"Jesteś pielgrzymem? To niecodzienny widok, pielgrzym tutaj, do tego na... jednej nodze"

"Jesteś pielgrzymem? To niecodzienny widok, pielgrzym tutaj, do tego na... jednej nodze"
(fot. archiwum prywatne Grzegorza Polakiewicza)
Logo źródła: Wydawnictwo ZNAK Grzegorz Polakiewicz

- Przestań! Idziesz sześćset kilometrów z plecakiem na tej nodze, a mi chcesz powiedzieć, że nie możesz iść potańczyć? - nie pozwoliła sobie odmówić.

Idąc w 2017 roku z Porto do Fatimy, doszedłem do małej miejscowości w okolicach Coimbry. Nie było tam kościoła, jedynie mała kaplica, do której ksiądz dojeżdżał dwa razy w tygodniu odprawiać mszę. Nie miałem noclegu, a noc zapowiadała się dość chłodna. Wszedłem do baru i zamówiłem herbatę, choć nie było oczywiste, czy aby na pewno ją dostanę. Gdy siedziałem przy stoliku, podszedł do mnie chłopak z obsługi i zapytał po angielsku:

- Jesteś pielgrzymem?

DEON.PL POLECA

- Tak, idę do Fatimy z Porto.

- Sam? - Był widocznie zaskoczony.

- Tak, sam. Dlaczego pytasz?

- To niecodzienny widok, pielgrzym tutaj. Do tego...

- ... na jednej nodze - dokończyłem z uśmiechem.

- No właśnie. Widzisz tych państwa? Mieszkają tutaj. Nie znają angielskiego, dlatego prosili mnie, bym cię zapytał, czy masz gdzie nocować.

- Yyy... Nie mam. Planowałem zapytać księdza w kościele, ale okazało się, że go tutaj nie ma.

- Mam ci przekazać, że ci państwo zapraszają cię do swojego domu. Ich córka pracuje w Coimbrze i zna angielski. Wróci z pracy za trzy godziny, to się dogadacie.

- Ale nie wiem. czy mogę...

- Możesz, możesz. Pani Rosa świetnie gotuje.

Wziąłem plecak, podszedłem do wskazanej pary, a kobieta przytuliła mnie, jakbyśmy się znali od lat. W jej oczach widziałem swojego Anioła Stróża.

- Obrigado - powiedziałem po portugalsku, bo to jedno z nielicznych znanych mi słów w tym języku. Znaczy: dziękuję.

Gospodarze dali mi wielkie, wygodne łóżko z pachnącą pościelą. Wziąłem prysznic i usiadłem w kuchni, gdzie pani Rosa przygotowywała jedzenie. Wyjąłem z kieszeni telefon, napisałem kilka zdań, a gdy po chwili włączyłem przycisk play, mój telefon zaczął mówić po portugalsku. I tak, za pośrednictwem specjalnej aplikacji tłumacza, bardzo szybko nawiązaliśmy konwersację. Około dziewiątej wieczorem przyjechała Silvia, córka pani Rosy.

Z początku była dość zdezorientowana, bo - jak się okazało - nie została uprzedzona przez rodziców o mojej obecności. Gdy zasiedliśmy do stołu, okazało się, że jedzenie rzeczywiście było obłędnie smaczne. Gdy skończyliśmy jeść, pani Rosa i Nuno pożegnali się ze mną i położyli się spać. Uprzedziłem ich, że rano możemy się już nie zobaczyć, bo ruszę zapewne jeszcze przed świtem. Za wszystko podziękowałem i zostałem z Silvią. Po chwili usłyszałem.

- Odpocząłeś już?

- No jasne - odpowiedziałem, nie podejrzewając, jak ryzykowna może to być deklaracja.

- No to super. Zbieraj się. Na placu w centrum zaczęły się tańce.

- Ale... - Sugestywnie spojrzałem na nogę.

- Przestań! Idziesz sześćset kilometrów z plecakiem na tej nodze, a mi chcesz powiedzieć, że nie możesz iść potańczyć?

- No dobrze. Chodźmy.

Poddałem się. Domyślałem się, że nie będą to tańce standardowe, ale to, co zastałem na miejscu, przekroczyło wszelkie moje oczekiwania. Był to wieczór bacciaty.

- Idź tańcz sama. Ja wezmę sobie wino i pokibicuję wam jako juror.

Spojrzenie Silvii mówiło wyraźnie, co myśli o mojej propozycji. Stanąłem więc z nią na skraju podestu zbudowanego z desek i do piosenki Shakiry Deja vu zaczęliśmy tańczyć. Silvia prowadziła, ja na jednej nodze... Myślałem sobie, że wyglądam jak kretyn. Krok za krokiem podążaliśmy jednak z rytmem muzyki. Tańce, karaoke, rozmowy i dużo śmiechu. W pewnym momencie spojrzałem na zegarek. Była druga pięćdziesiąt.

- Silvia, muszę wracać.

- A co ty, Kopciuszek?

- Ja muszę o piątej ruszyć w drogę

- No to masz jeszcze dwie godziny.

Uśmiechnęła się i zaczęliśmy się zbierać. Kładąc się w tej pachnącej pościeli, stwierdziłem, że ruszę później, a chwilę dłużej pośpię.
Obudziłem się o ósmej. Pani Rosa i Silvia czekały na mnie ze śniadaniem. Gdy pakowałem się już do wyjścia, Silvia powiedziała:

- Mama prosi, bym się zapytała, czy nie chciałbyś zostać jeszcze kilka dni u nas.

- Dziękuję całym sercem, ale muszę iść. Daleka droga przede mną do Fatimy, a co dopiero do Santiago.

- Trudno. Ale pamiętaj, że drzwi naszego domu są dla ciebie zawsze otwarte.

Z ogromnym wzruszeniem wyruszyłem w dalszą drogę. Później znalazłem w kieszeni swojej bluzy karteczkę z napisem: "Nie znam lepszego tancerza od Ciebie. Bom Caminho!". Jakże nie dopatrzeć się w tym wydarzeniu cudu drogi? Obcy ludzie przyjęli mnie pod swój dach, by zapewnić mi schronienie, nakarmić mnie i dać mi wiele radości.

Tak często w życiu nie potrafimy dostrzec cudów, które się w nim dokonują. Oczekując czegoś spektakularnego, nie widzimy i nie doceniamy tego, czego doświadczamy każdego dnia: wielkich cudów codzienności.

Tekst pochodzi z książki Grzegorza Polakiewicza "Żyje się tylko raz".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Grzegorz Polakiewicz

Historia Grzesia jest dla każdego podręcznikiem z bycia człowiekiem. W jego prostocie, szczerości, pogodzie ducha, która nie jest chwilowym optymizmem, odnajdujemy sposób na przezwyciężanie swoich lęków i słabości. Jest to opowieść uniwersalna, choć jednocześnie jedyna,...

Skomentuj artykuł

"Jesteś pielgrzymem? To niecodzienny widok, pielgrzym tutaj, do tego na... jednej nodze"
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.