(fot. clappstar/flickr.com)
To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna (J 15, 11). Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił. Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość (J 16, 20).
Pragnienie radości
Tęsknota za radością jest uniwersalna. Wszyscy pragniemy żyć w radości. Ale doświadczanie smutku, przynajmniej od czasu do czasu, jest też powszechne. Jest nam bardzo źle, gdy życie upływa w smutku. Brak radości jawi się człowiekowi jako wielki problem. Tęsknota za życiem w radości i jej nierzadki niedobór otwierają nas na poszukiwania kogoś, kto pomógłby nam żyć w pokoju serca i w radości. W tym kontekście warto zauważyć, że Pan Jezus, na krótko przed odejściem z tego świata, każe odczytać całe swoje Dzieło na ziemi w kluczu radości: To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna (J 15, 11).
Obfite życie i wielką radość Jezus czerpie z jedności z Ojcem i z nieustannej wymiany miłości. Jezus - sam pełen życia i radości - chce dzielić się tym cennym dobrem ze wszystkimi. Obdarowywanie radością Jezus stawia sobie jako cel wypowiadanych słów, dokonywanych uzdrowień, opowiedzianych przypowieści... Na żadnej stronie Ewangelii nie znajdziemy niczego, co by miało przygnębić. Odbieranie radości byłoby czymś najbardziej sprzecznym z misją i wolą Jezusa.
Czy nie jest zatem wymowna i olśniewająca ta zbieżność, że radości pragniemy my i Jezus pragnie radości dla nas? I czy nie jest wspaniałe to, że Jezus nie ma jakichś dwóch radości - jednej dla Siebie, drugiej (jakiejś pośledniejszej) dla nas? On pragnie, byśmy mieli udział w Jego radości, dokładniej, by Jego radość była w nas. I by ta "nasza-Jego" radość była pełna!
Radość - oznaką łaski
A gdy myślimy o misji nas chrześcijan w dzisiejszym świecie, to możemy być dumni z tego, że niesiemy ludziom dobro najbardziej upragnione: radość i pokój serca. Oczywiście, nie wystarczy być ochrzczonym (w sensie: jedynie legitymować się chrzcielną metryką), by promieniować radością na sposób pierwszych chrześcijan. Często winniśmy sprawdzać, czy (wciąż) mamy w sobie Jezusową radość, a jeśli nie, to czego nam nie dostaje.
Kardynał J. Ratzinger tak pisał w roku 1995: "Jedna z podstawowych reguł rozeznawania duchów mogłaby brzmieć: tam gdzie nie ma radości, gdzie humor obumiera, tam na pewno nie ma Ducha Świętego. I odwrotnie: radość jest znakiem łaski. Kto z głębi swego serca jest pogodny, kto cierpiąc nie stracił radości, ten jest bliski Boga Ewangelii, Ducha Bożego, który jest Duchem wiecznej radości" (TP 23.04.1995).
Święty Ignacy Loyola w Regułach o rozeznawaniu duchów mówi o radości, "o wszelkiej radości wewnętrznej", jako ważnym "elemencie" duchowego pocieszenia. "Pocieszeniem nazywam [przeżycie], gdy w duszy powstaje pewne poruszenie wewnętrzne, dzięki któremu dusza rozpala się miłością ku swemu Stwórcy i Panu, a wskutek tego nie może już kochać żadnej rzeczy stworzonej na obliczu ziemi dla niej samej, lecz tylko w Stwórcy wszystkich rzeczy. Podobnie i wtedy [jest pocieszenie], gdy wylewa łzy, które ją skłaniają do miłości Pana, czy to na skutek żalu za swe grzechy, czy to współczując Męce Chrystusa, Pana naszego, czy to dla innych jakich racji, które są skierowane wprost do służby i chwały Jego. Wreszcie nazywam pocieszeniem wszelkie pomnożenie nadziei, wiary i miłości i wszelkiej radości wewnętrznej, która wzywa i pociąga do rzeczy niebieskich i do właściwego dobra [i zbawienia] własnej duszy, dając jej odpocznienie i uspokojenie w Stwórcy i Panu swoim" (Ćwiczenia duchowne, nr 316).
Miłość motywem radości
Chcąc mieć w sobie trwałą radość, nie wystarczy wiedzieć, że my jej bardzo pragniemy i że Jezus pragnie jej dla nas. Najbardziej liczy się realne posiadanie mocnych motywów radości i "przeżuwanie" ich w szarej codzienności. Te motywy muszą być na tyle mocne, żeby ostały się wobec ponawianych ataków negatywnych sił, których sprawcą jest stary człowiek w nas, zsekularyzowany świat, a w końcu złe duchy.
- Ale gdzie te mocne motywy radości znaleźć?
Otóż jedynie nieskończona miłość Boga do nas jest wystarczająco mocnym motywem radości. O tej Miłości - źródle radości - mówi Jezus w tym zdaniu (powracającym w naszych rozważaniach): Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem (J 15, 9). W treści tego zdania, a dokładniej w Sercu tego, kto je wypowiada, bije niewyczerpane źródło naszej radości.
Czyż nie możemy tak sobie perswadować w najtrudniejszych sytuacjach: skoro Jezus w Miłości Ojca zawsze znajdywał radość, to i my winniśmy ją znajdywać w zapewnieniu Jezusa, że On miłuje nas taką samą miłością, jaką sam jest miłowany przez Ojca. Jeśli On zaofiarowuje nam to, co sam otrzymuje od Ojca, to czegóż potrzeba więcej, by czuć się szczęśliwym i radosnym.
Miłość jak chleb powszedni
Jeśli "jakiś" problemem nadal pozostaje, to bierze się on nie z braku obiektywnego motywu radości. To raczej niepoważne traktowanie zaofiarowanej nam Miłości jest problemem i wywołuje kolejne problemy. Inaczej mówiąc, otwartą kwestią pozostaje to, czy w życiu codziennym decydujemy się na to, by tak karmić się miłością Jezusa, jak karmimy się chlebem powszednim. Wiele czasu i sił poświęcamy staraniu o codzienny pokarm dla ciała; i jakie to jest dla nas ważne (jak świetnie rozchodzą się poradniki kulinarne!). A ile czasu i sił jesteśmy gotowi poświęcić na to, by codziennie nakarmić się miłością zaofiarowaną nam przez Jezusa?
Czym jest dobry chleb dla organizmu, tym Boska Miłość jest dla ludzkiego serca, dla osoby, dla dziecka Bożego. To prawda, że i tak zawsze i wszędzie żyjemy z Boskiej Miłości - Ojca, Syna i Ducha Świętego; ta miłość nieustannie tka nas i podtrzymuje. Jednak oprócz tego wymiaru Miłości potrzebujemy czegoś jeszcze. Potrzebny jest nam specjalny czas, w którym "formalnie" - wprost, odpowiednio długo, w ciszy i skupieniu - karmimy się Miłością Boga do nas. Ten czas nazywamy czasem modlitwy.
Jest to także czas sprawowania Sakramentów świętych, a zwłaszcza Eucharystii, gdzie karmimy się Słowem Bożym i Ciałem Chrystusa, wydanym dla nas i za nas - z Miłości, która nie zna granic.
Miewamy w życiu duchowym bardzo dobre okresy. Ogarnia nas wtedy wielki pokój i wielka radość. Czujemy się skąpani w Bożej Miłości. Tak dzieje się w czasie różnych skupień, pielgrzymek i różnych rekolekcji. Czując się szczęśliwi, z pewnym niepokojem pytamy w takich dobrych "momentach": co to będzie, gdy powrócimy do codzienności, do zwyczajnego trybu życia. Czy ocalę pokój, radość, kontakt z życiodajną Miłością?
Odpowiedź jest zasadniczo prosta. Wszystko zależy od tego, czy będziemy się codziennie modlić. "Chrześcijanin stoi i upada z modlitwą. Jego wiara ma jedną tylko treść: że Bóg go ukochał, jego i wszystkich ludzi - nie tylko wszystkich bezimiennie, lecz również właśnie jego - że kochał i zawsze kocha" (kard. Hans Urs von Balthasar ).
Więcej w książce: Przed Tobą jest dal. Rozważania o miłości, pokonanej śmierci i jasnym wyborze
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł