Zrozumiałem, że bardzo się boi, że przed czymś ucieka, że ktoś go ściga. Tygodnie mijały. Zaczął pojawiać się popołudniami w kuchni. Naprawił stół. Poszedł do fryzjera. Poszedł do okulisty. To wszystko wydarzyło się samo, bez naszego udziału.
Pewnego dnia, gdy nauczał, siedzieli faryzeusze i uczeni w Prawie, którzy przyszli ze wszystkich miejscowości Galilei, Judei i z Jeruzalem. A była w Nim moc Pańska, tak że mógł uzdrawiać. Wtem jacyś mężczyźni, niosąc na łożu człowieka, który był sparaliżowany, starali się go wnieść i położyć przed Nim.
Nie mogąc w żaden sposób go przenieść z powodu tłumu, wyszli na płaski dach i przez powałę spuścili go wraz z łożem na sam środek, przed Jezusa. On, widząc ich wiarę, rzekł: «Człowieku, odpuszczone są ci twoje grzechy».
10 porad jak się modlić o uzdrowienie
Na to uczeni w Piśmie i faryzeusze poczęli się zastanawiać i mówić: «Kimże on jest, że wypowiada bluźnierstwa? Któż może odpuścić grzechy prócz samego Boga?» Lecz Jezus przejrzał ich myśli i w odpowiedzi [na nie] rzekł do nich: «Co za myśli nurtują w sercach waszych? Cóż jest łatwiej powiedzieć: "Odpuszczone są ci twoje grzechy", czy powiedzieć: "Wstań i chodź"? Otóż żebyście wiedzieli, że Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów» - rzekł do sparaliżowanego: «Mówię ci, wstań, weź swoje łoże i idź do domu!». I natychmiast wstał wobec nich, wziął łoże, na którym leżał, i poszedł do swego domu, wielbiąc Boga.
Wtedy zdumienie ogarnęło wszystkich; wielbili Boga i pełni bojaźni mówili: «Przedziwne rzeczy widzieliśmy dzisiaj». (Łk 5, 17-26)
Wiele wątków na raz. Posplatane. Opowiadanie aż się skrzy treścią.
Paralityk, wiadomo, nie może chodzić. Często nie może też mówić. Daje znaki oczyma. Kontakt z nim jest utrudniony. Trudno go o coś spytać. Trzeba wziąć na siebie odpowiedzialność za niego. Z zajęć z przysposobienia obronnego wiem, że nieść człowieka na noszach to nie takie hop-siup. Trzeba się dobrze zorganizować, by nie zrobić niesionemu dodatkowej krzywdy.
Czy modlić się o uzdrowienie międzypokoleniowe?
A co dopiero spuścić kogoś przez dach na linach? To wymaga już bardzo dobrej organizacji i dodatkowo nie tylko sporej fantazji, ale i odwagi. Z pewnością posypały się najróżniejsze komentarze: "Biedak, chory, sparaliżowany, a jeszcze ci wariaci chcą go zabić!".
Są ludzie sparaliżowani duchowo. Nie da się z nimi rozmawiać na tematy duchowe. Drętwieją, robią oczy w słup i język im kołkiem staje. Takich można tylko przynieść do Jezusa. A niesiemy ich modlitwą. Jeśli tak podejdziemy do tego opowiadania, to tych czterech okazuje się obrazem grupy służącej modlitwą wstawienniczą.
Wiedzą, z czym mają do czynienia, wiedzą, co robić, są świetnie zorganizowani, odważni i skorzy do innowacyjnych rozwiązań. Nowoczesna grupa modlitewna!
A Chrystus jest poniżej, w dole. By Go spotkać, trzeba się udać w dół; trzeba się uniżyć, zejść w doliny, ba, w głębię swojego serca, czasami na samo dno.
I co się tam poniżej dzieje? Ano nic się nie dzieje. On mówi, oni słuchają. Jest w Nim moc, by uzdrawiać, ale jest także cisza i spokój. Trochę nawet wieje nudą.
3 zasady modlitwy o uzdrowienie
Aż do momentu, kiedy w samym środku tej wspólnoty ląduje sparaliżowany. Wtedy akcja nabiera tempa. Chrystus zajmuje się paralitykiem. A w głowach zgromadzonych pojawiają się pytania. I to jakie pytania... Kim On jest? Kim jest Chrystus?
Jeśli w naszych wspólnotach, ba, w ich centrum pojawiają się ludzie z problemami, sparaliżowani duchowo, wspólnota zaraz ożywa.
Chrystus działa, a wszyscy stawiają sobie fundamentalne pytania. Obecność sparaliżowanych staje się szansą dla pozostałych. Jest jak świeża krew, jak fantastyczny ferment.
W tej ewangelicznej scenie wszystkich ogarnęło zdumienie. Widzą oto, jak sparaliżowany niesie swoje własne łóżko. Tak, oto cały Chrystus i Jego głębokie zrozumienie człowieka! Paralityka nie sposób oderwać od łóżka. Łóżko staje się jego nieodłączną częścią. Często problemy, z jakimi się borykamy, stają się częścią nas samych.
Alkoholika nie sposób oderwać od choroby alkoholowej, ona jest częścią jego życia. Chrystus nawet nie zamierza dokonywać takiej operacji. On to doskonale rozumie. Nie odrywa nas od nas samych, ale daje nam niezbędną siłę, abyśmy sami mogli unieść swój problem.
Paralityk na oczach wszystkich dźwiga swoje łóżko, alkoholik swą chorobę, dorosłe dziecko alkoholika historię swego życia, ślepiec swoją ślepotę, a mąż swą żonę z teściową na dokładkę. I to jest prawdziwy cud. Oto Chrystus w całej swojej krasie! Nic dziwnego, że dziwili się bardzo. Czegoś takiego jeszcze nie widzieli.
Już nie pamiętam, kto go przywiózł. Był jak dzikie, zastraszone zwierzątko. Zamieszkał w małym pokoiku w duszpasterstwie. W ciągu dnia nie wychodził. Nocami, owszem, pojawiał się w kuchni i nawiedzał lodówkę. Jego siostra ostrzegła mnie, że w młodości wąchał klej, że może być agresywny.
Kiedyś, wychodząc nocą z duszpasterstwa, cichutko wszedłem do jego pokoju, by zabrać torbę, którą tam zostawiłem. On zerwał się jak dziki zwierz. Rzucił się na mnie. W ostatniej chwili powstrzymał agresję.
Zrozumiałem, że bardzo się boi, że przed czymś ucieka, że ktoś go ściga. Tygodnie mijały. Zaczął pojawiać się popołudniami w kuchni. Naprawił stół. Poszedł do fryzjera. Poszedł do okulisty. Okulary bardzo zmieniły jego twarz. Stał się z wyglądu jakby szlachetniejszy, a w sposobie bycia pogodny, rozmowny.
To wszystko wydarzyło się samo, bez naszego udziału. Pewnego dnia zniknął. Mógł już sam nieść swoje problemy.
A dni jego pobytu u nas to okres największego rozwoju naszego duszpasterstwa. Nigdy więcej go nie spotkałem. Siostra zadzwoniła raz tylko i powiedziała, że wrócił do domu odmieniony. Oto, jak działa Chrystus.
Fragment pochodzi z książki "Zatrzymaj się, albo zgiń".
Skomentuj artykuł