to naszej odpowiedzi na łaskę, pochwycenia jej i wykorzystania. Ta współpraca z łaską przejawia się właśnie w naszych decyzjach i podjętym po nich działaniu. Na maxa, na 100 procent. I to w działaniu, które zazwyczaj wiele nas kosztuje: nie tylko przysłowiowego potu, ale i pokonywania swoich lęków, uprzedzeń, skłonności do nieustannego poszukiwania komfortu.
Gdy będziemy żyć zgodnie z zasadą: "módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, działaj tak, jakby wszystko zależało od ciebie" - jednego możemy być pewni: każda zmiana nam się uda, a za parę lat stwierdzimy, że po prostu udaje nam się życie.
Anna Kaik - pisze książki dla Wydawnictwa Espe, interesuje się psychologią i gotowaniem
Skomentuj artykuł