Kiedy słyszymy opis działalności Jana Chrzciciela, mając w głowie nasz chrześcijański chrzest, to jest on jest zupełnie bezsensowny.
Mamy tendencję, żeby biblijne słowa brać jako techniczne określenia mimo że to były słowa używane na co dzień - mówi Radosław Więcławek OP w nowej serii na portalu dominikanie.pl. Tak wyjaśnia słowo "baptídzō" - odnoszone do chrztu i Jana Chrzciciela.
- To oznacza zanurzać - zanurzać nóż w chlebie, zanurzać się w wannie... Masa znaczeń, niekoniecznie związana z tym, co my uważamy za sakrament. A zresztą Jan Chrzciciel nie udzielał sakramentu chrztu. On robił coś innego, bo był ostatnim prorokiem ST. On zanurzał jako znak nawrócenia, tak jak działo się to w wielu wspólnotach w starożytnym Izraelu.
- O co chodzi z tym zanurzaniem? - pyta dominikanin. - W Biblii Tysiąclecia, w 3. rozdziale ewangelii wg św. Łukasza czytamy słowa Jana Chrzciciela, który mówi: ja was chrzczę wodą, ale po mnie idzie silniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On was będzie chrzcił Duchem Św. i ogniem. Teraz jak słyszymy to, mając w głowie nasz chrześcijański chrzest to zdanie jest zupełnie bezsensowne. O co chodzi z chrzczeniem Duchem Świętym i ogniem? Jak w ogóle wylać na głowę dziecku z dzbanka Ducha Świętego albo ogień? To nie może o to chodzić. Dlatego przeczytajmy to tak, jak jest napisane: ja was zanurzam w wodzie. Po mnie idzie mocniejszy ode mnie. On was będzie zanurzał w Duchu Świętym i ogniu. Kiedy przeczytałem to po raz pierwszy w ten sposób, zobaczyłem, że to nie mówi tylko o Janie, ale także o tym, kim jest Duch Święty.
Skomentuj artykuł