Ks. Wojciech Grygiel: koronawirus wyrwał nas ze strefy komfortu

Ks. Wojciech Grygiel: koronawirus wyrwał nas ze strefy komfortu
Fot. Maria Teneva / Unsplash

Nikt chyba nie zaprzeczy, że sytuacja epidemii, w której się tak nagle znaleźliśmy, wybiła i nas z wielu stref komfortu. Parafrazując słowa Papieża Franciszka, wyrzuciła nas z pewnej przestrzeni i nakazała wejść w proces.

Praktykując dłużej codzienną lekturę Pisma Świętego natrafiamy w końcu na taki jego fragment, który szczególnie zapada nam w pamięć. Można wręcz powiedzieć, że na tyle on nas dalej ,,prześladuje’’, że przez jego pryzmat interpretujemy świat i nas samych, próbujemy w ten sposób odczytać sens swojej osobistej historii. W moim przypadku tak rzecz się ma z przypowieścią o ziarnie pszenicznym, które musi obumrzeć, aby wydać owoc (J 12, 24). Użyta w tej przypowieści metafora sięga niezwykle szeroko: jako ludzki gatunek powstaliśmy przecież na drodze ewolucji, co zostało okupione trwającym przeszło trzynaście miliardów lat wysiłkiem przyrody, poświęcającej na tej drodze całe mnóstwo nieistniejących już gatunków. Tak nasza historia sprzęgła się z historią Wszechświata jako jednego wielkiego dzieła stwórczego zamysłu Boga. Patrząc jednak wprost na ewangeliczny kontekst łatwo dostrzec, że w przypowieści o pszenicznym ziarnie Jezus pragnie przede wszystkim uzmysłowić nam nadprzyrodzoną rzeczywistość rodzenia się ku pełni zjednoczenia z Bogiem poprzez oswobodzenie się z tego, co ziemskie i przemijające ku temu co Boskie i wieczne. Choć bezpośrednimi adresatami przypowieści byli chcący ujrzeć Jezusa Grecy, to jednak w tle ewidentnie stoją faryzeusze: ci, którzy zastygli w swoim czysto ludzkim wyobrażeniu Mesjasza jako tego, który utwierdzi piastowane przez nich urzędy, nadać pilnie strzeżonej przez nich literze prawa wymiar absolutu. Mówiąc krótko, oczekują, że ktoś zaimpregnuje ich strefy komfortu.

Nikt chyba nie zaprzeczy, że sytuacja epidemii, w której się tak nagle znaleźliśmy, wybiła i nas z wielu stref komfortu. Parafrazując słowa Papieża Franciszka, wyrzuciła nas z pewnej przestrzeni i nakazała wejść w proces. I uczyniła to niezwykle szybko, tak szybko, jak zmienia się współczesny świat. Bóg dokonał na nas w ten sposób swoistego eksperymentu, powiedział stop. Rodzi się więc w nas usilna potrzeba nadania temu wszystkiemu sensu: sensu, który choć w samym Bogu istnieje, to jednak naszemu ograniczonemu rozumowi musi się jednak dopiero powoli odsłonić. Próbując więc zaangażować do tego celu przypowieść o obumierającym ziarnie, chciałbym szczególnie wydobyć dwa jej kluczowe momenty: ogołocenia oraz nowości. Wszyscy czujemy się dziś ogołoceni z tego, co traktowaliśmy dotychczas jako oczywiste i na wyciągnięcie ręki. Tak przede wszystkim jest z naszym życiem religijnym: świątynie jako fizyczne miejsca religijnych zgromadzeń oraz realnej obecności Boga dotkliwie ograniczyły swoją dostępność. To niewątpliwie bolesne doświadczenie. Ale gdzie dalej szukać sensu tego ogołocenia? Trudności z jego odnalezieniem rodzą się dlatego, że nie szukamy wystarczająco głęboko. Sens obecnej chwili – jak też i każdej innej – tkwi bowiem w samym autorze przypowieści o ziarnie, czyli w Jezusie. Musimy więc pomimo wszystko podjąć wysiłek, aby dalej iść za Nim.

Natłok wielu ostatnich spraw i trosk mógł nam przesłonić bardzo ważną uroczystość, jaka przypadła w zeszłym tygodniu, czyli Zwiastowanie Najświętszej Maryi Panny. Choć w centrum tego wydarzenia stoi Maryja, to jednak chodzi tam o coś o wiele większego – o Wcielenie, czyli przyjęcie przez Syna Bożego czyli drugą osobę Przenajświętszej Trójcy ludzkiej postaci. Uroczystość Zwiastowania to przede wszystkim uroczystość Wcielenia. Wystarczy jednak spojrzeć na znany wyjątek z Listu św. Pawła do Filipian (Flp 2,7), żeby przekonać się, że istota Wcielenia to właśnie ogołocenie, nazwane z greckiego kenozą. Termin ten na stałe zadomowił się w teologicznym dyskursie, oznaczając wcielenie jako dobrowolne, zbawcze uniżenie się Chrystusa, będące wyrazem Jego boskiej woli. Przyjął On w pełni ludzką kondycję, z całą jej słabością i kruchością, oczywiście za wyjątkiem grzechu. Wyrażamy to też prostymi słowami w popularnej kolędzie: ,,opuściłeś śliczne niebo, obrałeś barłogi’’. Kulminacją Chrystusowego ogałacania się była oczywiście Golgota.

Skoro Chrystus tak usilnie nawołuje nas do pójścia za nim, to musimy Go także naśladować w Jego ogołoceniu. Temu służy czas Wielkiego Postu, kiedy podejmujemy wyrzeczenia dokładnie po to, aby uświadomić sobie kruchość naszej ludzkiej egzystencji i postawić pytanie, czy rzeczy tego świata mają kontrolę nade mną, czy ja mam kontrolę nad nimi. Innymi słowy, czy nie pobudowaliśmy sobie stref komfortu, w których upatrujemy złudnego bezpieczeństwa i stabilizacji, których prawdziwie możemy jedynie oczekiwać po tamtej stronie życia. Jeżeli jednak dokładnie przyjrzeliśmy się zmianie wyglądu naszych świątyń w ostatnią niedzielę, to z pewnością zauważyliśmy, że zasłonięte zostały krzyże, czyli wizerunki Chrystusa. Czy nie jest wręcz tak, że to nasze ogołocenie ma sięgać aż tak daleko, że mamy także pościć od Chrystusa? To niewątpliwie bardzo szczególny przypadek postu, o którym mówi On sam w Ewangelii św. Łukasza: ,,Lecz przyjdzie czas kiedy zabiorą im Pana Młodego, i wtedy, w owe dni, będą pościli’’ (Łk 5, 35). Warto także zauważyć, że w dawnej liturgii Wielkiego Piątku nie udzielano Komunii świętej, aby wyakcentować moment, w którym intensyfikacja postu osiąga swoje maksimum. Sądzę więc, że obecną sytuację, w której nie dane nam jest mieć przystępu do Stołu Pańskiego tak często, jak tego pragniemy, należy postrzegać jako swoiste rozszerzenie Wielkiego Piątku na cały ten czas, w którym zmuszeni jesteśmy pozostawać w domach. Spróbujmy więc potraktować go nie jako duchowy dyskomfort i porażkę – choć tego z pewnością głęboko doświadczamy – ale jako szczególnie głębokie przeżywanie Wielkiego Postu, kiedy zabrano nam Pana na dużo dłużej, niż się kiedykolwiek spodziewamy. Taki sens, jak już mówiliśmy płynie wprost z tajemnicy Wcielenia i trudno chyba o głębszy.

Gdyby jednak pozostać w tym punkcie rozważań, sfalsyfikowałaby się przypowieść o obumierającym pszenicznym ziarnie. Musi bowiem nastąpić ciąg dalszy, który przyniesie rozświetlony wschodzącym słońcem poranek Zmartwychwstania. Tylko bowiem w tej nowości rację znajduje nasza chrześcijańska nadzieja. Choć kieruje się ona ostatecznie ku rzeczywistości naszego zmartwychwstania, to jednak ze względu na naszą ludzką słabość domaga się doświadczenia jej już w drodze. Inaczej zbrakłoby nam sił, aby wytrwać do końca. Taka wątpliwość rodzi się z pewnością też i dzisiaj: czy przy przedłużającej się izolacji od naszych świątyń i nieuchronnej już chyba perspektywy przeżywania Świąt Wielkiej Nocy przed monitorami komputerów utrzymamy naszą duchową kondycję i nie wyzbędziemy się naszej nadziei? Jak tą nadzieję pomimo wszystko dostrzec?

Kościół jako świątynia jest jednym z symboli Mistycznego Ciała Chrystusa, które to z kolei jest wspólnotą wiary mającą charakter nadprzyrodzony. Mistyczne Ciało nie jest ,,na sztywno przyspawane’’ do żadnego z symboli. Obecna sytuacja to szczególne wyzwanie dla Kościoła. Aby to dostrzec wystarczy spojrzeć na ewangeliczną opowieść o rozmnożeniu chleba. Chrystus od swojego narodzenia jest tym, dla którego nie ma miejsca w gospodzie. Nie ma też dla niego miejsca w synagodze, naucza i karmi lud siedzący na polu. Czy nie stało się to w pewnym sensie ponownie i teraz? Ludu Bożego nie ma prawie w ogóle w fizycznym budynku świątyni, ale jest gdzie indziej – jest na pewno w przestrzeni internetu i tam trzeba go nakarmić. Choć Kościołowi jako Mistycznemu Ciału Chrystusa zbrakło chwilowo miejsca w świątyniach, to jednak trwa on nadal, ponieważ – jak powiedzieliśmy powyżej – przekracza on w swojej istocie każdą swoją ziemską realizację. Kościół jako budynek utracił na ten czas swoją funkcjonalność, ale jako Mistyczne Ciało Kościół żyje nadal i należy ufać, że w tych jakże nowych i trudnych warunkach wyda wspaniałe owoce. Boskiej dynamiki nie da się poskromić narzucając czysto fizyczne więzy. Odczuwającym niepokój, że zamknięcie świątyń oznacza klęskę Mistycznego Ciała, niech posłuży następująca wypowiedź Alberta Einsteina, którą z powodzeniem można przenieść na obszar teologii: ,,Większość pomyłek w filozofii i logice pojawia się dlatego, że umysł ludzki jest skłonny do brania symbolu za rzeczywistość''.

WIĘCEJ TEKSTÓW ZNAJDZIESZ TUTAJ:

(fot. AJ / DEON.pl)(fot. AJ / DEON.pl)

Ksiądz, filozof, chemik, prodziekan ds. naukowych i współpracy z zagranicą Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie, członek Bractwa Kapłańskiego Świętego Piotra.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Piotr Jordan Śliwiński OFMCap

Ksiądz Józef Tischner powiedział kiedyś, że nie lubi się spowiadać. To chyba powszechne doświadczenie, bowiem nikt z nas nie lubi opowiadać o własnych grzechach i słabościach. Wyznanie grzechów czyni Sakrament Pojednania najtrudniejszym spomiędzy wszystkich spotkań...

Skomentuj artykuł

Ks. Wojciech Grygiel: koronawirus wyrwał nas ze strefy komfortu
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.